Oszukać Przeznaczenie

Witam, jak wspomniałam w poprzedniej notce, postacie będą "nagięte" pod moją ich wizję, w szczególności pod koniec opowiadania, ale do tego jeszcze długa droga. Ogólnie, chodzi mi o wygląd bohaterów. Wiem mniej więcej, jak wyglądała Amber, bo głównie o nią chodzi, "moja" będzie trochę inna. Proszę się więc nie bulwersować, nie pisać, że było inaczej itp. bo mnie to nie interesuje. Choć opinię każdą

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY:

 

FARMA BASKERVILLE

 

Choć słońce chyliło się ku zachodowi, upał nie ustawał. Starszy człowiek z mozołem pchał przed sobą pług, pamiętający jeszcze jego dziada, pomagając tym samym zmęczonym po całym dniu pracy, dwóm Rapidash. Wkrótce dotarł do granicy swojego pola, wstrzymał konie, pozwalając im na chwilę odpoczynku. Ściągnął z głowy wysłużoną, wyblakłą od słońca niebieską czapkę z daszkiem i spojrzał w kierunku nie zaoranej jeszcze części pola. Westchnął ciężko, smagnął lekko wierzbowym kijkiem pracowite Pokemony po zadach i ruszył w przeciwnym kierunku. Będąc w połowie kolejnego pasa pola, jedna z Rapidash ciężko upadła na przednie nogi. Mężczyzna podszedł do niej i stwierdził, że zwierzę jest naprawdę bardzo wyczerpane.

Zaczął odprzęgać je od pługa, gdy do jego uszu dobiegł miarowy stukot kopyt. Przerwał pracę i spojrzał w tamtą stronę. Widok, jaki zobaczył, sprawił, że na jego twarzy, pomimo znacznego zmęczenia, pojawił się uśmiech.

- Tato, ty i Rapidash musicie koniecznie odpocząć. Ja zajmę się dalszą orką. - dziewczyna zwinnie zeskoczyła z grzbietu Ponyty, podeszła do pługa i odprzęgnęła drugiego Pokemona.

- A czy ty już skończyłaś swoją pracę na farmie, droga Amber? - zapytał stary.

- Oczywiście, wiesz, jaka jest mama. Zanim tu przyjechałam, musiała wszystko dwa razy sprawdzić. - odrzekła, związując ciemne włosy w zgrabny kucyk na karku.

- Nie miej jej tego za złe. Zawsze była perfekcjonistką. Znasz ją.

- Oczywiście, ojcze. A teraz idź i odpoczywaj. Nie musisz się o nic martwić. - zakończyła rozmowę z opiekunem, sprawdziła rzemienie, podtrzymujące pług przy ciałach tym razem dwóch Ponyta* po czym krzyknęła na Pokemony, by ruszały.

Robin Baskerville, bo tak nazywał się jej opiekun, odprowadził ją wzrokiem, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę farmy znajdującej się na Starym Nabrzeżu. Para Rapidash szła wiernie obok swojego opiekuna.

 

Ciemnowłosa dziewczyna patrzyła za odchodzącymi, dzielnie pchając pług. Ciężka praca fizyczna nie była jej obca, wszak farma Baskerville'ów była jej domem, odkąd sięgała pamięcią. Robin i Rivenna nie byli jej prawdziwymi rodzicami. Nikt, nawet ona sama, nie wiedziała, skąd wzięła się w pobliskim lesie. Została tam znaleziona przez spacerujące małżeństwo, które zdecydowało się przygarnąć i wychować dziewczynkę jak własną córkę. Gdy podrosła, z własnej woli zaczęła pomagać w pracy na roli i przy zwierzętach. W wolnych chwilach, aby nie myśleć za bardzo o swoim pochodzeniu, co zawsze sprawiało, że wpadała w bardzo smutny nastrój, trenowała ogniste Pokemony oraz jeździła konno. Niedawno skończyła szkołę, namawiana przez opiekunów, aby rozwijać swoje umiejętności i zostać trenerką Pokemon, postanowiła osiąść na stałe na "rodzinnej" farmie. Niczego nie żałowała, byli dla niej dobrzy, choć Rivenna była bardzo surową matką. Na szczęście Robin Baskerville był jej przeciwieństwem i na każdym kroku starał się dogodzić podopiecznej.

Rozmyślania dziewczyny przerwało nagłe zatrzymanie pługa, który ugrzęznął w błotnistym terenie. Choć pchała i szarpała maszynę na wszystkie strony, para Ponyta* również wytężała swoje siły, by uwolnić maszynę, na nic to się zdało. Na nieszczęście zapadał już zmrok, a leśna okolica nie należała do bezpiecznych miejsc. Zrezygnowana Amber odprzęgnęła zwierzęta, zwinnie wskakując na grzbiet jednego z nich i skierowała się w stronę domu.

" Trudno, jutro też jest dzień." Stwierdziła w myślach i spięła ognistego wierzchowca do galopu. Pokemon ochoczo na to przystał, a jego towarzysz dotrzymywał mu kroku.

Wpadła na dziedziniec w pełnym galopie, zeskakując z grzbietu Pokemona. Odprowadziła zwierzęta do stajni, Robin nie uznawał trzymania ich w pokeballach.

Strudzone Rapidash właśnie kończyły zasłużony posiłek, podobnie jak ostatni mieszkaniec stajni ich gatunku oraz jedna z Ponyta*. Dziewczyna podała posiłek przyprowadzonym z pola Pokemonom, po czym życząc im spokojnej nocy, opuściła stajnię.

 

Amber udała się do pomieszczenia obok, gdzie zmieniła strój roboczy na codzienny oraz odświeżyła się w prysznicu. Weszła do domu, w przedpokoju ściągnęła buty i udała się do jadalni połączonej z salonem, gdzie czekał na nią przygotowany przez Rivennę posiłek. Siadła przodem do telewizora, gdzie jej opiekunowie właśnie oglądali wiadomości.

- Znowu szukają igły w stogu siana? - skomentował oglądany materiał Robin, bujając się delikatnie w drewnianym fotelu na biegunach.

- Co się dzieje, tato? - zapytała Amber, między jedną, a drugą łyżką owsianki z sokiem malinowym.

- Odżyła legenda sprzed kilku dobrych lat, kochanie. Podobno na naszym morzu jest tajemnicza wyspa, wielu ludzi próbowało się na nią dostać, jednak z nieznanych przyczyn, jest ona bardzo niedostępna, po prostu trudno ją znaleźć, a jeszcze trudniej dostać się na nią. Wielu było takich, co próbowali ją odnaleźć i osiedlić, jednak spora ich część nie wróciła, inni nic nie znaleźli, jeszcze inni...

- Nie tłucz jej do głowy takich głupot, Rob. Amber, nie przejmuj się gadaniną ojca. Tej wyspy po prostu nie ma, ludzie nie mają co robić i wymyślają legendy.

- Takie jak Lugia na przykład? - podchwyciła temat dziewczyna.

- Tak właśnie, kochanie. - odpowiedziała Rivenna.

Amber dobrze wiedziała, co na temat legendarnych Pokemonów sądzi jej opiekunka. Według niej mogły istnieć tylko takie, które są użyteczne w rolnictwie i w domu. Inne jej nie interesowały, w przeciwieństwie do dziewczyny. Młoda lubiła w wolnych chwilach chodzić po lesie lub w odludnych miejscach plaży i marzyć, że któregoś dnia będzie jej dane zobaczyć wspomnianego wcześniej osobnika.

Tu już się niczego nie dowie, Rivenna i Robin Baskerville chodzili na wieczorny odpoczynek właśnie po wiadomościach. Wiedziała, że w tym czasie również powinna być w swoim pokoju.

Dokończyła zupę i życząc opiekunom dobrej nocy, udała się na poddasze, gdzie znajdowała się jej sypialnia.

Wkrótce odgłosy wieczornej krzątaniny ucichły, a ona pogrążyła się w marzeniach szybko odpływając do krainy snu na grzbiecie legendarnej Lugii.

 

* Nie wiem, czy nazwy pokemonów się odmienia, dlatego piszę tak i gwiazdkuję. Jeśli ktoś jest mądrzejszy w temacie, proszę o pomoc.

 

Hejka! Jestem osobą, która zainspirowała się historią z internetu, właściwie z YouTube. Chcę tu rozwinąć wątek przyjaźni Amber Fuji, którą dla potrzeb opowiadania "wskrzesiłam", oraz legendarnego Pokemona Mewtwo. Jest to dość nietypowe opowiadanie fanfiction, bo za bardzo nie znam się na większości Pokemonów, więc za wszelkie błędy przepraszam. Opowiadanie pojawiło się na portalu Wattpad i zostało bardzo miło przyjęte, chcę się nim "pochwalić" dalej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Aisak 01.08.2018
    Jak dla mnie, to jest zbyt mainstreamowe.
    Jestem tylko włóczącym się kłębkiem włóczki.
  • Amber1992 01.08.2018
    Jakie? Sorki, ja z innej epoki przychodzę xdd
  • Pan Buczybór 02.08.2018
    Amber1992 https://pl.wikipedia.org/wiki/Mainstream
  • Amber1992 02.08.2018
    Pan Buczybór Dzięki :) No cóż, jak szukałam czegoś, związanego z ową tematyką, nie znalazłam prawie nic.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania