Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica (rozdział 13)

Kanczenconga National Park, Sikkim, podczas wyprawy

 

Natan odłączył komórkę od ładowarki i sprawdził resztę ekwipunku.

- Powinniśmy jeszcze dziś dotrzeć do Chaty Przewodników – rzucił do Rose – Co zrobisz jeśli twój plecak się nie odnajdzie? Szanse są raczej marne…

- Jeszcze nie zdecydowałam, ale z tego co mi wiadomo, w Dzongri jest mały sklepik dla podróżników.

- Czyli zamierzasz iść dalej?

– Nie wykluczam tego. Pytanie, czy ty chcesz iść na sam szczyt?

Rose zarzuciła haczyk. Wiedziała że jeśli źle rozegra tę partię, konsekwencje mogą być nie do przewidzenia. Gdzieś z tyłu głowy przywołała kilka wersów mantry świetlistej uwodzicielki.

- Nie biorę innej opcji pod uwagę. Przygotowywałem się do tej podróży od dziesięciu lat. Mam kursy alpinistyczne, wypracowaną formę i pewne osobiste powody dla których nie mogę z tego podejścia zrezygnować.

- Nigdy nie mów nigdy. Nie da się wszystkiego zaplanować. Choćby wspólnej nocy w namiocie, czy podwójnych tęcz na niebie…

- A może to nie przypadek?

Co masz na myśli? – Rose udała lekkie zdziwienie, jednak adrenalina uderzała właśnie do jej głowy ze zdwojoną siłą.

- Jeszcze w Yuksam rozmawiałem z buddyjskim mnichem. Bardzo mnie zaskoczył pewnym stwierdzeniem. Zarzekał się wręcz, że każda istota którą zdarzyło się mi spotkać, była kiedyś moją rodzoną matką. Niby nie do uwierzenia, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, coś w tym naprawdę było...

Rose roześmała się, a napięcie ustąpiło miejsca rozbawieniu.

- Czyli oboje jesteśmy dla siebie matkami - rzuciła swobodnie.

- Jeśli tak uważasz mamo… Panie przodem.

Oboje wymaszerowali z wioski. Do Chaty Przewodników w Dzongri pozostało im jeszcze około trzech godzin wędrówki. Nie do końca wiedzieli gdzie ich ona doprowadzi, jednak z pewnych niewiadomych powodów, byli bardziej niż pewni, że chcą ją odbyć wspólnie. Odkąd się poznali, czas zdawał się płynąć innym torem, jakby utknął gdzieś na zwrotnicy która nie chciała się przestawić. Mimo wszystko, po dwóch godzinach w miarę równego podejścia, ścieżka skończyła się ustępując miejsca grubo ciosanym schodkom. Czuli niemałe zmęczenie, a na dodatek trasa przed nimi prowadziła od teraz ostro w górę. Wkrótce, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, otoczenie spowiła gęsta mgła.

- Myślisz że tak będzie aż do końca? Do samego szczytu? – odezwała się Rose.

- Niewykluczone.

Natan nie potrafił już ukrywać sympatii którą żywił do Rose. Ona zaś zdała sobie sprawę z popełnionego błędu. Zadawała zbyt wiele pytań. Okręcała go wokół palca, jednak wymykało się to spod kontroli. Rzeczy działy się zbyt szybko, a ona nie potrafiła się temu przeciwstawić.

- Dlaczego tak bardzo chcesz tam iść? Byłeś już kiedyś na osmiotysięczniku?

- Nie. Robię to dla osoby którą kiedyś znałem.

Natan przystanął na chwilę, jakby na wspomnienie Anny.

- Rozumiem. Czy ona wciąż na ciebie czeka?

- W pewnym sensie tak.

- Przepraszam! Nie chciałam cie urazić! – wycofała się Rose, zastanawiając się czy aby nie posunęła się za daleko. Była jednak gotowa położyć na szali wszystko co miała.

- Nie przepraszaj – odparł Natan – To ma związek z wydarzeniami sprzed dziesięciu lat. Kamczenconga pozwoli mi domknąć pewien okres w moim życiu.

- Życzę ci tego! Naprawdę!

Ich spojrzenia skrzyżowały się przez chwilę, po czym ruszyli pod górę. Gdy tak kroczyli pośród gęstego mleka, myśli Natana powracały do wydarzeń sprzed dziesięciu lat, do Anny, do miejsc w których wspólnie spacerowali. Do rodzinnych gór Natana, do chmury zalegającej na zboczu Szyndzielni, w otulinach której wraz z Anną dotarli do schroniska. Tam gdzie powiedziała mu że jest w ciąży. Zanim gęste, białe drobinki nie okryły ich do końca kojącą pajęczyną zapomnienia, Rose chwyciła go za rękę. Pokonywali teraz kolejne schodki, w trójkę odmierzając kolejne kroki. Żadne z nich nie chciało ustąpić. Zrobiła to za nich pogoda, która ucieszyła się że może im dodać choć odrobinę otuchy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Adam T 16.12.2017
    No w końcu. Już myślałem żeś zarzucił publikacje tutaj. Jutro spojrzę wnikliwiej.
  • drohobysz 16.12.2017
    hehe, czasami trochę znikam. wigilia firmowa była i ten...
  • Pasja 16.12.2017
    Zaczyna się już na dobre wędrówka. Rose dużo pyta i powoli zyskuje przychylność Natana. Chociaż była za bardzo spontaniczna.
    Powróciły bolesne wspomnienia sprzed dziesięciu laty.
    Pozdrawiam serdecznie 5:)
  • drohobysz 17.12.2017
    dziękuję :) tu właśnie chyba bardziej o wędrówkę chodzi, tak jak w życiu....
  • Adam T 17.12.2017
    Tech-aid na początke:
    "Co masz na myśli? – Rose udała lekkie zdziwienie..." - coś tu zabrakło przed "Co".
    W kilku miejscach brak przecinków (zwlaszcza przed "że" i "który").
    To chyba tyle ;)
    Króciutko strasznie. Taki przystanek, lekka rretroapekcj, wyciszenie. Wspomnienie Anny jednak bardzo silne, skoro "w trójkę" odmierzali kolejne kroki, a może coś nie tak zrozumiałem.
    Troszkę mało, ale cóź.
    Pozdrawiam ;))
  • drohobysz 17.12.2017
    rozmawiałem ze znajomym anglistą - pisarzem (polski ludlum). potwierdził że my nie jesteśmy w stanie ogarnąć polskich przecinków, bo mamy zbyt zryty dzban angielską składnią. od tego ma redaktora czy jakoś....
    Adam, dzięki za opinię. w zasadzie nie dbam o to że niewiele osób czyta. najważniejsze że może się to podobać! ;)
  • drohobysz 17.12.2017
    no to był zamysł, w trójkę :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania