Pani Zuzia 1

O pani Zuzi śmiało można powiedzieć, że to kobieta do tańca i do różańca. Jak trzeba było, to działała w Kole Gospodyń, jak szkoła organizowała jakieś występy, to ona była pierwsza do pomocy. W kościele też żadne święta nie obyły się bez jej udziału. Do tego wzorowa mama dwóch córek i dwóch synów. Myliłby się jednakże ten, kto by pomyślał, że pani Zuzi cokolwiek przychodziło łatwo.

Wyszła za mąż za najbogatszego we wsi kawalera. Wkrótce po ślubie okazało się, że kawaler ów przekonany był, że ją sobie kupił. Wszystkie kobiety w tej zamożnej rodzinie były ciche, potulne i pracowite. Tym stał ród. A tu młoda żonka głośno mówi, co jej się nie podoba i nie zawsze chce słuchać.

Gospodarstwo było oddalone od wsi; mówiło się ,że leży „Za olszynką”, czyli za laskiem olchowym . Mąż zabraniał jej wychodzenia poza jego obręb. Ani myślała słuchać. Obrobiła się, brała rower i jechała – a to do rodziców, a to na jakieś zebranie, albo do którejś z koleżanek. Zamykał dom i nie mogła wejść – no to spała na sianie. Rano brała się do roboty nie słuchając wrzasków męża. Mimo że straszył ją, co to on nie zrobi, jak to się powtórzy – robiła swoje. Mąż był zawzięty, gniewał się tygodniami, nie dawał grosza. Radziła sobie sprzedając jajka, mleko, śmietanę. Czas mijał i chłop musiał się pogodzić z tym, że nie do końca jest jej panem. Choć prawie każde wyjście z domu było wbrew woli męża, była bardzo aktywna w najróżniejszych pracach społecznych.

Oboje z mężem mieli silne charaktery, żadne na krok nie chciało ustąpić W rezultacie mąż więcej przebywał na podwórku, polu, czy swoim warsztacie, niż w domu. Rozmowy dotyczyły pracy, nigdy przeżyć. Sąsiadki się śmiały, że to cud, że dochowali się czwórki dzieci. A kiedy pociechy dorosły i jedno po drugim wyfruwały z domu – rodzice zaczęli szukać z sobą kontaktu. Wtedy z żalem stwierdzili, że zmarnowali najlepsze lata, że żyli nie tyle z sobą, co obok siebie.

Tu pani Zuzia okazała się silniejsza – liczne stresy jakoś jej nie osłabiły; wciąż była pełna werwy i życia, a mąż przycichł, nękany licznymi dolegliwościami. Poświęcała mu więcej czasu i troski, już tak chętnie nie wybywała z domu, inna rzecz, że ludzie jakoś się od siebie oddalili, każdy żył własnymi sprawami. Mężowi bardzo odpowiadała obecność żony od rana do wieczora, jednakże były sytuacje, że sam kazał jej wyjeżdżać i to na parę dni – działo się tak wtedy, gdy od dzieci nadchodziły niepokojące wieści

Zaczęło się od Basi. Nastał upalny sierpień; że ziemi mieli mało , uwinęli się ze żniwami i można było ruszyć do córki. Zrazu u nich wszystko było jak najlepiej. Zięć pracował w firmie budowlanej, ona sprzedawała warzywa z własnej szklarni. Bo gdy rodzice oddawali ziemię w zamian za renty, nadarzył się kupiec na najurodzajniejszy kawałek. Sprzedali i kupili córce domek ze sporą działką .

Teraz, jadąc do córki , pani Zuzia wspominała czas, kiedy Basia chciała zerwać zaręczyny , ujęła się wtedy za przyszłym zięciem.

- To dobry chłopak, świata poza tobą nie widzi i jest miękki, będziesz miała lżej niż ja.

I młodzi się pogodzili. Mijały lata i pani Zuzia bardzo żałowała swojej interwencji. Wtedy Bogusiowi zdarzyło się parę razy przyjść na randkę na bani; ale, że był milusi, grzeczny i zabawny – można było mu wybaczyć. Tylko, że po ślubie nie było końca piciu, wręcz przeciwnie.

Co się nagadali oboje z mężem, co się naprosili i grozili – wszystko na nic. Przysięgał , obiecywał i robił swoje. Urodziło się dwoje dzieci, trzecie było w drodze i sytuacja stawała się poważna. Basia rozważała, czy nie przenieść się do rodziców, przynajmniej na okres najbliższej zimy.

Wtedy pani Zuzia przyjechała ratować małżeństwo. Mocno by się zdziwił ktoś słuchający z boku, jak się do tego zabrała; poczekała do soboty rana, aż Boguś wydobrzeje i przystąpiła do ataku. Zięciu popijał wodę z ogórków, świeżo zakiszonych i rozcierał bolące czoło, a teściowa zaczęła stanowczym spokojnym głosem:

- Tak , Bogdan, nie ma innego wyjścia tylko musisz się stąd wyprowadzić. Tu jest potrzebny gospodarz, a nie takie nie wiadomo co..

- – No, co mamusia, jak to wyprowadzić, ja tu mam żonę dzieci, ja tu mieszkam!

- – U twego brata cała góra jest wolna, możesz tam się przenieść, albo do rodziców. Ty nie jesteś ani mężem, ani ojcem – ciebie wiecznie nie ma w domu; a jak jesteś - to pijany!

- – Basia nie narzeka, to ona zdecyduje, a nie mamusia – i Boguś zamierzał opuścić kuchnię. Pani Zuzia posadziła go energicznie na krześle.

- – Basia jest w siódmym miesiącu, lekarz powiedział, że najmniejsze zdenerwowanie i pojedzie rodzić, jej w to nie mieszaj! Daję ci tydzień, jak sobie czegoś nie poszukasz, to ja to zrobię!

- Przez całą niedzielę, gdy mama odjechała, Boguś przepraszał żonę i obiecywał poprawę, a uzyskawszy przebaczenie; od poniedziałku znowu pił, z tym, że wcześniej wracał do domu. W następny piątek, gdy, spostrzegł teściówkę idącą od autobusu, mało nie zemdlał. Spodziewając się kazania sam zaczął:

- - Niech nas mamusia zostawi w spokoju, my się z Basią dogadujemy i jest dobrze.

- – Nie jest dobrze! – rzekła żona dobitnie i choć chłopcy nie skończyli kolacjizabrała ich i wyszła z kuchni. Ta krótka chwila podcięła Bogusiowi nogi ; a matce dała pewność, że tak, jak ustaliły przez telefon – może działać według swego uznania.

- -Rano przyjedzie bagażówka i zabierze twoje manatki, mam nadzieję, że wiesz, gdzie będziesz mieszkał?

- Boguś nie miał siły, żeby wstać i wyjść, ani pomysłu, jak z teściową rozmawiać. Więc ta bez przeszkód ciągnęła dalej:

- - Tu jest huk roboty do zrobienia. Mały pokój trzeba pomalować, kaloryfer tam cieknie; drewna jak na lekarstwo, węgla wcale, a do rozwiązanie tylko parę tygodni.

Wiadomo, że ty nic nie ruszysz, to usuń się, by kto inny tu zaczął działać. Dla ciebie też będzie lepiej, będziesz sobie robił , co będziesz chciał! No to idź i spakuj się.

- Boguś zebrał się w sobie i na chwiejnych nogach opuścił kuchnię. W nocy nie mógł spać , dręczyły go koszmary. Rano oświadczył, że się wyprowadzi, ale wtedy, gdy sam będzie chciał; gdzieś się wybierał rowerem, ale utknął w szopce i spał, aż go dzieci znalazły i obudziły. Po niedzieli znów szukał ratunku u żony, ale ona nie chciała z nim rozmawiać. Jakoś stracił ochotę na picie ; zdał sobie sprawę, że grunt usuwa mu się spod nóg. Może dlatego, że był „miękki” przestraszył się, że ktoś obcy i zły wkradł mu się do duszy i zmusza go do tego, czego w gruncie rzeczy nie chce.

- Gdy teściowa przyjechała w następny piątek ,Boguś naprawiał płot. Był tak zajęty, że ledwo jej skinął na przywitanie. W sobotę z rana podjechał pod dom samochód bagażowy, przywieziono wapno, cement, jakieś rury. Zięć uwijał się przy rozładunku, choć tak zajęty, widział, że teściowa patrzy przez okno.

- A po niedzieli przyjechał teść pomagać, wręczył córce sporą gotówkę, by na wszystko starczyło. Wszystkim kierował, ale prowadził tak delikatną grę, że Boguś był przeświadczony, że to on decyduje. Wszystkie prace zostały skończone na czas; a gdy się urodziła córeczka, Boguś zadzwonił do teścia – podzielił się szczęśliwą nowiną i podziękował za pomoc.

Rok czasu walczył, by nie pić. Miewał wzloty i upadki, ale wylazł z nałogu. Udało się , bo żona i rodzice nieustannie wspierali go modlitwą. Życie rodziny zmieniło się diametralnie, żyją w miarę dostatnio i szczęśliwie. Tylko, że Boguś nie znosi teściowej. Boi się jej, ale z całej duszy nie cierpi. Pani Zuzia ubolewała bardzo z tego powodu, później machnęła ręką. – Musi być coś, za coś – pomyślała.

- Na chrzcinach małej Angeliki uderzył panią Zuzię mizerny wygląd synowej Julki.

- A syn Andrzej był oczkiem w głowie swojej mamy. Był przystojny, towarzyski, muzykalny. Prowadził jako didżej wiejskie dyskoteki. Wiele okolicznych panienek było w Andrzeju zakochanych; ale najwierniejsza była Julka z sąsiedztwa.

Długo jej nie dostrzegał, a później ledwo wyszła żałoba po jej ojcu ; szast – prast i był ślub! I zaraz też urodził im się synek. Niestety wykorzystywał dobroć i uległość tej cichej, skromnej dziewczyny.

Zamieszkali w pobliskim miasteczku, prowadził tam sklep muzyczny , który słabo prosperował. Żona od rana do wieczora przy maszynie do szycia; pracowała jako podwykonawca w szwalni kierowanej przez Duńczyka - do tego wszystkie domowe prace. Na szczęście synka zabierała na parę godzin siostra Julki.

- Rodzice naradzali się , czy wkraczać do akcji, czy badać, czemu synowa, nawet jak jest u matki, nie zagląda do nich. Z Andrzejem łączyła ich serdeczna więź – może się obrazić, gdy zaczną dochodzić co u nich.

- Uporali się z wiosennymi pracami, nastał chłodny i deszczowy maj, nie było pilnej roboty, można było jechać.

Pani Zuzia nie miała pojęcia, jak zadziałać, narady trwały; nareszcie nie wytrzymała i złożyła młodym niezapowiedzianą wizytę. Zastała Julkę przy maszynie jeszcze mizerniejszą, niż na Wielkanoc, gdy gościli u nich. Mały spał w sąsiednim pokoju, a męża jeszcze nie było z pracy Tędy, owędy badała, co jest przyczyną tak marnej kondycji:

- - Czy ten wasz Duńczyk znowu podniósł normy, ile macie naszyć?, a może coś ci dolega?, czy coś z mamą nie tak? - Julka wszystkiemu zaprzeczała, wreszcie rzekła przez łzy:

- -Andrzej kogoś ma... Pani Zuzi zakręciło się w głowie , jak od niespodziewanego ciosu.

- – Ale, dziecko, u nas w rodzinie nigdy nie było takich rzeczy, masz dowody? – odrzekła bez przekonania. Obudził się dwuletni Jasiek; krzątając się przy dziecku rozmawiały o czymś innym.

- – Zazwyczaj o tej porze mały jeszcze jest u Tereski, dziś poszła na rehabilitację, więc...

- niezm – No widzisz, dobrze, że przyjechałam, to go popilnuję. A siostra dalej na rencie?

- – Jeszcze dostała na pięć lat.

- – Za mąż nie wychodzi?-

- Ale tam. Może jakby schudła, to kogoś by znalazła, ale ona woli dobre jedzenie , od najlepszego chłopa. Już dobija do setki.

- – -Korzystając z tego, że jestem, wyjdź sobie gdzieś. Na zakupy babskie, albo do jakiej koleżanki, czy do kina.

- – Do kina, sama? Właściwie, to bym wyskoczyła do Tereni, ona ciągle coś Jasiowi kupuje, ale starych rzeczy nie przynosi. Mam nadzieję, że nie wyrzuciła.

- – Wiesz co, idź do Tereski, a Andrzejowi powiemy, że byłaś w kinie. Ale zrobi minę!

- Julka podała teściowej notes,

- - Niech mama dzwoni, co grają i o której są seanse. A ja idę zrobić się na bustwo. Ożywiona, w parę minut była gotowa i wybiegła z mieszkania, jakby ją kto gonił.

- Andrzej był niezmiernie zdziwiony i zmieszany sytuacją ,którą zastał . Niespodziewana obecność matki i nieobecność żony zbiły go z tropu. Wszystko było nie tak; jakby ktoś wyniósł z kuchni stół. Kręcił głową, że żona poszła do kina, matka twierdziła, że z jakimiś znajomymi. Zadzwonił do kogoś. Słuchała bawiąc się z dzieckiem.

- – Już byliście. Acha , z Luisem de Funes. A Grzelaki w domu, czy w kinie ? No, no... i odłożył słuchawkę.

- Nareszcie wróciła Julka – odprężona, zarumieniona; zdobyła się nawet na kokieterię odpowiadając mężowi na pytanie: Z kim była w kinie.

- – Nie musisz wszystkiego wiedzieć, będziesz spokojniej spał.

- .- No i co grali tych „Żandarmów”, czy coś innego? – dopytywała mama.

- – „ Żandarmów z Saint Tropez” – do niedzieli to leci – odrzekła Julka autorytatywnie. Że obie panie były jakieś dziwne, Andrzej, zajął się małym, później położył się z nim żeby zasnął. Julka z teściową pałaszowały w kuchni pyszną maminą sałatkę i zacierały ręce : Podziałało!

- – Wszystko zniesie, tylko nie to, że kobity nie ma w domu, ma to po ojcu.- podsumowała mama wskazując Julce sposób działania.

- W domu analizowali z mężem sytuację. Andrzej to jedyne dziecko, które zawsze śpieszy z pomocą, okazuje serdeczną troskę, stracić to wszystko przez jakieś nieopatrzne posunięcie? Drugi syn Tomek bowiem od roku pracował w Anglii,

Basia miała dosyć swoich kłopotów, a druga córka Wiesia mieszkała w Katowicach – czyli na drugim końcu kraju. Oboje byli ludźmi głęboko wierzącymi, modlili się więc gorąco do Świętego Józefa, by ocalił i to małżeństwo.

Od tego czasu Julka przestała wyczekiwać powrotów męża. Jak przychodził na czas, wszystko było na skinienie, jak nie – to nie zastawał jej w domu.

Następne częściPani Zuzia 2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Robert. M 16.12.2018
    Większość z nas nie lubi moralizatorstwa, takiego pokazywania
    - o! patrz tu, ja wiem, ja ci wyjaśnię itp.:
    po prostu mamy alergię na wszelkich wodzirejów słowa.
    Dlatego Twoja skondensowana relacja z poszczególnych
    zdarzeń, wręcz sekwencja z dni pozwala na własną interpretację,
    dopowiedzenia, ba! Wręcz uruchamia wyobraźnię, a oto chodzi, by
    samemu układać historię i porównywać swe domniemania z zamierzeniem
    autora.
    Mnie się podobało, bo nie ma w tym mędrkowania,
    wywyższania, patosu, gdzie elokwencja stwarza pozory sztuczności.
    Prosty przekaz napisany pięknym przystępnym językiem, który
    poparty jest fachowym nazewnictwem.
    Jeśli dodać do tego opisy fizjonomii, gesty, plenery, co wpływa na
    wizualny odbiór tekstu to mamy......przyjemnie spędzony czas.
  • Angela 16.12.2018
    Są błędy, nawet sporo, czasem opowiadanie mylnie jest oznaczone jako dialog, ale to da się naprawić.
    Co do samej historyjki, niezmiernie mi się podobała.
  • oldakowski2013 16.12.2018
    Tak, są błędy i to nawet jest ich sporo. Stylistyczne, interpunkcyjne. Tak do połowy podobało mi się, później używasz raz gwary wiejskiej, raz piszesz już językiem bardziej szkolnym, nowoczesnym. Miesza się to wszystko, bo gwarę można wziąć za błędy i zapewne niejeden tak zrobi. Mogło być troszeczkę krótsze, jak na "opowi"., ale ujdzie. Pozdrawiam..

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania