Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica (rozdział 15 i 16)

Ojcowo, podczas kursu wspinaczkowego, przed wyprawą (czas do ustalenia)

 

Białe klify skałek kontrastowały z czerwienią cegieł zamku w Ojcowie. Gdzieniegdzie na ściankach zauważalne były tandemy początkujących wspinaczy. Emil znał już większość technik, jednak nadal uważnie słuchał każdego słowa instruktora. Wielokrotne zdobycie Giewontu z krzyżem na plecach nauczyło go nie tylko pokory, lecz także dało szansę na przemyślenie wielu rzeczy. Nie był już tym samym prostakiem, który bez zastanowienia katował swoją żonę i dwunastoletnią córkę. Posłusznie wbił haczyk w skałkę i przecisnął linkę w odpowiedni slot. Po chwili zabezpieczenie zadziałało, a instruktor zrównał się z nim wysokością.

- Doskonale sobie radzisz, wspinałeś się już kiedyś? – zapytał.

- Myje szyby na wieżowcach.

- No to nie wiem, czy mogę cię jeszcze czekoś nauczyć...

- Szef mnie zapisał – skwitował Emil.

Instruktor poluzował linkę, po czym przepiął ją w kolejny ring. Emil automatycznie powtórzył te same czynności, jednak w głowie kłębiły mu się polecenia Przeora. Nie przypadkiem trafił do tej konkretnej szkoły. Oprócz doskonalenia technik wspinaczki, miał tu również przeprowadzić pewnego rodzaju rozeznanie.

- Nie znasz może Natana Saskiego? – zarzucił haczyk Emil.

- A dlaczego pytasz? – instruktor zawisł na chwilę na dwóch palcach.

- To mój znajomy. Pracowaliśmy razem na Pałacu Kultury.

- A. Znam gościa, odświeżał tu chyba kurs z techniki jakieś trzy miesiące temu – rzucił instruktor i obrócił się twarzą do skały.

- A wspominał po co mu to?

- Nadmienił że wybiera się na ośmiotysięcznik. Pamiętam że odradziłem mu to wtedy. Nie był gotowy.

Instruktor ponownie uczepił się skały. Emil spojrzał na niego, przeciągnał nieco linę, po czym zwiesił się ze skałki na trzech palcach.

- Też tak umiem!

- Dobra ziomuś. Zobaczymy jak ci pójdzie schodzenie! Myślisz że ta ścianka jest taka prosta?

- A ty jakie masz doświadczenie?

- Przez długie lata pracowałem w TOP'rze. Swego czasu jeździło sie z chłopakami w Himalaje.

- A Natan coś o tym wspominał?

Instruktor przełożył linkę w karabinek, przygotowując się do zejścia.

- Tak, a co się tak o niego wypytujesz? Wspominał, ale odradziłem mu to. Nie był zbyt dobrym wspinaczem.

- Mógłby sobie znaleźć jakieś niższe góry - Emil zdobył się na płaski żart.

-Mógłby. To jak? Schodzimy?

- Ta – odparł Emil i przepiął karabinek.

Na dole instruktor wręczył mu kiczowaty certyfikat zakończenia kursu i pożegnał się. Emil skierował się w stronę siedziby szkółki. W budce unosił sie jeszcze świeży aroamat marihuany. Sekretarka w dredach ukradkiem schowała popielniczkę.

- Oddaje kopię certyfikatu.

Sekretarce ledwo udało się odebrać dokument.

A, zapomniałbym. Miałaby pani może kontakt do Natana Saskiegio?

-Tak, nawet go pamiętam. A po co panu?

- Pracował ze mną na wieżowcu. Zapomniał karabinka. Chciałbym mu go oddać.

Recepcjonistka nie zastanawiając się wiele, przejrzała listy sprzed miesiąca i podała Emilowi numer. Pomyślał że gdyby rzeczy potoczyły się inaczej, mógłby nawet zostać detektywem. Jeszcze trzy lata temu, za samą myśl o tym, pociął by sobie twarz. Teraz jednak wolał koncentrować się na swoim długoterminowym celu. Wyszedł z pomieszczenia nie żegnając się, i od razu poinformował Przeora o wykonaniu zadania. Odpowiedź była natychmiastowa:

 

Dobrze się spisałeś. Jedź teraz do Krakowa. Spotkasz się z siostrą w wierze. Ma na imię Ewa. Poprowadzi z tobą kolejne szkolenia. Czekaj na dalsze instrukcje.

 

Emil poczuł pewien rodzaj satysfakcji. Przynależność do organizacji, oraz bezpośredni kontakt z jej liderem, sprawiały, że czuł się kimś istotnym. Również członkowie Zakonu od pewnego czasu odnosili się do niego z szacunkiem. Z wyprostowaną głową wsiadł do samochodu, załączył silnik i skierował się w stronę Krakowa. Wkrótce na wyświetlaczu GPS pojawiła się wiadomość od Ewy, która informowała o czekajacych go konwersacjach z języka angielskiego. Emil lwią część życia spędził na emigracji, gdzie pracował w fabryce jako pakowacz świątecznych bombek. Za każdą zmarnowaną sztukę musiał się solemnie tłumaczyć, co nauczyło go dość sprawnego komunikowania się w tym języku. Gorzej wygladała u niego znajomość savoir vivru, jednak lata pokuty zaczynały owocować odpowiednim nastawieniem. Siedząc za kierownicą szykownego Audi A6, zdał sobie sprawę że musi jeszcze mocniej nad sobą pracować. Wiedział że Przeor nie rozdaje drugich szans. Wrzucił jedynkę a samochód wyrwał do przodu, pozostawiając za sobą chmurę kurzu mieszającą się z wciąż wyczuwalną wonią marihuany.

 

Natan, Kraków przed wyprawą

 

Natan po raz kolejny rozejrzał się po biurze, aby upewnić się że nigdzie wokół nie ma kierownika zmiany. Kiedy ostatni z nich zaszył się w pokoju spotkań, znalazł odpowiednią chwilę dla siebie. Włączył aplikację proxy i odnalazł stronę linii lotniczych. Wybrał samolot do Kalkuty. Wprowadził wymagane dane, a na ekranie pojawił się guzik Potwierdź. Po najechaniu kursorem, z czerwonego zamienił się na zielony. Wystarczyło tylko kliknąć, aby cała dotychczasowa sekwencja zdarzeń nabrała rozpędu. Po chwili wahania zjechał z guzika zapisując dane w schowku. Sięgnął do torby, z której wyciągnął starą Nokię. Odnalazł folder, w którym znajdował się plik z nagraniem. Wkrótce z tanich chińskich słuchawek popłynęły słowa:

Witaj Natanie. Pragnę przekazać Ci wiadomość. Nastąpiły zmiany, których nie byłbyś w stanie obecnie pojąć. Pragnę podać Ci pomocną dłoń. Bądź na szczycie Kamczencongi, licząc dziesięć lat od dzisiejszej daty. Przybądź sam. Tylko taka decyzja może uratować los nas wszystkich.

 

Odtworzył wiadomość raz jeszcze, a potem kolejny. Tym razem egzotyczny akcent wydał mu się pewnego rodzaju manierą. Był kiedyś na buddyjskim wykładzie, podczas którego nauczyciel przeciągał samogłoski dokładnie w ten sam sposób. Pomiędzy słowami zauważył coś jeszcze. Było to ciche echo gongu dochodzące jakby z drugiego pomieszczenia. Niby niewiele, jednak wyraźnie świadczyło o tym, że wiadomość nagrano w jakimś miejscu kultu. W folderze znajdował się także i drugi plik, nagrany tuż po wypadku:

 

Nie cofniesz czasu, nie masz takiej mocy. Bądź na szczycie Kamczencongi. Tylko tak będziesz w stanie ją uratować.

 

Od czasu wypadku pewne emocje tkwiły w Natanie schowane za szklaną ścianą. Teraz, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jej powierzchnia zaczęła się kruszyć. Chwycił myszkę, najechał na guzik zakupu i z całej siły uderzył w klawisz Potwierdź. Wydało mu się, że wczytywanie transakcji trwało wieki. Kiedy w końcu się zakończyła, niekontrolowanym ruchem ręki zamknął służbowego laptopa i kopnął krzesło, które zatrzymało się dopiero na ścianie. Stał teraz pośród równych rzędów identycznych biurek i boksów. Nie docierały do niego żadne dźwięki. Łzy ciekły mu po policzkach. Płakał z powodu Anny, płakał z powodu rodziców, z powodu bliżej nieokreślonego przeczucia. Instynktownie ruszył ku drzwiom. Obserwując kątem oka mijające go, schludnie uczesane biurowe postaci, wiedział już że w jego życiu skończył się pewien rozdział. Korzystając ze szklanych obrotowych drzwi wieżowca, po raz ostatni wprawił je w doskonale mu znany, przepełniony cynizmem i radoscią na pokaz wir.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Szudracz 23.12.2017
    Pojawiły się przecinki przed ''że'' :) Znam jedną osobę, która też ich nie pisze i to jest charakterystyczne.
    Następny etap przed Natanem, czekam na ciąg dalszy. :)
  • Pasja 27.12.2017
    Emil bardzo dobrze przygotowany. Jednak widzimy jak nasze dane osobowe są chronione. Każdy może uzyskać namiary, nie starając się bardzo.
    Szkoda Natana, że utracił Annę i ojca. Być może gdyby żył?
    Coraz bardziej zaskakuje nas nowymi zagadkami. Kamczenconga coraz bardziej tajemnicza.
    Ukłony;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania