Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica - część 78

Niebo nad Kanczencongą, płk. Moulders, ppor. Evans, Przeor

 

Równomierny mruk silników usypiał nieco Przeora. Na przeciwko, w identycznym rzędzie rozkładanych krzesełek siedzieli płk. Moulders, wraz z ppor. Evansem. Oprócz nich, w luku transportowca nie znajdowało się zupełnie nic. Przez niewielkie iluminatory Przeor mógł zauważyć migające od czasu do czasu wierzchołki najwyższych gór świata. Odwrócił wzrok i wtopił się znów w siebie. Odkąd dowiedział się kim naprawdę jest, i w co gra, było tylko kwestią czasu, by tu powrócić. Chociaż w obecnym życiu jego energia skoncentrowała się na budowaniu wątpliwej reputacji sieci medialnej, gdzieś w dalekim kraju zwanym Polską, wiedział, że nic nie dzieje się bez przyczyny. To zabawne, pomyślał, jak energia strażnika himalajskiej krainy zdołała zaadoptować się w tak odmiennej kulturze. Po raz kolejny powieki opadły mu w dół, a świadomość zanurzyła się w świetlistej formie Padmaheruki, z którą już wkrótce miała się nie rozstawać aż do końca.

Obudził go dopiero pełen gotowości głos płk. Mouldersa w słuchawce.

- Zbliżamy się do miejsca zrzutu. Proszę się przygotować.

Przeor spojrzał na specjalny kombinezon ciśnieniowy, który miał na sobie. Nałożył hełm, który po kliknięciu automatycznie dopasował poziom tlenu wewnątrz. Moulders i Evans podeszli do niego i raz jeszcze sprawdzili wszystkie szczegóły.

- Doskonale – Moulders spiął swój kombinezon z Przeorem, po czym Evans przytroczył do nich mocno zmodyfikowaną wersję Flyboard’u. Była to wersja jetpack’a, która potrafiła poruszać się w każdym kierunku, lub zwisać poziomo ponad gruntem. Poprzez radio można było usłyszeć równe oddechy całej trójki.

- Otworzyć luk – nakazał Moulders. Po chwili boczny właz rozsunął się. – Proszę poruszać się razem ze mną – rzucił w słuchawkę. Przeor postąpił kilka kroków naprzód, wykonując polecenie. Kiedy dotarli do luku, rzucił do słuchawki – Teraz?

- Od Pana zależy kiedy rozpoczniemy. Proszę się zrelaksować, nic Pan nie będzie musiał robić. Cały lot kontroluję ja. Jeśli wszystko pójdzie dobrze za pięć minut będzie Pan stał na swoim szczycie.

- Zaczynajmy zatem. – odparł krótko Przeor.

Po chwili cała trójka spadała swobodnie z prędkością ponad dwustu km/h.

- Spadochrony! Teraz! – krzyknął do mikrofonu Moulders, po czym pociągnął odpowiednią linkę. To samo zrobił eskortujący ich Evans.

Kiedy wytracili prędkość i ustabilizowali lot, w końcu mogli spojrzeć na wszystkie pięć wierzchołków pasma Śpiącego Buddy. Byli już naprawdę blisko celu.

- No dobra, Evans! Zobaczmy, co potrafią te cacka. Odpalamy! – Szybkim ruchem odciął linki od spadochronu i włączył ciąg Flyboard'u. Tandemem szarpnęło, i po chwili niebezpiecznie przechylili się w bok. Pilot w reakcji szybko skorygował ciąg i ustabilizował pozycję. Zawiśli w powietrzu niczym legendarny Mothman ze swoją ofiarą w szponach. Wkrótce dołączył do nich Evans.

- Jihaaa! – wyrwało mu się spod hełmu.

- Ruszaj! – skarcił go Moulders – Lecimy tuż za tobą.

Evans spojrzał na najwyższy, lecz płaski szczyt, który był zwieńczeniem ich misji. Obrócił Flyboard i przechylił w przód. Maszyna ruszyła z rykiem i nabrała prędkości. Tandem ruszył tuż za nim. Nie minęły dwie minuty, kiedy znaleźli się bezpośrednio nad celem.

- Schodzimy – stwierdził Moulders – Eskortuj nas.

- Przyjąłem – odparł Evans.

Flyboard Przeora zaczął zniżanie, by po chwili wzbić tumany śniegu wokół niewielkiej płaskiej przestrzeni tuż przy szczycie. Widoczność zmalała do zera i jego pilot musiał operować na wyczucie. Licznik wysokości wskazywał, że musi jeszcze dodać ciągu, aby zwolnić. Pięć, cztery, trzy, dwa... Flyboard'em wstrząsneło, jednak po zderzeniu z nierównym gruntem zachowali pionową pozycję. Pułkownik natychmiast wyłączył silniki. Tuż po nim, zrobił to również Evans. Kiedy tumany śniegu zaczęły opadać, ich oczom ukazał się niezwykły widok szczytów rzucających trójkątne cienie na doliny poniżej. Byli ponad wszystkim. Chwilę zmącił Przeor, rzucając twarde – Odepniesz mnie w końcu?

Moulders wykonał polecenie, po czym spojrzał na Przeora po raz ostatni.

- Ma Pan powietrza jeszcze na około pół godziny, później będzie musiał sobie Pan radzić sam.

- Dziękuję za troskę pułkowniku, ale mam już sprecyzowany plan działania. Nie ma w nim miejsca dla was. Dobra robota. Dziękuję.

- Powodzenia – zasalutował żołnierz.

Przeor patrzył jeszcze minutę, aż najemnicy wystartują i znikną za którąś z grani. Kiedy wszystko ucichło, spojrzał raz jeszcze na licznik tlenu. Pokazywał jakieś 25 minut.

- Szykuj się, Profesorze – pomyślał – Za chwilę twoja mandala zamieni się w pył. Powinna była już dawno temu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 05.04.2020
    Witaj po latach.
    Długo cię nie było, ale wylądowałeś ciekawie. Przeor i Śpiący Budda. Najemnicy doskonale przygotowali zrzut i Flyboard Przeora zaskakuje. Czy pozostawienie jego samego ma znaczenie? Trochę mało tlenu. Żądza czyni cuda. 25 min ma czasu na odnalezienie mandali. Czy mu się uda?

    Pozdrawiam
  • drohobysz 07.04.2020
    Pozdrawiam?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania