Poprzednie częściOtwarta furtka część pierwsza

Otwarta furtka część druga

To wydarzenie sprawiło, że zostałem całkiem sam. Ciało Dominika spoczęło w białej trumnie na cmentarzu parafialnym. Policja jakiś czas prowadziła śledztwo, podejrzewając, że mój brat został zamordowany. Przecież to niemożliwe, żeby jedenastolatek tak po prostu popełnił samobójstwo. Śledczy nic jednak nie znaleźli, prócz zdjęcia naszego taty, wyciągniętego z albumu i ukrytego pod poduszką w pokoju Dominika. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom, kiedy policjanci ustalili, że śmierć Dominika musiała być wynikiem samobójstwa – wykluczono udział osób trzecich. Moja mama wylądowała w szpitalu psychiatrycznym i przebywa tam do dnia dzisiejszego. Po całej tej tragedii mieszkałem u dziadków, aż do ukończenia liceum. Życie w naszej małej wiosce było jednak prawdziwym koszmarem. Ludzie uznali nas za patologiczną rodzinę. W całej miejscowości aż roiło się od plotek. Jedni gadali, że Dominik, był bity przez naszą mamę i dlatego się powiesił. Jeszcze inni twierdzili, że za pewne musiał być wykorzystywany seksualnie – kto wie, czy nie przeze mnie.

Odetchnąłem z ulgą, kiedy wyprowadziłem się wreszcie do miasta i tam podjąłem studia prawnicze. Natłok nauki sprawił, że zacząłem powoli zapominać o całej tej przeklętej tragedii – jednak pewnego dnia wszystko wróciło.

To było na trzecim roku. Poznałem pewną przesympatyczną dziewczynę – miała na imię Rita. W tamtym okresie sporo pisałem. Wymyślanie różnych opowiadań (zwłaszcza horrorów) stanowiło pewną odskocznię od monotonii codzienności. Rita uwielbiała czytać moje „dzieła” i to właśnie ona motywowała mnie do tworzenia kolejnych historii. Kiedy zbliżyliśmy się do siebie bardziej, dużo rozmawialiśmy. Zwykle rozmowy te dotyczyły przyszłości, jednak pewnego razu było inaczej. To właśnie przeszłość stała się tematem, który podjęliśmy i który ponownie odświeżył moje wspomnienia z tamtej tragicznej, deszczowej nocy. Najpierw dowiedziałem się, że Rita również miała brata.

– Miał takie delikatne rysy twarzy i włosy jasne, jak aniołek – wspominała przez łzy dziewczyna.

– Coś mu się stało? – spytałem.

– Miał dwanaście lat kiedy… kiedy umarł. – Po tych słowach Rita zaczęła płakać.

– Mój brat też nie żyje – odparłem po dłuższej chwili. – Straciłem go jak miał jedenaście lat. Czasem mnie wkurzał, ale dopiero po jego śmierci zrozumiałem, jak bardzo go kochałem. Wierzę, że…

– Ale widzisz, mój brat nie umarł normalną śmiercią – wtrąciła nagle Rita. – On… on się powiesił.

Po ostatnim słowie, którego użyła, zrobiło mi się zimno. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, jednak Rita najwyraźniej musiała się komuś zwierzyć. Zaczęła mi opowiadać o swoim bracie – co lubił, czego nie lubił, jaki był jego ulubiony film. Następnie rozpoczęła wspominanie tego dnia, w którym umarł jej brat, co sprawiło, że dostałem gęsiej skórki

– Uwierz mi, całe lata próbuję to sobie jakoś wytłumaczyć, ale nie potrafię. Czasami myślę, że Piotrek to zrobił, bo kilka miesięcy wcześniej stracił mamę, ona umarła na raka. Ale jak tak logicznie myślę, to jest niemożliwe. Tamtego dnia on był taki wesoły, to były jego urodziny. Przyszli koledzy, upiekłam tort. Po przyjęciu był co prawda jakiś nieswój, ale myślałam, że to z powodu tego, że na niego nakrzyczałam. Bo widzisz, mój brat był bardzo wrażliwy. Zawsze chciał wszystkim pomagać. Tamtego wieczora pojechałam jeszcze do sklepu i Piotrek został sam w domu. Kiedy wróciłam, zderzyłam się w progu z jakąś brudną kobietą w czarnej chustce. Mój brat wpuścił ją do domu i poczęstował tortem. Musiałam na niego nawrzeszczeć, bo przecież tak nie można. To mogła być złodziejka.

Gdy Rita tak opowiadała, ja poczułem się jak we śnie. Koszmarnym śnie. W jej historii było tyle analogii. Tyle podobieństw do tego, co mnie spotkało. Dziewczyna wysmarkała nos i kontynuowała

– Gdybym tylko wiedziała, co stanie się w nocy. On zniknął. Gdy po pierwszej szłam do łazienki, zajrzałam do jego pokoju i Piotrka tam nie było. – Rita ponownie zapłakała. – Zadzwoniłam na policję. Przyjechali i szukali go całą noc. Kazali mi czekać w domu, na wypadek gdyby wrócił. O świcie przyszli z tą wiadomością. Mój brat nie żył. Znaleźli go w lesie… wisiał na drzewie. – Rita całkiem się rozkleiła. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nic nie odpowiedziałem. Czasami chciałem jej wyznać, że spotkała mnie identyczna historia, ale nie mogłem. Sam w to nie wierzyłem, więc dlaczego kto inny miałby mi uwierzyć.

Historia opowiedziana przez Ritę, wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, że nad niczym nie potrafiłem się skupić. Myślałem tylko o cygance. Z każdym dniem nabierałem przekonania, że to właśnie ona zamordowała mojego brata i kto wie, ile jeszcze dzieci. Prowadziłem nawet prywatne śledztwo, ale nie przyniosło ono żadnych rezultatów. Zaniedbywałem naukę, przez co szybko wywalili mnie ze studiów. Znalazłem zatrudnienie w niewielkim sklepie spożywczym – pracowałem jako ochroniarz.

Pewnego dnia – tuż przed zamknięciem sklepu, wdałem się w pogawędkę z moją szefową. Pani Maria była naprawdę świetnym człowiekiem. To właśnie ona załatwiła mi pracę w swoim sklepie. Kilka lat wcześniej straciła męża – mężczyzna, jadąc samochodem wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Podobno był pod wpływem alkoholu. Kiedy tak rozmawiałem z młodą kobietą, temat rozmowy zszedł na jej dwunastoletniego syna – Oskara.

– Muszę szybko wracać do domu, bo mój mały urwis znów coś nawywija – powiedziała pani Maria, trzymając dwoma palcami długiego papierosa.

– Co, synek sprawia jakieś problemy? – spytałem.

– Nie, to grzeczny dzieciak. Ale proszę sobie wyobrazić, że dziś rano brałam prysznic, a on siedział na dole i jak co sobotę oglądał kreskówki.

– Przecież większość dzieci w tym wieku ogląda bajki – wtrąciłem.

– Tak, ale nie do tego zmierzam. Gdy wyszłam z łazienki poczułam jakiś okropny smród. Weszłam do sypialni, sprawdzić, czy Asia nie narobiła w pampersa, ale Asia grzecznie spała w łóżeczku.

– A kim jest Asia? – Spytałem.

– A, bo jeszcze panu nie mówiłam. To moja siostrzenica. Ma rok i kilka miesięcy. Siostra podrzuciła mi ją do poniedziałku, bo musiała wyjechać do Niemiec na pogrzeb ojca kolegi. Wracając do tematu, zeszłam na dół i zobaczyłam mojego syna z jakąś obcą babą w salonie. Niech sobie pan wyobrazi, jakaś stara cyganka zadzwoniła do drzwi, ja oczywiście nic nie słyszałam, a mój Oskarek wpuścił ją do domu i przygotował jej kanapki z dżemem. W sumie niepotrzebnie tak na niego nawrzeszczałam, bo po tym jak wywaliłam z domu tę kobietę, Oskar się rozbeczał i pobiegł do pokoju. Mały buntownik, ale wie pan, to mogła być zwykła złodziejka.

Poczułem się dziwnie. Ta historia brzmiała tak znajomo – koszmarnie znajomo.

– A jak wyglądała ta cyganka – spytałem.

– Cyganka, jak cyganka. Czarna spódnica, chustka na głowie. A i miała takie wielkie, szklane oko. Fuj, niedobrze mi się zrobiło na sam widok.

Zesztywniałem. Zrobiło mi się gorącą. Po chwili zimno i znów gorąco. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. To nie mógł być zbieg okoliczności. A jeśli tak? Jeśli to tylko zbieg okoliczności – zrobię z siebie idiotę, dzwoniąc na policje i ostrzegając, że syn mojej szefowej może być kolejną ofiarą… No właśnie, ofiara kogo? Staruszki, która kilkanaście lat wcześniej wyglądała na co najmniej siedemdziesięciolatkę?

Było kilka minut po dwudziestej pierwszej, kiedy zaparkowałem samochód przed domem pani Marii. Uznałem, że to najlepsze rozwiązanie – obserwować dom całą noc. Pewnie nic się nie wydarzy – w końcu sporo osób ma w dzisiejszych czasach protezy oka. Na zewnątrz panowała deszczowa, jesienna pogoda. Siedziałem tak sobie, słuchając radia. Minęła dwudziesta druga, dwudziesta trzecia, dwudziesta czwarta, pierwsza i poczułem, że zaraz usnę, kiedy w pokoju na górze zapaliło się światło. Momentalnie odechciało mi się spać. Po krótkiej chwili światło zgasło. Pewnie ktoś był siku – pomyślałem, gdy nagle otworzyły się drzwi frontowe i z budynku wyszedł ciemnowłosy chłopiec. Trzymał coś w rękach – to przypominało mi koc. Dzieciak był w kapciach i pidżamie. Zamknął po cichu drzwi i powolnym krokiem udał się na tyły ogrodu. Chwyciłem do rąk latarkę i pobiegłem w stronę ogrodzenia. Miałem dylemat, czy zadzwonić przy furtce, ale pomyślałem, że nie ma na to czasu. Wziąłem nieznaczny rozbieg i pokonałem jakoś to drewniane ogrodzenie. Upadając po drugiej stronie, uderzyłem kolanem w jakiś cholerny krawężnik, przez co z ledwością zdołałem stanąć na nogi. Idąc w ciemnościach, czułem się jak we śnie. To wszystko było takie nierealne. Ogród był naprawdę wielki i na samym jego końcu dostrzegłem małą drewnianą budkę. W niewielkim kwadratowym oknie paliło się światło. Zbliżając się w tamtą stronę usłyszałem głośny płacz dziecka. Przeszył mnie lodowaty dreszcz, gdyż zorientowałem się, że nie jest to płacz dwunastolatka, tylko bardziej przypomina płacz niemowlaka. Nagle coś wypełzło z szopy i zaczęło się kierować w stronę ogrodzenia. Stanąłem sparaliżowany strachem. To wyglądało jak olbrzymi, czarny wąż. Wiło się w trawie i gdy zniknęło za ogrodzeniem – za którym rozpoczynał się las, w tym miejscu zauważyłem postać. Nie dostrzegłem żadnych szczegółów, poza jednym – na twarzy tego kogoś coś świeciło. Coś czerwonego. Wpatrywałem się jeszcze chwilę w tę postać, gdy nagle moją uwagę zwróciło coś innego. Z drewnianej budki wyszedł ciemnowłosy chłopiec, trzymający w ręku kanister z benzyną. Usłyszałem przeraźliwy wrzask i z szopy zaczął wydobywać się dym. Ruszyłem w tamtą stronę. Minąłem dzieciaka i wpadłem do budynku. Poczułem smród spalonej skóry. Na plastikowym stole leżało malutkie dziecko. Ogień trawił jego ciało. Już nie wrzeszczało. Kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem zwęglone małe ciałko. Przypominało bezwłosą lalkę, ale wiedziałem wówczas, że to człowiek. To był człowiek. Asia. Zdesperowany chwyciłem za kawałek materiału, przylepionego do skóry dziecka, chcąc wynieść je na zewnątrz. Nie udało się – stopiony plastikowy stół na dobre złączył się ze zwęglonym ciałem.

Mógłbym opowiadać, co było dalej, ale to, co wydarzyło się później jest już nieistotne. Przyjechała policja, prokurator. Przesłuchiwali mnie całą noc. Chcieli nawet przypisać mi winę, ale nie znaleźli żadnych dowodów. Dwunastoletni chłopiec trafił do szpitala psychiatrycznego. Pewnie zastanawiasz się, co powiedziała cyganka wówczas mojemu bratu, kiedy w naszej kuchni trzymała go za rękę. Jak przekonała go do targnięcia się na własne życie. Mogę jedynie powiedzieć, co odrzekł mi ten dwunastoletni dzieciak, trzymający w ręce kanister, wtedy, gdy wyszedłem z szopy. Spojrzał na mnie przygnębionym wzrokiem i odparł

– Musiałem to zrobić. Ta pani, ona powiedziała mi rano, że mój zmarły tatuś bardzo cierpi w piekle. Powiedziała, że jak go kocham, to muszę spalić Asię, bo wtedy tatuś trafi do Nieba.

Od tego czasu nigdy nie widziałem już cyganki – a raczej tego czegoś, co wówczas wypełzło z szopy. To nie była żadna cyganka. To demoniczna siła, karmiąca się ludzkim cierpieniem, mogąca przybrać dowolny kształt. Lepiej nigdy nie otwierać furtki złu. To często kończy się tragicznie. Trzeba być czujnym – trudno jest odróżnić dobro od zła. Widziałem już wiele piekielnych bram i każda usytuowana była w miejscu pełnym radości i uśmiechu…

Czasami zło staje się „dobrem”, by dobro mogło stać się „złem”.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • jesień2018 22.11.2018
    No nareszcie jest druga część :) I wreszcie wszystko się wyjaśniło! Podobało mi się, przejęłam się, pochłonęłam całość szybciutko. Fajnie, że wplotłeś nowe zagrożenie, podniosłeś stawkę. Tylko wkurzyło mnie, że bohater nie powiedział Ricie, chyba każdy by powiedział na jego miejscu! Aha i w zakończeniu zgrzytnęło mi "To często kończy się tragicznie" - jako naiwne wtrącenie. Może lepiej zamiast "Lepiej nigdy nie otwierać furtki złu. To często kończy się tragicznie" dać prostsze: "Nigdy nie otwieraj furtki złu". No i tytuł zrobił się wieloznaczny, fajne przesłanie. Jestem usatysfakcjonowana jako czytelniczka:)
  • Feliks Dworski 22.11.2018
    Wielkie dzięki za poświęcony czas i Twoje cenne sugestie
  • Freya 22.11.2018
    "Jeszcze inni twierdzili, że za pewne musiał" - zapewne
    "co sprawiło, że dostałem gęsiej skórki" - kropek :)
    "– A kim jest Asia? – Spytałem." - tu małą literą - spytałem
    "Zesztywniałem. Zrobiło mi się gorącą." - gorąco
    "– zrobię z siebie idiotę, dzwoniąc na policje" - policję
    Kilka przecinków bym usunął, ale to tak na czuja, ponieważ nie jestem w tej dziedzinie żadnym ekspertem, a należałoby wtedy uzasadnić moją uwagę słownikowym poparciem - więc tylko tak sygnalizuję.
    Według mnie opko jest całkiem wporzo, ale chyba nie czytałem żadnych twoich wcześniejszych prac, więc nie wiem jaki powinien być poziom poprzeczki wobec twojej twórczości :) Pzdr
  • Sisi26 25.11.2018
    Tekst lekki i zrozumiały, dobrze napisane. Pozdrawiam. Całkiem fajnie.
  • Feliks Dworski 26.11.2018
    Dzięki wielkie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania