.

Piekarnia 9

 

Mężczyzna osłupiał. Stanął w połowie stromych schodów prowadzących na górę i próbował dostroić swój umysł do obrazu, który widział. Wszystko to, zaczynając od niskiej temperatury i lekko oszronionego poddasza; przecież był środek lata.

Jego syn, sposób, w jaki na niego patrzył, mówił. To nie było to dziecko, które spędziło z nim kilka ostatnich tygodni. Wyczuł w jego głosie zmianę, nie mógł określić, jakiego rodzaju, ale po prostu wiedział, że jest coś, co mu umyka. Miał wrażenie, że był o włos od poznania niewiadomego, a może już o tym wiedział, lecz dziwnym trafem, ta wiedza nie miała siły przebić się do świadomości. Stojąc tak i rozglądając się w około, wydało mu się, że jest obserwowany, nie chodziło o Zbyszka, to było coś innego. Myśl, która przemknęła mu przez głowę; „Był zwierzyną, na którą zaraz runie potężny drapieżnik.” Przez chwilę, jego instynkt samozachowawczy, podpowiadał mu, aby natychmiast opuścił to miejsce, Józef jednak zacisnął z całej siły dłoń na poręczy schodów, i rozglądał się dalej. Dwa z trzech ciał, leniwie poruszające się, bezwładnie zawieszone na linkach, pod dachem, widział wcześniej. Oprócz SS-mana, widział już tę dziewczynkę z blond włosami, lub przynajmniej coś, co przyjęło jej postać poprzedniego wieczoru. Ludzkie resztki gnijące pod dachem i smród zepsutego mięsa, do tego przywykł. Śmierć nie robiła na nim wrażenia, jednak na samą myśl Złego, przeszły go ciarki. Przeżegnał się i pewnie ruszył w kierunku, bezwiednie kołyszącego się to w przód to w tył, kucającego syna.

• Oj dzieciaku głupoty gadasz! Toż oni umarnięci na śmierć! Zamroź tu taka, i trupiego smroduś się nawdychał, to i durnoty gadasz! - Złapał dziecko pod pachę, obrzucił strych jeszcze jednym długim spojrzeniem, po czym energicznie ruszył na dół.

Zbyszek trząsł się i szczekał zębami z zimna, kiedy Józef wniósł go do kuchni i posadził na jednym z krzeseł przy stole, na parterze domu. Mężczyzna odkrył fajerki paleniska, i zajrzał do środka.

• Tylko rozpalę pod kuchnią, zaraz nagotuję ci wrzątku z sacharyną, to cię rozgrzeje zobaczysz!

Chłopiec nic nie odpowiedział, tylko jednostajnie kołysał się na krześle, tępo wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. Józef szybkim krokiem ruszył do salonu, gdzie wcześniej widział w kominku, przygotowany stos do rozpalenia. Zgarnął większość podpałki, wziął kilka szczap z ułożonego stosu obok, i ruszył w drogę powrotną do kuchni.

Drewno było tak suche, że ogień rozpalił się błyskawicznie. Przysunął krzesło z synem tak, aby ciepło z uchylonych drzwiczek paleniska bezpośrednio go ogrzewało. W jednym z kredensów znalazł niewielki garnek. Podstawił pod kurek i odkręcił. Odpowiedział mu tylko szum powietrza, odczekał chwile, aż w końcu zaklął.

• Szajze kurwa szajze!- Popatrzył na Zbyszka.

• Polecę po wodę do wozu, czekaj tu na mnie. Nie rób nic głupiego.

Dał szansę synowi na odpowiedź, lecz to nie doczekał się żadnej reakcji, uznał jednak, że może go na chwilę zostawić samego. Pobiegł bez dalszej zwłoki.

Nabierając wody z beczki, miał już wracać, do domu, gdy do jego nozdrzy dotarł zapach bzu i czegoś jeszcze. Stanął pod wiatr, zaciągnął mocno powietrze nosem. Przez wyraźny zapach kwitnącego bzu, przebijała się delikatna nuta mięty.

• Mięta byłaby lepsza od samego wrzątku.- Mruknął.

Podszedł do płotu oddzielającego go od obejścia sąsiedniego domu. W zarośniętym przydomowym ogródku dostrzegł niebiesko-fioletowe kwiaty kwitnącego ziela. Rozejrzał się za furtką. Wyglądało na to, że jedyne wejście było to od ulicy, którym poprzedniego wieczoru wchodził. Nie chcąc tracić czasu, zostawił garnek z wodą i bez problemu przeskoczył przez płot. Miał już wracać z pokaźną wiązką, miętowo pachnących roślin, zwrócił uwagę, na wejście do budynku, obłożone workami z piaskiem. Schody prowadzące do niego, prowadziły w dół, poniżej poziomu gruntu. Zszedł kilka stopni. Worki ułożone były na wysokość jego ramion, ponad nimi zauważył, zardzewiałe metalowe drzwi. Dotknął jednego z worków, był wilgotny, obrośnięty mchem. Zajrzał ponad barierę. Po drugiej stronie około pół metra od jej szczytu była woda. Teraz to do niego dotarło. Worki z piaskiem mające kiedyś chronić piwnicę przed zalaniem, teraz utrzymywały wewnątrz niej wodę, uszczelnione obślizgłą warstwą mchów. Przysunął ucho jak najbliżej metalowych wrót. Usłyszał piski i szmer poruszających się gryzoni. Odskoczył z obrzydzeniem.

• Kurwie krwie!- Syknął pod nosem.

 

****

 

Słońce stało jeszcze wysoko. Józef z synem kierowali się do domu z zerwaną podłogą. Mężczyzna przyglądał się dziecku, w duchu ciesząc się, że ciepło ognia i napar z mięty tak szybko postawiły Zbyszka na nogi.

Chłopiec w każdej ręce z osobna dzierżył opinacze, ciągnąc za nie dwa wojskowe hełmy, jeden niemiecki drugi rosyjski. Oba solidnie już zardzewiałe. Za każdym razem, gdy tylko metal uderzał o przypadkowy kamień rozlegał się głośny brzęk. Idący za synem, jedną ręką, pod pachą, trzymał niewielki wiecheć słomy, oraz garść szmat. W drugiej natomiast, gracę do ziemniaków, spory zwitek linki, pozyskanej ze strychu, oraz wiadro pełne bryłek smoło-pochodnej substancji, znalezionej w oborze. Mężczyzna słysząc hałas czyniony przez syna, zaczął się irytować, kiedy weszli na brukowaną kostkę drogi, w końcu nie wytrzymał.

• No weźże dzieciaku nieś te hełmiska, robisz tyle rabanu, co na odpuście! Wszyscy muszą wiedzieć gdzie i po co idziemy?!

Dziecko, aby pokazać swoje niezadowolenie, idąc dalej, niczym mały pingwin zaczęło tupać nogami, równocześnie wzruszając ramionami. Wyglądało to tak komicznie, że rodzic zaczął się uśmiechać pod nosem.

• Bo one są ciężkie, i... i ja nie uradzę!

Żal w głosie Zbyszka, rozkleił ojca, który już teraz śmiejąc się na głos, zawołał!

• Czekaj no! Daj mnie tu jeden z tych pasków. Ja wezmą ten hitlerowski garnek. Dasz radę ruski ponieść? Wielkoludzie ty.

• A jeden to pewnie, że dam. Te tata, a one, to, po co nam? Bo ja ciągle nie wiem.- Wesoły ojciec, pokiwał głową, w każdej chwili gotowy wybuchnąć śmiechem.

• To już zapomniałeś, przeciem ci mówił?

• No mówiłeś, że idziemy mordować szczurzyska, co cię poharatały. Ale, po co nam hełmy po temu?

Jako, że doszli już do furtki, sąsiedniego budynku, ojciec uciął rozmowę.

• Obaczysz, nie będę nadaremno języka marnował. Tylko tera cicho bądź, bo wiesz...? - mały trzymając wielki hełm przy piersi pokiwał głową ze zrozumieniem.

• Aaa, bo szczury pouciekają?

Ojciec tylko westchnął głębiej, pokiwał ze zniechęcenia głową, kopnął na pół uchyloną bramkę, gdy ta się otworzyła, zakomenderował.

• Właź, nie gadaj!

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (32)

  • Violet 07.12.2017
    Interesująca opowieść, barwnie piszesz i umiejętnie rozkręcasz akcję. Co do technicznej strony, uwagi te same, co przy pierwszej części, więc nie będę się powtarzać. 4
    Pozdrawiam.
  • Violet powtarzaj, bom głąb i muszę to ciagle słyszeć inaczej nie bedzie postępu:) ale oki zajrzę do poprzedniego komentarza:)
    Dzięki ponownie :)
  • Violet 07.12.2017
    Maurycy Lesniewski jesteś na fb?
  • Violet jestem. U mnie na profilu znajdziesz maile, napisz tam to się zgadamy jeśli masz ochotę.
  • Violet 08.12.2017
    Maurycy Lesniewski nie mogę Cię znaleźć :(
  • Violet

    ksawus1073@yahoo.com
  • Dekaos Dondi 07.12.2017
    Szczególnie wiadomy fragment, działa na wyobraźnie. Klimat jest. Czasami warto pomyśleć - puentę - a później się cofać do początku.
    . Pozdrawiam. Za tą część - 5
  • Dzięki DD że chciało ci się czytać, i zostawiłeś komentarz. To dla mnie cenne.
    Pozdro
  • Szudracz 08.12.2017
    Przeczytałam obie części. Zastanawiam się dlaczego nie użył pistoletu, tylko posłużył się psem. Podobało mi się to opowiadanie z wielu powodów. :)
  • Jeśli zauważyłaś Nowakowski podróżował bez bagażu (choć tak naprawdę chyba nie ). On tropił ten wóz, szedł za nim nawet nocą, chciał odebrać konia bez względu na ilość przeciwników( w racjonalnych ilościach) gdyby zastal dwóch lub trzech pies zająłby sie jednym, on dokończyłby dzieła bronią. Zgubiła go zbytnia pewność siebie, kiedy uznał, że jeden bezbronny człowiek nie ma szans z jego zabójcza bestią, ponadto miał w rezerwie pistolet przygotowany do strzału...
    Ps pamiętasz kiedys rzuciłaś mi wyzwanie „chciałbym zobaczyć czy potrafisz napisać coś strasznego, a nie tylko...” to było ze dwa miesiące temu,od tamtego momentu kombinuję jak Cie przestraszyć. Wiesz, że to dopiero początek?
  • Szudracz 08.12.2017
    Maurycy Pamiętam. :) Nie spodziewałam się jednak, że wrzucisz sobie na warsztat tamto wyzwanie. Przygotuję moje skołatane nerwy, na nową dawkę wrażeń. :) Dzięki. :)
  • Blanka 08.12.2017
    Fajnie to wszystko się rozkręca, nie umiem się wysłowić, ale to "cusik" co przyciąga i zaciekawia jest. Lubię takie historie. Narazie tyle, może dalej wyjąkam lepiej i trafniej o co mi chodzi:)
  • Dzięki Blanka, tak jest dość trafnie :)
  • Pasja 08.12.2017
    Bardzo ze szczególną dbałością opisujesz drogę do domu ojca i syna. Widać jak bardzo chłopiec był posłuszny ojcu, że nawet nie wychylił głowy spod okrycia. Nie widział walki o byt, o jutro.
    Wciągasz i stawiasz znaki zapytania.
    Myślę, że już znaleźli dom.
    Pozdrawiam serdecznie 5 :)
  • Pasjo fajnie, że jesteś :)
    Dzięki za to że podzielilas sie swoimi przemyśleniami.
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • Canulas 08.12.2017
    No to jestem.
    Trochę na atomy rozbiję, bo mam sekundę.

    "Zaczynało świtać. Mężczyzna otworzył oczy. Coś go zbudziło. Zaczął nasłuchiwać, adrenalina zaczęła pobudzać krew do szybszego działania." Trzy razy zaczął, zaczynało, zaczęła. To zbyt dużo, jak na tak krótki odcinek tekstu. Synonim net. nawet przed pacierzem.
    "Wstawał świt. Mężczyzna otworzył oczy. Coś go zbudziło. Zaczął nasłuchiwać, adrenalina pobudzała krew do szybszego działania "krążenia. (krążenie - krew nie działa. W sensie, Ty działasz, ale dlatego, że ona krąży)

    "- Gdzie?! - Huknął." - wtrącenia dialogowe, odnoszące się bezpośrednio do określenia wypowiedzi - z małej!.

    Masz dobry, informacyjny i celny dialog, i niechaj mnie w łeb co zdzieli, nie jesteś pierwszy, któremu to dziś piszę. Więc, dialog masz bardzo spoczi, ale opisy cechuje niepewność. : koń zaczął okazywać" "dało się słyszeć". Nie są to gwoździe, a szpileczki takie. Zobaczymy dalej.

    "- Ani słowa Zbigniew. I zostań tu, choćby nie wiem co, aż cię nie zawołam - wyszeptał ojciec do syna, szybko przecinając wiążący ich sznurek, przykrył syna zupełnie swoim ciężkim płaszczem, samemu szybko wychodząc spod wozu." - Z kontekstu wiadomo, że ojciec do syna. Zbędne dookreślenia, do tego Ci dublują słowa (2x syn)

    "Mężczyzna podszedł do niego złapał go za uzdę, i zaczął uspokajać." - nie pisz hermetycznie. Daj czytelnikowi jakąś interpretacyjną swobodę i unikaj zbędnych, zaśmiecających tekst, dookreśleń. Na przykład: "go" Co wnosi? Do kasacji. To deuperel, ale tak się oczyszcza 5-10% zbędnych słów.

    " Zaraz za owczarkiem pojawił się człowiek, który prowadził go na długim sznurku. Zobaczywszy wóz, konia i mężczyznę trzymającego go, zatrzymał się, ściągnął krótko psa i trzymając go za obroże powiedział.
    - Pochwalony! - Mówiąc to nerwowo rozglądał się na boki. Po nocy został już tylko chłód oraz rosa na trawie."

    Raz, że dookreślenia z "go", to po powiedział powinien być dwukropek. Słowo "mówiąc" z małej, bo odnosi się do sposobu wypowiedzi.

    "- Pochwalony odpowiedział mężczyzna trzymający konia." - przy takim zapisie, to wyglada, jak dialog. Po "Pochwalony" trzeba dać drugi myślnik.

    Podoba mi się archaizacja mowy, abstrahując od jej porawności, bo się nie znam. Ale, podoba mi się. Widać, żeś robił reaserch. Podoba mi się dialog, ale to już pisałem.

    Dalej jest pół metra wygibasów. Rozciąganie, naprężanie, ręce pod sweter. Jakieś cuda, średnio potrzebne.

    Nooo, kurwa. Wiedziałem, że to się opłaca czytać. Że sie zwróci.

    Pies zabity, hmmm. Wierzę, że by umarł, nie wierzę, że tak szybko. W sekundę. Nie umiera się w sekundę, chyba, że siedziszw piacie Pansa, a na Ciebie z tyłu pędzi tirem jakiś Białoruski śpioszek. Wtedy tak. Od noża nie.
    Natomiast odebranie życia Józefowi obrazowe. Udane. Celnie ujęte.
    Więczące całość zdanie, bardzo, ale to bardzo w moim gusćie. Bez fanfar. Lubię. - w tym fragmencie mojego komentarza mogą być błędy, bom sie kapinkę podniecił z ukontentowania odebrania życia Panu Józefowi, jak i zacności zdanai po owego życia odebraniu.

    Idziem dalej.

    "- Hm - mruknął Józef." - nie wiem czy potrzebne. Pewnie, gdy sie leci przez tekst, to nie uwiera, ale jak się atomizuje, to refleksja nad zasadnością się rodzi.

    "Niczego więcej nie znalazłszy, bezceremonialnie, za jedna nogę zaciągnął zwłoki Anusiaka, alias Nowakowski w przydrożne trzciny." - Jak Anusiaka, to alias Nowakowskiego.

    "Wszystkie zbędne rzeczy, jak wnętrzności i skóra cisnął w trzciny." - słowo "rzeczy" brzmi w mało dopieszczony sposób. Odbiera wiarygodność. "Fragmenty" "Wnętrzności" Niewiem. Ale nie rzeczy raczej.
    Moze się przypierdalam na wyraz, ale jak tańczyć, to rozkopywać szkło.

    I jeszcze z tym psem. Syn nie skumał, że hmm, bo oskórowaniu, truchło dalej przypomina "niesarnę"?
    tak tylko głośno myślę.

    Podoba mi się pomysł.
    Podoba mi się konwencja.
    Podoba mi się zapis dialogów - w większości.
    Archaizacja mowy
    I jako taki reaserch.

    Aż sam mam chęć jakiegoś shorta trzasnąć w ten deseń.

    Nie leży mi czasami nadbudowa zdań.
    Zbytnie, o wiele zbyt dokładne opisy - czasami.
    Niezwracanie uwagi na synonimy. Tu, problem poważny.

    Mialem dać naciągane cztery. Tak se umyśliłem w połowie. Takie cztery mniej.

    Potem zabiłeś Józefa i napisałeś dialog.

    Dzięki temu dialogowi z czystym sercem mogę dać czwórkę, ale nie, czwórkę z dupy, tylko pełnokrwistą.
    To jak mogę, to daję.

    Ave.
  • Uwagi przeanalizuje, i co bedzie w mej mocy poprawie. Bardzo ci Can wielkie dzięki, za czas i prace nad moim tekstem.
    Odniosę do Twoich głośnych myśli:
    „I jeszcze z tym psem. Syn nie skumał, że hmm, bo oskórowaniu, truchło dalej przypomina "niesarnę"?
    tak tylko głośno myślę”
    Kiedyś mojemu rodzeństwu u mnie, zostało wmówione, że na obiad jest „nowa odmiana kurczaka”, wpieprzalismy az uszy sie nam trzęsły, nikt nie podejrzewał zdrady. Kiedy o zgrozo, pózniej poznaliśmy prawdę, że zezarlismy te ładne króliczki dziadka, to ja czułem sie jak kanibal conajmniej.
    Sarna i owczarek niemiecki, wielkością sie zbytnio nieróżnia. Przynajmniej na Pomorzu u nas pomykają takie małe 16-20 kg sarny( info od kumpla myśliwego), watpię czy bez skóry i głowy, w dodatku głodny jak milion wilków, kapnalbym sie co jest co :)
    Pozdro
  • Canulas 08.12.2017
    Tak. Kupuję to wyjaśnienie. Mea Culpa, bo...
    Zagrzałem się finalnym dialogiem po ubiciu Jóźka i potem mi wypadło z bani, że on przecie uciął łeb, a to zmienai diametralnie postać rzeczy, bo na bazie psa z łbem formowałem opinię.
    Pojebało mnie się sropotnie. Zarzut (ten jeden) oddalony. Weź zeszycik w kratkę i dorysuj sobie jedną czwartą piątej gwiazdki ;)
    Pozdro ML. Idę spać.
  • Adam T 09.12.2017
    To już? Tyle? Gdzie ten horror? Jedynie tajemnicze widzenia ojca są trochę w temacie, reszta to po prostu powojenna, brutalna rzeczywistość. Albo już jestem tal zblazowany, że grozy nie wyczuwam.
    Poza tym bardzo ciekawa historia. Wciąga. Dialogi - lodzio, miodzio, takie lubię, naturalne; zresztą nie pierwszy raz pokazujesz, że to Twoja mocna strona. Najmocniejsza. Wydarzenia bardzo realne, to ogromny plus. Bohaterowie świtnie wymalowani. Nie wiem tylko, co z tą piekarnią, chyba że mi coś umknęło :(
    Wsparcie zrobił Ci Mr. Can. Dodam tylko, że często niepotrzebnie przy dialogach dopisujesz kto w danej chwili mówi. Bohaterów mamy tylko dwóch, wystarczy, że zachowasz kolejność, będzie jasność. Powtarzanie
    "powiedział ojciec do syna" nic nie wnosi, a tylko spiętrza ilość znaków. Czasem komentarz dialogowy typu "powiedział", czy coś, jest w ogóle zbyteczny, toż z zapisu widać, że "powiedział".

    Lubię takie historie, trochę ponure, surowe. Pamiętam horror "The Keep", chyba jedyny jaki znam, ktory dzieje się w czasach II Wojny, kiczowaty jak cholera, ale uroku mu nie brak. U Ciebie kiczu nie ma, jest surowość zjawisk, która sprawia, że jawią się naturalnie.
    Jeśli to początek czegoś dłuższego, dawaj dalej, bo jest w tym potencjał taki, że aż miło.
    Pozdrawiam ;))
  • Dzięki Adamie za komentarz. Myślałem nad tą historią ze dwa miesiące, albo i wiecej. Te dwa rozdziały to było pierwsze co spisałem, i wrzuciłem aby zobaczyć czy jest sens to dalej ciągnąć. Bo kombinowałem, że może tylko mnie wydawać się interesujące. Mimo moich braków, dzięki za ich wskazanie, widzę, że odzew jest raczej ok, wiec będę pisał dalej.
    A horror jak to horror, musi mieć jakiś początek, ten ma taki.
    Jeśli chodzi o piekarnię, to cały czas jest, była, ciągle wszystko się wokół niej obraca, tylko celowo tak to prowadzę, albo próbuje to robić, aby czytający powiedział w pewnym momencie „no tak kurwa, dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałem”.
    Wszystkie uwagi, rady, przyjmuję, poprawię tekst w wolniejszej chwili, i mam nadzieję z czasem będzie lepiej.
    Swoją drogą to teraz mam trochę strach pisać dalej, bo cos mi sie wydaje, że oczekiwania są spore, a nie chciałbym zawieść oczekiwań.
    Pozdrawiam serdecznie, i dzięki jeszcze raz Adamie, za poświęcony czas i cenne rady.
  • Can żeś mi powynajdywał :) po nocy siedzę i poprawiam. Ale tu się nie zgodzę z Tobą cobyś nie robił...
    "Pies zabity, hmmm. Wierzę, że by umarł, nie wierzę, że tak szybko. W sekundę. Nie umiera się w sekundę, chyba, że siedziszw piacie Pansa, a na Ciebie z tyłu pędzi tirem jakiś Białoruski śpioszek. Wtedy tak. Od noża nie.
    Natomiast odebranie życia Józefowi obrazowe.'' Jesli przerwać komuś, czy to człowiek czy zwierzę rdzeń łączący mózg z kręgosłupem, jeśli się nawet nie umiera od razu, rozumiejąc przez to,że serce jeszcze bije, to jednak skutek jest taki,że ciało zostaje odcięte od 'bazy zarządzającej" i wygląda to tak jakby z zabawki wyciągnąć baterie, lub nacisnąć przycisk off. Jestem na wyspach, Irlandia, kraina trawy i owiec. Mają tu takie młotki, takie szpikulcowate młotki do "wyłączania owiec" skutek jest piorunujący i natychmiastowy, ważne aby mieć wprawną rękę i trafić w odpowiedni punkt, owca nawet nie kwiknie. Józef trafił w moim opku psa w takie miejsce tylko od dołu, dlatego też nastąpił paraliż, i szczęka się zacisnęła, uważam to za prawdopodobne i wierzę, po wizycie w owczej rzeźni, że jest to jak najbardziej możliwe. Tyle o śmierci psa. To,że imię pomyliłeś zabijanego i w końcu zabitego człowieka , to nic nie szkodzi, zrozumiałem przekaz. teraz dopiero na spokojnie, wgryzam i chyba już wszystkie Twoje wynalezione u mnie braki i je usuwam. nie wiem czy czegoś nie przeoczyłem, lub jeszcze bardziej nie spieprzyłem. Rzucę na to okiem jeszcze za parę dni, bo mam już serdecznie, w tej chwili, dość tej części.
    Ale na przyszłość, jak najbardziej się nie krępuj i punktuj mnie śmiało, przecież i tak nie słyszysz moich słów, gdy się wkurwiam poprawiając :)
    Pozdro i dzięki
  • Canulas 10.12.2017
    Przepraszam za pomyłkę imion. Czasem mi się pierdoli na stryszku.
    Ok. Dziękuję za to wyjaśnienie. Z tej perspekryty, widząć że Twój reaserch jest szerszy, zwracam honor i zarazem niejako kupuję eksterminację psa w formie, jaką przedstawiłeś.
    Pozdro ML.
  • Angela 10.12.2017
    Wciągnęłam się, opowiadanie na wysokim poziomie i pozostaje mi spytać, kiedy następna część? 5
  • Angela napisałem już Adamowi T w komentarzu, to miał być pilot...
    Będę pisał dalej jednak, "bo historia jest praktycznie skończona", muszę ją tylko spisać z "twardego dysku", kwestia czasu, którego ostatnio nie mam niestety. Ale będzie :)
  • Angela 10.12.2017
    Maurycy Lesniewski ok, wybacz, nie czytałam komentarzy pod tekstem.
    W takim razie cierpliwie czekam.
  • Angela nie no spoko, czasem lepiej nie czytać innych komentarzy, człowiek się nie sugeruje i zachowuje swój własny, nieskażony zdaniem innych osąd. Bardzo mi miło cię gościć, i dziękuję za dobre słowo:).
  • Agnieszka Gu 10.12.2017
    Podobało mi się. Akcja energicznie i obrazowo rozpisana. Horroru trochę mało (choć mnie to osobiście nie przeszkadza).
    Pozdrawiam :))
  • Agnieszka Gu horror jeszcze ma być :)
    Pozdrawiam :)
  • Agnieszka Gu 10.12.2017
    Maurycy Lesniewski Zatem czekam... :)
  • Agnieszka Gu mam nadzieje, że Cie nie zawiodę :)
  • fanthomas 16.12.2017
    Nieco brutalniejsza część, ale i bardziej zaskakująca. Czekam na Piekarnię. 5
  • dzięki Fan, jest cóś tuż tuż :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania