Ożeż, cholera, wszystko przez te sputniki i Łajki

Ożeż, cholera, wszystko przez te sputniki i Łajki

 

mamrotali bądź pokrzykiwali obserwatorzy nietypowych zim w pięćdziesiątych i sześćdziesiątych latach ubiegłego wieku, kiedy Wielki Brat z Upiornego Wschodu zabrał się za wysyłanie w kosmos sputnikowego żelastwa. Później dołączyły doń żywe istoty.

 

Niedawno przeczytałam w srajfonie, że na przestrzeni lat: od roku 1951 do Anno Domini 2019 w Warszawie tylko 12 razy miało miejsce najprawdziwsze Białe Boże Narodzenie, które to Święto w 2018 roku ominęło wprawdzie góry, ale pojawiło się w Ełku.

 

Bowiem, trzeba zaakcentować, oprócz astronomicznych pór roku rozróżnia się jeszcze pory roku meteorologiczne, fenologiczne wreszcie klimatogeniczne (definiowane na podstawie temperatury).

 

Te astronomiczne trwają pomiędzy momentami przesileń i równonocy, przy czym nie wynikają one ze zmian odległości Ziemi do Słońca. Co ciekawe: nasza Planeta najbliżej jest Słońca na samym początku stycznia.

 

Ostatnia zaś bajkowa zima miała miejsce na Pogórzu w 2017 roku. Skąd wiem? Ano stąd, iż kalendarze są po prostu moją pasją; zresztą od dziecka. W 2001 roku wydałam nawet własny „wieczysty kalendarz” zatytułowany „Dyariusz czterech pór roku”, z którego na PubliXo wyodrębniłam styczeń:

 

https://www.publixo.com/text/0/t/14956/ ... ka_Osiecka)

 

Jest zrozumiałym, iż wszystkich niezmiennie pociągają spektakularne zjawiska, zwłaszcza te w sezonie najzimniejszym. Lecz niestety, częstokroć musimy je sobie odtwarzać z fotografii, widokówek, filmów, malarskich pejzaży. Względnie udawać w wysokie góry, pod warunkiem, że akurat nie duje halny. Np. w 1990 roku w Krakowie zasiadano do wigilijnego stołu przy huku grzmotów oraz migotach błyskawic. Nie pierwszyzna, ponieważ pod koniec lat dziewięćdziesiątych wieku XIX w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia niemal wiosenne słońce odbijało się w lustrach kałuż, o czym informował niezawodny krakowski „Czas”.

 

Wracam wszak do swoich wspomnień: zima A. D. 1974 była [piszę o Krakowie] wyjątkowo łagodna ku wielkiej rozpaczy szczęśliwych nabywców wówczas modnych kożuchów, którzy modlili się wręcz o zimno. Z braku tegoż chodzili więc smętnie w przepoconych botkach i porozpinanych kożuszanych nabytkach, z gołymi głowami oraz bez rękawiczek; ale w 1978 ta sama kapryśna Królowa Śniegu już zafundowała nam, co zafundowała:

 

https://www.google.pl/search?client=ope ... p;oe=UTF-8

 

Aktualni oraz wszechobecni ekologiści, czyli mieniący się ekologami krzykliwi dyletanci dziwnie pomijają takie zjawisko typu:

 

El Niño (chłopczyk) polegające na utrzymywaniu ponadprzeciętnie wysokiej temperatury na powierzchni wody w równikowej strefie Pacyfiku. Powstaje ono, gdy słabną wiejące ze wschodu pasaty i następuje zahamowanie upwellingu (niezmiennie w okresie Bożego Narodzenia, stąd nazwa Dzieciątko). Jego przeciwieństwem jest La Nina, którą z kolei charakteryzują nadzwyczaj niskie temperatury.

 

Zatem pozasklepiały się gdzieś większe oraz mniejsze ozonowe dziury, słońce za to jak paliło tak pali nadal; zapomniano o trapiących nie tylko XXI wiek, suszach, o których pisał m.in. Jan Kochanowski [por. : „Szlachetne zdrowie” lub „Modlitwa o deszcz”] na pewno płonęły też lasy, a w rzecznych portach stały galary.

 

Przyroda się wybroni, gdyż porzucone [zurbanizowane] miejsca natychmiast zapełniają samosiejki. Tak jest i w Wieliczce, gdzie niegdyś kwitnące sady oraz ogrody poprzemieniały się w dżungle, które natychmiast wykarczują nowi właściciele w momencie, kiedy spadkobiercy wreszcie dojdą do porozumienia.

 

W żaden sposób nie dywaguję tu na wzór starej bajarki. Wczoraj umyślnie odszukałam przedpotopową świąteczną kartkę pędzla Jana Marcina Szancera: nr serii 639/V/62 [ostatnie dwie cyfry rok publikacji, czyli 1962] o nakładzie 60 tys. sztuk.

 

Na liczku pocztówki w mocno rozwianej szacie liliowo-różowego koloru dziewczęcy Anioł ogłasza dźwiękiem złotej fanfary, że „Bóg się rodzi, moc truchleje!...”

 

Pewnie „truchleje”, ponieważ bladoszafirowe niebo szarej godziny oświetla jasnożółta kometa betlejemskiej gwiazdy. Zamiast stajenki: pasterski szałas; obok szałasu rozchwiane halnym dwa smreki; nagie, bezśnieżne szczyty Czerwonych Wierchów; szarozielone hale.

 

Jan Marcin Szancer doskonale wiedział, co malował. Pochodził przecież z Krakowa.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Pasja 13.02.2020
    Moja nieżyjąca babcia zawsze mówiła, że wszystko przez te sputniki. Nawet jej kury przestały się nieść. A święta w Krakowie już od lat pozostają bez śniegu. Kiermasz na rynku bez uroku. Nawet grzaniec nie grzeje, bo nie ma czego grzać.

    Ciekawe dywagacje. Pozdrawiam
  • befana_di_campi 14.02.2020
    Nie jest tak znów najgorzej :) 5 stycznia 2019 roku zanotowałam w swoim kalendarzu taki oto widok:

    Śnieg w zimie,
    jeszcze w Krakowie?
    Wprost nie do wiary!
    Nawet odczarowała się dorożka,
    zmartwychwstał koń

    Natomiast w 2017 roku, o tej samej porze też było bardzo bajkowo. Nawet mroźno i ślisko, nas Plantach i w parkach...
  • befana_di_campi 14.02.2020
    Wtedy - 7 stycznia 2017 roku - "Było arktycznie":

    zimowa wiedźma
    śniegi zaczarowała
    na lazurowo

    *
    hematytem staw

    akwamaryną błękit

    mróz cały w soplach

    *
    plus gołoledzi

    mniej kłapią przez komórki

    patrzą pod nogi

    *
    poniebieszczone

    marzenia wymarzone

    styczniowa bajka

    *
    noc Svarowskiego

    kryształem i obrączką

    srebrną księżyc
  • Anonim 14.02.2020
    Prawda to, że klimat mamy "cykliczny". Zarówno kiedyś bywało ciepło w lutym, jak i teraz jest. Tylko takiej zimy jak teraz to nie pamiętam.
    Ale śnieg w maju to i owszem, chyba pod koniec 70-tych. Ale to nie w Krakowie. Tam to jeno wiem, jaka pogoda jest na Brackiej ;)
    Ja to uważam, że to Obcy tak steruja ta pogodą, byśmy się wynieśli z tej ziemi i jej zbyt szybko nie wokończyli, bo Obcy chcą ja mieć dla siebie :)
    Tekst, że tak powiem, "na faktach".

    Pozdrawiam.
  • befana_di_campi 14.02.2020
    Rok 1969 (styczeń - luty):

    Kraków. Rynek Główny 20

    Zima, zadyma, komuna:
    bezkrynolinowa dziedziczka
    szamoce się z szuflą.
    Pelagia hr. P. spod arkad
    odgarnia zmrożony śnieg

    W rok później o tej samej porze:

    „Wycieczka radziecka srała
    i czkała na mrozie”, pisała
    donosicielka z TPPR, że
    „Obywatelka P. Pelagia drży
    o swoje złote czas-y”

    Rok 1971 było bardzo przedwiosennie
    [...]
    Rok 1975 - wiosenna susza
    Rok 1976 - zaspy na Wielkanoc, które szybko stopniały...
  • befana_di_campi 14.02.2020
    Na temat krakowskich zim pisałam stosunkowo wiele [zob. ostatnio wklejony wiersz plus odautorski komentarz]. Żaden "Obcy" tą pogodą nie kieruje ;) Po prostu: "taki mamy klimat" :-)

    Serdecznie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania