Pięciu „Wspaniałych”, czyli jak "bawią" się studenci.

en po imprezie jest niczym zapadnięcie się w nicość. Niestety kolejny dzień nie jest miłym doświadczeniem. O ile kondycja fizyczna ujawnia się zaraz po przebudzeniu i zazwyczaj woła o pomstę do nieba, to sprawa z psychiką, wymaga nieco wysiłku intelektualnego. Siedząc na łóżku, próbowałem sobie przypomnieć, co tak naprawdę wydarzyło się wczoraj.

Mogę z pewnością powiedzieć, iż zgubił mnie pęd do poszerzenia wiedzy z zakresu mikroekonomii. Zazwyczaj chęć do nauki jest dobrze postrzegana przez społeczeństwo. Niestety gdy przekraczałem próg akademika, moja perspektywa uległa znacznej zmianie. Do pokoju sto szesnaście, gdzie mieszka Łukasz szedłem pełen optymizmu i zapału. Umówiłem się z nim wcześniej, że pożyczy mi swoje notatki, które powszechnie uważane były za najlepsze. Dzięki nim mogłem szybko i sprawnie posiąść wiedzę, która potrzebna była do egzaminu. Wiem, pewnie wydaje się wam, że pieprzę bez sensu i nie można w ten sposób podchodzić do nauki. Jednak ja naprawdę lubiłem się uczyć. Stałem więc teraz i coraz to głośniej pukałem, lecz oprócz jakichś dziwnych odgłosów, wydobywających się zza drzwi, nikt nie miał zamiaru ich otworzyć. Ostatecznie sprawdziłem, czy są otwarte i były. Z pomieszczenia wydobywały się kłęby dymu, a w środku zobaczyłem siedzących przy stole czterech studentów, którzy obficie raczyli się wódką, o czym świadczył bogato zastawiony stół. Dodatkowo wszyscy wydawali dźwięki przypominające kwiczenie świń.

- Łukasz, ja po te notatki.

Rozglądałem się po pokoju, który bardziej przypominał melinę niż pokój studencki.

- Pierwszy się odezwał. Nalej mu kielonka i drugiego za spóźnienie. – powiedział mocno zaokrąglony facet.

- Ja tylko po notatki.

Łukasz popatrzył na mnie jak na kosmitę i wybełkotał.

- Słuchaj stary…, on ma rację. Nie kwiliłeś jak świnia, więc musisz się napić.

Jeden z kolesi podniósł się i sprawnie napełnił dwa kieliszki.

- Grzesiek jestem. Za to spóźnienie to powinienem ci nalać do szklanki. Siadaj!

Ruszył w moim kierunku i popchnął w kierunku stołu. Nastała cisza, a ja czułem cztery pary oczu, które wgapiały się we mnie. Cóż było robić, wypiłem te dwa kieliszki, myśląc, iż na tym się skończy.

- Teraz krowa! – krzyknął niejaki Gienio.

Momentalnie wszyscy zaczęli muczeć, udając nieszczęsne krowy.

- Ale ja po notatki…

- Znowu przegrał, lej mu! – powiedział Gienio.

Mój kieliszek został ponownie uzupełniony. Patrzyłem z nadzieją na Łukasza, który wstał i wybełkotał.

- Sorry Marek…, że cię nie przedstawiłem. Ten gruby to Czarek, tamten to Gienek, a Grzesiek się już przedstawił. To wypij tego kielonka, a ja poszukam notatek.

Wydawało mi się, iż uda mi się jakoś wyjść z notatkami w stanie tylko lekko wskazującym na spożycie alkoholu. Wychyliłem ostatniego kielonka i …

- No to teraz musisz wypić brudzia z nowymi kolegami. – stanowczo, acz bełkotliwie powiedział Łukasz

I tym sposobem byłem po sześciu kieliszkach, co zdecydowanie zmniejszyło mój zapał do dalszej nauki.

- Teraz osioł. – zarządził Łukasz

Tym razem i ja zacząłem ryczeć jak osioł i chyba całkiem dobrze mi szło. Pierwszy wymiękł Grzesiek.

- Chłopaki lejcie kielicha..., to jest nudne. Chodźmy na miasto.

- Wiesz, że Czarek nie jest tu legalnie. Jak go portier zobaczy, to będzie po nim.

Sześć pięćdziesiątek zrobiło swoje i mój umysł zaczął, jak mi się przynajmniej wydawało, działać jak nowiutki, wypasiony komputer.

- To wyjdźmy oknem. To tylko pierwsze piętro, zwiążemy prześcieradła i już.

Chłopakom pomysł przypadł do gustu i całkiem sprawnie powiązaliśmy ze sobą dwa prześcieradła oraz dwie poszewki od pościeli. Lina była gotowa, nie było natomiast Grześka.

- Słuchajcie, gdzie jest Grzesiek – zapytał Czarek.

Rozglądaliśmy się po pokoju, jednak nie było go. Było za to otwarte okno i gdzieś z dołu słyszeliśmy stękanie. To Grzesiek jęczał, leżąc pod oknem. Gdy my byliśmy zajęci robieniem liny, on postanowił zejść bez niej, co właściwie mu się udało. Nie zastanawiając się wiele, wyszliśmy jak najbardziej normalnie z akademika, pozbieraliśmy poobijanego kolegę i wróciliśmy do pokoju.

- Stary..., żyjesz? – zapytał Czarek.

- Noga..., cholernie boli.

- Załatwię coś. – powiedział Gienek i wyszedł.

My tymczasem położyliśmy Grzesia na łóżko i z uwagą obejrzeliśmy nogę. Na moje oko wszystko było w jak najlepszym porządku. Czekając na Gienka, wypiliśmy kolejkę dla lepszego samopoczucia. Po paru minutach Gienek wrócił z jakąś dziewczyną, trzymając w ręku słoik z siwo-zielonym płynem.

- To jest Jolka, studiuje medycynę.

Jolka popatrzyła na nas tak jakoś mało przytomnie, przysiadła na łóżku i zaczęła oglądać lewą rękę Grzesia.

- Złamana jest. – stwierdziła kategorycznie i zasnęła.

- Ćpały głupie..., ona wyglądała i tak najlepiej. Miały imprezę z chemikami. Na szczęście mam wodę z kiszonych ogórków, zrobimy okład, a jak wytrzeźwieje, pojedziemy na pogotowie.

Gienek postawił słoik na stoliku, natomiast Czarek i Łukasz wynieśli Jolę z pokoju. Wrócili zadziwiająco szybko i zaczęli szukać jakiejś szmatki, która mogłaby posłużyć jako bandaż. Ostatecznie zdecydowali się na białą koszulkę, z piękną żółtą kaczuszką, podarli ją na paski i bandaż był już gotowy.

- Gdzie słoik z wodą po ogórkach – spytał Czarek.

- Wypiłem – z rozbrajającą szczerością odpowiedział Grzesiek.

- Słuchajcie, niech on tu zostanie, a my idziemy na bibę. – wybełkotał Łukasz.

Sprawa była dla nas oczywista. Zmarnować imprezę to grzech, a my grzeszyć nie lubimy. Tym samym wybraliśmy się na dyskotekę. Na korytarzu przeszkoda w postaci śpiącej Jolki nie zrobiła na nas żadnego wrażenia.

- Przeskakujemy śpiącą królewnę! - krzyknął Czarek.

Przeskoczyliśmy ją całkiem sprawnie i droga była wolna.

- Słuchajcie, skoczmy po Wojtka. – Czarek podzielił się z nami swoim nowym pomysłem.

Wojtek jak się okazało, mieszkał w dziesięciopiętrowym bloku na pobliskim osiedlu. W miarę szybko doszliśmy do bloku, umilając sobie czas śpiewem i coraz lepszą wódką.

- Słuchaj, domofon zepsuty. Nie da rady wejść – stwierdziłem.

- Ja mam klucz…, odsuńcie się.

Gienek z całej siły uderzył nogą w szybę drzwi, która momentalnie się rozbiła, częściowo wbijając się w jego kończynę, z której natychmiast chlusnęła krew. W tym momencie resztkami zdrowego rozsądku zdjęliśmy swoje koszulki i zatamowaliśmy krwotok.

- Cholera, cholera, krew. Zróbcie coś! – jęczał Gienek.

Zadzwoniliśmy oczywiście na pogotowie.

- Zimno jest. – powiedziałem.

Czarek wydawał się być w najlepszej formie. Po prostu mógł pić za dwóch, gdyż jego waga skutecznie niwelowała działanie alkoholu. Nie przejmował się, jak to ujmował chwilowymi niedogodnościami.

- Pójdziemy do Wojtka, to nam pożyczy jakieś koszulki. Drzwi można już otworzyć.

Tym samym zostawiliśmy Gienka czekającego na pogotowie, w trójkę zaś udaliśmy się do Wojtka. Jako że mieszkał na ostatnim piętrze, postanowiliśmy skorzystać z windy. Winda w bloku nie wygląda najlepiej, była starego typu, przyciski były poprzypalane papierosami, jednak swą podstawową funkcję spełniała. Była sprawna i swobodnie woziła ludzi na górę i w dół. Stojąc w niej, Czarek stwierdził.

- Ten Gienek, to jakiś ciapa jest. Patrzcie, jak wybija się szyby z buta.

Winda ruszyła, a Czarek z całą mocą kopnął uciekające w dół okienko. Windą szarpnęło, a z nogi Czarka zaczęła sączyć się krew. Nieszczęśliwie urwało mu kawałek pięty.

- Jasny gwint, moje nowe buty.

W pierwszej chwili Czarek nie pojął, iż stracił coś cenniejszego niż but. Stracił kawałek pięty, zyskał zaś przydomek Achilles.

Winda dojechała na ostatnie piętro, my jednak z niej nie wyszliśmy. Pojechaliśmy z powrotem odstawić Gienka. Szczęśliwie karetka jeszcze nie przyjechała, więc obaj zostali usadowieni na schodach, natomiast ja i Łukasz przytomnie poszliśmy dalej. Nie chcieliśmy robić sobie kłopotów, a blok Wojtka był z całą pewnością pechowy. Na dyskotekę, wciąż chcieliśmy iść, jednak niekompletny strój ewidentnie w tym przeszkadzał. Tutaj jednak sprzyjało nam szczęście, przed nami niczym fatamorgana pojawił się sklep Tesco 24 h. Było tam dosłownie wszystko, łącznie z koszulkami. Maszerowaliśmy bez koszulek po prawie pustym sklepie. Nagle Łukasz przystanął i z zachwytem zaczął przyglądać się wielkiej pięciolitrowej butelce Whisky.

- Stary, gdybyśmy taką mieli, to byśmy ją pili i pili. Normalnie byłaby prawie jak stoliczek, co się sam nakrywa. Nigdy niekończąca się flaszka. – bełkotał zachwycony.

- Za droga jest, weźmy połówkę i wystarczy.

Wziąłem do ręki flaszkę i niemal siłą zaciągnąłem Łukasza, do działu odzieżowego. Tam przymierzyliśmy czarne koszulki z czachą, do których dobraliśmy żółte krawaty.

- Stary, jesteśmy zajebiści..., wszystkie będą nasze. – Łukasz zachwycony oglądał się w lustrze.

Teraz byliśmy gotowi na dalszą zabawę. Do dyskoteki doszliśmy, jak można by to ująć w sam raz, znaczy się, akurat skończyła się nam flaszka, a pić wciąż się chciało. Zaduch dyskoteki zrobił jednak swoje i dalszej części moich przygód już nie pamiętam. Teraz zaś siedzę na łóżku i głowię się, co było dalej. Faktem jest, że siedziałem teraz w jakimś pokoju w akademiku i za moimi plecami spał ktoś mocno przykryty kocem. Odsunąłem nieznacznie kocyk i moim oczom ukazała się twarz Jolki. Obudzona światłem, otworzyła oczy i wyszeptała.

- Byłeś naprawdę wspaniały.

Do dzisiaj nie wiem, co tak naprawdę działo się w dalszej części mojej nocnej wyprawy. Za to, jak przychodzę do akademika, to wszyscy mówią cześć, zagadują, tak jakbym był ich starym przyjacielem. A gdy ich pytam, co robiłem tego feralnego dnia, to odpowiadają jedynie „Nie kituj, że nic nie pamiętasz. Wyglądałeś, jakbyś był całkiem trzeźwy, no może tylko lekko pijany. Dobry jesteś koleś”. Łukasz zaś też nic nie pamięta, podobno zasnął w kiblu na dyskotece. Tym samym moje dążenie do wiedzy, spowodowało, iż nawet nie wiem, co robiłem może z wyjątkiem tego, co powiedziała mi Jolka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Enchanteuse 14.04.2017
    Jak dla mnie świetne - dobrze wprowadasz w studencki klimat, dla mnie jeszcze obcy, acz zapowiadający się całkiem ciekawie :). Łap piateczkę
  • Józef Kemilk 15.04.2017
    Dzięki za komentarz. Najlepszego z okazji świąt. Pozdrawiam.
  • Enchanteuse 15.04.2017
    Józef Kemilk i Tobie najlepszego :)
  • TrueAlpfa 17.04.2017
    Naprawdę nieźle napisane
  • Józef Kemilk 17.04.2017
    Dzięki
  • Karawan 17.04.2017
    Dobrze, że to było pierwsze piętro. Na przeciw mojego budynku z szóstego piętra wychodził taki student. Już nie wychodzi.;)
  • Józef Kemilk 17.04.2017
    Szukaliby wtedy innych rozwiązań:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania