Paryż - miasto miłości i śmierci

Wstęp

Pojechać z Londynu gdzie żyję do Paryża to w sumie tak jak wybrać się z Warszawy do Pragi czeskiej. Blisko, przelot niedrogi. Można wyskoczyć nawet na weekend. Ja postanowiłem się tam wybrać na 2 dni, jedną noc przespać w hostelu, drugą noc spędzić na lotnisku i z rana wrócić do UK.

 

Od razu powiem, że nie jest to moje ulubione miasto w Europe. Kultura francuska nie jest dla mnie zbyt fascynująca, ale choć raz w życiu każdy powinien zobaczyć to miejsce. Paryż jest jednym z centrów cywilizacji na tej planecie, stereotypowo utożsamiany z dobrym gustem, artystyczną bohemą. Jednak zważając na aktualną sytuację polityczną i zmiany demograficzne wkrótce może się zmienić w typową stolicę kraju Trzeciego Świata. No ale póki co, trzeba się cieszyć tym co jest i po prostu tam jechać.

 

Wyjazd i przylot

Na lotnisku w Luton jak to wszędzie na lotniskach, niewiele jest taniego i pożywnego jedzenia. Idę do najtańszej opcji w tym miejscu…czyli do ‘Burger Kinga’. Na mieście ta sieciówka jest droższa nawet od KFC, ale tu najadłem się całkiem sensownie za £3.99.

 

Samolot ‘Easy Jetu’ leci na podparyskie lotnisko Charlesa De Gaulle’a (CDG) nieco ponad godzinę. Do pociągu od hali przylotów idzie się bardzo długo, chyba z 1 kilometr. Z lotniska jadę do centrum pociągiem do Gare Du Nord, czyli Dworca Północnego. To taki dworzec główny i obszar gdzie zaczyna się biedniejsza, północna część Paryża.

 

Na dworcu w anglojęzycznym punkcie informacji turystycznej kupuję karnet 10 biletów na komunikację miejską. Nie opłaca mi się kupować biletu dziennego na każdy dzień czy dwudniowego (o ile taki jest). Po prostu, gdzie będzie dalej będę jeździć, gdzie bliżej podejdę na piechotę.

 

Atrakcje obowiązkowe

Będąc tu po raz pierwszy muszę zaliczyć wszelkie ‘atrakcje obowiązkowe’ a dopiero potem skupić się na tym co mnie osobiście interesuje. Tak robię w każdym nowo-odwiedzanym miejscu.

 

Główne place i bulwary

Ogólnie w porównaniu z Londynem ulice są tu szersze. Wreszcie normalna europejska architektura a nie wszechobecna ciasnota. Ciekawostką jest, że po wielkim pożarze w Londynie chciano przekształcić stolice Zjednoczonego Królestwa w Paryż. Ostatecznie jednak zdecydowano na odbudowaniu wszystkiego według starego rozplanowania. I stąd się wzięły autobusy piętrowe. Ale co ja tu o Londynie?

 

Paryż ostatecznie przebudowano w ramach tzw. wielkiej przebudowy w latach 1852-1870, która nadzorowana była przez prefekta Georges’a Haussmanna. Miasta europejskie nie są tak rozlegle jak miasta w UK. Bardzo wielu ludzi mieszka w kamienicach lub blokach. Natomiast w UK kamienice w centrum są pustostanami albo należą do milionerów a blokowiska zasiedlane są głównie przez biedotę.

 

Wieża Eiffla

Ikoniczny obiekt znany na całym świecie, dowód na to, że prowizorki często potrafią być trwalsze niż niejedna stała budowla. Z czym mi osobiście kojarzy się ta konstrukcja? Z dwoma rzeczami. Pierwsza to teledysk Duran Duran ‘A View To Kill’ ze ścieżki dźwiękowej do Jamesa Bonda. James strzelał, biegał, wszystko wybuchało. Jak to by powiedziano w peerelowskiej telewizji ‘zabili go i uciekł’. Druga to historia szalonego wynalazcy Franza Reichelta, który przetestował sam na sobie prototyp spadochronu, nie wyszło mu i się zabił.

 

Nie mam ochoty wjeżdżać na szczyt, bo bilet drogi i naprawdę mnie nie interesuje panorama miasta. Wolałem panoramę Berlina z Siegessaule, o czym można przeczytać tutaj – LINK – https://markdmowski.wordpress.com/2017/05/17/berlin-nie-idzie-sie-nudzic/. Na pamiątkę kupiłem sobie za 1 euro mini-wieżę Eiffla, porobiłem parę fotek z ulicy i jestem spełniony w tym temacie.

 

Wstąpiłem też na zakupy do pobliskiego supermarketu, takiego dla normalnych ludzi, do Carrefoura po prostu. Rany jakie tu mają dobre wypieki. Kupiłem sobie przepyszne bułki jabłkowe. Smak intensywny jakiego nie ma w Anglii. Może tylko jeszcze czasem w Polsce.

 

Łuk Triumfalny

Idąc piękną promenadą z drogimi sklepami docieram do Luku Triumfalnego na Placu De Gaulle’a. Obszedłem ogólnie, bo również nie interesuje mnie to co ‘wszystkich’. Naokoło łuku jest wielkie rondo bez pasów. Do obiektu można się dostać jedynie przejściem podziemnym. Nie jest to jak ostatnio mówią propagandyści Macrona symbol Republiki, ale hołd upamiętniający poległych w czasie rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich. W Korei Północnej mają bardzo podobny łuk, ale większy.

 

Powinienem już się przyzwyczaić do widoku ludzi rożnych ras, ale mimo tego zwraca moją uwagę spora grupka wyglądających na zamożnych czarnoskórych. Pewno jacyś synkowie notabli z Czadu albo innej dawnej francuskiej kolonii. Wujek premier albo tata prezydent wywiózł budżet całego kraju w walizce i dzieciaki szaleją. W Afryce im za gorąco, nic się nie dzieje, to wpadli do Europy. Z paryskich lotnisk można dolecieć bezpośrednio do bardzo wielu egzotycznych miejsc właśnie w Afryce.

 

Plac Zgody z obeliskiem

Dzisiejszy Plac Zgody z charakterystycznym obeliskiem był miejscem masowych egzekucji w czasach rewolucji francuskiej. Najpierw ścięto tam króla, królową co za bardzo lubiła ciastka i pozostałą arystokrację. W drugim etapie ścinano rewolucjonistów, jak na przykład Robespierre’a – bardzo ciekawą i dwuznaczną postać – przez jednych opisywany jako dobroczyńca biednych, przez innych postrzegany jako krwawy dyktator i paranoik.

 

Plaża nad Sekwaną

Miłośnicy plażowania nie muszą jechać do Nicei. Mogą spędzić czas na mini-plaży usypanej koło Sekwany. Widać ją ładnie z mostu oraz drugiego brzegu. Ale ja nie przyjechałem do Paryża, żeby leżeć, więc idę dalej.

 

Katedra Notre Dame

Kościół ten rozsławiony został książką ‘Dzwonnik z Notre Dame’. Gotycka katedra jest właściwie mniejszą kopią o wiele okazalszej katedry w Reims. Wchodzę do środka. Jako, że miejsce jest bardzo ‘turystyczne’ to wokół niego można spotkać wielu żebraków, którzy wyglądają na cyganów. Przyznam, że środek świątyni zrobił na mnie większe wrażenie niż elewacja. Witraże, ale też ciekawe konstrukcje ze szkieletów. Kości i czaszek mają Francuzi pod dostatkiem. Wystarczy pogrzebać co nieco w ziemi pod miastem. Patrząc na świeczki pozostawione przez wiernych w głowie mi gra utwór ‘Judas’ Depeche Mode z przepiękną animacją Antona Corbijna z trasy ‘Devotional’.

 

Latin Quarter – Dzielnica Łacińska

Paryż (i jak później się zorientowałem nie tylko centrum) jest bardzo nieprzyjazny jeśli chodzi o lokale żywieniowe z tanim jedzeniem. Dzielnica Łacińska, która znajduje się zaraz obok katedry jest pod tym względem chlubnym wyjątkiem. Wiele tanich lokali kurczakowych, gdzie za parę euro można się sensownie najeść za dany dzień.

 

Docieram na Plac Chatelet, który jest dużym i wygodnym węzłem jeśli chodzi o metro. Akurat mijam protest Libijczyków co chcą ‘arabskiej rewolucji’ (sierpień 2011).

 

Luwr

Dzień pierwszy mojego pobytu kończę oblatując Luwr z charakterystyczną szklaną piramidą. Luwr był kiedyś siedzibą króla Francji. Gdy rewolucja obaliła monarchię miejsce to od razu zostało przekształcone w muzeum dostępne dla normalnych ludzi. Jednak nie interesuje mnie tutejsza galeria. Co nieco odpoczywam koło piramidy i jadę metrem do hostelu gdzie będę spać.

 

Hostel na noc

Spędziłem noc w hostelu sieci Youth Hostel Association w Clichy. Koszt nocki 22 euro. Północny Paryż, ale czuję się bezpiecznie. Hostel to dobre rozwiązanie na taki ‘city break’ jak mój. Jedna, dwie noce ok. Dzielenie pokoju przez więcej dni z innymi ludźmi to już niedogodność.

 

Na recepcji pracuje dość niemiła, młoda, cycata Francuzka, która pomimo tego, że do tego miejsca przyjeżdżają ludzie z całego świata udaje, że nie zna angielskiego. Pytam czy mają tu jakąś herbatę dla gości a ona kieruje mnie do miejsca gdzie mogę ją sobie kupić za aż 1.50 euro. Trudno. Jestem tak spragniony jakiegoś ciepłego napoju, że kupuje i potem idę do pokoju spać.

 

Drugi dzień

Obudziłem się według budzika o 6:30 rano. W nocy gdzieś mi spadły okulary, które położyłem obok siebie i pierwszą rzeczą, którą robiłem tego dnia to zacząłem ich nerwowo szukać. Na dole spał starszy (skośny) Azjata, który jak tylko się obudził i mnie zobaczył, to oddał mi te ‘spadnięte’ okulary. Bardzo mu za to podziękowałem. Na szczęście były całe.

 

Odłączyłem od prądu ładowarkę do aparatu fotograficznego. Mam pięknie podładowany aparacik, dzięki ‘konwerterowi UK-Europe’. Oprócz starszego Azjaty, w “moim” pokoju spał jakiś młodszy skośny, może jego syn czy wychowanek. Żadna tam patologia czy złodziejstwo. Normalni ludzie, którzy chcą zwiedzać świat niewielkim kosztem. Zebrałem wszystkie rzeczy, sprawdziłem czy wszystko mam i powiedziawszy grzecznie ‘au revoir’ wyszedłem z pokoju do łazienki, żeby się nieco obmyć. Po umyciu się zjechałem windą, żeby zjeść należne mi śniadanie wliczone w koszt mojego noclegu. Śniadanie byle jakie, bo ‘kontynentalne’, czyli dżem, chleb i płatki na mleku. Ile można jeść mleka?!

 

Jedząc śniadanie obserwuje dwóch skośnych Azjatów. Obaj mimo, że mają spore problemy językowe rozmawiają ze sobą po angielsku, opowiadają gdzie byli itd. Brakuje im słów do rozmowy, ale mimo tego na koniec wymieniają się adresami e-mailowymi. Ciekawe czemu nie przeszli na swoje języki? Może Japończyk i na przykład Koreańczyk?

 

Idę jeszcze do toalety, która jest koedukacyjna. Trochę się boję, że jakaś pindzia wystraszy się na mój widok. Zobaczy sikającego faceta, zgłosi mnie za zboczenie i dostanę 30 lat. No ale co? Nie łamie regulaminu.

 

Jestem miły dla miłych ludzi i chamski dla chamów. Pogardliwie traktuje tą recepcjonistkę co mi wczoraj żałowała nieco herbaty. Powiedziałem jej tylko ‘cheers’ przy wymeldowaniu. Śmiesznie zabrzmiała gdy próbowała to za mną powtórzyć. Zabrzmiało jak ‘chus’ czy jakoś tam. Żałosne wrażenie zrobił na mnie wczoraj Anglik, który próbował jej zaszpanować jakimiś wyuczonymi z rozmówek francuskimi formułkami. Francuzi przegrali z Anglikami i Amerykanami wojnę o dominacje na świecie. Niech więc nie snobują i po prostu będą komunikatywni wobec ludzi, którzy po prostu chcą im zostawić trochę pieniędzy.

 

La Defense czyli korporacyjne wieżowce

Najpierw z samego rana jadę zaliczyć ‘La Defense’, czyli paryskie Canary Wharf albo coś jak…Mordor na warszawskim Służewcu. Dzielnica biznesowa, drapacze chmur, wieżowiec na wieżowcu, sterylność i odhumanizowanie. Dojeżdżam tu bardzo szybko metrem z centrum. Paryż nie jest tak rozległy jak Londyn.

 

Gdy wychodzę ze stacji, zaraz przy wyjściu wita mnie sceneria, którą pewnie by zachwycił się Albert Speer. On lubił takie monumentalne struktury jak ta przede mną. Wielki łuk przy którym czlowiek jest tylko małym trybikiem. I to nieważne czy jest się sprzątaczką czy ‘krawaciarzem’. No chyba, że jest się tutaj jakimś wielkim dyrektorem. A wtedy to można się poczuć jak ci na loży honorowej na Parteitagu w Norymberdze.

 

Po drodze mijam sterylne restauracje w betonie np. jakiś ‘sushi shop’. Oczywiście, wszystko drogie. Ale, że ekologiczne to będziesz żył aż do emerytury i pracował wydajnie bardzo długo. A i nie zapomnij o porannym joggingu przed pracą oraz karnecie na siłownię. Nie możesz być gruby, bo cię dziewczyna zostawi. Opracuj plan diety i go efektywnie wdrażaj. Wolność masz co najwyżej przy wyborze krawata, może dziś w kropki? Jeśli choć trochę odchylisz się od normy koledzy z pracy tobą wzgardzą, ‘środowisko’ o tobie zapomni I wtedy zostaniesz sam jak palec. I co wtedy? Mija mnie Murzynka w stroju tradycyjnie afrykańskim. Jakoś dziwnie patrzy się na moją koszulkę The Cure ‘Boys Don’t Cry’. Fanka gotyckiego rocka? Kto ją tam wie?

 

Oblatuję miejsce, robię trochę zdjęć. Wiem, że niedaleko odjeżdża stąd jakiś tramwaj. Niestety nie miałem dość czasu, żeby go znaleźć. Wracając do metra mijam pomnik ku czci biznesmenów. Jacyś zmarnowani są. No cóż. Chciwość może być wyniszczająca.

 

Słynna paryska trupiarnia, czyli katakumby

Kluczową atrakcją mojego drugiego dnia pobytu są paryskie katakumby, czyli wielkie podziemne cmentarzysko. Paryż stoi na szkieletach i kościach ze zlikwidowanych cmentarzy. W czasie przebudowy miasta nekropolie po prostu przeszkadzały i stanowiły zagrożenie biologiczne, więc pozostałości z nagrobków, których już i tak nikt nie odwiedzał od kilkuset lat, po prostu zwalono pod ziemię. Miejsce, które muszę tutaj zobaczyć. Nawet jak wstęp będzie kosztować z 15 euro. Gdy docieram na miejsce ‘wita’ mnie bardzo długa kolejka. Spędzam w niej chyba z pół dnia. W międzyczasie uliczni handlarze o wyglądzie śródziemnomorskim zarabiają na turystach sprzedając im wodę za 1 euro.

 

Wreszcie wchodzę do środka. Koszt 8 euro. Złośliwie przekomarzam się z grupką Amerykanów, że teraz nie ma potrzeby tworzenia takich miejsc, bo przecież mamy krematoria. Katakumby jak dla mnie to taki odpowiednik ‘tunelu strachu’ w wesołym miasteczku. A właściwie nie ma się czego bać? Żywych ludzi się trzeba bać a nie szkieletów czy nawet duchów.

 

Korytarze są niedoświetlone, więc sporo zdjęć, które zrobiłem były z fleszem. Musiałem się co nieco chować z tym, bo nie wolno tu robić z lampą. Raz jeden jakiś ‘katakumbiarz’ mnie upomniał łamanym angielskim, że ‘niszczę muzeum’. Jednak wydałem tyle pieniędzy i raczej ze względu na olbrzymie koszty wejścia już więcej tu nie wrócę (chyba, że jako element ekspozycji), że muszę mieć te fotki. Czaszki żadnej nie ukradłem, więc aż taki zły czlowiek nie jestem. Wyjście jest w innym miejscu niż wejście. Jak ktoś chce to może w sklepiku obok kupić sobie zabawkowe szkielety, nawet klocki z kości, do budowania różnych fajnych struktur.

 

Pere Lachaise czyli cmentarz

Ostatnia dużą atrakcją w Paryżu, którą chce odwiedzić w czasie mojego pobytu jest cmentarz Pere Lachaise. Pochowanych jest tu wielu słynnych ludzi, postaci historycznych. No i groby są dość charakterystyczne. Właściwie takie mini domki na zwłoki. Gdy wszedłem na teren grobowce widać wszędzie naokoło. Nowsze, starsze, wiele rozwalających się. Tylko czasem, pomiędzy nimi można zobaczyć zwyczajne, ‘standardowe’ XX wieczne nagrobki.

 

Zapomniał wół jak cielęciem był

Doszedłem do cmentarnego Placu Kazimierza i słyszę rozmawiające ze sobą dwie starsze Polki. Nie jestem jakiś zdesperowany, że za wszelką cenę będąc zagranicą szukam kontaktów z Polakami, ale jak już mi się napatoczyły po drodze to zagadam. Mają mapę, więc spytam się ich gdzie jest najistotniejszy dla mnie grób na tym cmentarzu – miejsce wiecznego spoczynku Jima Morrisona.

 

Gdy je pytam o lidera The Doors mówią, że nie wiedzą, ale mają mapę i mogę sobie spojrzeć. Gadają ze sobą, że były na grobach Chopina, Balzaca i innych tego pokroju. Morrison ich nie interesuje, ale potem ta druga zreflektowała, że jednak by się przeszła zobaczyć i ten nagrobek.

 

Opowiadam im, że z Londynu tu przyjechałem zobaczyć Paryż. Ta jedna, nazwijmy ją ‘liderka’, bardziej pewna siebie, dziwi się, że sam tu jestem. Dodaje jednak, że samemu to najlepiej się zwiedza. Wyczuwam, że z jej strony to zwykły kit. Po prostu próbuje zrozumieć, czemu nie jestem w parze z kimś, ‘tak jak wSzyscy’. Moi znajomi źle skończyli gdy się za bardzo zbliżyli do ludzi. Porodziły im się dzieci i siedzą na tyłku. Koniec, umarł w butach. Ja tak żyć nie będę. O tym więcej w artykule LINK – https://markdmowski.wordpress.com/2018/10/16/samotnosc-moj-sposob-na-zycie/

 

Polki gadają coś o mojej Warszawie, że były, że coś tam. Ja na to że to moje rodzinne miasto i pytam się jednej z nich skąd ona jest. Ona na to, że tu mieszka. Pytam się jej więc co może mi powiedzieć o Francuzach, którzy są bardzo niechętni turystom mówiącym po angielsku. A przecież to tylko forma komunikacji. Mówię, że wydaje mi się, że oni udają, że nie rozumieją tego języka. Ona na to, że oni nie udają, tylko nie umieją. Ja na to, więc jak oni sobie radzą na przykład zagranicą. Przecież to nie idzie przetrwać. No chyba, że chcą polecieć do dawnych kolonii jak do Czadu albo Maroko. Ona na to, że teraz to nawet tam nie latają, bo ich nie stać. I tylko narzekają. Dodaje, że oczywiście jest wielu Francuzów, którzy są wielojęzyczni, ale większość w Paryżu to przeciętniaki, średniaki i oni tylko żyją z dnia na dzień, nigdzie nie jeżdżą. Ja mówię, że nie kategoryzuje ludzi na dobrych, bo zna języki, ale powinni się uczyć i tyle. Ona na to, że wielu jest po prostu głupich.

 

Stwierdza, że bardzo się cieszy, że Sarkozy wprowadził te cięcia. Pomyślałem sobie, że ‘zapomniał wół jak cielęciem był’. Nie mam nic przeciwko wywalaniu ‘pontoniarzy’ do Afrykoazji, ale jeśli miejscowy, obywatel ma problemy w życiu, chce się przekwalifikować, to państwo powinno mu pomóc, dać jakiś niewielki zasiłek, szkolenie a nie zostawiać samemu sobie. A ona kozakuje, bo może się wżeniła kiedyś w jakiegoś bogatego Francuza. Francuz potem umarł, zostawił jej sklep z gaciami czy innym asortymentem i teraz ona jest wielka ‘francuska konserwatystka’.

 

Porusza temat zamieszek w Londynie (sierpień 2011), pyta jak sobie tam daliśmy radę. Mówię, że szczęśliwie obszar gdzie mieszkam pozostał nietknięty, ale blisko było. Pytam jej co się dzieje w Paryżu, że ci żołnierze tak chodzą wszędzie z karabinami i to nie tylko koło lotnisk, czy atrakcji turystycznych. Mówię, że w Londynie to nawet jak chcieli armatek wodnych używać to musieli się premiera o pozwolenie pytać. Ona na to, ‘a że tu jest jak jest’, chodzą, bo dużo tu niebezpiecznych osobników lata i rabuje. Jak dla mnie wojsko z karabinami to ostateczność w europejskim przecież mieście. To oznaka słabości i braku pełnej kontroli.

 

Idę z nimi szukać tego Morrisona. Pytam o drogę dwie młode Latynoski, znów wracam na Plac Kazimierza i w końcu dzięki pomocy jednego Amerykanina docieram na grób pierwszego zimnofalowca i punkrockowca, czyli wokalisty i skandalisty Jima Morrisona.

 

Grób Morrisona

Nagrobek jest bardzo skromny, zwyczajny jak na jakimś Cmentarzu Bródnowskim, a nie na Pere Lachaise. Bardzo mnie to zaskoczyło po tym co tu widziałem. Spodziewałem się, że też go złożyli do jakiejś ‘chałupy’, albo chociaż jakiś mu ekscentryczny pomnik ‘walnęli’ (jak ma Falco w Wiedniu). A tu taki nijaki grobek, a dookoła niego ciągle mały tłumek, głównie młodych ludzi. Widać, że to nie tylko dziś, bo aż odgrodzili niewielki obszar naokoło barierkami jak na koncercie rockowym. I proszę Jim nawet leżąc w stanie rozkładu ‘gra koncert’. Mówię do tych Polek. Proszę niech panie zobaczą, muzyk, artysta z takim byle jakim nagrobkiem a więcej jest wart dla ludzi niż jakiś burżuj. Wnerwiły mnie tym swoim wywyższaniem się, szczególnie ta jedna, więc celowo chciałem im przygadać.

 

Idę zobaczyć też grób Chopina, ale bez napinania się. Widzę, że jakieś młode Polki za mną też tego szukają. Pójdę za nimi. Cmentarz już zamykają. Wypędzają ludzi. Pytam się stróża, gdzie jest grób Chopina a on mi na to, że jutro mnie tam zaprowadzi, bo już dziś zamykają. Mówię, że jutro mnie już tu nie będzie. Trudno.

 

I jeszcze chce dodać, że trochę odwykłem od upału, bo w porównaniu z Londynem pogoda jest tu strasznie kontynentalna, czyli sucho i bardzo gorąco.

 

‘Je search le Metro’ czyli mój język francuski

Przed wyjazdem spisałem sobie parę formułek po francusku, wziąłem rozmówki. Pytam się po raz pierwszy po francusku jakiejś kobiety gdzie tu jest najbliższe metro – ‘je search le Metro’. Zrozumiała. Ale ja…nie rozumiem jej odpowiedzi. Kiwam głową, że ‘ok-ok’, ale nic a nic nie łapie. Do licha. Jaki jest sens uczyć się zwrotów na szybko jak człowiek i tak nie będzie znał na nie odpowiedzi.

 

Jak już wspominałem przy okazji rozmowy na cmentarzu, prawdą jest to co czytałem w internecie, że Francuzi nie tylko nie lubią Anglików, ale w ogóle języka angielskiego. Nie że nie umieją. Udają że nie znają. Nawet skośnooki turysta będzie tu traktowany źle gdy po prostu będzie chciał się porozumieć w podstawowych kwestiach. Ale ja po prostu wymuszam na ludziach komunikację. Kupuje u kogoś koszulkę a on nie chce się porozumiewać?! No głupota. Do angielskiego można ich zmusić, bo wbrew pozorom znają go na tyle dobrze, żeby jakoś tam się porozumieć. Po prostu mają kompleks, że przegrali z Anglikami walkę o dominacje w świecie.

 

Komunikacja miejska

W Paryżu jest metro, autobusy, pociągi i tramwaje. Metro jest wg mnie dość dobrze rozwinięte. Wagony na niektórych liniach wyglądają jak takie większe tramwaje (podobnie jest w Amsterdamie) albo warszawskie WKD. Ciekawym rozwiązaniem, jest to, że przy wysiadaniu trzeba samemu otwierać drzwi naciskając dwie klamki. Głośniki na stacjach brzmią jakby były przepuszczane przez kibel, jak w tej scenie z grypsowaniem, że Stalin umarł, w filmie ‘Przesłuchanie’. Wchodzi się wkładając bilet, ale wyjście jest swobodne (‘sortie’). Wielu żebraków korzysta więc z wyjścia jako wejścia.

 

Jeśli chodzi o autobusy, to podobnie jak w Londynie, wchodzi się tylko pierwszymi drzwiami. Pociągi piętrowe i w obrębie Paryża można nimi jeździć na normalne bilety miejskie.

 

Południowy Paryż i tramwaje

W Paryżu tramwaje jeżdżą tak jak w Londynie, jedynie na przedmieściach. Jako fan komunikacji miejskiej nie darowałbym sobie gdybym się paryskim tramwajem nie przejechał. Pojazdy dwukierunkowe, nie ma pętli. Zwracają moją uwagę kasowniki, te same modele, które są w warszawskiej komunikacji. Tramwaje jeżdżą do Lasku Bulońskiego i do dzielnicy La Defense, ale ja miałem czas jedynie dotrzeć nad Sekwanę pod siedzibę francuskiej telewizji. No i to tyle.

 

Wydatki

Paryż to miasto drogie jeśli chodzi o jedzenie, koszty życia. Zwykły posiłek w McDonaldsie kosztował mnie aż 7 euro. To 2x drożej niż podobne jedzenie w Londynie. Ciężko jest znaleźć tanie lokale. Restauracje ‘straszą’ swoją urokliwością (i drożyzną) nawet na odległych przedmieściach. Komunikacja miejska jest tańsza niż w UK. No i tylko 4y strefy. Ale kupi się karnet biletowy i można szaleć. Człowiek nie czuje się aż tak skrępowany jak to ma miejsce w Londynie.

 

Miejsca nieodwiedzone

 

Dzielnice patologiczne – głównie północny Paryż

Północy tak bardzo nie eksplorowałem jakbym chciał. Głównie z powodu braku czasu a trochę bo się bałem. Może kiedyś. Przemknąłem jedynie przez Barbes.

 

W ogóle da się odczuć, że Francuzi jeszcze słabiej sobie radzą z problemami “etnicznymi” w swoim kraju niż Brytyjczycy. Wojsko z karabinami na ulicach? To nie jest normalne. Francuzi są bardziej aroganccy “zostawiają samopas” ludzi sprawiających problemy: ‘otwarcie wami gardzimy i mamy was gdzieś, ale zostawiamy was samym sobie i róbcie co chcecie’. Anglicy: ‘tolerujemy was, waszą odmienność, jesteśmy dla was mili, fajnie, fajnie, ale was zgnoimy jak zaczniecie łamać prawo’. Oczywiście znając sprawy karania ludzi za mówienie prawdy jak to ma miejsce w przypadku Tommy’ego Robinsona, trudno odróżnić jedno podejście od drugiego. Jednak na brytyjskich lotniskach nie miałem takich przygód jakie miałem w Paryżu. Jest to po prostu nie do pomyślenia.

 

Plac Pigalle, Montmartre, Saint Denis, centrum Pompidou

Nie zwiedziłem tych kilku turystycznych ‘must see’, które są głównie zlokalizowane na północy. Zwyczajnie przez stanie w kolejce do katakumb. Jednak i tak jak na 2 dni mogę czuć się spełniony.

 

Droga na lotnisko

Robi się już ciemno, jestem zmęczony i naprawdę nie mam już siły podziwiać Paryża po zmroku. Zbieram się więc na lotnisko CDG. Z centrum wracam specjalnym autobusem ‘Roissy Bus’, który można złapać na pl. de L’Opera . Zmęczony słucham w kółko ‘Moment Of Surrender’ U2 z koncertu z Rose Bowl.

 

Lotnisko – miejsce przygodowe

Generalnie prawie wszędzie na świecie, nawet w krajach nie do końca rozwiniętych lotniska (w przeciwieństwie np. do dworców kolejowych) są postrzegane jako oaza bezpieczeństwa. Mnóstwo ochrony, strefy tylko dla pasażerów, wolnocłowe itd. W podkrakowskich Balicach czy na Luton można spokojnie przeczekać, przespać noc i oszczędzić na hotelu.

 

Lotnisko podparyskie na którym jestem to jednak inna historia. Myślałem, że z większych przygód grozi mi co najwyżej że przegapię swój samolot, ale jak się później okazało bardzo się myliłem i nie doceniłem tego miejsca.

 

Policjanci i złodzieje – siebie warci

Położyłem się, żeby się trochę zdrzemnąć na tych lotniskowych krzesłach, dość niewygodnych, bo wszędzie są oparcia po bokach. A to co nieco przysypiam, to się budzę. Jakiś murzyn jeździ maszyną do zamiatania podłóg. Niewiarygodny głupek, mało mi po nogach nie przejechał. Później na forum czytałem, że ten kretyn nie tylko przy mnie tak jeździł. Gość sławny jest.

 

A to jeszcze nie koniec atrakcji. Minęli mnie biali policjanci. Spojrzeli na mnie i poszli dalej. Budziłem się, trochę pochodziłem po lotnisku i znów kładłem się spać gdzieś indziej. Po białych policjantach pojawili się półcywilni murzyni. Mieli odznaki na wierzchu, a drugi zielony waciak. Mieli ze sobą psa. Wyglądało to jakby kogoś/czegoś szukali a może część lotniska zamykali czy co? Kazali innym pasażerom a potem i mi odejść z tego miejsca i iść dalej. Wstałem i przeszedłem dalej. Widzę dalej, że ludzie siedzą, śpią to ja też usiadłem i znów się położyłem. Ci policjanci znowu przyszli i znowu mnie przepędzają. Pytam się o co chodzi panowie? Mówię, że nie mówię po francusku, a jeden mi na to, żebym szedł na stację kolejową. Przemieściłem się dalej, w stronę stacji. Ludzie w dalszej części lotniska dalej siedzą, śpią. O co chodzi?! Spać nie wolno, tylko trzeba siedzieć??

 

Policjanci dalej ‘czyszczą’ teren. Widzę, że ten z psem zatrzymał się na granicy terenu obstawionego. Myślałem, że to koniec, ale nie. Idą dalej i do mnie, ‘o ten znowu tu’. W końcu się wku@wiam i pytam czemu mnie wyrzucają? Mam bilet i rano lecę do Londynu. Pokazałem im mój bilet, poprosili o moje ID. Kazali mi głośno, przy ludziach powiedzieć moje pełne imię i nazwisko. Wielkie zdziwienie, że czemu im tego wcześniej nie mówiłem? Ja na to, że nie daliście mi możliwości. Od razu zmienili ton gdy powiedziałem, że mieszkam w Londynie. Zaczęli sie tłumaczyć, że oni oczyszczają lotnisko z podejrzanych różnych kryminalistów okradających turystów i że to dla mojego bezpieczeństwa.

 

Wreszcie zostawili mnie w spokoju. Naprzeciwko miejsc gdzie siedziałem znaleźli jakiś śpiących francuskich dresiarzy. Te dresy coś zaczęły z nimi dyskutować, ale również nie dali im okazji się wygadać, tylko razem poszli w kierunku stacji. Przez prawie pół godziny siedziałem na sztywno i dopiero potem się znów zdrzemnąłem. Naokoło mnie dość sporo normalnych ludzi. Tak jak ja czekają, żeby zaoszczędzić na noclegu.

 

Co za bałwany, ta murzyńska policja. Byłem do nich grzeczny i na dodatek miałem naiwną myśl, że jak im dali pracę w policji to są troszkę mądrzejsi, bardziej cywilizowani. Myliłem się. Mentalność afrykańska, a nie europejska. Paranoja i tamtejsza głupota. Superglin z nich nie będzie. Ludzi śpiących, przyzwoicie wyglądających wywalają, a różne, dziwne typki i tak grasują na tym lotnisku, o czym więcej poniżej.

 

Nocne typy

Oczywiście jak już policja była daleko (i do rana ani razu się nie pojawili) ze wszystkich stron zaczęły wypełzać różne dziwne typy.

 

1. Bosy w szortach

Pierwszym był gość co łaził na bosaka w krótkich spodniach i pytał się ludzi naokoło gdzie tu jest toaleta. Do mnie pytał się czy mówię po angielsku. Wyjątkowo potwierdziłem. Normalnie ignorowałem takie pytania, bo wyczytałem w ‘wikitravel’ o zaczepkach w takim stylu ze strony np. cyganów. Z jedną taką sytuacją spotkałem się pod wieżą Eiffla. Pokazałem, że ma napisane na tablicy naprzeciwko jak dojść do toalety i niech się wedle tego kieruje. Reszta ludzi starała się gościa ignorować. To jakaś podpucha była. I nie ostatnia dziś.

 

2. Francuski psychiczny ‘kochający inaczej’

Następnie pojawił się jakiś biały z wąsami. Wyglądał jak ten gość co sprzątał u Hitlera w ‘Generale Italia’ w odcinku ‘Zamach’. Zachowywał się jakby był chory psychicznie, albo pod wpływem czegoś. Stanął przy telefonach, dziwnie się patrzył na ludzi i szykował sobie papierosa. Pospałem trochę i postanowiłem się nieco przejść po terenie lotniska. Wyszedłem na chwile na dwór. Noc ciepła, bezwietrzna, wręcz idealna, ale nie upalna. Sierpień.

 

3.’Dzielny Afrykańczyk’

Doszedłem do miejsca gdzie były tablice wyświetlające wyloty poranne. Usiadłem na ławce i zacząłem je studiować. Nagle zza doniczek stojących obok słyszę wrzask: ‘ihaaa’. Myślałem, że coś komuś się stało. Obejrzałem się, a tam murzyn chował się za doniczkami i próbował mnie stąd wystraszyć. Widzę, że niedaleko mnie siedzi jakaś Murzynka, która zobaczywszy tą scenę szybko wstała, żeby pójść w inne miejsce.

 

Postanowiłem, że ja też tu sam nie zostanę (dość ciemno tu i mało ludzi) i uciekłem. Poszedłem za niezwracającymi na to wszystko uwagi pilotami ‘Easy Jet’. Ostrożnie minąłem razem z nimi tego bosego dzikusa, który teraz dumnie wziął się pod boki i chodził w kółko jakby podbił nowy teren. Później musiałem się jednak tam wrócić (jak już trochę więcej ludzi było), żeby zobaczyć skąd mój odlot. W miejscu ‘dzielnego afrykańczyka’ stał jakiś biały policjant, a po murzynie już ani śladu.

 

‘Francuski zboczeniec’ powrócił

Zanim jednak tam doszedłem, wtem! ktoś łapie mnie za ramię i rzuca mi klucze pod nogi. Pewnie liczył, że pomyśle, że to moje i je podniosę. To ten psychiczny Francuz? spod telefonów. Powiedziałem mu po angielsku ‘spadaj’ i spokojnie poszedłem dalej zostawiając go bełkoczącego coś po francusku.

 

Z powrotem w Londynie

Nigdy wcześniej nie czułem się w UK, w Londynie tak bardzo w domu jak po moim powrocie z Paryża. Właściwie jak wśród swoich. Język znam, zwyczaje, prawie każdy kamień. Gdy wsiadam do autobusu z lotniska do miasta kierowca rzuca jakiś typowy angielski żartobliwy tekst. Oddycham z ulgą. Francuzi nie mają takiego dystansu do siebie.

 

Podsumowanie

Paryż warto odwiedzić, bo jest w nim sporo do zobaczenia. Rzecz oczywista.

To oczywiście idealne miejsce na weekend we dwoje, ale i będąc samemu człowiek się nie zanudzi. Pojeździ tramwajem, zobaczy stertę kości i wieżę z metalu, a na lotnisku spotka mnóstwo interesujących ludzi. Tak więc ci co jeszcze nie byli, niech się nie wahają. Trzeba tam pojechać choć raz w życiu.

 

Jeśli chodzi o imigrantów, to w Paryżu widzi się więcej Murzynów. I w sumie jak muszę wybierać Murzynów a typy ‘śródziemnomorskie’, to wolę tych ostatnich. Jest z nich większy pożytek. Zrobią tanio kurczaka czy kebaba i o wiele bezpieczniej jest w dzielnicach gdzie mieszkają. Przynajmniej dla faceta. Murzyn to jaki biznes otworzy? Najczęściej zakład fryzjerski. A ja akurat problem uczesania swojej głowy rozwiązuje we własnym zakresie. A poza tym czarni są bardziej przemocowi.

 

W Paryżu strasznie doskwiera to, że nie można tanio zjeść. Same restauracje jedna obok drugiej. Wyjątki to Dzielnica Łacińska i myślę, że niespenetrowana zbyt dobrze przeze mnie północ ma w tej kwestii więcej do zaoferowania.

 

I tak zupełnie na koniec. Jeszcze trochę rodowitych Francuzów w Paryżu mieszka. Może nie lubią tych co nie mówią w ich języku, ale też krzywdy ci nie zrobią. Naprawdę warto się tam wybrać, żeby zobaczyć jak żyją.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Aisak 22.12.2018
    Bardzo mi przypadło do gustu to opowiadanie ala przewodnik.
    Mini przewodnik po Paryżu, w którym nie byłam i jakoś mnie ciągnie w tamtą stronę.
    Tym bardziej teraz, kiedy nie jest tam bezpiecznie.
    Hotel zbyt drogi a nie wyobrażam sobie spania w hostelu z obcymi ludźmi.
    Nie czułabym się komfortowo.
    I łazienka koedukacyjna, to już zbyt wiele szczęścia.

    Przeczytałam i poczułam się, jak bym tam była.
    Obejrzę fotki w necie i wystarczy.
    Wolę pojechać 100 razy do Włoch niż raz do Paryża.

    Pa pa
    Ryżu.
  • MarkD 22.12.2018
    Lotnisko paryskie to był hardcore. Poza tym szło wytrzymać ;) Hostel jest fajny na jedna-dwie doby. A Włochy? O tak, super kraj i super ludzie. No i tanie dobre wino z kartonika jak na sok, na plaży, nad Morzem Tyrreńskim.
  • Enchanteuse 23.12.2018
    Wrócę tu.
    Choćby po to żeby zestawić moje pierwsze wrażenie tego miasta z Twoim.

    À bientôt ;)
  • MarkD 23.12.2018
    To tylko Paryż a nie Kabul. Po prostu uważać na siebie trzeba tak jak w niektórych miejscach w Warszawie. Do odważnych świat należy. Udanej wycieczki :)
  • Freya 23.12.2018
    Eee, jakoś mi umknęło jakim instrumentarium się posługujesz... a w Paryżu może gdybyś bardziej pod powierzchnię ziemi, tam też życia podniosłość bywa... :) Pzdr
  • MarkD 23.12.2018
    Co masz na myśli jeśli chodzi o instrumentarium? Jaki aparat do zdjęć? A zwykły kompaktowy. Właśnie jeśli chodzi o urbexy to nie jestem jakimś zapaleńcem. Bardziej oglądam z zewnątrz albo wchodzę jak jest łatwo. Co do paryskich katakumb to nawet ten youtuber 'Żądny Przygód' polecał, żeby iść na legalu, na oficjalną wystawę. Nawet w jego relacji z tej zakazanej części nie ma tam nic ciekawego. Z ciekawszych urbexów, które sam zaliczyłem to Zofiówka, fort Beniaminów, w Pułtusku koszary. Ale nie łażę po nocach, nie tyle, że się boje duchów, ale nie chcę wpaść w jakąś dziurę.
  • Freya 23.12.2018
    MarkD: nie załapałeś o co chodziło w moim komciu. Rozumiem że jesteś muzykiem z wyboru i tyle... ;)
  • MarkD 23.12.2018
    Freya Instrumenty muzyczne? Perkusja, klawisze, wokal, deska mikserska. Na razie tą karierę zawiesiłem na kołku. Może kiedyś odwieszę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania