Pokaż listęUkryj listę

Pęknięcia mojego serca - rozdział osiemnasty

- Wiesz, o co chodzi? – szepnęłam do Petera, kiedy rodzice zawołali nas na rozmowę.

- Poniekąd – odpowiedział z uśmiechem. Ale nie chciał mi nic powiedzieć, więc uznałam, że wstrzymam się jeszcze chwilę. Jako że rodzice lubili robić ze wszystkiego oficjalne wydarzenia, to posadzili nas na kanapie, a sami stanęli nad nami jak kaci.

Hm, jeśli tak miała wyglądać niespodzianka, to mój entuzjazm trochę opadł…

- Dzieci – zaczęła mama uroczystym tonem. – Dowiedzieliśmy się całkowitym przypadkiem, że po następującym weekendzie będziecie mieli trochę więcej wolnego, ponieważ w szkole piszą egzaminy.

Rzeczywiście. Kompletnie zapomniałam, że skoro jest kwiecień, to wielkimi krokami nadchodzą też egzaminy dla starszych klas.

- Dlatego postanowiliśmy zapewnić nam wszystkim trochę odpoczynku od codziennych spraw i stwierdziliśmy, że czas wyjechać do naszego domku na wsi – dokończył tata z uśmiechem.

Ucieszyłam się jak głupia. Niby nie było to nic wielkiego, ale ja, jako ogromnie sentymentalny człowiek nie posiadałam się z radości. Mieliśmy domek na wsi, oddalony o kilkadziesiąt kilometrów stąd, który kiedyś należał do moich pradziadków. Teraz niestety oboje już nie żyli, ale zapisali nam ten domek. Pamiętałam przez mgłę, jak jeździliśmy do niego, kiedy Peter i ja byliśmy mali, a dziadkowie jeszcze żyli. Dom był otoczony przez piękny ogródek, o który prababcia zawsze pieczołowicie dbała; rosły tam róże, peonie i mnóstwo innych kwiatów, które wyczuwało się już z daleka. Do drzwi domu prowadziła wąska dróżka wysypana drobnym żwirkiem. Wnętrze niby staro urządzone, ale zawsze było to dla mnie jak drugi dom. W środku zawsze pachniało babką drożdżową, którą babcia piekła dla nas wszystkich, bo uwielbialiśmy pochłaniać jej wyroby kuchenne. Na myśl o pradziadkach aż zakręciły mi się łzy w oczach, ale nie było co płakać, bo wierzyłam, że teraz są szczęśliwsi gdzieś indziej. Po ich śmierci ten dom służył nam jako ucieczka od codziennego chaosu miasta i problemów; był umieszczony w spokojnej okolicy, typowej wsi, gdzie człowiek mógł odpocząć, zamknąć oczy i wsłuchiwać się w śpiew ptaków. Wyjazdy tam zawsze na nowo scalały naszą rodzinę, jako że na co dzień nie mieliśmy dla siebie za dużo czasu: szkoła, praca, obowiązki, zmęczenie i już tych rodzinnych rozmów było mniej. A teraz naprawdę potrzebowałam uciec od tego wszystkiego tutaj i po prostu miło spędzić czas z moją rodziną.

- Kiedy wyjeżdżamy? – spytałam z podekscytowaniem.

- W piątek po południu – rodzice uśmiechnęli się do nas. Zaczęłam podskakiwać z radości jak mała dziewczynka. Peter, jak zwykle, był mniej wylewny, niż ja, ale oboje podeszliśmy do rodziców i ich przytuliliśmy. Zapowiadał się cudowny weekend.

 

Nie wiem, czy Tiffany zaczęła akceptować Marka, czy wciąż pamiętała moją ostatnią reprymendę. Tak czy inaczej, udało mi się posadzić ich oboje razem i przekazać im ważną nowinę:

- Wyjeżdżam – oznajmiłam, nie kryjąc radości.

- Z kraju? – spytał od razu Mark.

- Dokąd? Wrócisz? – zapytała w tym samym momencie Tiffany. Spojrzeli na siebie z niesmakiem. Widać Mark nie przepadał za moją przyjaciółką tak samo, jak ona za nim.

- Wrócić, wrócę – zaśmiałam się. – Jeszcze dokładnie nie wiem kiedy, ale wyjeżdżam tylko na kilka dni. Jadę z rodzicami do domku na wsi.

- Ale masz fajnie – odezwał się Mark, strzelając palcami u rąk. – Ja przez cały wolny czas pewnie będę się kisił w domu.

- Nie zapominaj o siłowni – przypomniałam mu.

Machnął tylko ręką.

- Bez ciebie to nie to samo.

Uśmiechnęłam się do niego. To było miłe.

- Do domku po pradziadkach? – skojarzyła Tiffany.

- Tak. Rodzice chcą spędzić z nami trochę czasu. Prawdę mówiąc, to ja bardzo chcę wyjechać. Mam już dość tej nauki, tych wszystkich problemów tutaj. Będę do was pisać – dodałam. – Wezmę ze sobą laptopa.

- Nie chcę elektronicznej wiadomości! Poproszę pocztówkę, turystko – Tiffany pokazała mi język. Odwdzięczyłam się jej tym samym.

- Bardzo śmieszne. Nie wyjeżdżam przecież na koniec świata. No i przykro mi, że muszę was zostawić, no ale… nie ukrywam… rany, jak się cieszę, że tam jadę!

- Gdzie jedziesz? – usłyszałam za sobą i mało co nie spadłam z krzesła. Odwróciłam się i bacznie zmierzyłam wzrokiem Nate’a, który stał za mną od dobrej chwili, ale chyba nie usłyszał wzmianki o domu po pradziadkach. A może usłyszał, tylko chciał, żebym sama mu to powiedziała? Ten chłopak był nieprzewidywalny jak pogoda.

- Nie twoja sprawa – oznajmiłam pogodnie. Za moimi plecami Mark zdusił śmiech, gwałtownie kaszląc. – Poza tym, to nieładnie podsłuchiwać.

Nate przekrzywił lekko głowę i uśmiechnął się kpiąco.

- Skoro nie chcesz mnie informować o ważnych sprawach, to sam muszę się dowiadywać.

- Czemu miałabym cię informować? – parsknęłam i odważnie spojrzałam mu w oczy.

Nie odpowiedział. I dobrze, bo naprawdę przeginał. Nawinął sobie tylko moje włosy na palec i odszedł. Odwróciłam się z powrotem do przyjaciół.

- Hmm. Co to było? – spytał zaskoczony Mark.

Wzruszyłam bezradnie ramionami.

- Żebym ja to wiedziała.

Naprawdę chciałam wiedzieć.

 

Pakowanie.

Najgorsza część każdego wyjazdu.

Peter, jak zawsze skrupulatny i dokładny, zrobił listę potrzebnych rzeczy, pakował wszystkie do walizki, po czym je odhaczał i tym sposobem jak zwykle kończył pakowanie jako pierwszy.

Za to ja, jako roztrzepany podróżnik, latałam ciągle z łazienki do salonu, z salonu do pokoju i tak dalej. Jak zwykle myślałam o wszystkim, tylko nie o własnych rzeczach, które wciąż czekały na spakowanie.

- Mamo, gdzie jest suszarka?! – zawołałam.

- Wzięłam!

- A szampony?

- Też wzięłam!

- Olivia, pakuj się szybciej, bo przez ciebie wyjedziemy dopiero jutro!

- Jak zwykle ja – wymamrotałam ze złością, kierując się znowu do pokoju. Kiedy nawet nie wiedziałam, co mam spakować. Robiło się niby coraz cieplej, ale jak wiadomo - kwiecień plecień. Trzeba było być przygotowanym na wszystko, ale moja walizka chyba tego nie rozumiała.

- Peter! Pomóż mi dopiąć walizkę! – zawołałam w końcu z rozpaczą.

Kochany brat zjawił się w moim pokoju chwilę później i bez słowa zaczął się zmagać z suwakiem. W końcu poddał się i otworzył walizkę, po czym wybałuszył oczy.

- Olivia – zwrócił się do mnie takim łagodnym tonem, jakiego zwykle używa się do rozbrykanych dzieci. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że jedziemy tylko na kilka dni, a nie miesięcy?

Zrobiłam niewinną minkę, podczas gdy Peter robił przegląd wnętrza mojej walizki i coraz bardziej się krzywił.

- Serio? – podniósł do góry mój termofor w kształcie pieska.

- Może być zimno!

Pokręcił głową, wywalił jeszcze parę rzeczy i wznowił walkę z suwakiem. Tym razem poszło gładko.

- Kobiety… - westchnął i zabrał mi walizkę z pokoju. Uśmiechając się pod nosem, wzięłam iPoda z biurka i poszłam za nim.

Chyba wreszcie mogliśmy ruszać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Ginny 24.05.2016
    W takim momencie :P Mam focha, bo rozdział za krótki, za szybko przeczytałam. I taka maluteńka rada od zgorzkniałej fanki opisów - wprowadź więcej opisów xD
  • candy 24.05.2016
    Niektóre wyszły mi krótsze, inne dłuższe, rzeczywiście. Całość już niby napisana, ale spróbuję specjalnie dla Ciebie edytować :D
  • Ginny 24.05.2016
    O, miło
  • Z kraju? :o ubawiło mnie to niezmiernie :D (jak można dotykać cudzych włosów bez pytania? ._.)
  • candy 24.05.2016
    Nie można. Ale Nate to Nate :D
  • Lotta 24.05.2016
    Eh, faceci... Cholery z nimi można dostać :D 5 ;)
  • candy 24.05.2016
    I to jakiej! Dziękuję :D
  • Kociara 24.05.2016
    dobra, wszystko zostało powiedziane wyżej więc ja napisze tylko że znowu świetnie :D piąteczka :D
  • DarthNatala 24.05.2016
    Give me mooooooore. xD
  • little girl 24.05.2016
    Aż szkoda że dodajesz tylko jeden rozdział dziennie :l Świetna część, co chwilę dzieje się coś nowego, czekam na wiecej :D 5
  • candy 24.05.2016
    Ależ mnie rozpieszczacie tymi pochwałami :D bardzo Wam dziękuję :))
  • Julsia 24.05.2016
    Super, teraz znowu czekanie na kolejny :( 5 !!!
  • candy 24.05.2016
    Lubię Was tak trochę drażnić :D dziękuję! :D
  • Kociara 24.05.2016
    candy mnie tam nie drażnisz bo wiem zawsze że po obiedzie mogę sobie cię poczytać :D
  • candy 24.05.2016
    Kociara haha :D chociaż tyle :D
  • nagisa-chan 24.05.2016
    Słynna mina
  • nagisa-chan 24.05.2016
    (ucieło) Wikci kiedy niewie co pisać-*o*,*w*
  • KarolaKorman 26.05.2016
    Wiem jaka niespodzianka, a całość przeczytam jutro, pa :)
  • candy 26.05.2016
    Pa! :)
  • Billie 05.06.2016
    Zakończenie bardzo fajne :) z dystansem. No i coraz bardziej się przekonuje, że Nate to świr... :D 5
  • candy 05.06.2016
    Troszkę tak :D dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania