Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica - część 42, 43, 44 (przepraszam za przerwę - wakacje były, ale się skończyły)

***

Emil, Kary

 

- Stój! Nie mogą nas zauważyć! Zrobili sobie przerwę - skonstatował Emil - Wyciągnij telefon satelitarny, jest na dole plecaka, po prawej.

Kary wiedziony intuicją nie protestował, lecz posłusznie zaczął przeszukiwanie ekwipunku. Po minucie szperania i rozpakowaniu połowy osprzętu wyciągnął wreszcie duży ceglany kształt z owalną antenką i podał go Emilowi. Gdy tylko telefon znalazł się w jego ręce, od razu wybrał numer do Polski. Na łączach słychać było mnóstwo zakłóceń, jednak po chwili odezwał się głos Przeora.

- Nareszcie! Co wy sobie myśleliście!? Próbowałem się z wami kontaktować chyba ze sto razy!

- Przepraszam najmnoc....

- Słuchaj mnie uważnie! - przerwał Przeor - Wyśledziliśmy pewne ruchy Naszego Kręgu. W rękach Natana Juniora jest Relikwiarz. Zdobądź go za wszelką cenę!

- Czyli prosi mnie Ojciec o....

- Tak, użyj środków ostatecznych, Relikwiarz nie może znaleźć się spowrotem na swoim miejscu.

- Zrozumiałem, zrobię co trzeba.

- Dobrze, wierzę że ci się uda.

- Dziękuję - pożegnał się Emil i oddał telefon Karemu - Odłóż to na miejsce. Zaraz obok jest pudełko z napisem GŁOWICE - rzucił ochryple.

- Podać ci? - dopytał niepewnie Kary - To do strzał?

- Wyciągnij, pokaże ci jak je nabić na groty. Będzie gorąco - odpowiedział Emil, mając nadzieję, że jego głos brzmiał dokładnie tak samo, jak przed chwilą głos jego zwierzchnika.

 

Natan, Rose

 

Wspólna wędrówka dodawała im sił. Chłonęli otoczenie całymi sobą. Dla obojga liczyły się teraz nie pokonane metry, ale każda minuta spędzona razem. Żadne z nich nie doświadczało także choroby wysokościowej, chociaż na ponad pięciu tysiącach metrów, organizm niejednego himalaisty ma już prawo odmówić posłuszeństwa. Natan układał sobie w głowie wszystkie wydarzenia ostatnich miesięcy. Dopiero teraz docierało do niego, jak wiele zmian przeszedł, jak wiele chwil zmarnował, jak piękny, a zarazem tajemniczy świat go otaczał. Zastanawiał się też, co z ojca pozostało w nim. Przeczuwał, że w zakamarkach DNA od zawsze coś się kryło, jakby jakaś martwa strefa, głęboko uśpiona, nigdy nie aktywowana. To o nią chciał zapytać ojca. Chciał zapytać dlaczego mu ją zostawił i dlaczego nic więcej jednocześnie. Wzbierał w nim gniew. Pierwszy raz, odkąd pod wpływem emocji kupił bilet do Kalkuty, naszły go wątpliwości. Na szczęscie na czas przypomniał sobie wykłady z filozofii, że przecież czas płynie tylko do przodu, że nie mozemy go cofnąć. Dlatego należy żyć chwilą, łapać każdą sekundę, każdy wdech, bo jesteśmy tylko sumą oddechów. Równaniem z nieskończoną liczbą niewiadomych - na zawsze nierozwiązanym równaniem. Ojciec był przeszłością. To on teraz decydował, miał wolną wolę. Przyszło mu do głowy, że jeśli dotarł aż tutaj, gdzieś musiał istnieć powód. Gdzieś był na pewno. Postanowił, że chociażby miał to równanie nawet podzielić przez samo zero, to w końcu do niego dotrze. Dotrze do samego siebie.

- Natan? - głos Rose płynął jakby wydobyty z samego dna studni - Wydawało mi się, jakbym kogoś widziała, tam daleko, w dole za nami.

- Tutaj to mało prawdopodobne Rose. Wszystkie trekkingi kończą się na Goecha La.

- I tego się właśnie obawiam, tym bardziej po tym wszystkim co mi opowiedziałeś.

-Jesteś pewna? Może to jaki albo kozice górskie?

- Nie mam pewności.

- Nie powinnaś mnie wtedy odwiedzać w Yuksam.

- Skąd nagle...

- Przepraszam, po prostu boję się o ciebie.

 

Gabriela, Perucci, Bianco

 

Awionetka schodziła do lądowania na lotnisku Bagdogra w Indiach. Gabriela wyjrzała przez iluminator. Lecieli nad rzeką, w jej oczy rzuciły się setki dorosłych i dzieci cedzących wodę przez sito.

- Popatrz Antonio, to straszne!

- Nie mają innego wyboru, w pobliżu znajdują się pewnie jakieś zakłady chemiczne, które wpuszczaja do wody drogocenny metal...

-To niedorzeczne.

- Indie to kraj ogromnych kontrastów, zupełnie inna cywilizacja, za niedługo sama się przekonasz.

- Nie wiem czy chcę.

- To nieuniknione.

- Tak uważasz? Być może masz rację.

Domki na dole stawały się coraz większe, by wkrótce ustąpić miejsca rozległej płycie lotniska. Samolot delikatnie przyziemił, wytracił prędkość i zakołował w kierunku odpowiedniego doku. Kiedy drzwi awionetki otworzyły się, od razu uderzyło w nich duszne, gorące powietrze.

- Proszę dużo pić - zagadnęła stewardessa na odchodne - Dziś w Siliguri będzie około 42 stopnie Celsjusza.

- Dziękuję - odparła Gabriela - My lecimy na północ, tam będzie o wiele chłodniej.

- Zazdroszczę - stewardessa uśmiechnęła się na pożegnanie.

Kiedy zeszli na płytę, od razu podjechała po nich klimatyzowana limuzyna, która podwiozła ich na wojskowy sektor lotniska. Czekał tam śmigłowiec Mi-8M. Antonio zauważył, że była to jego bojowa wersja, a po bokach podczepione było uzbrojenie.

- Skąd kardynał wytrzasnął ten helikopter? - zapytał Perucciego.

- Hinduska armia ma wobec nas pewne zobowiązania, jeszcze z czasów secesji Pakistanu.

- Nie wiedziałem, że kościół był w to zamieszany.

- Ponad sto milionów muzułmanów jako obywateli wolnych Indii nie wróżyło dobrze rządom klanu Ghandich, a co za tym szło, naszym majątkom w poszczególnych stanach.

- Wciąż mnie zadziwia, jak niewiele wiem o pewnych sprawach...

- Przyzwyczaj się do tego Bianco - odparł Perucci i skierował się w stronę włazu MI-8M.

Kiedy siedzieli już w środku, każdy z nich dostał kask tłumiący hałas. Pilot zwiększył obroty i wkrótce mknęli już ponad hinduskimi równinami. Oprócz ich trójki, w kabinie znajdowało się również dwóch komandosów. Jeden z nich nacisnął wkrótce guzik komunikatora i połączył się z Peruccim.

- Czy pierwotny plan nie uległ zmianie? - spytał.

- Tak, lecimy do Kanczendzonga National Park.

- Udało wam się odczytać ostatnie logowania z komórek?

- Za Goecha La kończy się zasięg, ale komórka Pani Priceworth zalogowała się kilkaset metrów wyżej.

- Czyli idą szlakiem wprost na pierwszy obóz?

- Tak wynika z ekstrapolacji.

- A jaki jest maksymalny pułap śmigłowca?

- Zależy od pogody, ale przy obecnym obciążeniu nie wzleci wyżej niż na około 6000 metrów.

- Dziękuję kapitanie, ruszajmy zatem!

- Jest Ojciec pewien? To jest spora wysokość...

- Nie mamy wyboru, wy wykonajcie swoją misję, my wykonamy swoją.

- Tak jest! - żołnierz zasalutował, po czym udał się do pilotów.

Gabriela pokazała Perucciemu komunikator i spojrzała pytająco.

Perucci przełączył guzik na jej słuchawce i podał z powrotem.

- Kardynale, ile mamy czasu do celu?

- Stąd jakieś dwie i pół godziny, pod warunkiem że pogoda się nie zepsuje.

- Nie zepsuje się. Czuję to.

- Mogę cię o coś spytać Gabrielo?

Powierniczka skinęła głową.

- Skąd ta pewność, że po powierzeniu Natanowi Relikwiarza zdecyduje się na powrót?

- Po prostu to wiem, widziałam to. Oni idą razem, nie osobno, rozumie kardynał?

Perucci zwrócił zafrasowany wzrok prosto na Gabrielę.

- To znaczy, że oni...?

- To pewne, znam mojego syna, nie będzie ryzykował, jeszcze tego nie wie, ale już znalazł to czego szukał.

- Mam nadzieję, że się nie mylisz powierniczko.

 

Ojciec Natana (Nataniel Senior), Krystian Tatajno (wspólnik Nataniela), 1 wyprawa do Sikkimu, 1986

Lato roku 1986 rozbłysło w pełni. Wioska pod Norbugang Chorten znów tętniła życiem. W te strony rzadko docierały monsuny a dzięki wysokości na której leżała wioska, klimat był raczej europejski. Nieco za wioską, pomocnicy kończyli rozstawiać obóz. Pod jednym z prowizorycznych namiotów, Nataniel i Krystian pochylili się nad mapą wioski.

- Moim zdaniem musimy zacząć kopać na trzecim słupku. Według tekstów Dzog-Czen kapsuła musi się znajdować na północ od stupy i drzewa koronacyjnego - rozpoczął wywód Nataniel Senior.

- Nie sadzę. Dobrze wiesz, że teksty Dzog-Czen nie odzwierciadlają rzeczywistości. To bardziej mistyka pomieszana z lokalną magią. Ja bym się bardziej skłaniał w kierunku siódmego słupka. Tam jeszcze nikt wcześniej nie kopał - zaoponował Krystian Tatajno.

- Masz na myśli coś konkretnego?

- Nie, po prostu przeczucie...

- Ok, pójdźmy na kompromis. To nam zawsze najlepiej wychodziło. Zacznijmy kopać na piątym, on też znajduje się na północ od stupy, ale przed drzewem koronacyjnym.

- Więc postanowione?

- Postanowione.

Nataniel odszedł od stołu i przywołał pomocnika.

- Przenieście sprzęt na piąty słupek, za pół godziny zaczynamy.

- Czyli jednak? - odchrząknął asystent Brylski.

- To się okaże - przytaknął Nataniel, po czym odesłał adiunkta do pracy, po czym udał się na spacer po pięknym ogrodzie otaczającym obóz. Od czasów powstania maleńkiej Sikkimskiej państwowości w 1641 roku, znajdował się tu plac koronacyjny z czterema schodkami stanowiącymi kamienne trony, oraz potężny, rozłożysty dąb pamiętający czasy znacznie starsze. Drzewo wyrastało z kamiennego kurhanu tuż ponad królewskimi siedziskami. Piąty słupek znajdował się praktycznie w połowie odległości pomiędzy drzewem a stupą, w której czterej lamowie założyciele Sikkimu zaplombowali ziemię i wodę z każdego zakątka tego małego kraju. Nataniel raz jeszcze poinstruował adiunktów odnośnie prawidłowego rozłożenia i pomiarów wykopalisk, po czym udał się w stronę świątyni buddyjskiej, tuż przy ogrodzeniu. Otoczona była pięcioma pomniejszymi kapliczkami, które złączone były sznurkami z fantazyjnie podwieszonymi flagami modlitewnymi i dzwoneczkami. Niewielkie podmuchy wiatru wprawiały je w ruch zmuszając do wydawania czystych, podłużnych tonów. Całość sprawiała naprawdę mistyczne wrażenie. Nataniel zbliżył się do wejścia i przestąpił próg. Oprócz ołtarza, na którym ustawiony był złoty posążek Buddy Siakjamuniego, w pomieszczeniu znajdowały się półki ze złożonymi zwojami zapełnionymi mantrami. Przy suficie zauważył podwieszone, demoniczne figury. Pół życia poświęcił na ich studiowanie, stąd też wiedział że byli to obrońcy oświecenia. Przynajmniej ci z trzecim okiem pośrodku czoła. Miał teraz pełną swobodę, gdyż lokalni mnisi, opiekujący się ogrodem od pokoleń, na czas wykopalisk zostali wypędzeni. W teorii rząd Indii nazwał to "roztoczeniem opieki państwowej nad badaniami najwyższej rangi". Nataniel mógł więc spokojnie przeszukać całość pomieszczenia. Zbliżył się do ołtarzyka i podniósł złotą statuetkę buddy. Nie zauważył na niej nic specjalnego. W oczy rzuciła mu się natomiast drewniana podstawka figurki. Była na niej wygrawerowana zdobiona skrzynka z wizerunkiem bochenka chleba na wieczku. Kiedy przyjrzał się dokładniej, przyszło mu do głowy, że nie mógł to być przypadek. Zaczął lustrować złotego buddę od stóp do głów. W lewej dłoni wskazującej ku górze, budda trzymał tzw. dordże, czyli tybetański symbol diamentu i nieustraszoności. Druga zaś spoczywała na prawej nodze dzierżąc wadżrę, symbol nieśmiertelnego umysłu. Kiedy nacisnął mocniej, lewa ręka przekręciła się w dół. Wadżra i dordże zrównały się w poziomie, a grawerunek relikwiarza wysunął się w dół. Był zatroczony na żelaznym szpikulcu. Nataniel pojął że trzyma w ręku rodzaj klucza. Należało teraz tylko znaleźć pasującą do niego dziurkę. Rozejrzał się po ścianach, w całości jednak zajęte były piętrowymi półkami ze zwojami. Na ołtarzu też nie było żadnych wskazówek. Kiedy miał już wracać, aby ogłosić co znalazł, na sekundę spojrzał ponad siebie. Tuż nad portalem świątynnym zawieszona była ogromna rzeźba strażnika Mahakali. Czarna zwierzęca twarz maszkaronu otulała jego przekrwione białka oczodołów. Postać miała rozwarte usta, z których wystawały ostre, bycze zębiska. Pod stopami potwora klęczały uległe ludzkie postaci. Nie zauważył, aby jakakolwiek z figurek przedstawionej scenki posiadała trzecie oko. Tkwiło ono tylko po środku czoła Mahakali. Było dziwnie kwadratowe, dokładnie takie same jak drewniany trzonek zatroczony na zwieńczeniu szpikulca. Nataniel podstawił sobie krzesło, wyciągnął rękę i wcisnął w nie klucz. Wpasował się idealnie. Mechanizm w środku lekko przeskoczył i nastąpiła cisza. Rozejrzał się, jednak nic w pomieszczeniu się nie zmieniło. Kiedy zszedł z krzesła, coś jednak przeskoczyło, a w ołtarzyku otworzyły się drzwiczki. Wewnątrz, Nataniel zauważył cztery zielone diamenty, a pod każdym z nich, na małych deseczkach, widniały wyryte tybetańskimi sylabami inskrypcje. Nie znał ich wszystkich, domyślił się jednak że chodziło o imiona czterech lamów założycieli. Zebrał diamenty i wybiegł na zewnątrz. Krystian wbijał własnie łopatę w suchą ziemię tuż obok piątego słupka.

- Odłóż to Krystek! Znalazłem to czego szukaliśmy! - ogłosił triumfalnie.

Krystian spojrzał na niego niepewnie, po czym wyciągnął świeżutką, pachnącą nowością paczkę Klubowych Mocnych.

- Bierz ile chcesz. Jeżeli to prawda to zasłużyłeś na dużo więcej...

Oboje uśmiechali się szeroko, kiedy jeden z adiunktów z uniżeniem użyczał im ognia.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 14.10.2018
    Witam
    Ciekawie, a zarazem niebezpiecznie zaczyna się robić. Przeor dobitnie przekazał Emilowi co ma zrobić. Dobrze, że Natan ma towarzyszkę widać że Rose ma dobry wzrok i intuicję. Czy Gabriela zdąży. Dużo się dzieje.
    Bardzo dobry przeskok w przeszłość kiedy senior Nataniel odnalazł inskrypcje z diamentami.

    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania