pięć siedem
Wyciągam sztućce z szafy
Jak co roku,
Poleruję na błysk
Chciałabym, aby
Były czyste narzędzia,
Którymi wam podam moje
Serce
Popękane talerze
Staram się składać w całość
I te połamane widelce
Wygięte z czasem na naszych
Umysłach
Aby się jakoś trzymały
Podklejane plastrami
I na wikol
Choć na kilka godzin
Bez mnie dusi
Jak niegdyś dym
Wdycham go,
Ucząc się na nowo
Zaciągać rozkoszą
Siódmego kwietnia
Piątego maja
To jakby ten sam dzień
Zastawiam na stole pięć kompletów
Uważając tylko, aby nie postawić szóstego,
Bądź siódmego
A może postawię,
Niech zasiądą tam pyły
I wspomnienia
Nakarmię je ciastem, miłością
Jak pozostałych gości
Oni mówią że są lepsi
Bo ledwo stoją, dusząc umysły
Że ja dziwna
A tamci gorsi
Bo nie stoją już, lecz uwolnili
Myśli
Z czasem też i ci najlepsi
Szybciej niż myślą, staną się
Pyłem
A ja i tak postawię im sztućce
Przy moim stole
Póki żyję
Komentarze (3)
Staram się składać w całość
I te połamane widelce
Wygięte z czasem na naszych
Umysłach
Aby się jakoś trzymały
Podklejane plastrami
I na wikol
Choć na kilka godzin
Bez mnie dusi
Jak niegdyś dym
Wdycham go,
Ucząc się na nowo
Zaciągać rozkoszą
Siódmego kwietnia
Piątego maja
To jakby ten sam dzień
Jakby całość w ten deseń, to byłoby super, ale można jeszcze wszystko z tym tekstem zrobić dopóki jest możliwość edycji. Pomyśl o tym.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania