Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Otchłań

Harry Jones pracował w miejskim tartaku pod Town Creek już od kilku dobrych lat i na swoje nieszczęście wyczuł to „coś” już pierwszego wieczora, gdy skończył swoją zmianę. Kiedy mijał monumentalną stalową bramę zakładu, uczucie to przyszło niczym niespodziewany powiew zimnego powietrza, powodując nieprzyjemny dreszcz, który przeszył plecy Harrego.

Od tamtego momentu, gdy wychodził z pracy po zmroku nie dawało mu to o sobie zapomnieć, aż do dziś…

 

Podążał niespokojnym krokiem wśród cieni potężnych drzew, tak złowieszczych o tej porze nocy. Światło księżyca słabo biło w poszycie lasu oświetlając przez prześwity w koronach drzew, leśną dróżkę.

Ile razy już tędy szedł?

Sam pewnie tego nie wiedział, na pewno zbyt wiele razy.

To, co zawsze go przerażało w tym umarłym na pozór lesie, to jego dźwięki.

Te ledwo słyszalne, dochodzące gdzieś z głębi.

Czasami wydawać by się mogło, że to „coś”, co je wydaje dokładnie wie, na jaką odległość należy odejść od skraju lasu, aby nikt nie mógł go dostrzec.

Kusiło, by wejść w głąb, dać się porwać zwodniczej ciekawości.

Niektórzy ulegali.

Tym jednak należało się miano głupców, nie zaś odważnych, bo kto świadomie ryzykuje życie ten po prostu go nie docenia.

Nie chodzi tutaj wyłącznie o otchłań, bo ona w większości przypadków jest niegroźna. Czasami, straszeni jesteśmy obecnością uosobień ludzkiego zła czyhającego w ciemności, gotowego na to by wyrwać nam nasze najdroższe skarby, nikt jednak nie wie dokładnie gdzie i kiedy pojawia się jeszcze to „coś”, co obserwuje…czeka…

Czym jest owe „coś”? Nie wiem, mogę ręczyć jedynie za to, że istnieje. A istnieje na pewno, ponieważ niejednokrotnie spotkałem to podczas nocnych spacerów, gdy chcąc zapomnieć o świecie spotkałem jego zmaterializowane zło.

Wróćmy jednak do Harrego.

O wyglądzie może nieco później, gdy padnie trochę światła, tak byśmy wszyscy mogli go zobaczyć a co najważniejsze zapamiętać.

Chciałbym powiedzieć trochę na jego temat.

Harry Jones Junior, bo tak zdecydował jego ojciec, był tym, jak to ludzie zwykli kolokwialnie mówić, przeciętniakiem. Nie miał za dużo, nie musiał się też jednak martwić o godne życie. Wszystko dzięki tej pracy, która zjawiła się w jego życiu niczym nagroda po kilku latach posuchy. Nie mógł nawet myśleć o tym, żeby przez swoje omamy czy przeczucia rzucić tak dobrze płatną posadę, zwłaszcza, że nie posiadał wykształcenia, które pozwolić by mu mogło na beztroskie żonglowanie ofertami pracy. Jako dojrzały człowiek, zdawał sobie sprawę, że druga taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć. Tak tez zresztą mówiła Jane, jego żona, z którą dzielił skromne mieszkanie w północnej część Sheffield.

Małe trzypokojowe lokum, daleko od niebezpiecznego i głośnego centrum, dokąd właśnie teraz, ciemną nocą miał zamiar powrócić.

Niczym niewyróżniający się szary człowieczek, taki jak my wszyscy.

Tyle na jego temat…tak myślę, jeżeli jednak coś z jego życiorysu będzie potrzebne do objaśnienia pewnych zachowań owego dżentelmena, z pewnością to dopowiem.

Zmieńmy jednak na chwilę temat.

Wiele godzin zeszło mi na zastanawianie się nad tym, co powoduje w człowieku lęk przed nocą. Na pozór nie wydaje się ona przecież straszna.

Porównać to możemy do wybornej zabawy.

Gdybym powiedział, że ktoś właśnie za tobą stoi? Początkowo zaśmiałbyś się…przecież jest dzień, siedzę wygodnie i czytam… kiepski chwyt.

Co jednak stałoby się gdybym to samo powiedział nocą a za swoimi plecami usłyszałbyś chrzęst piasku pod czyimś butem? Co dzieje się w twojej głowie, gdy w dzień coś strzeli w pokoju obok? A gdy stanie się to w nocy?

Co stanie się, gdy coś uderzy w okno …w noc, bez księżyca, bez świateł, gdy jesteś sam ze sobą i nikt nie przybiegnie na pomoc?

Tak, mrok potrafi zdziałać cuda.

Z dobra przeradza w zło, z pięknego zdrowego drzewa w okrutną poczwarę z mrowiem szponów gotowych do ataku, gdy tylko się odwrócisz… gdy tylko popatrzysz w inną stronę. Zabawne jak brak światła czy jego nadmiar mogą wypaczać rzeczywistość…

 

Harry szedł teraz szybko w stronę stacji kolejowej, zawsze szedł szybko, każdej nocy czuł na swoich plecach czyjś wzrok, czyjeś spojrzenie. Zapewne gdyby te oczy rozświetliły się teraz w ciemnościach lasu nie było by to dla niego zbyt wielką niespodzianką. Fakt, że prawdopodobnie zemdlałby ze strachu, jednak spodziewał się czegoś tak literackiego w każdej chwili. Gdyby coś zaczęło go teraz gonić, dudniąc stopami o wydeptana ścieżkę, pewnie nie zacząłby nawet uciekać, echo tych kroków odbijające się od drzew sparaliżowałoby go, zupełnie jak we śnie, w którym nie możemy się poruszyć, chociaż z całych sił tego pragniemy.

Stałby tak, zamurowany, czekając na dokonanie swojego przeznaczenia.

Kroczył tymczasem zaciskając zęby, walcząc ze sobą by nie odwrócić głowy, nie chciał prowokować losu.

Coś tam było…z cała pewnością …i nie był to człowiek, to coś jednak myślało, było inteligentne.

Na tyle inteligentne, że bawiło się z Robertem, każdej nocy, kiedy tędy wracał.

Gdy dochodził do końca ostatniego zakrętu, jego oczom ukazywały się światła stacji, dosyć małe, bo oddalone o około trzysta metrów.

Tylko resztkami sił powstrzymywał się od szaleńczego biegu w kierunku iluminacji. Zdrowy rozsądek mówił mu „człowieku, zastanów się! Tam niczego nie ma!”.

On jednak czuł zupełnie, co innego. Tam na pewno coś było!

Nie przyspieszał jednak, podążał tym samym tempem jak wtedy, gdy wychodził z pracy…skrupulatnie.

Nie dawał po sobie poznać, że wariuje ze strachu.

Gdy stacja była już o rzut kamieniem usłyszał za plecami po lewej stronie jakiś szelest.

Coś poruszyło krzakami. Ktoś…

A może to tylko wiatr? Złudzenie?

Tupot bosych stóp po ubitej ziemi.

Złudzenie!

Dreszcz przebiegł po jego plecach, nie przyspieszył jednak…kroczył miarowo, do celu…

Czuł, że to coś obserwuje go, cały ten czas, bez ustanku. Czego chciało? Dlaczego nie atakowało, dlaczego nie robiło nic, poza obserwowaniem?.

Gdy wchodził na stacje nie wiedział czy za chwilę nie zemdleje. Nigdy nie słyszał o podobnym przypadku, czymś takim, co spotyka prawie co noc właśnie jego. Nikomu też o tym nie mówił. Wiedział w jakim świecie żyję. Kto normalny zdołałby uwierzyć mu, że od kilku lat jakiś stwór czai się na niego w lesie? On sam nie potrafił w to uwierzyć.

Ktoś siedzący naprzeciw popatrzył na niego z zaciekawieniem. Z perspektywy tego plastikowego czerwonego krzesła, Harry musiał wyglądać bardzo dziwnie.

-Wygląda pan jak by coś Pana goniło! – Zaśmiał się ironicznie starszy człowiek.

Nie odpowiedział, stał tak w wejściu wpatrując się martwym wzrokiem w kilkunastoletni już pewnie, zegar zwisający z potężnego dachu stacji, głośno łapiąc powietrze.

Starszy człowiek cały czas ironicznie się uśmiechając popatrzył na zegar.

-Za dziesięć ósma, chyba, że się spóźnia- zmrużył oczy w namyśle- do Sheffield odjeżdża za kwadrans.

Dopiero teraz Harry ocknął się i popatrzył na mężczyznę.

Coś go zaniepokoiło. Twarz tego człowiek wyglądała niczym odlana z wosku, a grymas, będący uśmiechem na jego twarzy pogłębiał to dziwne odczucie.

-Uważaj lepiej –starzec, przeciągnął nienaturalnie-Dzisiaj jest wyjątkowa noc, zobaczysz…

Nasz bohater stał wpatrując się ze zdumieniem w intrygującego jegomościa, może inaczej…wpatrywał się w niego z niebywałą ostrożnością.

Obiecałem już, że przekażę jak wyglądał nasz Harry Jones, tak… jest to dobry moment, światło z tych tanich dworcowych lamp bardzo dobrze ukazuję wszystkie szczegóły, na które chciałbym zwrócić uwagę.

Był to człowiek na oko trzydziestoparoletni, jednak głębokie zmarszczki na twarzy świadczyły o tym, że sporo już w życiu przeszedł, możliwe jednak, że to piętno ostatnich lat wywarło na nim takie znaki. Był w miarę wysoki, sylwetka wskazywała na to, że pracował fizycznie, patrząc na jego posturę służyło mu to. Przecież wyprostowany i dobrze zbudowany mężczyzna w tym wieku to na nasze czasy spory ewenement.

Jego skóra lśniła w tym świetle pot zaś spływał leniwymi kroplami spod kruczoczarnych włosów, tak przyjaźnie potarganych.

Harry był mężczyzną o ogromnych oczach, zwykło się mówić, iż są to oczy dziecka, przepełnione nadzieją i dobrocią. Te oczy teraz, mówiły jednak zupełnie, co innego…

„Dlaczego?!”

 

-Czemu niby ma być wyjątkowa?- Odparł szorstko

-Zobaczysz- uśmiech w ułamku sekundy znikł, przeradzając się w okropną powagę

Wpatrywali się chwilę w siebie nawzajem poczym Harry zignorował jegomościa, udając się prosto do kasy.

Gdy mijał starca ten zaczął gwizdać jakąś melodyjkę, znaną ….Tylko skąd?

-Do centrum Sheffield poproszę- spojrzał zmęczony na kasjerkę

-Jeden?- Nawet nie podniosła wzroku, jej ręka lewitowała w bezruchu kilka centymetrów nad klawiaturą w oczekiwaniu na odpowiedź.

Nie kurwa, dziesięć…

-Tak- odparł błagalnym tonem, kładąc banknot na blacie. Zamknął na chwile oczy…nie myślał.

Włożył bilet do kieszeni, po czym odwracając się na piecie ruszył w stronę czekającego pociągu. Popatrzył jeszcze z obawą w stronę krzeseł gdzie siedział wcześniej ten dziwny mężczyzna.

Nie było go.

Harry stanął chowając twarz w dłoniach, zupełnie nie wiedział, co się dzieję… a co najgorsze, dlaczego.

Wziął głęboki oddech zastanawiając się czy to wszystko nie jest tylko efektem przepracowania. Wstawał przecież przez ostatni miesiąc o piątej rano żeby dopilnować wszystkiego pod nieobecność szefa. Może nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że spać kładł się po pierwszej. Po prostu nie mógł spać i nic nie pomagało.

To, że w ogóle zasypiał było tylko efektem rozpaczliwego błagania mózgu, proszącego ciało o chwilę wytchnienia.

-Nie miał, kiedy się rozwalić tym samochodem –wyszeptał sam do siebie, złorzecząc w myślach na szefa.

Spojrzał flegmatycznie na zegar.

Jeszcze pięć minut

Ruszył.

Stary relikt poprzedniego dziesięciolecia ukazał mu się przez szybę, połyskując zawadiacko aluminiowym poszyciem. Harry pchnął energicznie obrotowe drzwi stacji kolejowej niczym kowboj wychodzący pędem z saloonu.

Niegdyś uwielbiał tą porę dnia.

Upalną letnią noc, tyle wspomnień było z nią związanych.

Rozejrzał się dookoła, gdzieniegdzie stali ludzie oczekujący na swoje pociągi, te, które miały zabrać ich do domów, wyglądali na tak beztroskich.

Rozejrzał się po szybach swojego pociągu, zajęty, zajęty …wolny.

Ruszył energicznie, nie myśląc nawet o tym, że jutro będzie musiał przeżywać to samo od nowa, teraz liczyło się tylko to, że jest już bezpieczny.

Na pewno?

Pusty przedział, co za ulga.

Teraz posiedzi w spokoju, może trochę się prześpi.

W końcu jego stacja była stacją docelową także ktoś z całą pewnością go obudzi, gdy dojadą na miejsce. Później, kwadrans zajmie mu dotarcie do domu, na szczęście ona będzie już spała.

Błogi spokój.

Wchodząc do wagonu zmrużył oczy klnąc w myślach na te durne lampy, rozejrzał się jeszcze czy na pewno nikogo nie ma. W nozdrza uderzył go zapach stęchlizny.

Skierował się na sam koniec wagonu, przechodząc po środku dwóch rzędów obitych sztuczną skórą siedzeń, tam przecież było najwygodniej.

Siadając poczuł taką ulgę jak gdyby robił to ostatni raz kilka dobrych lat temu...Długich lat…przymknął oczy…bezpieczny…tylko dziesięć min…

Odja….- Krzyknął ktoś bardzo daleko.

 

Potężne szarpnięcie wyrwało go gwałtownie ze snu. Obtarł twarz ze śliny i przez chwilę zastanawiał się gdzie właściwie teraz jest.

A tak, pociąg.

Ciekawe ile spał, co najdziwniejsze już wcale nie czuł się zmęczony.

Z całą pewnością był już blisko domu. Zapewne pozostało tylko kilka minut podróży.

Potarł dłonią oczy ziewając nienaturalnie długo. Spojrzał za okno…

-Ale ciemno- powiedział sam do siebie zdumiony, zmarszczył brwi w namyśle.

Próbował dojrzeć coś za oknem, jednak po chwili, kiedy zrozumiał, że to bez sensu, zrezygnował, musieli być teraz w środku jakiegoś gęstego lasu.

Podniósł się flegmatycznie z siedzenia, musiał jednak zrezygnować i szybko usiąść przez nogę, zdrętwiała.

W chwili, kiedy zaczynał rozmasowywać łydkę wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy.

Pierwszą z nich było potężne uderzenie czegoś dziwnego o szybę przy fotelu Harrego, odgłos przypominał rzucanie mięsa na deskę do krojenia, albo silnego uderzenia ręki o jakiś twardy przedmiot.

Drugą było zauważenie przez niego, kiedy odskakiwał przestraszony nagłym uderzeniem, kątem oka białej jak kreda twarzy w przeciwległym do poprzedniego oknie.

Bardzo przerażające, zapewne każdy przeżył coś takiego w swoim życiu. Coś porusza się w zasięgu wzroku jednak, gdy się w stronę czegoś takiego odwrócimy, znika.

Harry tkwił tak chwilę a serce mało nie wyskoczyło mu przez gardło, spojrzał jeszcze raz najpierw w stronę okna gdzie ukazała się ta przerażająca twarz a chwilę później w stronę skąd dobiegł odgłos uderzenia. Po drugiej stronie okna, przy którym siedział widniała ciemna smuga rozmazanej czerwonej mazi, wskazując tym samym, że jakiś przedmiot faktycznie uderzył w szybę.

-Dobra, ja mam dosyć- powiedział Harry na wpół płacząc.

Podniósł się natychmiast, ruszając w stronę następnego wagonu gdzie wcześniej siedzieli ludzie.

-Nie!

Następny wagon.

-O Boże

Następny wagon.

Koniec.

Zaczął jak opętany walić do drzwi maszynistów.

Zaryglowane, nawet nie drgnęły, nikt nie odpowiedział.

Stał tak dłuższą chwilę, zupełnie nie wiedząc, co zrobić.

Coś mignęło dwa wagony dalej, ktoś przeszedł z lewej strony na prawą!

Harry Jones trząsł się spazmatycznie z trudem powstrzymując się od zwymiotowania.

Po jego lewej stronie mignęło światło, podbiegł z nadzieją do drzwi wyjściowych modląc się o koniec podróży.

Wyjrzał przez szybę szukając kolejnych świateł stacji,

Mignęły trzy postacie stojące na nieoświetlonym peronie, przesunęły głowy w tym samym tempie, z jakim mijał je pociąg Harrego, patrzyły mu prosto w oczy. Wszystkie białe niczym kreda.

Złapał się barierki przy ścianie.

To nie mogło się dziać naprawdę… czemu to akurat jego musiało to wszystko spotykać.

Hamulec!

Sięgnął po rączkę, przygotowując się do gwałtownego hamowania.

Szarpnął.

Nie zadziałało.

Zaśmiał się nerwowo, czego przecież mógł się spodziewać?!

Oparty plecami o zimną ścianę, wpatrywał się martwym wzrokiem w zablokowane drzwi maszynowni, za plecami miał resztę pociągu.

Nie myślał, przynajmniej starał się tego za wszelką cenę nie robić.

Po prawej stronie mignęło kolejne światło latarni, nie obrócił głowy, nie chciał znów ujrzeć tych upiornych, pustych twarzy. Przypominały maski teatralne, te bez wyrazu.

Zasinione oczy i płaska linia warg …tak upiornie płaska, jak gdyby były zaszyte.

Twarze te zdawały się swoim brakiem mimiki okazywać nieopisaną rozpacz.

Co ci ludzie tam robili?

Dlaczego wpatrywali się w niego?

Dlaczego do cholery był sam w tym pociągu?!

W wagonie obok dosłyszał otwieranie drzwi, ktoś szedł do niego.

Krok za krokiem.

Bez pośpiechu.

Spokojnie.

Harry stał jak zamurowany, wiedział jednak, iż w razie, czego jest za blisko drzwi a strach może znacząco spowolnić jego reakcję.

Przesunął się nieco dalej nie tracąc kontaktu ze ścianą, wpatrywał się przez ten cały czas w białe drzwi z pokaźną szyba na środku, stał jednak pod takim kątem, że nie mógł dojrzeć, kto …lub, co zbliżało się do niego.

Było coraz bliżej.

Zagryzł wargi tak mocno ze poczuł w ustach metaliczny posmak krwi, czuł pulsującą krew pod skórą, serce waliło jak oszalałe.

Wiedział, że jeżeli coś innego niż człowiek wyjdzie zza tych drzwi ani on ani jego zwieracze nie wytrzymają tego widoku.

Sekundy zdawały się być godzinami

Dłoń chwyciła za klamkę z drugiej strony, widział ją przez szybę.

Energicznie szarpnęła za drzwi.

W nich zaś ukazał się…

-Co Pan tu robi!

-Jadę do domu- odparł wesoło

-Ale…jak?!

-Wygląda pan jak gdyby zobaczył ducha-uśmiechnął się przyjaźnie –a przecież widzieliśmy się niedawno.

Harry odkleił się od ściany, podchodząc ostrożnie do starca. Popatrzył na niego badawczo a następnie wyjrzał zza jego pleców.

W wagonie jak gdyby nigdy nic siedzieli pasażerowie.

-Co się tu dzieję?!

-Nie wiem jak to panu powiedzieć- ściągnął w namyśle usta-ale chyba wybiorę najprostszą drogę, ona zwykle wydaje się najłatwiejsza i najbardziej przekonująca

-Też myślę, że tak będzie najlepiej- rozejrzał się nerwowo dookoła.

-Pan dzisiaj zginie-odparł spokojnie mężczyzna, zupełnie jak gdyby mówił właśnie o jutrzejszej pogodzie

-Słucham? –Roześmiał się Harry

-Tak, dobrze pan usłyszał-podrapał się po brodzie, po czym spojrzał na zegarek- zostało panu jeszcze kilka minut życia.

-Al…dlaczego? Jak to?- Był tak zdezorientowany i słaby jak nigdy wcześniej. Bezsilność była w tym przypadku tak namacalna, iż nie mógł się jej przeciwstawić.

-To pana pragnie, obserwowało już pana od kilku lat, wybrało właśnie pana, proszę teraz wysiąść.

Harry nawet nie zauważył, kiedy pociąg stanął.

Drzwi były otwarte.

Na zewnątrz czekali ludzie, wpatrywali się w niego pustym wzrokiem, odczuć jednak można było ich podniecenie…

Wyczekiwali.

-Proszę, niech pan uda się dokładnie tam skąd wcześniej przyszedł-wskazał mu ręką kierunek wyjścia-czeka na pana.

Harry zawahał się przez chwilę, zszedł jednak po schodach na trzęsących się nogach, które ledwo go utrzymywały.

Zauważył, że znów znajduje się na stacji, z której wyruszył do domu, na stacji, która co rano witała go, gdy przyjeżdżał do pracy.

Gardło ścisnęło mu się z rozpaczy, zupełnie nie wiedział, co ma zrobić.

-Tam skąd pan przyszedł Jones, proszę –nienaturalny nacisk padł na ostatnie słowo.

Czuł, że nie chce, jednak coś pchnęło go w stronę tych obrotowych drzwi, Przeszedł przez nie niepewnie, zostawiając za sobą tych przerażających ludzi, którzy otaczali go zewsząd.

Stacja wyglądała tak samo, zegar, krzesła, tylko ta kobieta przy kasie wpatrywała się w niego … nie mrugnęła nawet oczyma, obserwowała, również wyczekiwała.

W głowie usłyszał „Proszę!”

Ruszył, łza pociekła leniwie po rozpalonym policzku.

Szedł wolno, aczkolwiek miarowo, cały czas w tym samym tempie.

Nikt z gapiów nie podążył za nim.

Gdy wyszedł ze stacji podążył przed siebie, rozumiał, że to już koniec. Nie bronił się.

Wkroczył w mrok.

Za nim coś się poruszyło.

Usłyszał tupot ciężkich stóp po żwirowej ścieżce… biegło.

Płakał.

W momencie, kiedy skoczyło, łapał ostatni wdech, ten przepełniony wspomnieniami, przepełniony życiem.

Nie odwrócił się.

 

Nic już nie czuł.

 

Musicie pamiętać!

To „coś” nigdy nie przestanie polować.

Musicie być ostrożni!

Możliwe, że czeka teraz właśnie na was.

Spogląda z ciemności.

 

Obserwuje.

Nie prowokujcie go!

Pamiętajcie!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Canulas 21.08.2017
    Tyle na jego temat…tak myślę, jeżeli jednak coś z jego życiorysu będzie potrzebne do objaśnienia pewnych zachowań owego dżentelmena, z pewnością to dopowiem. - wyrzucił bym "jego". Być może nawet dwa "jego"

    Dreszcz przebiegł po jego plecach - patrz wyżej.

    Wpatrywali się chwilę w siebie nawzajem poczym Harry zignorował jegomościa, udając się prosto do kasy. - po czym.

    Nie doczytałem do końca. Może na kompie wygląda to inaczej, ale na telefonie wygląda na bardzo długie. Co może, ale nie musi być zarzutem.

    Nie mniej, podzieliłbym tekst na dwie, nawet trzy części.

    Aha. Po dialowym myślniku, spacja. Tak samo przed dialogowym wtrąceniem.

    Dla mnie styl nieco klasyczny. Zwrócenie bezpośrednio do czytelnika i kwiecisty język, przywodzą na myśl Lovecrafta, Poego albo innych klasyków.

    Na tą chwilę - nie oceniam.
  • Canulas 21.08.2017
    Trochę wycofuje zarzut nadmiernej długości (jeśli to kogoś obchodzi.) Na kompie nie wydaje sie takie długie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania