Otwarte serca - część 1 "Noc pokuty"

Boże, nigdy nie wymówię tego co mam w sercu, bo one myśli już za szybko żeby to spisać lecz modlę się do Ciebie, chcę Ci coś przekazać.

Czasem boję się że jestem zbyt głupi by posiadać odpowiednie słowa. Wylewają się z moich ust nie te które mam w głowie. Nie nadaje się do tego, nie umiem skręcać wierszy, pleść poezji. Mówię językiem szaleńców. Przesadnie upiększając słowa, zdobiąc je kwieciście. Zaczerniały już listki, zgniły korzenie a ja nadal będę pluć mchem. Zamiast to zawrzeć w prostej do odczytu formule, zgniatam kartkę raz po raz żeby nikt się nie dowiedział. Nie mam skomplikowanych problemów, nie muszę o nich mówić. Ciągle czuję jakbym miał drugą skórę której nie można się pozbyć. Pod prysznicem woda zdaje się mnie znów brudzić choć ma orzeźwiać. Nie ma nikogo w domu, ale zawsze słyszę ćmy w szafie. Boże, czy ja oszalałem?

Nie boję się już śmierci, nawet jakbym się bał to moje tchórzostwo życia weźmie górę. Chciałem znaleźć szczęście, próbowałem być dobrym człowiekiem, moralnie odpowiedzialnym. Ale i tak cały czas mrok zaślepił mi oczy. Nie można nie krzywdzić ludzi. Nie mogę żyć nijak, muszę być samotnikiem. Tak, pustelnik krzywdzi tylko Boga. Nie pokocham, nigdy więcej, nie skrzywdzę już też nigdy. A kiedy postaram się o swoje szczęście i tak nikogo to nie obchodzi. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia drodzy państwo. Nie będziecie kochać bezgranicznie, bo taka miłość uleciała dawno do nieba. Aż nie chce się wierzyć, ale tak, można przestać kochać i stać się więźniem własnych wartości. Wszyscy zachowujemy się jak zwierzęta, przenosząc się ze stada do stada, z przyjaciela na przyjaciela. Uciekając przed konfrontacją i przed bezwarunkową miłością. Boimy się że nikt nas nie pokocha, więc pozujemy na wzór tego czego pragną inni. Jesteśmy jakby marionetkami społeczeństwa, boimy się że to w co wierzymy doprowadzi nas do zagłady jeśli nie zrobimy czegoś przed czym przestrzegali nas inni. Prawda jest taka że mądrzy ludzie wykorzystują swoje upodobania by modelować naszą rzeczywistość. Mogliśmy wszyscy żyć w tolerancji, solidarności i bez wojen i głodu. Więc skąd? To nie może być tak iż zostaliśmy tak nauczeni, by nienawidzić, bać się i się uśmiechać? Ludzie przelewają swoje własne lęki na papier i uchwalają nowe ustawy, klękają w pozornej pokucie, bo tak zostali nauczeni, że za takie wzorce mają uchodzić. Za pokornych nic nie znaczących, bezwartościowych. Lęk w połączeniu z władzą to narzędzie terroru. Nie kochasz bliźniego jeśli pozwalasz sobie na struganie czyjegoś mózgu jakby był twoją własnością. To właśnie ukrywanie elementu poznania jest największą zgubą. Jeżeli wiemy wszystko i słuchamy każdej ze stron możemy dać własny osąd. Jednak jeśli ten osąd jest przekształcony na wzór czyjegoś musimy się zastanowić czy nie zostaliśmy omotani strachem który nazywamy miłością.

Więc proszę Cię Boże, jeśli mnie słyszysz pokaż rasie ludzkiej, pokaż jej jak powinni kochać. Gdzie iść po pomoc, jak nie zostać omotanym przez strach. Jak żyć godnie, z tobą i bez Ciebie. Dość mamy krzyków, nienawiści, strachu. Przybądź w noc, noc pokuty. Zmyj nienawiść zostaw miłość, i pogodny bądź.

Amen.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Clariosis 06.07.2020
    Przepiękna modlitwa człowieka zagubionego tak głęboko w sobie, że utracił wszelką nadzieję. Stara się nieść szczęście dla siebie i innych, a jednak został tak głęboko zawiedziony, że nie wierzy już w żadną wartość, choć nadal to one rozpalają jego serce. Sam przyznaje, że jest szalony, a jednak stara się uchwycić jeszcze odrobinkę światła i nadziei, łącząc słowa w piękne zdania. Doprawdy smutne, ale być może Bóg go wysłucha, przynosząc spokój duchowi, by mógł powrócić do ludzi?
    Pięć.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania