Poprzednie częściPE 2654 [1]

PE 2654 [4]

Toivonen zamknął puste, białe oczy i otworzył je ponownie dopiero po długiej chwili. Wróciły do normalnych barw. Posiedział jeszcze chwilę, analizując swoją obecną sytuację, po czym wstał i udał się do połączonych baraków, gdzie pod podłogą, w rozległych piwnicach przechowywali i potajemnie szkolili trzydzieści osiem dziewczyn.

Po drodze minął Gnejsa i Parka, nieodłączny duet saperów, zajętych właśnie targaniem ogromnej skrzyni z jakimś swoim wynalazkiem do przetestowania na misji. Zasalutowali mu kiwnięciem głowy.

- Przeciwpancerne weźcie - powiedział, wskazując na nich palcami.

- Mamy już całe kieszenie! - rzucił Gnejs, blady nawet po czterech latach w tym cholernym bagdadzkim słońcu. Parkowi nonszalancko z kieszeni wystawały dwa granaty przeciwpancerne dalekiego zasięgu.

Ciekawe, czy dolecą do mecha, pomyślał Toivo, klepnął Parka w ramię i poszedł dalej. Minął wejście główne do baraków, gdzie chłopaki i kilka dziewczyn wyciągali spod łóżek, szafek i różnych zakamarków kolejne graty, żeby załadować na dżipy. Głównie broń i amunicję zastępczą. Bo to, co daje armia, zakopie się razem z Gogiem na czas wyprawy. Będzie siedział w jaskini dzień drogi stąd i przerabiał co się da, jak zawsze. Gog i te dwie nowe dziewczyny, jak im tam, trzyosobowy team dozbrajania Zwiadu. Nadzieja na lepsze jutro. Przyczółek. Coś.

Wszedł do baraku, minął czterech graczy w "Oblężenie Sako", odsunął krzesło i wszedł do szafy. Stamtąd zszedł do piwnicy pod barakiem, o której dowództwo nie zamierzało wspominać, gdy ich wprowadzało do baraku przed półdekadą. Gdy ich tam, nas, poprawił się Fin w myślach, wrzucili nocą, zagazowanych, spałowanych i walczących z wszystkimi i ze ścianami. A mogli, kurwa mać, poprosić. Może by podziałało.

Pewnie mieli za co się wyżywać na "dezerterach"... Reszta Zwiadu przyleciała śmigłowcami z Fort Venge. Toivonen zaś był jednym z tych, którzy w międzyczasie dwa razy zmienili strony, więc podczas transferu spuścili mu wpierdol i Czarni, którym zwiał, i Koronni, od których odszedł. Teraz żaden z tamtych wtedy bijących nie waży się podejść na długość ramienia, odkąd... Uśmiechnął się lekko, jednym kącikiem.

Pchnął drzwi, które otworzyły się bezgłośnie. Ekki, jedna z czterech nowych, wiedziała wszystko o oliwieniu - Świeca coś mu wspominał, że ma zadatki. Będzie musiał się jej przyjrzeć w wolnej chwili - może ma jeszcze jakieś inne talenty.

Na betonowej podłodze po turecku siedział Ksiądz i opowiadał coś zgromadzonym w piwnicy dziewczynom. Las ciemnowłosych głów, wszystkie starannie wybrane długo bite i gwałcone, wreszcie wyleczone i od tygodni pilnie szkolone, mało tego, ostatnie ze swojej wioski, być może nawet ze swojego plemienia lub rasy, dostawały ostatnie namaszczenie przed wyjazdem oddziału. Miały zostać na noc z Psem, Księdzem i jeszcze kilkoma, żeby wyjechać następnego dnia z Frankiem, o czym Wilnov jeszcze nie wiedział. Ale się dowie w swoim czasie, pomyślał Toivonen.

Ksiądz spojrzał w kierunku Fina i donośnym głosem przedstawił go dziewczynom. Zadrżały wszystkie oprócz jednej. Fin wyciągnął pistolet z kabury przy pasku, przeładował z głośnym szczękiem, wsadził z powrotem.

- Głosujemy - powiedział i założył ręce.

Dwadzieścia minut później dziewczyny wybrały spośród siebie dowódcę, dumną i wyprostowaną dziewczynę z zaplecionymi włosami, tę, która nie zadrżała, gdy wszedł. Toivonen i Ksiądz namaścili ją na viila, stopień w PE odpowiadający dowódcy drużyny oraz namalowali jej na twarzy cienkie, pionowe pasy od oczu w dół. Dwa, bo tyle wystarczy.

Ksiądz dał jej do zjedzenia małą, brązową płytkę nieokreślonego na pierwszy rzut oka pochodzenia i na migi pokazał, że ma ją zjeść. Zjadła. Przykazał gestem, żeby wszystkie powstały.

- Potrzebujesz mojej pomocy w dalszej ceremonii? - spytał Księdza Toivonen.

- Idź lepiej pogadaj z Angstem. Możesz?

Toivo puścił do niego oko. Nuur, świeżo mianowany viil o hardym spojrzeniu, zrobiła krok naprzód.

- Ja z nim pogadam - rzekła.

- To chodźmy.

****

Major Angst siedział przy biurku pochłonięty papierami, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- Jestem zajęty - powiedział dość głośno, aby ten, kto stał po drugiej stronie, usłyszał.

Głuchy dźwięk zintensyfikował się, jakby ktoś pukał obiema rękami.

Gdzie, u diabła, jest ten cholerny adiutant?, myślał podchodząc do drzwi.

- Kto? - spytał.

- Viil pierwszej elitarnej - odpowiedział mu wibrujący, damski głos.

Major wrócił za biurko.

- Wejść - rozkazał.

Wszedł Toivonen i, nie siląc się na przywitania, z marszu podszedł do okna, przy którym Angst lubił stanąć. Odwrócił się do majora, który zastygł w pół ruchu, z uniesionym palcem. Patrzył na Toivonena, którego oczy zmieniły barwę na fioletowe. Zabłąkani w tej okolicy maruderzy ze Sto Dwunastej mówili później, że mieli omamy, widzieli dźwięki i słyszeli kolory, ale trwało to jedynie kilka sekund, więc nie kwalifikowało się to do lazaretu.

- Trzydzieści osiem kobiet zasili od jutra szeregi Rozboju. Ta... - Wskazał palcem za siebie, gdzie przy drzwiach stała najwyżej dwudziestolatka z dwoma pionowymi paskami namalowanymi na twarzy i dziwnie upiętymi włosami. - Nazywa się Nuur i jest nowym viilem. Będzie dowodzić całą nową drużyną, a ty... A pan, majorze, przydzieli im rynsztunek, mundury i napisze raport. Jutro, żeby nie wzbudzać podejrzeń wśród swoich ludzi, wydzieli pan rozkazem broń, samochody i sprzęt również dla nich.

Zamyślił się na chwilę. Nie, mech byłby przegięciem, ocenił. Wyszedł, a po chwili major spojrzał na drzwi, w których stała Nuur.

- A, viil Nuur. Co tam?

Dziewczyna stanęła na baczność.

- Będziemy potrzebować ciężarówki, majorze. W razie, gdyby trzeba było transportować rannych lub... - Wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku z Angsta.

- Napisz, czego potrzebujecie, i najdalej za dwie godziny mam to mieć na biurku.

Dziewczyna skinęła głową. Fenomenalna dupa, nie dziwię się Wilnovowi, że życia jej nie odebrał... Jeszcze, dodał w myślach.

- Nuur?

- Tak? - Odwracająca się dziewczyna spojrzała raz jeszcze na majora. Jej fioletowo-niebieskie tęczówki błysnęły spod czarnych rzęs.

- Witamy - powiedział Angst, choć na końcu języka miał całkiem coś innego.

***

Kurwa mać, pomyślał Wilnov, gdy Toivonen przekazywał mu wieści. Te baby są jeszcze niegotowe, nie mówiąc już o tym, że ledwo miesiąc temu przestali je bić, gwałcić i głodzić. Część z nich wciąż drżało przed Psem. Ale Toivonen dowodził i był nie w ciemię bity, więc nie było powodu podważać jego rozkazów.

- Ledwo odróżniają kolbę kałasznikowa od lufy, Toi. I już na zwiad?

Fin prychnął.

- Jak ciebie zgarnęliśmy z tego zawalonego budynku w Ruukkjo, po dwóch dniach już strzelałeś do Hiszpanów, jakbyś się z karabinem w dupie urodził. Daj im szansę. Poza tym, być może będziemy potrzebowali Psa i Księdza, a nie zostawię ich z nikim oprócz ciebie.

- Będziemy potrzebowali ciężarówki.

- Załatwione. - Toivonen wskazał ręką budynek dowództwa, gdzie za wielką szybą z założonymi rękami stał major Angst i patrzył w bliżej nieokreślonym kierunku. Poniżej, zapiaszczonym chodnikiem zbliżała się ku nim Nuur. Gdy podeszła, zasalutowała Wilnovowi, przykładając palce do pasów na twarzy. Wilnov skinął głową, machnął ręką.

- To jest Nuur, Frank. Jednogłośnie wybrana na dowódcę drużyny. Jesteśmy równi stopniem, przynajmniej oficjalnie. Weź Laszlo, Herbatę, Martineza, Pudło i dwie z tych czterech twardych nowych - wymieniał Toivonen. - Księdza, Psa i sześć najlepiej uzbrojonych dziewczyn, plus Nuur, weźmiesz na pakę, do spółki z tymi czterema zabijakami z Paryża, co rżną w karty. Pytania?

Wilnov myślał o logistyce przedsięwzięcia. Toivonen musiał być przygotowany od miesięcy... A nic nie powiedział, skurwysyn.

- To powtórz, czy wszystko zrozumiałeś, a potem idź i zróbcie spis potrzebnego ekwipunku. Angst nie będzie czekał do jutra.

Frank zaczerpnął oddechu i pokrótce zreferował, co Toivonen przed chwilą powiedział. Fin zasalutował i odszedł w stronę humvee, na którym stał Świeca i kopał w stojak pod granatnik.

- Widzimy się jutro u Goga! - zawołał jeszcze przez ramię.

Wilnov westchnął. Zapowiadało się na grubą rozpierduchę, jakiej on, weteran pierwszej elitarnej, jeszcze nie widział. Wyciągnął rękę ku Nuur, i pchnął ją lekko, by szła z nim.

- Umiesz pisać? - spytał, gdy szli już do stróżówki, w której wcześniej zamknął się Toivonen.

Dziewczyna pokiwała głową.

Następne częściPE 2654 [5] PE 2654 [6]

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania