Pan Michał
Znowu to samo, pomyślała Celina, pędząc na górę po drewnianych, stromych schodach, starej
kamienicy. Jej podopieczny, pan Michał, znowu na wrzucał do pieca jakichś śmieci, i nie zamknął
drzwiczek. Już na klatce schodowej czuć było dymem. Złapała za klamkę, i otworzyła drzwi na oścież.
Starszy pan nigdy nie zamykał drzwi, choćby na zasuwkę. Nie posiadał nic wartościowego, a na
lichą emeryturę nie połaszczył by się nawet najbardziej zdesperowany złodziej.
- Na litość Boską, Panie Michale, Pan to mi się kiedyś zaczadzi!!!. Czego Pan napchał znowu do
tego pieca- krzyknęła do troszkę przygłuchego staruszka, szarpiąc się z oknem by je otworzyć.
Pan Michał spojrzał na nią z urazą, siedząc na swoim tapczaniku.
-Jak to czego, Pani Celinko? Drzewa oczywiście, ale troszkę przymokre było, ni i dymi.
Troszkę? zazgrzytała zębami opiekunka społeczna, a potem zabrała się do porządkowania maleńkiego,
jedno pokojowego mieszkanka. Pomimo problemów z piecem, i regularnego zasmradzania całej
kamienicy, bardzo lubiła starszego pana, i było jej go strasznie żal. Od kiedy dostała go pod opiekę,
a minęło już ponad pół roku, nie zauważyła u niego żadnych gości. Ani rodziny, ani znajomych.
Dzień za dniem, biedaczek siedział na swoim tapczaniku, i oglądał filmy przyrodnicze.
-Pani Celinko, dziś pokazywali tygrysa, i takie kolorowe ptaszki. ale nazwę miały trudną i zapomniałem.
Wie pani może jak się nazywały?
-Nie, dziś nie miałam czasu obejrzeć- odpowiedziała, szorując kuchenkę.
Nagle, w jej głowie zaświtała pewna myśl. Od pewnego czasu zastanawiała się jak dać odrobinę
radości staruszkowi, i nareszcie miała pomysł.
-Był Pan kiedyś w zoo?- zagadnęła wesoło, siadając na taborecie obok podopiecznego.
-A, zoo,to nie, inom w telewizorku widzioł jak tyn biały lewek się urodził. Piękna była bestyja.
-To ja Pana do zoo zabiorę.
Jak powiedziała, tak zrobiła. W pierwszą słoneczną niedzielę, Tomasz, narzeczony Celinki, podjechał
pod starą kamienicę by zabrać pana Michała na wycieczkę. Nie istnieją chyba słowa odpowiednie by
opisać radość staruszka. Celina oprowadzała podopiecznego, pokazując mu coraz to inne zwierzęta.
Nagle na deptaku dla zwiedzających pojawił się lew. Przerażeni ludzie, w panice biegali we wszystkie
strony, i tylko pan Michał stał spokojnie z uśmiechem na ustach. Uśmiechał się nawet wtedy gdy
wielki kot, jednym machnięciem łapy przetrącił starczy kark.
Komentarze (9)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania