To są roboty, a nie ludzie. Nieziemskie istoty, które nigdy nie umierają. Rozegrała się walka między dwoma gangami. Dalej słowo Kanati rozbrzmiewa pomiędzy jatką. Opis śmierci i zmartwychwstania Polipa świetny. Eh. Czytam dalej. Pozdrawiam
Jadę dalej.
Odbijające od podłogi zęby, a potem jeszcze o zębie trzymającym się siłą woli, niby takie niuanse, ale właśnie one sprawiają, że czyta się przyjemnie. To samo "ściany ganiające sufit".
Btw, kolejne spostrzeżenie - wyciągasz max z krótkich momentów, ale bynajmniej nie przeciągając do znudzenia, jest w punkt
"Żegnajcie kwitnące bzy." :D
"przykrywając swoim cieniem pół ściany" - to mi się też, kurde, podoba, nie sposób nie zobaczyć tego cienia, wyobraźnia pracuje
"Jedni preferowali maczety długości nogi, innym, takim jak on, wystarczyło zaledwie siedem cali, wściekle ostrego ostrza. Siedem cali łatwiej jest ukryć w dłoni, czy wcisnąć w rękaw. Siedem cali słabo się rzuca w oczy." - znów to umiejętne, trzykrotne powtórzenie
"Na czyściutkie do czerwoności i całą pewnością śmiertelne uderzenie" - chyba powinno być "i z całą pewnością"
"- Kanati, trup - ogłosił z pogagą - domyślam się, że z powagą
"Gdyby był tu Saracen, ich odciętymi łapami można by palić w piecu do późna w nocy." - gut
"upewniwszy się, że ten mu nagle nie zniknie, ponownie się skupi na tamtych - obstawiam "skupił"
"Bardzo, jego mać, dobrze - pomyślał Polip.- Chodźcie" - spacja + myślnik (w końcu się na coś przydam;) )
Wspomniałeś Pulp Fiction, ubóstwiam <3
"szafie, ale B.J' a obeszły" - myślę, że bez spacji B.J'a
"Motyw przewodni: "Wszyscy muszą być trup”." :D
"Około pięciu minut było cicho. Nastąpił impas. Polip siedział przyczajony pod ścianą, zdrapując z twarzy przysychającą krew. Tamci buszowali w korytarzu. B.J. krążył, nie zmieniając repertuaru o Kanatim." - to mi się też podoba, jest jakieś szaleństwo w tym wszystkim
Więcej mogłabym przerzucić, ale wciągnął mnie wartki dialog i sobie darowałam. W moim odczuciu bardzo dobrze zbudowana scena. Serio.
" znów jakby wyższym, B.J"em" - B.J'em
"Z powietrza wciąż jeszcze nie opadł zapach prochu. Było duszno. Wręcz parno. Za oknem cykały świerszcze, a w lewym uchu pobrzmiewał cholerny świst." - wtrącenie o cykających świerszczach i zapachu prochu, bardzo na tak
I jeszcze tu "Skoro najważniejszy organ w jego ciele, pieprzone centrum dowodzenia, mówi, że terakota jest lawendowa, to znaczy, że jest to istotne." oraz "- Lawenda, terakota, czerwień, świst. Nie czuł się autorem owych słów."
"Żołądek się zwinął jak wyżymany ręcznik." - a tu bym napisała "zwinął się"
"Zaśmiał się do swych słów, rad z tego, że nawet leżąc w rzygach z dziurą w brzuchu i utrąconym łbem, nadal jest tak przekurewsko clever. Tęgie głowy z ciasteczkowej firmy odparzały sobie pewnie dupy na skórzanych fotelach, robiły wykresy na białych, przenośnych tablicach, wyświetlały pierdolone slajdy. A on?" - i jeszcze te rozkminy, tak to najlepsza część, w sensie - całość :)
"- Lawenda, cykanie, szkarłat, centralka, CCC, nóż w brzuchu, biała tablica, markery, Kanati, czarne, obrotowe fotele, klimatyzowane pomieszczenia i wysokie szklanki, pełne gazowanej wody. (itd)" - no kurwa, przerzuciłam połowę, ciąg nieprzerwanych myśli, idealnie oddane uczucia/odczucia bohatera, powiew wariactwa, cudny chaos myśli, bardzom na tak
"Zdechnę, po moim trupie!" - nie wpadłabym na to :)
"Zaryzykował. Bez pierdolenia. Bez rat. Bez szacowania, czy będzie przy tym ała, czy nie będzie. Podjął decyzję i wstał. Na jeden raz." - brawo Polip, o nim pisałeś, że nie dał się ubić? Teraz kumam.
I zakończenie z monotematycznie nakręconym B.J'em, zamyka jak klamra tą część. Podobało się bardzo. :)
Wszystkie trupy zamieniają się w te monstra, ale Polip nie, on nie umarł. On siłą woli trzymał się życia i dał radę. Kapitalnie opisałeś te jego zmagania się z bólem i poczuciem odchodzenia w zaświaty :) Świetna robota :) 5 wstawiłam :)
"B.J. krążył, nie zmieniając repertuaru o Kanatim." - nieźle ;)
"Polip się nie ustosunkował do usłyszanych rewelacji w żaden sposób. " - uśmiałam się na taki zwrot akcji ;)) Szczerze współczułam zaczajonym agresorom ;))
i jeszcze to: "- Wszyscy muszą być trup – wygłosił ze znawstwem B.J.
Polip się z kumplem zgodził." - :)))
A ten "duch" se skacze, to tu to tam...
Natomiast po oszacowaniu swojej wytrzymałości - to ja bym chyba zemdlała już na samym początku ;) Twardziele prawdziwi :)
Ta część opowiadanka - fajna :)
Ehhh, jedyny minus to taki, że.... właśnie kawa mi się skończyła ;)
Nie no, dokładnie, ale rozpisujesz się czasem mocno-zacnie i chce zaznaczyć, że to widzę i doceniam. Zresztą, jeśli niechcący wlezą tu inni, co też czytają cokolwiek spod mego palca, niechaj wiedzą, że me lakoniczne odpowiedzi podyktowane są nadmiarem zadań doczesnych.
Doceniam i widzę
Pozdro
"bo dało się słyszeć bardzo smutne: "O kurwa”, poparte, równie przygnębiającym: "Ja pierdolę”."- :D
"Nie wbity, jak na tych chujowych filmach z budżetem dziennego utargu małej kwiaciarni, ale na tyle głęboko, by gilgał jego organy." - cała ta część bardzo...obrazowa. Żołądek się nieco kurczy.
"Ni chuja – krzyknął do siebie, do ścian, do czterech leżących ciał i do Jimmy'ego, stojącego przy oknie. - Zdechnę, po moim trupie!"- i to się, mój panie, nazywa wola życia;)
Co tu się dzieje! Oni wszyscy zamieniają się w Slendermana?
A Polipowi udało się zatrzymać przemianę. Już prawie stał się porąbańcem i jakos udało mu się w porę ocknąć.
Fajne to.
Było kilka fajnych tekstów, ale na telefonie ciężko do kopiuje :(
Heh - no proszę. Nie do końca w Slandermana, no ale... w sumie podobnie ;)
Podobają mi się Twe żywiołowe reakcję. Lubię X część. Polip mi się wyrwał. Ułamał mój zamysł, bo miał zginąć. (w sensie, taki był plan), ale się pierdolony nie dał.
Weź sobie Polipka, Mar, masz racje.
Jak mie bydziesz kradła Wiwata, to karma wróci i Ci Oldakowski czy jak mu tam ukradnie horroła.
Karma zawsze wraca!
(ej, ale dobra jest "nie daj się walcz do ciężkiej anielki co za emocje" - fajnie emocjonalnie odbiera :))
Sory, że się wcinam Kanulardo, muszem pilnować
"Jedni preferowali maczety długości nogi, innym, takim jak on, wystarczyło zaledwie siedem cali, wściekle ostrego ostrza. "
- bez ostatniego przecinka.
"Kanati, trup" - jak wyżej
"I wtedy, pomyślcie państwo. Naprawdę byli tak głupi."
- tu mam nieokreśloną wątpliwość na zasadzie: coś mi nie pasuje, ale nie wiem, jak to zmienić. I czy.
Wydaje mi się, że to powinno być jedno, a nie dwa zdania.
Ale pewna nie jestem, ostatecznie rzadko stykam się z tego typu forną zapisu.
" B.J. podszedł do okna, wygłaszając te swoje bałagany o Kanatim. Motyw przewodni: "Wszyscy muszą być trup”."
- <3
Boskie, przeboskie.
"W odpowiedzi chciał spytać, czy to dlatego wysłali swego kompana z czterdziestopięcioletnim pistoletem, ale wyprzedził go Jimmy, oczywiście, prawiąc im o Kanatim. Na końcu łaskawie wspomniał, że oni również są trup. Nastała cisza."
Również bardzo fajne, z typowym canowym przykopem.
"Mamy Deal." - niepotrzebna duża literka w słowie "deal".
"Znasz takie czary, kutasie, które zaczarują tuzin ludzi?"
— Raz przeładowany rewolwer sześciostrzałowy."
Iskra, energia, prawie wybuch :)
Uwielbiam.
"Lawenda, cykanie, szkarłat, centralka, CCC, nóż w brzuchu, biała tablica, markery, Kanati, czarne, obrotowe fotele, klimatyzowane pomieszczenia i wysokie szklanki, pełne gazowanej wody.
Bardzo dobrze ten sposób zapisu oddaje szaleństwo rozgrywające się w głowie Polipa. Jest dynamika i chaos. Podobny efekt zyskałbyś, szatkując to na zdania i ich kolegów, jednak bez tego chaosu. Czuć wprawną rękę.
"Przecież, aż tak mocno nie dostałem."
- bez przecinka.
Jeszcze lepsza, w moim przekonaniu, część. Czytałam z zapartym tchem, nie przesadzam :)
No i wrócił mój ukochany Merlin.
Bardzo dynamiczna część. Ładne opisy np. tu "Księżyc wlewał się szczelinami, tworząc poszarpane wyspy bladego światła. Małe kawałki, zapewne kociego żarcia, walały się dziesiątkami po podłodze. Było źle."
Komentarze (53)
Odbijające od podłogi zęby, a potem jeszcze o zębie trzymającym się siłą woli, niby takie niuanse, ale właśnie one sprawiają, że czyta się przyjemnie. To samo "ściany ganiające sufit".
Btw, kolejne spostrzeżenie - wyciągasz max z krótkich momentów, ale bynajmniej nie przeciągając do znudzenia, jest w punkt
"Żegnajcie kwitnące bzy." :D
"przykrywając swoim cieniem pół ściany" - to mi się też, kurde, podoba, nie sposób nie zobaczyć tego cienia, wyobraźnia pracuje
"Jedni preferowali maczety długości nogi, innym, takim jak on, wystarczyło zaledwie siedem cali, wściekle ostrego ostrza. Siedem cali łatwiej jest ukryć w dłoni, czy wcisnąć w rękaw. Siedem cali słabo się rzuca w oczy." - znów to umiejętne, trzykrotne powtórzenie
"Na czyściutkie do czerwoności i całą pewnością śmiertelne uderzenie" - chyba powinno być "i z całą pewnością"
"- Kanati, trup - ogłosił z pogagą - domyślam się, że z powagą
"Gdyby był tu Saracen, ich odciętymi łapami można by palić w piecu do późna w nocy." - gut
"upewniwszy się, że ten mu nagle nie zniknie, ponownie się skupi na tamtych - obstawiam "skupił"
"Bardzo, jego mać, dobrze - pomyślał Polip.- Chodźcie" - spacja + myślnik (w końcu się na coś przydam;) )
Wspomniałeś Pulp Fiction, ubóstwiam <3
"szafie, ale B.J' a obeszły" - myślę, że bez spacji B.J'a
"Motyw przewodni: "Wszyscy muszą być trup”." :D
"Około pięciu minut było cicho. Nastąpił impas. Polip siedział przyczajony pod ścianą, zdrapując z twarzy przysychającą krew. Tamci buszowali w korytarzu. B.J. krążył, nie zmieniając repertuaru o Kanatim." - to mi się też podoba, jest jakieś szaleństwo w tym wszystkim
Więcej mogłabym przerzucić, ale wciągnął mnie wartki dialog i sobie darowałam. W moim odczuciu bardzo dobrze zbudowana scena. Serio.
" znów jakby wyższym, B.J"em" - B.J'em
"Z powietrza wciąż jeszcze nie opadł zapach prochu. Było duszno. Wręcz parno. Za oknem cykały świerszcze, a w lewym uchu pobrzmiewał cholerny świst." - wtrącenie o cykających świerszczach i zapachu prochu, bardzo na tak
I jeszcze tu "Skoro najważniejszy organ w jego ciele, pieprzone centrum dowodzenia, mówi, że terakota jest lawendowa, to znaczy, że jest to istotne." oraz "- Lawenda, terakota, czerwień, świst. Nie czuł się autorem owych słów."
Przezacnie przedstawione dolegliwości Polipa. Przezacnie.
"Żołądek się zwinął jak wyżymany ręcznik." - a tu bym napisała "zwinął się"
"Zaśmiał się do swych słów, rad z tego, że nawet leżąc w rzygach z dziurą w brzuchu i utrąconym łbem, nadal jest tak przekurewsko clever. Tęgie głowy z ciasteczkowej firmy odparzały sobie pewnie dupy na skórzanych fotelach, robiły wykresy na białych, przenośnych tablicach, wyświetlały pierdolone slajdy. A on?" - i jeszcze te rozkminy, tak to najlepsza część, w sensie - całość :)
"- Lawenda, cykanie, szkarłat, centralka, CCC, nóż w brzuchu, biała tablica, markery, Kanati, czarne, obrotowe fotele, klimatyzowane pomieszczenia i wysokie szklanki, pełne gazowanej wody. (itd)" - no kurwa, przerzuciłam połowę, ciąg nieprzerwanych myśli, idealnie oddane uczucia/odczucia bohatera, powiew wariactwa, cudny chaos myśli, bardzom na tak
"Zdechnę, po moim trupie!" - nie wpadłabym na to :)
"Zaryzykował. Bez pierdolenia. Bez rat. Bez szacowania, czy będzie przy tym ała, czy nie będzie. Podjął decyzję i wstał. Na jeden raz." - brawo Polip, o nim pisałeś, że nie dał się ubić? Teraz kumam.
I zakończenie z monotematycznie nakręconym B.J'em, zamyka jak klamra tą część. Podobało się bardzo. :)
Bardzo dziękuję za błędy, dziś ogarnę.
Może przez ten pryzmat, Ci to podchodzi
Dziękuję za wizytę z samego rańca.
"Polip się nie ustosunkował do usłyszanych rewelacji w żaden sposób. " - uśmiałam się na taki zwrot akcji ;)) Szczerze współczułam zaczajonym agresorom ;))
i jeszcze to: "- Wszyscy muszą być trup – wygłosił ze znawstwem B.J.
Polip się z kumplem zgodził." - :)))
A ten "duch" se skacze, to tu to tam...
Natomiast po oszacowaniu swojej wytrzymałości - to ja bym chyba zemdlała już na samym początku ;) Twardziele prawdziwi :)
Ta część opowiadanka - fajna :)
Ehhh, jedyny minus to taki, że.... właśnie kawa mi się skończyła ;)
Doceniam i widzę
Pozdro
A tak w ogóle, to masz świadomość, że te Rzymskie cyfry coś znaczą?
Ale spoko, Marg. Dzięki za wizytę.
Pozdro.
W Pulp fiction Vincent i Jules, a nie Marcellus, yo, no kurwa, man
"Budvaiserem" - Budweiserem.
Zombie indiańskie przeszczepy ufo, super. Ide dalej.
"Nie wbity, jak na tych chujowych filmach z budżetem dziennego utargu małej kwiaciarni, ale na tyle głęboko, by gilgał jego organy." - cała ta część bardzo...obrazowa. Żołądek się nieco kurczy.
"Ni chuja – krzyknął do siebie, do ścian, do czterech leżących ciał i do Jimmy'ego, stojącego przy oknie. - Zdechnę, po moim trupie!"- i to się, mój panie, nazywa wola życia;)
Thx.
A Polipowi udało się zatrzymać przemianę. Już prawie stał się porąbańcem i jakos udało mu się w porę ocknąć.
Fajne to.
Było kilka fajnych tekstów, ale na telefonie ciężko do kopiuje :(
Podobają mi się Twe żywiołowe reakcję. Lubię X część. Polip mi się wyrwał. Ułamał mój zamysł, bo miał zginąć. (w sensie, taki był plan), ale się pierdolony nie dał.
p.s A Pulp Fiction to ja też lubię.
Tysz lubię.
Fajny komentarz. Dzięki.
Jak mie bydziesz kradła Wiwata, to karma wróci i Ci Oldakowski czy jak mu tam ukradnie horroła.
Karma zawsze wraca!
Sory, że się wcinam Kanulardo, muszem pilnować
dobra Wiwat jest twój ja się zadowolę Polipem
za Max dziękuję wolę Karla
jak miałam czytać 20 Cmyka jak jest dopiero 18 część
Co to za szastanie Maxem, hę? :D
To wymieniam, Maxa proponuje, tego typu sprawy...
Na szczęście, wzgardziła Maxem - to dobrze!
"Jedni preferowali maczety długości nogi, innym, takim jak on, wystarczyło zaledwie siedem cali, wściekle ostrego ostrza. "
- bez ostatniego przecinka.
"Kanati, trup" - jak wyżej
"I wtedy, pomyślcie państwo. Naprawdę byli tak głupi."
- tu mam nieokreśloną wątpliwość na zasadzie: coś mi nie pasuje, ale nie wiem, jak to zmienić. I czy.
Wydaje mi się, że to powinno być jedno, a nie dwa zdania.
Ale pewna nie jestem, ostatecznie rzadko stykam się z tego typu forną zapisu.
" B.J. podszedł do okna, wygłaszając te swoje bałagany o Kanatim. Motyw przewodni: "Wszyscy muszą być trup”."
- <3
Boskie, przeboskie.
"W odpowiedzi chciał spytać, czy to dlatego wysłali swego kompana z czterdziestopięcioletnim pistoletem, ale wyprzedził go Jimmy, oczywiście, prawiąc im o Kanatim. Na końcu łaskawie wspomniał, że oni również są trup. Nastała cisza."
Również bardzo fajne, z typowym canowym przykopem.
"Mamy Deal." - niepotrzebna duża literka w słowie "deal".
"Znasz takie czary, kutasie, które zaczarują tuzin ludzi?"
— Raz przeładowany rewolwer sześciostrzałowy."
Iskra, energia, prawie wybuch :)
Uwielbiam.
"Lawenda, cykanie, szkarłat, centralka, CCC, nóż w brzuchu, biała tablica, markery, Kanati, czarne, obrotowe fotele, klimatyzowane pomieszczenia i wysokie szklanki, pełne gazowanej wody.
Bardzo dobrze ten sposób zapisu oddaje szaleństwo rozgrywające się w głowie Polipa. Jest dynamika i chaos. Podobny efekt zyskałbyś, szatkując to na zdania i ich kolegów, jednak bez tego chaosu. Czuć wprawną rękę.
"Przecież, aż tak mocno nie dostałem."
- bez przecinka.
Jeszcze lepsza, w moim przekonaniu, część. Czytałam z zapartym tchem, nie przesadzam :)
No i wrócił mój ukochany Merlin.
Tu tylko nadmienię, że mnie miło ;)
Wszystko gra i buczy :)
Znaczy, mam nadzieję.
Fajno że wszystko buczy i dobrze, że wszystko gra.
Pozdrawiam arktycznie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania