Poprzednie częściOszukać Przeznaczenie

Oszukać Przeznaczenie 2

ROZDZIAŁ DRUGI

 

NOWA WYSPA W NIEBEZPIECZEŃSTWIE

 

Wyspa na środku morza, ze wszech stron otoczona wodą. Po horyzont widać tylko lazurowe wody, z rzadka przecinane samotną falą. O tej porze zwykle tak jest. Dla bezpieczeństwa otacza ją mgła, ale dziś nie było to potrzebne, więc jej mieszkańcy zaniechali owego środka ostrożności. Gdyby teraz nad ową wyspą leciał samolot, nawet najwprawniejsze oko nie dostrzegłoby tam śladów życia, oprócz bujnej roślinności i od czasu do czasu przelatujących ptaków. Jej mieszkańcom właśnie o to chodziło. Nikt nie zakłócał ich spokoju, mogli żyć z dala od współczesnego świata, przepełnionego chęcią wbicia się na szczyt sławy i chwały za wszelką cenę. Pokemony żyły tutaj w spokoju, niekiedy tylko tocząc ze sobą przyjacielskie pojedynki, mające na celu zarówno ich rozrywkę, jak i ewentualną obronę przed najazdem ludzi.

W jej podziemiach znajdowało się nowoczesne laboratorium, mające na celu tworzenie klonów Pokemon. Nie, nie zajmował się tym żaden człowiek. Oni nie mają tu wstępu. Od bardzo długiego już czasu. W owym laboratorium pracował jeden z legendarnych osobników tego gatunku. Tego dnia tworzył nowe embriony, dawno temu wpadł na pomysł, aby udoskonalać tworzone przez siebie klony, własną krwią.

"Mewtwo, wystarczy na dziś. Chodź na nadbrzeże." Usłyszał w głowie prośbę przyjaciela.

" Dobrze. Jeszcze tylko jedna probówka..." Odpowiedział w myślach, wbijając igłę w swoje ramię. Krew wypełniła menzurkę w dość szybkim czasie, po czym trafiła do lodówki, gdzie znajdowało się ich o wiele więcej. Legendarny Pokemon, lekko się chwiejąc, wszedł do windy, nacisnął odpowiedni przycisk, drzwi się za nim automatycznie zamknęły, a winda ruszyła w górę. Po minucie wyszedł na korytarz, którym była podziemna jaskinia, przeszedł kilkanaście metrów prostym tunelem, po czym po kilku kamiennych schodach wyszedł na powierzchnię. Dokładnie zamaskował wejście, wolał dmuchać na zimne. Odszedł kilkanaście kroków od wejścia, rozejrzał się na wszystkie strony, po czym skierował swój wzrok znów na wejście do swojej pracowni, która również służyła mu za dom. Uśmiechnął się z aprobatą i spokojnie ruszył w kierunku nabrzeża. Usiadł na plaży, w cieniu dwóch palm i czekał. Nie musiał nic robić, wiedział, że przyjaciel za chwilę wyłoni się z morskiej toni. Nie mylił się. Kilka minut później powierzchnia spokojnego morza zafalowała, a zaraz potem wyłoniła się z niej biała głowa.

- Witaj, Mewtwo. Obiło mi się o uszy, że Arceus ma niedługo odwiedzić wyspę. Co się dzieje? - zapytał Lugia, patrząc czarnymi oczami w granatowych otoczkach na siedzącego na piasku Mewtwo.

- Prawdopodobnie ludzie znów chcą podbić naszą wyspę. - powiedział, a jego wzrok mówił: " Chodźcie do mnie, czekam na was, jestem gotów, aby się trochę rozerwać."

- Czy to aby na pewno nie są tylko plotki? Przecież od wielu już lat nikt tu nie bywał. Wyspa została uznana za legendę i bajkę dla dzieci.

- Dobrze wiesz, że od czasu do czasu próbują. Nic w tym strasznego, nic nam nie zagraża. Miej to na uwadze i uważaj na siebie. Nie zaszkodzi też kilka sztormów w miesiącu. Ja ze swojej strony wzmożę trening klonów i na noc każę pilnować brzegów wyspy. Nic więcej robić nie trzeba. Arceus na pewno o tym słyszał i dlatego przybędzie nas odwiedzić. - kotopodobny Pokemon wstał, lekko się przy tym chwiejąc. Próbował to ukryć przed przyjacielem, jednak nie uszło to uwagi ogromnej Lugii.

- Skończ z tymi twoimi eksperymentami. Źle wyglądasz. - skomentował.

- Nic mi nie jest. Spokojnie.

- Gdyby doszło do walki z ludźmi, musisz być w pełni sił.

- Zmieńmy temat, bardzo cię proszę. - powiedział Mewtwo, bardzo spokojnym głosem, jednak jego oczy zalśniły fioletowym blaskiem, co znaczyło, że jest zdenerwowany.

- Jak chcesz... No cóż, na mnie już pora. W przeciągu kilku dni spodziewaj się średniego sztormu. Będzie to moja sprawka. - po czym wielki biały Pokemon odpłynął, a gdy znalazł się w odpowiedniej odległości od brzegu, wyskoczył wysoko w górę i zanurkował w morskie głębiny.

Mewtwo chwilę patrzył za znikającym przyjacielem, fale, które spowodował dotarły nawet do brzegu wyspy. Kotopodobny podciągnął nogi pod brodę, opierając głowę na kolanach. Łapami objął dolne kończyny (nie wiem, co on tam ma, w każdym razie chyba wiadomo, o co chodzi ????) i zamyślił się. Ostatnimi czasy czuł się bardzo dziwnie. Tęsknił za czymś, choć sam nie wiedział do końca, za czym. W jego umyśle pojawiła się swoista pustka. Lugia był jego najlepszym przyjacielem, przy nim to uczucie trochę słabło, ale nie znikało całkowicie. Tej pustki nie wypełniła nawet wiadomość o rychłym przybyciu Arceusa. Jeden z najważniejszych Pokemonów z pewnością zabawi tutaj kilka dni, więc nie będzie musiał o tym myśleć. Nie zwrócił uwagi, że te rozmyślania zajęły mu kilka dobrych godzin. Zerwał się na równe nogi i żwawym krokiem ruszył w drogę powrotną. Las, który znajdował się za plażą, pokrywał prawie połowę jego wyspy. Mewtwo znał go jak własne laboratorium, jak własnoręcznie wyhodowane klony. Idąc tylko sobie znanymi skrótami, dość szybko znalazł się przed zamaskowanym wejściem do swojego królestwa. Zjechał windą na najniższe piętro, gdzie mieszkały wszystkie jego twory. Zadał wszystkim karmę, po czym udał się do pomieszczeń mieszkalnych. Usiadł przed nowoczesnym komputerem i zagłębił się w lekturze medycznych postów. Jednak nic z tego, co czytał, jednym okiem wchodziło, drugim wychodziło, nie pozostawiając informacji w mózgu. Sam nie zdawał sobie sprawy, że kilkakrotnie czytał jedno i to samo zdanie. Zdezorientowany i wściekły, wyłączył komputer i udał się do pomieszczenia służącego mu za jadalnię. Po posiłku, a był wczesny wieczór, postanowił jeszcze popracować w laboratorium. Tam spędził czas do późnych godzin nocnych. To było jedyne zajęcie, które pozwalało mu całkowicie odpłynąć, nie myśleć o tym dziwnym uczuciu, które zaczynało go swoiście prześladować.

Następne częściOszukać Przeznaczenie 3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania