Poprzednie częściPerełka cz 1

Perełka cz 5 i 6 (wersja trochę poprawiona)

Ciemnowłosy, cały czas trzymając mnie za ramię, drugą rękę wyciągnął w kierunku mojej dłoni, mocno zaciśniętej na połach peleryny. Obrócił ją wnętrzem do góry i lekko przejechał koniuszkami palców po miękkiej skórze. Gdybym już nie udawała niemej, to właśnie teraz odebrałoby mi mowę. Z uwagą spojrzałam mu w twarz. W czarnych, bezdennych niczym studnie oczach, przez moment migotały ogniki zdumienia i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam zrozumieć. Czyżby rozczarowanie?

- Jesteście damą, Pani – raczej stwierdził, niż zapytał.

Już po sekundzie zrozumiałam, o co mu chodzi. Moje dłonie, jasne i delikatne, bez śladów odcisków, świadczących o ciężkiej fizycznej pracy. W tym miejscu możliwe traktowane jako przejaw statusu społecznego, w moim, symbol lenistwa i niechęci do fizycznego wysiłku.

- Idziecie? - zawołał blondynek, obracając się przez ramię i drepcząc za swą panią.

 

Droga przez miękki piasek była przyjemna, problemy zaczęły się tam, gdzie kończyła się plaża, a zaczynała leśna ścieżka. Nie zawsze udawało mi się uniknąć bosą stopą wystających z ziemi korzeni i drobnych kamyków. Dyskretnie rozglądałam się po otaczającej nas zieleni. Miejsce urzekało wręcz swoją urodą. Byłam pewna, że nigdy wcześniej nie widziałam drzew obsypanych wielkimi kwiatami żonkili ani konwaliowych krzewów. Gdzieś w oddali radosne trele wyśpiewywał jakiś ptaszek. Ciekawe co jeszcze mogło mnie tu spotkać, niemal drżałam z ekscytacji. Do tej pory jedynymi przygodami, jakie przeżyłam, były te, które umieściłam na kartach swoich powieści. Opisywane weń kobiety obdarowywałam wszystkimi cechami, które tak bardzo podziwiałam, a których niestety nie posiadałam. Teraz miałam szansę przeżycia czegoś niezwykłego.

Ścieżka prowadziła do niewielkiej polanki, gdzie pasły się trzy konie. Na widok zwierząt stanęłam jak wryta. Były ogromne, prawie dwukrotnie większe niż normalne wierzchowce.

Czym oni je karmią, sterydami? Z niedowierzaniem przyglądałam się, jak czarny rumak z gwiazdką na czole podchodzi bliżej i klęka, uginając przednie nogi. Dama w zieleni z czułością pogłaskała go po chrapach, po czym wygodnie usadowiła się w siodle.

- Pojedziecie ze mną, Pani – odezwał się mój strażnik.

Tęsknie spojrzałam za drugim z mężczyzn. Dlaczego nie mogłam jechać z blondynem?

Nim zdążyłam choćby mrugnąć, zostałam uniesiona i usadzona w siodle, na szczęście bokiem. Gwardzista pewnie prowadził konia jedną ręką, drugą przytrzymując mnie w pasie.

Wąską ścieżką jechaliśmy gęsiego, aż moim oczom ukazała się wioska, a za nią, na niewielkim wzniesieniu najprawdziwszy w świecie zamek. Cztery strzeliste wieże pyszniły się w promieniach popołudniowego słońca. Poruszane lekkim wiaterkiem, trzepotały zielono-złote chorągwie. Osada przypominała skansen, który odwiedziłam jeszcze za szkolnych czasów. Przed drewnianymi chatynkami o dachach krytych strzechą, krzątali się zajęci swoimi sprawami ludzie. Ubrane w szare, podniszczone ubrania dzieciaki, biegały z kijami w rączkach, bawiąc się w wojnę. Na jednym z podwórek głośno zaszczekał pies, a zamiatająca obejście gospodyni o zmęczonej twarzy, trzasnęła go miotłą po grzbiecie.

Obserwowałam to wszystko szeroko rozwartymi oczami, chcąc dostrzec wszystkie szczegóły. Widok pochłoną mnie tak bardzo, że gdy usłyszałam tuż obok cichy głos, niemalże wyskoczyłam ze skóry.

- Pani, nie wierćcie się tak, proszę.

Ciepły oddech owiał moją szyję, wywołując gęsią skórkę. Boleśnie zdając sobie sprawę z faktu, iż pod peleryną jestem całkiem naga, zaczerwieniłam się po korzonki włosów. Wyprostowałam się jak struna, by możliwie jak najmniej opierać się o klatkę piersiową mężczyzny. W moim przekonaniu dyskretnie spojrzałam na niego i niemal zagotowałam się ze złości, widząc lekki uśmiech na jego twarzy. Coraz ciężej było mi zachować milczenie. Jedyne co mogłam zrobić, to niby przypadkiem wbić mu łokieć między żebra, co też niezwłocznie zrobiłam. Z nieukrywaną satysfakcją patrzyłam, jak jego uśmiech znika.

Pośrodku osady, na niewielkim placyku dostrzegłam pokaźnych rozmiarów drewniany pal, z przymocowanymi doń łańcuchami. Gdy mózg usłużnie podrzucił mi nazwę tego urządzenia, do tej pory ukrytą w zakamarkach pamięci, przeszedł mnie dreszcz. Pręgierz, średniowieczne narzędzie tortur. Chyba powinnam dokładnie przemyśleć, czy wyznać prawdę co do mojego pojawienia się na plaży, pomyślałam. Jeśli używano tego do wymierzania kar, to ile czasu zajęłoby, na przykład, zbudowanie stosu? Na samą myśl aż skrzywiłam się z niesmakiem, a mężczyzna za mną mylnie zinterpretował wyraz mojej twarzy.

- Już niedaleko Pani, jeśli chcecie, oprzyjcie się proszę o mnie wygodnie.

Przecież widzę, z trudem powstrzymałam się by, nie powiedzieć na głos.

 

Szeroka droga do zamku pięła się lekko w górę. Przy rozwartych na oścież wrotach stali koleni dwaj strażnicy w identycznych uniformach jak ci towarzyszący damie. Widząc znajome wierzchowce i jeźdźców, skłonili się lekko i przyłożyli prawą dłoń do serca, przywodząc mi na myśl antycznych gladiatorów. Nie zdążyliśmy jeszcze zatrzymać koni na wewnętrznym dziedzińcu, a już po uzdy wyciągały się ręce chłopców stajennych. Zwierzęta, tak jak i wcześniej, skłoniły się elegancko, ułatwiając zejście.

- Możecie odejść.

Piękność w zieleni odprawiła swych towarzyszy, nie poświęcając im nawet jednego spojrzenia, sama zaś popędziła w kierunku masywnych kamiennych schodów i czekającej na nich postaci.

Nie wiedząc co robić, nadal stałam w miejscu, w którym mnie zostawiono. Miałam świadomość, jak żałosny widok sobą przedstawiam. Ubrana w pożyczoną pelerynę, wpatrywałam się w swoje bose stopy. Dobrze przynajmniej, że czarnowłosy odchodząc, nie zażądał zwrotu swojej własności, w przypływie wisielczego humoru zaszeptał złośliwy głosik gdzieś w głowie.

Plączący się dookoła ludzie nie siląc się na dyskrecję, otwarcie się gapili, jak gdyby wyrosła mi druga głowa albo przynajmniej para zgrabnych rogów. Nie pozostawiono mnie jednak samej sobie na zbyt długo, bo moja dobrodziejka po chwili po mnie wróciła. Chyba mogłam ją tak nazywać, skoro oferowała mi schronienie i o ile dobrze wszystko zrozumiałam, pomoc medyczną.

Dama złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą do stojącej u szczytu schodów tęgiej kobiety, w średnim wieku. Miałam przed sobą ochmistrzynię, co odgadłam bezbłędnie, widząc pokaźny pęk kluczy przymocowany do jej pasa. Ubrana w czarną suknię i biały fartuch, spoglądała na mnie bez przychylności, martwymi, rybimi oczyma.

- Panienka chyba nie zamierza zabierać tego stworzenia do komnat? - zapytała, zaciskając usta w wąską kreskę.

Pomimo braku fizycznego podobieństwa, przypominała w jakiś sposób moją matkę. Już teraz mogłam stwierdzić, że my dwie raczej nigdy nie zostaniemy przyjaciółkami.

- Ależ oczywiście Adelo – odpowiedziała dama w zieleni, zupełne niezrażona tonem gospodyni – Przecież nie do stajni ani koszar.

Starsza kobieta milczała przez chwilę, po czym wyciągnęła ostateczny argument.

- Matce panienki to się nie spodoba, gdy tylko wróci ze stolicy.

- Mojej mamie nigdy nic się nie podoba, więc co za różnica? - Pociągnęła mnie dalej w kierunku drzwi, ale przypomniawszy sobie jeszcze o czymś, po raz kolejny odwróciła się z furkotem sukni – Poślij konnego po medyka.

Nie miałam pojęcia, skąd w młodej kobiecie było tyle energii, istny wulkan sił witalnych, który ciągną mnie jak kometa swój ogon, z zawrotną prędkością, przez hol. Żałowałam, iż nie mogłam dokładnie przyjrzeć się wnętrzom. Przyzwyczajone do takiego tempa, podążały za nami dwie młode służące. Szaleńczy pęd przez korytarze zakończył się na piętrze, przed podwójnymi drzwiami. Niewielka sypialnia za nimi była uosobieniem marzeń chyba każdej kobiety. Ściany pokrywały srebrzyste tapety z namalowanymi gdzieniegdzie bladoróżowymi pąkami, dwa wykuszowe okna wpuszczały do środka światło popołudnia, jednak największe wrażenie wywarło na mnie łóżko. Umieszczone na podwyższeniu, z grubym puchowym materacem i czterema kolumnami, zapraszało na drzemkę.

- Trzeba cię wykąpać – oznajmiła dama – Inaczej od tej soli morskiej skóra zrobi się czerwona i szorstka.

 

Jedna z dziewcząt otworzyła niewielkie drzwiczki, mylnie uznane przeze mnie za wejście do garderoby. Pomieszczenie okazało się łazienką. Czytując wcześniej romanse historyczne, nie miałam nadziei na nic lepszego niż drewniana balia i kilka wiader z wodą, nie oczekiwałam nowoczesnych rozwiązań sanitarnych. Ten nowy świat jednak po raz kolejny postanowił ze mnie zakpić, bo bali do kąpieli nigdzie nie było. Prawie połowę niewielkiej przestrzeni zajmował wbudowany w podłogę basenik, z ławeczką po jednej stronie i mosiężnym kranem po drugiej. Dookoła porozstawiane stały kolorowe flakoniki. Nie protestowałam, gdy peleryna opadła, a ja sama zostałam usadzona na ławce. Gorąca woda wypełniała basenik.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Nefer 24.07.2019
    W zasadzie nic się w tym odcinku nie dzieje, ale to "nic" opisane bardzo zgrabnie, z humorem. Tu i tam w tekście przemycono mimochodem kolejne informacje o tym świecie, pozycji tajemniczej opiekunki bohaterki itp. Językowo bez zarzutu, zdziwiła mnie tylko fraza "opisywane weń kobiety" - raczej "opisywane w nich kobiety".
    Pozdrawiam
  • Angela 24.07.2019
    Wiem, że nudno, bo seria zapowiada się na 60+ odcinków (o ile znowu nie zrezygnuję )
    "opisywane weń kobiety" - mam ciągotki do takich tekstów, więc pewnie jeszcze nie raz się pojawią.
    Serdecznie dziękuję, że śledzisz.
    Pozdrawiam.
  • Pasja 26.07.2019
    Witam
    Fantastyka nie jest moją mocną stroną, ale wczytałam się. Piękne opisy świata tak bardzo dalekiego od naszej rzeczywistości.

    Pozdrawaim
  • Angela 26.07.2019
    Bardzo mi miło, że opisy przypadły Ci do gustu : )
  • little girl 26.07.2019
    Czekam na ciąg dalszy:) kiedy moge sie go spodziewac?
  • Angela 26.07.2019
    Witaj
    Podejrzewam, że jutro późnym wieczorem, bo na główną nie wejdzie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania