Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica (rozdział 10)

Watykan, Ogrody Papieskie, jakiś czas przed wyprawą Natana (do ustalenia)

 

Bianco kroczył tuż u boku przygarbionej sylwetki w białej todze. Po bokach ścieżki którą spacerowali znajdowały się równo rozsadzone rzędy przystrzyżonych róż, tudzież magnolii i krzewów złotego deszczu. Obaj kierowali się ku ozdobnej drewnianej bramce oplecionej latoroślą.

- Mój prefekt odblokował już środki na chorwackich kontach – powiedział papież.

- Dziękuje Ojcze. Od początku jednak nie chodziło tutaj o pieniądze. Saski Junior znajdzie się wkrótce niebezpiecznie blisko uświęconych miejsc.

- Być może sprawa jednak nie jest aż tak pilna? Może faktycznie jest to tylko przypadkowe zrządzenie losu?

- Nie wykluczam i takiej sposobności. Jednak nawet jeśli czujność naszych przeciwników jest uśpiona, nie należy tej sytuacji lekceważyć.

- Wiem synu. Dlatego zapewnię ci wszelkie zasoby, również ludzkie jeśli będzie trzeba, aby monitować sytuację na bieżąco.

Letnie włoskie słońce ogrzewało ogród, który sprawiał teraz wrażenie miejsca położonego gdzieś zupełnie na uboczu miasta.

- Podjąłem już pewne działania – kontynuował Bianco - Kardynał Perucci polecił mi skontaktować się z nominatką, która będzie naszymi oczami i uszami.

- Czasem żałuję, że nieodżałowanej pamięci papież Polak postanowił zachować sporą część wiedzy o tej sprawie in pectore. Pewne jego decyzje wciąż pozostają dla mnie zagadką. Ale może to tylko dlatego że w moich żyłach nie płynie polska krew...

Zbliżyli się do drewnianiego patio, gdzie na stoliku czekały przygotowane papiery i koperty.

- Nieważne zresztą, tu znajdziesz część środków oraz przydatne kontakty. A teraz pozwól, jestem już stary i muszę nieco odpocząć. Ojciec Bonifaccio odprowadzi Cię do refektarza. Dalej znajdziesz już drogę - pożegnał się papież.

- Oczywiście. Bóg zapłać za wstawiennictwo – odparł Bianco.

Po wyjściu z ogrodów, w dłoniach dzierżąc darowaną mu papeterię, Bianco skierował się w stronę pobliskiej kawiarenki, gdzie zamówił podwójne Capuccino. Róg jednej z kopert niefortunnie zanurzył się w filiżance, ale Bianco w ostatniej chwili poderwał ją ku górze. Była dosyć zasobna. Po jej otwarciu jego oczom ukazało się kilka zwitków z banknotami o nominałach po sto euro każdy. Wrzucił je na dno swojej pamiętającej jeszcze koniec lat osiemdziesiątych torby. Druga koperta zawierała nieoficjalne instrukcje w razie gdyby misja przybrała nieodpowiedni kurs. Chwycił ją za przeciwległe końce i zdecydowanym ruchem przedarł na dwie części. Resztki wrzucił do kosza zalewając kawą. Na pozostałych kartkach zapisane były kontakty hinduskich członków zboru. Widniały tam między innymi adresy kilku wtajemniczonych buddyjskich mnichów oraz pracownika lotniska w Badogrze. Następnie wyciągnął laptopa i zalogował się do bazy danych. Z katalogu użytkowników wybrał akolitkę Rozewyn Priceworth. Oprócz jej niewątpliwych osiągnieć z czasów studenckich, w oczy rzucił mu się oficjalnie potwierdzony wynik testu IQ - sto piećdziesiąt sześć punktów. Głośno przełknął ślinę, po czym kliknął w zakładkę Wady / Zalety. System natychmiast wyświetlił dwie tabelki z profilem charakterologicznym. Jako zalety widniały tu perfekcjonizm, znajomość trzech języków obcych, niezwykła umiejętność kojarzenia i wpływania na fakty, moc przekonywania oraz pamięć bliska fotograficznej. W tabelce Wady, pośród niepokorności i przesadnej dbałości o ciało, Bianco odnalazł zapis o epizodzie psychiatrycznym, jeszcze z czasów studenckich. Przy wpisie widniał dopisek: Brak Danych (tajemnica lekarska). Wylogował się, schował laptopa i dopił pozostałości kawy. Po chwili złapał taksówkę, wyciągnał z koperty sto euro i wręczył kierowcy.

- Nie będę miał wydać – zaprotestował taksówkarz.

- Ja mam tego dużo. Niech Pan tylko postara się dowieźć mnie pod sam hotel, ok? – rzucił Bianco.

- Za taką kwotę zawiozę Pana nawet i na Sycylię.

- No to ruszajmy. Wystarczy Hotel San Pietro.

Taksówkarz ominął korki i już po pięciu minutach znajdowali się pod głównym wejściem do hotelu. Bianco poprosił kierowcę aby zaczekał, po czym udał się w stronę recepcji.

- W czym mogę pomóc? – zapytał portier.

- Jestem tu umówiony. Czy Pani Priceworth przebywa może obecnie w pokoju?

- Proszę chwileczkę poczekać, już sprawdzam. Życzy Pan sobie kawę?

- Poproszę – odparł Bianco, zupełnie lekceważąc trzy poprzednie.

Po chwili boy hotelowy dostarczył mu tacę, na której stała porcelanowa filiżanka z napojem.

- Proszę spocząć. Gość już schodzi – poinformował.

Rozgościł się na kanapie, raz po raz sięgając po filiżankę. Po około minucie na schodach pojawiły się wreszcie nogi Rose. Miała na sobie spódniczke do kolan, dopasowaną do żakietu Fendi oraz nowiutką skórzaną torebkę od Michaela Korsa. Oczy przysłonięte były przyciemnianymi okularami. Zbliżyła się do kanapy pozwalając swej dość smukłej sylwetce dobrze komponować się z otoczeniem. Kiedy Bianco w końcu zorientował się w sytuacji, z zaskoczenia zakrztusił się, wylewając resztki napoju.

- Dzień dobry – przywitała się – Pytał pan o mnie w recepcji?

Bianco patrzył jeszcze chwilę na jej czerwone szpilki, po czym zaprosił na kanapę.

- Rose Priceworth – przedstawiła się podając mu rękę.

- Antonio Bianco. Diakon przy kardynale Peruccim – odpowiedział.

- Wydaje mi się, że już się widzieliśmy? Zresztą Jego Eminencja zdążył mi już nieco o bracie opowiedzieć – rozpoczęła Rose.

W cywilnym wydaniu wydała mu się jeszcze bardziej atrakcyjna. Pomyślał że nawet bez otaczającej ją aury geniuszu, wciąż byłaby zjawiskowo pociągająca. Zanim zmiarkował się, że wlepia wzrok nie tam gdzie powinien, Rose miała już przygotowane pytanie.

- Czy brat chciał mi coś zakomunikować?

Rose nie mogła powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Dawno już nie miała na sobie cywilnego ubrania, a Bianco był pierwszym mężczyzną, który to zauważył. Wydał jej się nieco zaniedbanym, korpulentym pięćdziesięcioparolatkiem z dobrotliwym wyrazem twarzy, więc postanowiła puścić mu tę drobną wpadkę w niepamięć. Kiedy jednak ponownie podniósł wzrok, nie zauważyła już w nim nic prócz tej specyficznej koncentracji którą nabywało się po latach medytacji na formy Naszego Kręgu. Z podświadomości natychmiast wydobyła odpowiednią do sytuacji postawę, jednak stopień zaawansowania Bianco sprawiał, iż czuła się przy nim jak nieopierzona nominatka. Zazwyczaj potrafiła bezbłędnie prześwietlić osobę już przy pierwszym kontakcie, jednak tym razem to Bianco wydawał się prześwietlać ją.

- Kardynał Perucci poinformował mnie już o twojej misji Rozewyn – zwrócił się do Rose Bianco.

- Rozumiem. A tak na marginesie, wolałabym aby brat zwracał się do mnie po imieniu. Próbuje ponownie przyzwyczaić się do starej Rose.

- Nie ma sprawy. Jeśli nie masz nic przeciwko czy możemy teraz przedyskutować resztę spraw?

- Jak najbardziej – przytaknęła.

- To miejsce nie jest odpowiednie. Zamówiłem już taksówkę…

- Chodźmy zatem – odparła Rose, po czym oboje udali się do samochodu.

- Do koloseum proszę – zwrócił się do taksówkarza Bianco.

- Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, planowałam właśnie zakupy w supermarkecie sportowym. Nie mam za dużo czasu na przygotowania do wyprawy… - wtrąciła się Rose.

- Właściwie dlaczego nie? – zgodził się Bianco – W takim razie niech pan jedzie do supermarketu.

W drodze zastanawiał się w jaki sposób Rose poradzi sobie w wysokich górach. Może i kardynał uznał ją za odpowiednią kandydatkę, jednak jej doświadczenie himalaistyczne pozostawiało wiele do życzenia. Z bazy danych dowiedział się, że wychowywała się razem z ojcem i czwórką braci, a matka w ich wczesnym dzieciństwie popełniła samobójstwo. W domu Rose nie przelewało się, więc szybko musiała wybić się na samodzielność. Jako hobby miała zaznaczoną wspinaczkę wysokogórską, jednak wątpił żeby ostanimi czasy wyjmowała uprząż z szafy.

Wkrótce taksówka zawinęła pod hipermarket.

Pośród wysokich półek magazynu ze sprzętem górskim, czerwone szpilki Rose nieodzownie wyróżniały się z otoczenia. Popchnęła nimi wózek, który zatrzymał się przy dziale z bielizną termoaktywną.

- Czy kardynał wprowadził cię już w arkana wiedzy Drugiego Stopnia?

- Tak, zaraz po rozmowie odprowadzono mnie do archiwum.

- Rozumiem. Czyli posiadasz zatem świadomość wagi zadania?

- Tak Antonio. I pomimo tego zgodziłam się na nie – odparła.

- Jak myslisz, dlaczego kardynał wybrał akurat ciebie?

- Jest kilka powodów – rozpoczęła Rose bez ogródek. Pierwszym z nich jest mój wiek i potencjalny czynnik fizyczny. Jeśli mamy wybadać stan wiedzy Natana, najlepszym sposobem będzie okręcić go wokół palca. Drugim czynnikiem była przypuszczalnie moja przekora. Kardynał doskonale wie, że nie potrafiłabym odmówić wykonania tego zadania. Jestem zbyt ambitna. Po trzecie, dobrze ocenił że z habitem nie do końca mi po drodze. Zresztą to chyba zupełnie tak jak tobie?

- Rozgryzłaś mnie. Tylko jedno mnie zastanawia...

- A mianowicie?

- Jak mi wiadomo, nigdy specjalnie nie interesowałaś się alpinizmem. Nie obawiasz się ewentualnego podejścia na ośmiotysięcznik?

- Ależ ja nie zamierzam go zdobywać. Jeśli będzie trzeba, użyję innych metod aby zatrzymać Natana. Liczę że uda mi się go przekonać, aby zawrócił razem ze mną.

- Muszę przyznać że kardynał Perucci ma jednak wyczucie do ludzi – pochwalił Rose Bianco.

- To się dopiero okaże – skwitowała po czym załadowała do wózka parę termoaktywnych podkoszulek.

Bianco wyjął z torby kopertę z pieniędźmi i listę kontaktów.

- To powinno ci wystarczyć na wszystkie wydatki. Jest tego dużo, więc część weź ze sobą, a część najlepiej byłoby wpłacić na konto.

Rose wzięła kopertę sprawdzając zawartość.

- A co to za lista? – zapytała.

Bianco zatrzymał się na chwilę.

- Znajdziesz w niej spis kontaktów. Nie są to jednak w pełni zaufane źródła. Dlatego w Indiach będziesz się poruszała całkowicie samodzielnie, chyba że naprawdę będziesz potrzebowała wsparcia.

- Boisz się że w Naszym Kręgu jest kret?

- Nie mogę ci niestety nic więcej na ten temat zdradzić. Nie ufaj nikomu.

- Rozumiem.

Ruszyli w kierunku stanowiska z namiotami.

- Rose?

- Tak?

- Jesteś teraz jedną z nas. Tak naprawdę nie ma żadnego Drugiego Poziomu.

- Co masz na myśli?

Pakunek ze starannie złożonym namiotem wysokogórskim znalazł się w koszyku.

- Nasz Krąg to nie ta wielka organizacja, do której wydaje ci się że należysz.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała zaskoczona.

- Tak naprawdę Nasz Krąg od zawsze składał się tylko z czterech osób.

Ojca Świętego, kardynała Perucciego, mnie i powierniczki. Teraz dołączyłaś do niego również ty.

- To znaczy że wszyscy akolici….

- Tak, są tylko naszymi pomocnikami.

Twarz Rose przybrała wyraz poczucia dumy zmieszanego z niepewnością. Z dna pamięci wydobyła odpowiednie wersy kompensujące nadmiar niepotrzebnych emocji.

- Daj mi chwilę. Muszę to przepracować – odparła wpatrując się w wózek, który zdążył wbić się w półkę.

Bianco zbliżył się do niej i położył dłoń na jej ramieniu.

- Dasz radę. Nikt inny nie byłby w stanie. Teraz jestem już tego pewien. Masz do tego serce.

Po policzku Rose spłynęła łza.

- Czasami wolałabym go nie mieć Antonio – odparła przytulając Bianco.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Adam T 07.12.2017
    Bardzo piękny fragment. Nie wiem, na czym to polega - pierwszy fragmenty tekstu wydały mi się cokolwiek niedopracowane, teraz widzę klarowną całość, dobre budowanie postaci, naturalność opisów, warsztat.
    Pozdrawiam ;)
  • drohobysz 07.12.2017
    dzięki!
  • Pasja 08.12.2017
    No i już wszystko się pomału rozwiązuje.
    Świetnie się czyta i twój styl jest bardzo płynny. Teraz Rose musi zatrzymać młodego Natana. Tylko nie wie, że on jest dobry i nie będzie jej tak łatwo.
    Pozdrawiam serdecznie 5:)
  • Szudracz 30.04.2018
    Tutaj jest kluczowy moment, kto wchodzi w skąd tej organizacji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania