Pełnia vol. I

Echo kroków stawianych przez stopy obute w ciężkie, żołnierskie buty obijało się po strzelistych ścianach wykutej z marmuru sali. Na przeciętej głęboką blizną, przykrytej grubą kołdrą zarostu, wiecznie pokrytej mieszanką błota i krwi twarzy Algora malował się, jak zwykle, wyraz wyniosłego znużenia. Szybko i pewnie sunął w kierunku masywnego siedziska z żelaza, obitego karmazynową tkaniną, na którym zasiadał Alfa. Lewa dłoń maszerującego wojownika spoczywała swym zwyczajem na rękojeści olbrzymiego miecza, kołyszącego się złowieszczo przy jego udzie. Sprawiało to wrażenie, jakby wiecznie gotował się na niespodziewany atak.

Algor zatrzymał się tuż przed Karmazynowym Tronem, jak przyjęło się nazywać miejsce, na którym spoczywał Alfa. Utkwił szare oczy w źrenicach swego władcy, nie zmieniając ich wyrazu choćby o krztynę. Właśnie przez wzgląd na te oczy, o stalowej barwie i nade wszystko niezmiennie, wiecznie wręcz odbijających się w nich twardej wrogości i obojętnej pustce, nazywali go współbracia Żelaznookim. Uniósł masywną rękę w geście pozdrowienia dla przywódcy.

-Alfa – jego twardy niczym kewlar głos przetoczył się złowieszczym echem po marmurowych ścianach. Władca, którego zwano Valde, nieznacznie skinął głową, przyzwalając Żelaznookiemu na zabranie głosu.

- Atak na nasze ziemie został odparty. Wielu z Braci Księżyca okupiło ich obronę własnym życiem. Niechaj Wszechświat wchłonie ich mężne dusze i napełni wieczną spokojnością.

Po tym, zdawało się koniecznym, wręcz zgodnym z konwenansem, wypowiedzianym niezwykle matowym głosem wstępie (było bowiem powszechnie wiadomym, iż Żelaznooki nie był wyznawcą ani Kultu Księżyca, ani też żadnej innej religii) wojownik wyliczać począł, z iście biurokratyczną zwięzłością i powściągliwością, bilans walki. Kiedy w pobliskich lasach, gorejącymi jeszcze ciałami niedobitych wstrząsały konwulsyjne podrygiwania, Algor składał beznamiętnie raport z bitwy. Recytował, jak gdyby wyuczył się słów na pamięć, przebieg zmagań bitewnych, wstępnie oceniał straty jakie poniosła Wataha oraz szacował na zimno liczbę poległych po stronie przeciwnika.

Słuchający sprawozdania Żelaznookiego Valde przyglądał się swemu, niezdradzającemu najmniejszych oznak emocji podwładnemu, w głębi ducha dziękując Panu Księżyca, że ów zimny okrutnik urodził się Wilkiem. Nikt nie chciłby mieć za wroga tak bezwzględnego, niezdolnego do uczuć , nie wierzącego w nic, prócz ostrza sewgo miecza wojownika. Początkowo przywódca Lykanów, choć nigdy nie przyznałby się do tego, obawił się straszliwego dowódcy swej armii. Wojownicy ubóstwiają Żelaznookiego, co w połączeniu z jego stalową wolą i nieugientością czyni z niego idealnego kandydata na Alfę. Z czasem jednak stało się jasne, że władza nie pociąga go w najmniejszym nawet stopniu. Jego światem jest pokryte krwią i truchłami wrogów pole bitwy.

- Owszem – wysłuchawszy raportu Żelaznookiego Valde zabrał głos – Wygraliśmy. Lecz zbyt wielką cenę zapłaciliśmy za to zwycięstwo. Zbyt wielu Braci poniosło śmierć. Wampiry rosną w siłę. Ich nowy przywódca jest, muszę to obiektywnie przyznać, genialnym strategiem. Czy udało ci się dowiedzieć czegokolwiek o tym tajemniczym krwiopijcy?

Po twarzy Żelaznookiego po raz pierwszy tego wieczoru przemknęło coś na kształt cienia emocji. Można było odczytać ją jako niezadowolenie z samego siebie. Gdy się odezwał, jego głos zdał się jeszcze bardziej twardy niż zazwyczaj:

- Ja i moi zwiadowcy dajemy z siebie wszystko by dowiedzieć się kim jest władca Wampirów. Udało mi się dopaść i przesłuchać – Alfa uśmiechnął się krzywo wiedząc doskonale jak krwawe bywały przeprowadzane przez Algora „przesłuchania” - kilka niższych rangą wampirów. Zdaje się jednak, że nawet sami krwiopijcy nie znają tożsamości sewgo lidera. W każdym ranie nie znają jej ci stojący nisko w hierarchii. Jedyne co zdołałem ustalić to jego imię. Zwą go Mortusem. Mało oryginalne – kącik jego wargi podniósł się ledwie dostrzegalnie, gdy wypowaidał ostatnie słowa lecz oczy, jak zwykle pozostały lodowato zimne.

- Niewiele nam to daje – odparł Valde.

- Zdaję sobie z tego sprawę – Żelaznooki na powrót stał się rzeczowym dowódcą wilczej armii – Mam pewną teorię. Zdaje się, że Wampiry niższego rzędu celowo nie są dopuszczane do swego władcy – zamilkł, jakby chciał aby wypowiedziane słowa zawisły nad ich głowami i nabrały tajemniczego wymiaru.

- Kontynuuj – zachęcił zasiadający na Karmazynowym Tronie lider Wilkołaków.

- Stojącym nisko w hierarchii krwiopijcom nie są udzielane jakiekolwiek informacje na temat Mortusa z jednej prostej przyczyny – aby go chronić. Nasi wrogowie swietnie zdają sobie sprawę ze skuteczności moich przesłuchań. Możliwe jest więc, że tożsamość ich nowego władcy została celowo zatajona przed mniej znaczącymi wampirami.

Zapadło chwilowe milczenie. Valde zdawał się rozważać usłyszane właśnie słowa. Żelaznooki nie zmienił swej pozycji ani o centymetr. Stał nieruchomy niczym monumentalny posąg, lewą rękę nadal trzymając na rękojeści swego miecza, ze wzrokiem utkwionym w twarzy wilczego władcy. Czekał.

- Zdaje się to być rozsądnym – odezwał się w końcu tamten – Jaki więc powinien być nasz kolejny ruch? Co proponujesz?

Szare oczy Żelaznookiego zwęziyły się nieznacznie, niczym źrenice drapieżnika wyczuwającego krew ofiary.

- Dopaść i przesłuchiwać wyższych rangą krwiopijców dopóty, dopóki nie wyskrobię z nich wszystkich informacji o Mortusie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Stern 13.03.2017
    Skojarzyło mi się z Underworldem. Fajny, przyjemny wstęp do serii :D
  • Warzyw 13.03.2017
    Fakt, wojna wilków i wampirów przywodzi na myśl "Underworld", ale ogólny zamysł tekstu jest zgoła inny ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania