"Patrz" > SHOUNEN AI < (Boy Love)

"Ładna dziś pogoda". - Kocham mu to wciskać. - "Patrz, ta chmura przypomina pijanego łabędzia". Wtedy on odpowiada: "Jedyną pijaną osobą tutaj, jesteś ty." Ale śmieje się. Mimo że biały puch zamienia się w błotnistą szarość, mimo że wszystkie ptaki uciekają od nas jak od ognia, mimo że mówimy to sobie po raz setny tego dnia. "Teeya, ale na prawdę ładna dziś pogoda". Jednak tym razem nastaje cisza.

Wiem dlaczego.

 

- Umarł. - Stwierdzam, po dokładnym przebadaniu ciała. - Po tej jakże długiej zimie.

- Widzę. - Kwituje, zaciskając palce na zamku od swojej skórzanej kurtki.

- Pochowam go w ogródku.

Nie wiem, czemu to oznajmiam. Przecież to logiczne, że zakopię go pod ziemią, a nie dywanem w salonie. Może to dlatego, że lubię informować innych. Jako dziecko kręciłem się przed szybą, wołając "Mamo, mamo! Pada deszcz". Słysząc to, mruczała: "Widzę" i rzucała mi uspokajające spojrzenie zza gazety. Żarty skończyły się dopiero na pogrzebie ciotki. Wtedy podszedłem do trumny i dźgałem ją w ramię. "Nie żyje!" - krzyczałem, ile sił w płucach. Ale wszyscy wiedzieli. "Widzicie? Nie żyje!" Usłyszałem już tylko: "Zamknij się". I na tym się skończyło.

Słońce świeci tak, jak chwilę temu. Przez to może się zdawać, że świat potraktował śmierć małego kanarka niczym wieść o tym, że po dniu nastaje noc. To boli mnie najbardziej.

- Żegnaj, Lasserluche. Byłeś dobrym kompanem. - Ostrożnie kładę pudełko z ptakiem na chłodną ziemię.

Boję się, że go obudzę. To niemożliwe, ale wolałbym nie przeszkadzać zmarłym. Podobno kara za zagłuszenie ciszy zaświatów jest sroga.

Czarnowłosy obserwuje mnie z okna. Czuję to, gdyż inaczej opanowałbym oddech. Jego spojrzenie wżera się głęboko w moją skórę, tak, że odczuwam pieczenie na karku. Muszę się spieszyć.

Chwytam łopatę i po wykopaniu niewielkiego dołka, chowam przyjaciela. Kusi mnie, by ostatni raz przejechać palcem po jego pięknych skrzydłach, jednakże tym prostym gestem mógłbym spłoszyć niosące go anioły. Zakopuję zwierzę i powracam do tego pustego domu.

- Patrz, kot sąsiadów znów wyłudza ode mnie jedzenie. - Zagaja mój partner, kiwając głową w stronę ogródka.

Desperacko próbuje podnieść mnie na duchu i jestem mu za to niezmiernie wdzięczny.

- Widzę.

Myśl, że dzieli nas całe siedemnaście centymetrów i to ja jestem tym niższym, dobija mnie do granic możliwości. Choć odnajduję w tym jeden plus - z dołu mogę dokładnie widzieć głębię jego oczu.

- Pocałuj mnie. - Szepczę, a wtedy morze w jego ślepiach nawiedza nagły sztorm.

Martwię się, że wyśmieje mnie jak ostatniego idiotę i zaraz po tym zniknie w kuchni. Ale on stoi. Nie bliżej, nie dalej. I patrzy. Nie intensywniej, nie z mniejszym zainteresowaniem.

Zaciskam usta i cofam się. W ostatniej chwili chwyta mnie za rękę. Nie robi tego w przypisany mu sposób. Bez agresji, sztywności i zawahania - zupełnie tak, jak nigdy. Wykonuje polecenie. Nie z przymusem, nie z własnej woli. To jego obowiązek.

- M-Muszę ci coś powiedzieć. - Duka w zamyśleniu. Bacznie słucham. Tak powinno być - on mnie uspokaja, a ja w zamian za to śledzę każde jego słowo. - Bo ja... Chyba cię już nie kocham.

"Chyba" to najzbędniejsza część tego zdania, a zarazem najważniejsza. Podejrzewa coś, ale nie jest tego pewien. I mimo tego, że to jego wolna myśl, wstrząsa mną dreszcz, a łzy cisną mi się do oczu. To nie był krótki związek, ale trzy długie lata. Oczywiście mógł trwać dłużej, ale wszystko się psuje, a ja muszę to pojąć.

- Przepraszam, Seth.

W tej chwili schodzi na najdalszy z planów w mojej podświadomości. Nie pochłaniam jego głosu, tylko szepty, wkuwające mi się w mózg.

- Nie chciałem.

Płaczę jak dziecko. Pragnę, żeby odszedł, lecz wiem, że nie posłucha. Z tej przyczyny wbiegam do łazienki i z prędkością światła zamykam drzwi na klucz. Pierwszy raz w życiu tak dyszę. Do tego nawiedzają mnie duszności.

- Seth, otwórz.

Ale nie otworzę. Wyciągam rękę w stronę nożyka, leżącego obok i zaraz potem cofam ją do piersi. Jestem zbyt przerażony, żeby dokonać tak rozpowszechnionego samobójstwa. Lecz to świadomość, że w dłoni trzymam dwie obrączki ślubne, rozdziera mnie najbardziej.

 

* * *

 

Powróciłam tu po bardzo długim czasie i pewnie nikt z Was mnie nie kojarzy. Ale nie mam Wam tego za złe. Nie każdy musi wybić się od razu :) Uprzejmie proszę, o zauważenie ostrzeżenia zawartego w tytule, gdyż nie chciałabym paść ofiarą hejtów ze strony pozostałych. Dodam także, że wszystkie zdania zaczynające się od "I" lub "Ale" są napisane celowo. Znam zasady stylistyczne, dlatego proszę o zrozumienie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Lonely ;c 21.04.2016
    Nie gustuję w podobnych tematach, ale ta historia była świetna. To chyba one-shot?
  • Ignis 21.04.2016
    Tak, to one-shot :)
  • TeodorMaj 21.04.2016
    Świetny tekst. 5.
  • Ignis 21.04.2016
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania