Patrząc zza krat - część pierwsza

Stare opowiadanie, mam do niego niezwykły sentyment, dlatego wrzucam go w odświeżonej wersji. Miłego czytania :)

 

*********

 

Will otworzył oczy, nie wiedział gdzie jest. Świat znajdował się za gęstą mgłą, próbował się przez nią przedrzeć, ale ona umykała przed jego palcami, a po chwili zaczęła znikać. Obraz się wyostrzył i mógł w końcu zorientować się w otoczeniu. Odrapana ściana, przesuwał po niej wzrokiem, lecz za chwilę zaczęła się kolejna, moment później następna. Bardzo małe pomieszczenie. Ściany były tylko trzy, ponieważ ostatnia była grubą kratą oddzielającą celę więźnia od korytarza. Will usiadł na metalowym łóżku i oparł łokcie na kolanach. Chwilę tak trwał, po czym wstał i podszedł do małego brudnego lusterka. Patrzył na niego wyniszczony mężczyzna o szarej skórze. Oczy głęboko zapadnięte, jeszcze posiadały trochę dawnego, niebieskiego blasku. Usta suche i spękane. Kilkudniowy zarost i te tłuste kosmyki włosów opadające na czoło. Mężczyzna skrzywił się i odwrócił od tego obrazu. Dotknął materiału swojego szarego, więziennego kombinezonu i głęboko westchnął. Podszedł do krat i oparł o nie głowę. Nagle wyczuł, że nie jest sam, spojrzał na korytarz, ale nikogo nie dostrzegł. Do tej pory był pewny, że po drugiej stronie cela jest pusta, jednak ten pogląd zaczął się chwiać. Z ciemności konta dochodził słaby płacz.

- Hej. Nie płacz, nie jesteś sam – Will nawet nie wiedział, czemu się odezwał. Czuł, że powinien, tylko tyle.

Płacz ustał i nastała pełna napięcia cisza. Postać z konta zaczęła czołgać się w stronę krat. Gdy padło na nią światło, wtedy mężczyznę przeraził się zniszczeniami, jakie obrazował więzień z naprzeciwka. Złapał on kraty i powoli zaczął się podnosić. Przybrał pozycję dokładnie taką samą jak Will, z przyłożonym czołem do zardzewiałego metalu.

- Spójrz na mnie. Nie zrobię ci krzywdy. Jestem przyjacielem – starał się przemawiać spokojnie i przyjaźnie.

- Nie jesteś – głos był chrapliwy i bardzo cichy.

- Jestem. Zaufaj mi.

- Nie jesteś!!! – więzień krzyknął przeraźliwie.

Will odskoczył od krat, ale nie przestawał patrzeć na człowieka po drugiej stronie. Potargane włosy i pochylona głowa uniemożliwiały zobaczenie twarzy.

- Nie jesteś. Nie mogę ci ufać. Już nie. Jesteś zły. Ty mi to zrobiłeś. To twoja wina – głos stawał się bełkotliwy, wręcz obłąkany – Boisz się? Boisz? Powinieneś. Powinieneś!

- Dlaczego? Co ja ci zrobiłem?

- Wszystko!

- To nie ja! Na pewno nie ja!

- Nie? – głos zaczął chichotać – Nie? To, kto?

- Może ty?

- Ja? – przeraźliwy śmiech rozniósł się po celach - Ja?! OCZYWIŚCIE, ŻE JA!!!

Wtedy więzień wyprostował głowę i spojrzał na rozmówcę. Will czuł jak traci świadomość. Obraz zaczął się rozmazywać, a ostatni moment, który zapamiętał, to jak patrzy na współwięźnia. Tylko tamten był bardziej zniszczony, wynędzniały, ale mężczyzna go poznał. Musiał go poznać. Widział go codziennie. W małym, brudnym lusterku.

 

Otworzył oczy i znów zobaczył odrapane ściany celi.

- Co za koszmar! Co to było? – często mówił do siebie.

Wstał i rozprostował nogi. Odruchowo spojrzał do celi po drugiej stronie korytarza, ale nikogo tam nie było. Odetchnął z ulgą. Podszedł do obskurnej umywalki i obmył twarz. Wziął ciemny ręcznik, wyprostował się i przetarł twarz chcąc zobaczyć swoje odbicie, lecz w małym lusterku go nie było. Will przysunął bliżej twarz i patrzył na obraz w szkle. Cela, dokładnie taka sama jak ta, w której właśnie przebywał, tylko, że nikogo nie było. Przyglądał się dokładnie, by dostrzec coś, co ewentualnie jest małym szczegółem. Wrzasnął ze strachu, gdy nagle większość lusterka wypełnił obraz drgających nóg człowieka, który właśnie się powiesił. Upadł na plecy, bał się zerknąć w gładką powierzchnie szkła, wiedział, kto to zrobił. Poznał swoje nogi.

Więzień usiadł na łóżku i starał się dojść do siebie.

- Will. Już czas – głos dochodził zza krat.

Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na strażnika w ciemnym mundurze. Jego czapka była dość nisko osadzona, dlatego twarz była skryta w cieniu. Milcząca postać wyciągnęła potężne klucze i otworzyła celę.

- Williamie Norton, wystąp.

Człowiek w szarym kombinezonie wstał i wyszedł na korytarz. Gdy stanął przed strażnikiem, poczuł, że za jego plecami pojawiła się druga postać. Will wziął głęboki wdech i ruszył z nimi słabo oświetlonym korytarzem, mijając cele po obu stronach. Na końcu skręcili i przeszli przez małe drzwi, gdzie było kolejne pomieszczenie. Przeszli przez nie i wtedy mężczyzna mimowolnie się zatrzymał.

- Spokojnie – strażnik szepnął w jego stronę i delikatnie go pchnął, by szedł dalej.

Posadzili więźnia na wielkim drewnianym krześle i zaczęli zakładać skórzane pasy. Gdy został całkowicie unieruchomiony, wtedy zaczęli podpinać przewody. Will oddychał coraz szybciej.

- Włącz jedynkę – głos stojącego przed siedzącym był pozbawiony uczuć.

Agregat został nastawiony na pełną moc, światła w pomieszczeniu mocniej rozbłysły.

- Williamie Norton, zostałeś skazany na śmierć wyrokiem przysięgłych i podpisanym przez sąd stanowy. Czy masz coś do powiedzenia?

- Ja... Ja nie chciałem. Przepraszam. Zmiłujcie się nad moją duszą. Niech ktoś mi wybaczy... - głos Willa zaczął się załamywać.

Strażnik namoczył gąbkę znajdującą się w wiadrze pełnym wody i podszedł z nią do skazańca. W tym czasie jego współpracownik nakładał mu na głowę czarny kaptur z otworem na nos i wycięciem na gąbkę przy czubku głowy. Will zaczął panikować. Gdy czarny materiał zaczął zasłaniać mu twarz, przez sekundę padło światło na strażnika i zobaczył jego oblicze. Modlił się, by było to tylko przywidzenie. Nastała ciemność. Poczuł jak mokra gąbka dotyka jego głowy, a następnie jest przymocowywana nakładką, przez, którą popłynie prąd.

- Williamie Norton, zgodnie z prawem stanowym zostaniesz porażony prądem elektrycznym, aż nastąpi zgon. Boże, zmiłuj się nad Twoją duszą. Włącz dwójkę!

Wszystkie mięśnie Willa spięły się w potwornym bólu, gdy prąd przeszedł przez jego ciało…

 

Zerwał się zlany potem i usiadł na swoim łóżku, w małej, odrapanej celi. Uświadomił sobie, że ciągle tu jest i zaczął płakać. Nagle usłyszał zbliżające się korytarzem kroki. Spojrzał w tamtą stronę, ale nikt nie nadchodził. Odczekał chwilę. Nic. Tylko ten dźwięk kroków. Will podszedł do krat i rozejrzał się na tyle ile był w stanie. Nikogo. Słaby oświetlony korytarz był pusty, ale kroki cały czas się zbliżały.

- Hej! Pokaż się!

Nikt nie odpowiedział. Dźwięk był coraz wyraźniejszy. Osoba idąca już musiałaby być w zasięgu jego wzroku. Will odsunął się od krat i patrzył z coraz większym niepokojem na posadzkę przed celą. Kroki były stawiane tuż za kratą i nagle się zatrzymały. Nikogo nie było widać, panowała absolutna cisza.

- Halo? Jest tam, kto? - można było wyczuć strach w jego głosie.

Cisza.

- Proszę.

Ciszę przerwał dźwięk kluczy. Zamek w kratach skrzypnął i drzwi celi z głośnym jękiem stanęły otworem. Will patrzył na to z coraz większym przerażeniem. Nie chciał wychodzić, nie chciał też, by ktoś wszedł do środka. Nagle znów pojawił się dźwięk kroków, tylko tym razem się oddalały. Więzień wychylił się z celi i obserwował pusty korytarz. Kroki doszły do końca korytarza, po czym doszedł do niego dźwięk zamykanych drzwi. Mężczyzna wrócił do środka i usiadł na łóżku, bał się wyjść. Siedział osłupiały przez około dwadzieścia minut, choć czuł jakby to była wieczność, po czym wstał. Nic się nie działo, dlatego, mimo wszystko, postanowił wyjść poza kraty. Przeszedł kawałek, ale nikogo nigdzie było. Był sam. Sam w budynku E, budynku dla więźniów skazanych na śmierć, lecz nie było żadnych więźniów, żadnych strażników. Tylko on. On i ten, kto otworzył celę.

Sam nie wiedział, co go do tego zmusiło, ale ruszył śladem kroków. Doszedł do końca korytarza i gwałtownie otworzył drzwi. Pomieszczenie było całkowicie puste oprócz biurka na środku. Will podszedł do dębowego mebla i zobaczył, że na blacie leży jakaś teczka. Otworzył ją i gdy zobaczył zawartość to zaczął krzyczeć.

- Nie! Nie! Nie! - cisnął teczką o ścianę, a makabryczne zdjęcia wysypały się na podłogę – ja tego nie zrobiłem! To nie ja!

Chciał uciec, podbiegł do drzwi, którymi wszedł i wrócił na korytarz. Tak myślał. Niestety stał w pomieszczeniu z ogromnym drewnianym krzesłem. Nigdzie nikogo nie było. Wtedy usłyszał kroki, szły wprost na niego. Przerażony przebiegł koło krzesła i stanął przy przeciwległej ścianie. Okazało się, że ten ktoś nie interesował się samym więźniem, kroki podeszły do klatki z przełącznikami prądu i tam się zatrzymały. Will czuł jak pot spływał mu po plecach, jego oczy się rozszerzyły. Nie wiedział, co nastąpi. Jęknął głośno, gdy usłyszał cichy szept z miejsca, w którym ten ktoś stał.

- Włącz dwójkę...

Na krześle nikogo nie było, lecz dźwięki, jakie zaczęły się stamtąd dobywać były przerażające. Ktoś umierał. Prąd przechodził przez jego ciało zadając mu potworne męki. Norton to czuł, czuł i słyszał, ale nie widział. Gdy biedak zaczął błagać o litość wtedy Will się rozpłakał, poznał swój głos. Koszmar egzekucji powrócił. Nie chciał tego słuchać, zakrył dłońmi uszy, ale krzyki umierającego jakby dobywały się z jego głowy. Nie myślał o tym, który stał przy agregatorze, chciał tylko uciec, przebiegł koło niego i wpadł na drzwi.

Klęczał na podłodze i ciężko dyszał. Głos błagający o litość dzwonił mu w uszach. Will nie otwierał oczu, chciał by głos zniknął, ale on tego nie robił. Wtedy spojrzał gdzie jest i jęknął. Klęczał przed pustym krzesłem elektrycznym, z którego przemawiał do niego jego własny, błagalny szept. Zerwał się na nogi i rozejrzał po pomieszczeniu. Dostrzegł inne drzwi i ruszył do nich biegiem. Wszedł do środka i znowu stał w pokoju egzekucyjnym. Krzyki konającego były coraz głośniejsze. Coraz bardziej przerażony wrócił tymi samymi drzwiami i znów trafił do pomieszczenia z krzesłem. Ponownie wybrał pierwsze drzwi, łzy popłynęły mu po policzku, gdy stanął koło agregatora. Padł na kolana i zasłonił twarz dłońmi. Wrzask umierającego rozrywał mu umysł na kawałki. Czuł jak powoli traci świadomość. Ostatnie, co do niego doszło to zbliżające się kroki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 02.08.2015
    Część pierwsza - popraw
    Super, ekstra, odlotowo. Ciekawa jetem kolejnej części. 5:)
  • Ronja 02.08.2015
    Łał, ale mindfuck :D lecę czytać następne części.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania