Ostatnie Tchnienie - Prolog

PROLOG

“Człowiek może być zagubiony, lecz nigdy nie będzie zapomniany”

 

W głowie słyszałem jedynie słowa “nie zapominaj”, jednak nie pamiętałem już kto je wymówił. Gdy się obudziłem, nie wiedziałem gdzie się znajduję. Pomieszczenie było niewielkie i ciemne, a jedyne światło, jakie było można ujrzeć, pochodziło z lampionu zawieszonego nade mną. Dopiero po chwili zorientowałem się, że leżę przykuty do drewnianego stołu, skórzanymi pasami. Ogarnęła mnie panika - zresztą jak chyba każdego, kto znalazłby się w takiej samej sytuacji jak ja. Szarpałem z całej siły, próbując się uwolnić, jednak nadaremno, ponieważ pasy były zbyt mocno uwiązane. Zacząłem rozglądać się po pokoju, sądząc, że może uda mi się pojąć, gdzie tak właściwie jestem. Przede mną znajdowało się wyjście, jednak nie byłem w stanie ujrzeć za nim nic, prócz rozciągającej się ciemności. Po prawej stronie na zakurzonych i dość mocno uszkodzonych komodach stały butelki i sprzęt od alchemii, zaś po lewej, różnego rodzaju narzędzia, zaczynając od małego młotka i kończąc na ręcznej pile do drewna. Po ujrzeniu tak pięknego obrazu, od razu pojąłem, że nie czeka mnie tutaj nic miłego - w najgorszym wypadku będę torturowany - pomyślałem i z trudem przełknąłem ślinę. Przerażony postanowiłem spróbować pozbierać myśli i się uspokoić. Jednak coś mi tu nie grało. Nie mogłem sobie przypomnieć nic, co wydarzyło się przed tym, jak się tutaj znalazłem. Nie pamiętałem nawet czegoś tak prostego, jak własne imię.

- Dlaczego?! Dlaczego nic nie pamiętam?! - szeptałem do samego siebie, próbując cokolwiek sobie przypomnieć.

- Ponieważ zabraliśmy Ci twoje cenne wspomnienia - odpowiedział mi tajemniczy głos.

Po chwili dostrzegłem wchodzące do pomieszczenia, w którym się znajdowałem, dwie tajemnicze osoby. Nosiły one maski o dziwnych kształtach przypominające pewne demony. Ubrani w czarne szaty z kapturem ruszyli w moją stronę.

- To nasza ostatnia szansa - powiedział jeden z nich - Jeśli tym razem się nie powiedzie…

- Nasze życia dobiegną końca - dopowiedział drugi.

- Zatem chłopcze, bądź tak dobry i nie zgiń, kiedy podamy Ci ten magiczny płyn - powiedział podnosząc rękę i wymachując buteleczką o zielonkawej zawartości.

- K… Kim jesteście?! - zapytałem przerażony.

- Jesteśmy Twoją przyszłością chłopcze, a Ty jesteś naszą ostatnią nadzieją. Wszystkie inne, które były poddawane temu zabiegowi już dawno opuściły ten świat - mówił coraz bardziej to agresywnym głosem - I to właśnie przez nich, przez takich słabeuszy, nasze życie leży na włosku! Rozumiesz?! Rozumiesz, prawda?! Dlatego tym razem postaraliśmy się dziesiątki. Nie! Setki razy bardziej, aby wszystko się udało. A Ty nam w tym pomożesz. Jedyne co musisz zrobić, to nie umrzeć. Hahahahahha…

- Jesteście walnięci! - krzyknąłem - Nie mam zamiaru brać udziału w waszych szalonych eksperymentach! Natychmiast mnie wypuśćcie! Słyszycie!

- Numerze 48, czy Ty słyszysz co on wygaduje? - powiedziała osoba z buteleczką w dłoni - Uważa, że jesteśmy szaleni. Szaleni. Rozumiesz?!

Mężczyzna odłożył butelkę na komodę, podszedł do mnie, wyciągnął dłoń, którą położył na mojej buzi, po czym zaczął ją ściskać.

- W Twoich oczach widać strach chłopcze - rzekł, mówiąc spokojnym głosem - Strach i nienawiść, która przeplata twoje serce, coraz to bardziej pogrążając Ciebie w czeluściach ciemności.

- Kto by nie czuł strachu, kiedy jest się przykutym do stołu i stoją nad nim jakieś dwa walnięte świry - powiedziałem poważniejszym głosem, lecz nadal z przerażeniem.

- Nazywaj nas jak chcesz, przeklinaj ile chcesz, ale wiedz, że to Ci w niczym nie pomoże. Lecz pamiętaj, że każdy człowiek ma swoje powody i cele.

- Nie chcę nawet wiedzieć jakie są wasze, skoro zabijacie niewinnych ludzi - odrzekłem gniewnie.

- Słuchaj chłopcze - odezwał się drugi mężczyzna - Opowiem Ci pewną historię.

- Historię? - zapytałem zdziwiony - Myślisz, że w takich okolicznościach mam chęć na słuchanie jakichś waszych bredni?!

Jednak mężczyzna nie przejmując się moją opinią zaczął opowiadać, siadając przy tym na brzegu stołu, na którym się znajdowałem.

- W przeszłości, dokładnie tysiąc lat temu do pewnej wioski przyszedł nikomu dotąd nieznany mężczyzna. Stając na lekkim wzniesieniu zaczął krzyczeć, do zebranych mieszkańców, iż nadchodzi ich koniec. Jednak żaden z nich nie rozumiał o co mu tak naprawdę chodzi i jedyne co zrobili to wykpili jego zachowanie. Jednak ów starzec, nie przejmując się ich zachowaniem, ponownie zaczął wygłaszać swoje nowiny, w których wspominał o swoim panu. Nakłaniał ich aby każda obecna przed nim osoba pokłoniła się jego - dla nich nieistniejącego - władcy. Oburzeni mieszkańcy coraz to bardziej poirytowani zachowaniem człowieka, który pojawił się znikąd, zaczęli rzucać w niego kamieniami i wyzwiskami. Jednak mężczyzna nie poddał się i nadal kierował swoje słowa, jednak tym razem nie do ów mieszkańców, a do swojego wyimaginowanego pana. Mówił, iż ludzie nie chcą przyjąć go, jako władcę i chciałby, aby jego majestat zesłał na niego błogosławieństwo. Po tych słowach niebo przybrało ciemnawy kolor. Przerażeni mieszkańcy, ze zdziwieniem spoglądali w górę. Jednak ich wzrok po krótkiej chwili zwrócił się na starca, który zaczął wykrzywiać się w przeróżne strony i przekształcać w coś, co nie przypominało już człowieka. Każdy z nich po zobaczeniu osoby przemienionej w demona, zaczął uciekać we wszystkie możliwe strony. Jednak bestia bezlitośnie rozszarpała i zabiła każdego z nich. Nie zważając na to, czy było to dziecko, kobieta, czy mężczyzna. Każdy z nich pożegnał się tamtego dnia ze swoim życiem. Tak oto narodziła się pierwsza na świecie era demonów.

Po jego ostatnich słowach poczułem jakbym już gdzieś usłyszał historię, którą mi przed chwilą opowiedział, jednak za nic nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Zacząłem zastanawiać się w jakim celu została mi ona opowiedziana. Po chwili myślenia, do głowy przyszła mi tylko jedna rzecz, a mianowicie odrodzenie ery demonów, chociaż kto by wierzył w jakieś bajki wypisane zapewne w starych książkach.

- Mam w ten sposób rozumieć, że waszym tak zwanym celem jest ponowne pojawienie się demonów na tym świecie? Myślisz, że uwierzę w bajeczki o jakichś potworach? - zapytałem z zamysłem wykpienia jego zamiarów, nie wiedząc nawet kiedy strach opuścił moje ciało.

- Niedługo sam się przekonasz chłopcze, jak straszne i okrutne może być życie - powiedział, wykonując przy tym gest do swojego towarzysza, który nie wiedzieć kiedy zaczął recytować frazę, nieznanym mi dotąd językiem, mając przy tym dłonie ułożone nad moją głową.

Wsłuchując się w jego słowa, czułem, jak mój umysł oddala się od rzeczywistości. Powoli zapominałem o absurdzie jaki się przed chwilą wydarzył. Moje ciało stawało się lekkie, a odczucie w jakiejkolwiek jego części robiło się tak nikłe, jakbym w ogóle przestawał istnieć. Jedynym co teraz mogłem dostrzec, był rozmazany obraz sufitu ze zwisającym z niego lampionem, który po pewnej chwili zgasł, a jedyne co mnie otaczało, to bezkresna ciemność.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Elorence 26.07.2018
    Hmmm, pierwsze co mi się rzuca w oczy to fakt, że główny bohater opisuje miejsce, gdzie jest. Tam jest ciemno, ale skoro jest ciemno to jakim cudem potrafi tak dokładnie przyjrzeć się meblom i całej zawartości znajdującej się na nich? Jak może dostrzec wyjście? Policzyć i dostrzec, że ktoś wchodzi (tutaj raczej powinien kierować się słuchem, a nie wzrokiem).
    Pomysł jest. Technicznie jest bardzo dobrze, ale przemyślałabym początek. Zamiast ciemno, nie wiem, zrób półmrok czy coś, skoro już chcesz być taki drobiazgowy.
    Dam piątkę, bo to bardzo dobry początek :)
    Pozdrawiam :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania