Poprzednie częściOszustka (prolog)

Oszustka (rozdział 5)

Wiktoria

 

Osiem godzin zleciało mi wyjątkowo szybko. Gdy byłam już przy wyjściu gotowa by wrócić do domu i odpocząć po ciężkim dniu, naczelna plotkara zagadnęła do mnie wesoło.

- Jakiś przystojniak stoi przed wejściem i chyba na kogoś czeka. Jak myślisz na kogo?

Przewróciłam oczami i westchnęłam głośno. Szczerze nie cierpiałam tej dziewuchy i jej nadmiernego wścibstwa. Powinna zająć się sobą.

- Nie obchodzi mnie to – burknęłam w odpowiedzi – a ty przestań zajmować się tym, czym nie powinnaś, tylko skup się na swojej osobie. Dobrze ci radzę.

W odpowiedzi spojrzała na mnie i zmierzyła wzrokiem od góry do dołu. Już dawno ktoś powinien powiedzieć jej prawdę. Tak się stało, że ten zaszczyt przypadł akurat mnie, a ja nie miałam problemów z mówieniem ludziom prosto w twarz, co o nich myślę. Taka już była moja natura.

- Ty nigdy nie byłaś ciekawa niczego? - wydęła dolną wargę i wpatrywała się we mnie urażonym spojrzeniem, bardziej przypominającym wzrok zbitego psa.

Przecząco pokręciłam głową i przygryzłam dolną wargę. Nie dam się wciągnąć w jej dyskretne wypytywanie.

- Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła – odparłam wymijająco z delikatnym uśmiechem na ustach i bez pożegnania wyszłam. Przede mną był jeszcze ciężki wieczór.

 

Nie zatrzymując się nawet na chwilę, wyminęłam czekającego na mnie mężczyznę bez słowa, starannie przy tym omijając go wzrokiem. Miałam nadzieję, że dopóki nie zejdziemy z pola widzenia Melanii, on nie zechce mnie dogonić. Jutro w pracy nie miałabym życia i zostałabym zasypana zbędnymi i głupimi pytaniami. Do tego akurat dopuścić nie mogłam. Moje życie prywatne było tylko moją sprawą i wszelkie pytania na ten temat pomijałam wymownym milczeniem. Nawet kwestię posiadania dziecka zataiłam. O Lenie wiedział tylko szef, któremu zabroniłam wypowiadać się na ten temat publicznie.

- Wciąż tutaj jestem – usłyszałam nagle za plecami – może przestań udawać, że mnie nie znasz?

Szłam jeszcze chwilę w milczeniu, dopóki nie skręciłam za róg budynku, który codziennie musiałam minąć i odwróciłam się do tyłu.

- Nie chcę być z tobą kojarzona – powiedziałam, odrobinę zbyt głośno.

Michał wzruszył ramionami i rzucił mi zdziwione spojrzenie.

- Ty nie chcesz być kojarzona ze mną? To chyba ja powinienem to powiedzieć, nie ty.

Znów to samo. Powoli zaczynało mnie to męczyć, a jego obecność irytowała z każdą chwilą coraz bardziej. Był uparty i zawzięty. Ponownie, w ciągu zaledwie dwóch dni dotrzymał słowa. Powiedział, że przyjdzie po mnie i był.

- Daj spokój – machnęłam ręką – wracaj już do siebie, do swojego życia i dziewczyny.

Ostatnie dwa słowa wypowiedziałam celowo, chcąc go wybadać i prawie je wyplułam. Wcale nie podobała mi się wizja jego i innej kobiety. Kiedyś należał do mnie, był mój. Na samą myśl, że mógłby robić z kimś to, co dawniej ze mną robiło mi się niedobrze i zazdrość brała górę, a serce pękało, chociaż nie wiedziałam, czy to było jeszcze możliwe.

- Ona zaczeka.

Czyli miał kogoś? Nie zaprzeczył. Nogi ugięły się pode mną. Ja nawet nie myślałam o związku z innym mężczyzną, podczas gdy on z taką łatwością, znalazł kogoś na moje miejsce. W głębi duszy łudziłam się, że może coś jeszcze do mnie czuje. Cokolwiek.

- Coś taka zdziwiona? Myślałaś, że będę czekał, aż łaskawie wrócisz? Gdyby nie detektyw, który pomógł mi cię odnaleźć, sama pewnie już nigdy nie dałabyś znaku życia. Mam rację?

Wbijał we mnie oskarżycielskie spojrzenie. Nie mogąc dłużej tego znieść, odwróciłam się i znów zaczęłam iść.

- Długo masz zamiar bawić się ze mną w ten sposób? Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu, więc może doceń to, że nadal staram się być miły dla ciebie i zacznij mówić?

Znów się zatrzymałam i gwałtownie odwróciłam. Tylko tym razem, praktycznie wpadłam w jego umięśnione i pokryte tatuażami ramiona. Brakowało mi tchu, chciałam stanąć na palcach i złożyć na tych seksownych ustach czuły pocałunek, ale jednocześnie byłam wściekła. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że nie mogę z nim rozmawiać? I czemu do cholery, jeszcze nie wpadł na to, że to nie mnie powinien odszukać? Nie byłam odpowiednią osobą do udzielania mu odpowiedzi na pytania. Ja tylko działałam na czyjeś zlecenie. Reszta była bonusem, przyjemnym dodatkiem do podstępnego planu.

- Czytaj z ruchu moich warg – warknęłam – n i c c i n i e p o w i e m.

Poczułam ostre szarpnięcie za ramię. To sprawiało mi ból, ale zacisnęłam zęby w nadziei, że poluzuje uścisk, widząc grymas na mojej twarzy.

- To teraz ty, czytaj z moich warg – zażądał – n i e w y j a d ę s t ą d.

Tego było dla mnie za wiele. Wyszarpnęłam ramię z żelaznego uścisku.

- W porządku – odparłam spokojniej – skoro tak postanowiłeś.

Co miałam mu więcej powiedzieć? Moim jedynym przewinieniem było uczucie, jakim go obdarzyłam.

 

Michał

 

Po odprowadzeniu jej do pracy i upewnieniu się, że nigdzie nie chciała uciec, wróciłem do małego, dwupokojowego mieszkania. Teraz mogłem wejść bez obaw, że mnie nakryje do zamkniętego pomieszczenia i odkryć jej chociaż jedną tajemnicę. Nikt, kto mieszka sam, nie zamyka pokoi na cztery spusty.

Odnalezienie klucza w rzeczywistości, okazało się banalnie łatwe. Trzymała go w swojej sypialni, zresztą bardzo ładnie urządzonej i moim guście. Te stonowane i profesjonalnie dobrane kolory idealnie współgrały z jasnymi, nowoczesnymi meblami.

Jednak to nie jej sypialnia była ważna, tylko to, co zobaczyłem za drzwiami, drugiej sypialni. Na środku stało łóżeczko w kształcie kołyski z pościelą, na której wyhaftowane było imię „Lena". Wierzch komody, ustawionej pod ścianą był zajęty przez zdjęcia wykonane w dwóch lub trzech odstępach czasu. Nie znałem się na dzieciach i ciężko mi było ocenić ich wiek. Zdecydowanie nie byłem znawcą w tej kwestii. Najmocniejszy szok przeżyłem w momencie, gdy odkryłem kolarz złożony z trzech zdjęć. Mojego, Wiktorii i maleńkiej dziewczynki. To wszystko było dziwne i popieprzone. Niewiele myśląc, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer detektywa.

- Wspominał pan coś o silnej relacji łączącej kobietę i dziecko.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Może nie powinienem rozpoczynać rozmowy w ten sposób?

- No tak – mój rozmówca w końcu się odezwał – czy coś się nie zgadza?

Wziąłem do ręki jedną z fotografii. Była śliczna i miała oczy Wiki. Mojej Wiki.

- Pomylił pan imiona, to nie Kaja tylko Lena – odparłem, będąc prawie pewnym, że mówię o swojej córce – chcę, by pan ją odnalazł.

- Odnalazł? - mężczyzna był wyraźnie zdziwiony – nie ma takiej potrzeby. Zajmuje się nią kobieta ze zdjęć. Znów uciekła?

Odłożyłem zdjęcie na miejsce i przejechałem po nim palcem.

- Ona jest – mruknąłem – ale ukryła gdzieś dziecko. Musi je pan odszukać. Zapłacę potrójnie.

Nie czekając na odpowiedź, rozłączyłem się. Jeżeli Lena jest moim dzieckiem, Wiktoria zapłaci mi gorzko za każdy stracony dzień. Wściekły włożyłem buty, kurtkę i wyszedłem po nią do pracy.

Czego jeszcze dowiem się o kobiecie, z którą kiedyś sypiałem i kochałem jak nikogo innego na świecie? Kochałem, bo teraz czułem tylko nienawiść. Żeby znów ją dotknąć, czy pocałować musiałbym się upić lub stracić rozum.

Nudziła mnie jej zabawa w milczenie, lekceważenie i udawanie głuchej. Co jeszcze powstrzymywało mnie przed wygarnięciem jej wszystkiego i uduszeniem gołymi rękami? To była cholernie zła kobieta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania