Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Piekarnia 27

Rozlewisko swoją objętością zajmowało teren, jaki w tych warunkach woda maksymalnie mogła wziąć w posiadanie. Przyczyna niedrożności rzeki wystawała ponad lustro leniwego nurtu, niczym niewielki czarny szczyt, przypominający zalążek rodzącej się góry. Sierżant spojrzał na duży wojskowy namiot, znajdujący się kilka metrów od skraju ogromnej kałuży, której głębokość sondował długim kijem. Brodził po kolana w wodzie, a na twarzy malowała się złość. Odradzał dowódcy taką lokalizację; uważał usytuowanie sztabu polowego w tym miejscu i pilnowanie zatopionego węgla za głupotę. Za wszelką cenę należało skupić się na usunięciu zakleszczonej barki ze żwirem i udrożnieniu szlaku żeglugowego. Wszystko to, co teraz się działo: bałagan na rzece i pozbawienie oddziału możliwości operacyjnych, umacniało tylko jego obawy.

Lada chwila w wyniku kolizji mogła zatonąć kolejna jednostka, pogarszając i tak skomplikowaną sytuację.

 W końcu sonda z kija trafiła w próżnię i zrozumiał, że dotarł do brzegu Tugi. Skraj koryta rzeki porastały w głównej mierze wierzbowe zarośla, otulone u podstawy wodnymi szuwarami. Punkt, gdzie się znajdował, wybrał ze względu na wyrwę po wybuchu, która ziała niczym rana na żywym krajobrazie, a przez to była idealnym miejscem do przeprowadzenia rekonesansu. Po dłuższej obserwacji i wyrobieniu sobie obrazu całości zdarzenia, zrozumiał, jak poważnemu zadaniu jego odział miał przeciwdziałać i coraz głośniejsze przekleństwa wybrzmiewały z jego ust.

 – No i, kurwa, następna! – Odwrócił wzrok od mostu i wypatrzonej tuż za przeprawą wielkiej barki, i spojrzał w przeciwnym kierunku. – No ja, kurwa, pierdole! I tam też... – niemalże zakrzyknął. 

 Widział wystarczająco dużo, aby wiedzieć, jakie działania powinny zostać podjęte. Ruszył przez płyciznę w kierunku namiotu, z zamiarem zdania raportu dowódcy i zaproponowania ponownego rozpatrzenia zmiany strategii postępowania przy likwidacji zatoru. 

 Zbliżył się do punktu dowodzenia, obok którego znajdowała się ciężarówka z paką pokrytą płótnem, a w jej sąsiedztwie leżały równo ułożone i przykryte brezentem ciała zabitych. 

 Poddenerwowany spojrzał na dwóch więźniów sponiewieranych najpierw eksplozją, a później brutalnie pobitych w trakcie przesłuchania. Dziwił się, że porucznik po ostrym potraktowaniu podejrzanych, teraz zostawił im swobodę ruchów i przydzielił jedynie wartowników.

 – Mówiłem, żebyście opatrzyli mu tę rękę. – Wskazał na pokrwawioną szmatę, owiniętą wokół dłoni jednego z zatrzymanych. 

 Obydwaj strażnicy zaskoczeni nadejściem od strony wody starszego stopniem wyprostowali się służbowo, okazując należny respekt. 

 – Melduję, że wedle rozkazu nie zawracaliśmy sobie nimi głowy – odparł żołnierz z jedną belką na pagonach. Z pogardą spojrzał na jeńców, po czym podszedł do podoficera i dodał ciszej: – Porucznik chciał ich od razu rozwalić, ale ludzi się za dużo zlazło i jeszcze tamta baba... – Głową kiwnął w kierunku drobnej, zapłakanej brunetki, wciąż beznadziejnie starającej się przebić przez kordon żołnierzy broniących jej wstępu.

 Sierżant widział już wcześniej tę kobietę, gdy próbowała jednocześnie rozmawiać, prosić i błagać o uwolnienie męża i syna, jednak jej wysiłki na nic się nie zdały. W duchu był pełen podziwu dla jej niezłomności.

Dowódca uznał pojmanych za winnych, ale Kutrzeba nie zgadzał się w tym przypadku z oficerem kierującym akcją, tak samo jak w sprawie lokalizacji sztabu polowego i pozostałych nietrafionych decyzji; tylko podległość służbowa nie pozwoliła głośno wypowiedzieć doświadczonemu wojakowi swojej opinii.

 Jedno co ucieszyło „Generała”, tak nazywali między sobą żołnierze sierżanta, był fakt, że nie doszło do samosądu i egzekucji „bandytów”.

 – To ciągle są ludzie i Polacy! – Spojrzał na wystraszonego chłopca i obejmującego go ojca. – A tam, to matka i żona. A gdybyście to wy, byli na ich miejscu? – ostro wypowiadał słowa do pełniących wartę żołnierzy. – To wszystko ciągle może okazać się pomyłką. Dopóki sąd...

– Obywatelu sierżancie, z całym szacunkiem – szeregowy nie pozwolił dokończyć „Generałowi” – to zdrajcy! Porucznik powiedział Wiśniakowi, że się przyznali! Ja bym... Dla każdego kula w łeb i po sprawie. – Żołnierz popatrzył w stronę zaciekle walczącej o przejście kobiety i puszczając oko, oraz robiąc niedwuznaczną minę, dodał: – A z tamtą zdrajczynią, zanim bym jej odstrzelił głowę, to bym jeszcze... 

– Kowalik, dość! Nikogo nie będziecie odstrzeliwać! Rozumiecie?! 

 Obaj wartownicy wiedzieli, że kiedy „Generał” tracił nerwy, tylko głupiec próbowałby z nim dyskutować. 

– Tak jest, obywatelu sierżancie! – odkrzyknęli żołnierze i wyprostowali się jak struny. 

 Podoficer obrzucił wartowników surowym spojrzeniem. Teraz wszystko układało mu się w całość i zaczynał rozumieć motywy dowódcy. Porucznik Drwal pozostawił jeńcom swobodę ruchów, aby dać pretekst pilnującym ich żołnierzom do likwidacji ich. Kowalik w czasie działań wojennych zawsze na ochotnika zgłaszał się do mokrej roboty oraz do zadań specjalnych, gdzie brutalność i agresja należały do normalnych zachowań, a i wykonanie wyroku śmierci nie sprawiało mężczyźnie żadnych trudności.

Sierżant podszedł do ciężarówki, pogmerał w szoferce i wrócił z wojskowym opatrunkiem osobistym, oraz butelką z resztką wódki na dnie. 

– Tym sobie zdezynfekuj rękę – powiedział, a podając flaszkę i bandaże, dodał: – A tym ją opatrz. Dasz radę? – zwrócił się do starszego więźnia. 

  – Tak... Chyba tak – odparł zapytany z przerażeniem w oczach. – Ale to nie tak... to... to nie my. To jest mój syn i my nigdy... – mężczyzna nerwowo spoglądał błagalnym wzrokiem to na sierżanta, to na podrostka – przecież pan widział, jak oni...

– Widziałem.

Sierżant, rzeczywiście widział wymuszenie przyznania się do winy podejrzanych i była to kolejna rzecz, za którą porucznik Drwal na pewno nie zyskał jego szacunku. – Proszę się uspokoić. Teraz już nic więcej dla was nie mogę zrobić, ale w razie sądu powiem, co widziałem. 

– Tam jest moja żona, czy mógłbym...

– Nie, to nie będzie możliwe! – zdecydowanie uciął rozmowę, obserwując, jak nikła nadzieja gaśnie w oczach mężczyzny.  

 „Generał” wstał i wwiercając się wzrokiem w starszego z wartowników, wycedził:

– Kowalik, macie rozkaz pilnować więźniów? 

– Tak jest, obywatelu sierżancie! – odpowiedział z mocą szeregowiec, a ciszej dodał: – I mamy ich rozwalić, kiedy będą próbowali uciekać.  

– Kowalik... – podoficer zawiesił głos i wskazał na automat zawieszony na ramieniu żołnierza – oni nie będą uciekać! – Popatrzył wymownie na więźniów i głośno wypowiedział słowa, aby dobrze go słyszano: – I bez nadgorliwości! Zrozumiano?! 

 Starszy szeregowy chwilę bił się z myślami, a wyraz jego twarzy świadczył, że nie bardzo pojmuje, jak powinien się zachować, dopiero po chwili w oczach pojawił się błysk zrozumienia. Mimo tego zerknął na zatrzymanych i niepewnie, lecz z wyraźną niechęcią zaoponował: 

– Ale przecież porucznik powiedział, że to folksdojcze!

– Wasza w tym głowa Kowalik, żeby więźniowie dotarli cali na przesłuchanie do Elbląga. Rozumiecie?!

– Ale porucznik...  

– Pytam, czy zrozumieliście mój rozkaz?! – „Generał” drugi raz nie pozwolił wypowiedzieć wątpliwości żołnierzowi, gromiąc go wzrokiem. 

– Tak jest, obywatelu sierżancie! – zawołał lekko ogłupiały strażnik.

– A wy, żołnierzu? – zwrócił się do drugiego z wartowników. – Czy muszę się powtarzać? 

– Nie, obywatelu sierżancie! Nie musicie!

– No, dobra chłopcy. Spocznij. – Ton głosu mężczyzny nabrał łagodności. – Wiecie, że nie cackam się z wrogami, ale na moje oko mogło tu dojść do pomyłki. – Wskazał na wystraszonych jeńców i dodał: – Pilnujcie ich, ale bez żadnego rozwalania. Rozumiecie? Ja porozmawiam z porucznikiem. 

– Tak jest, obywatelu sierżancie. 

 Żołnierze przyglądali się, jak przełożony odchodzi. Jeden z nich wyciągnął papierosy i częstując kolegę, rzekł: 

– Te, Stefan, a co „Generał” dziś taki załadowany, jak T-34 czający się na tygrysa?

– Nie wiem, Kaziu. Musi porucznik go zjebał za wysadzenie składu tamtej nocy, co wiesz... I dlatego.

– Ale dupy nam to uratowało. 

– No, tak, ale słyszałem, jak później Drwal opierdalał za tamto Kutrzebę i groził mu sądem wojskowym...

Żołnierze długo jeszcze rozmawiali po odejściu sierżanta, wciąż roztrząsając wydarzenia ostatnich dni.

  

         

                       

Następne częściPiekarnia 28 Piekarnia 29 Piekarnia 30

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Aisak 07.01.2019
    ani chybi przyBędę wieczorową porą...
  • Zapraszam serdecznie :)
  • Justyska 07.01.2019
    Musisz wiedzieć, że czekałam i kurde trochę długo nie sądzisz? Specjalnie dla Piekarni się tu przypałętałam :) Ciekawy obrót akcji, znów zaskoczenie i znów oczekiwanie. Piękny ten opis na początku. Podnosisz poprzeczkę:)
    A tu kilka dupereli, żeby nie było:

    "Dowódca uznał pojmanych za winnych, ale Kutrzeba nie zgadzał się w tym przypadku z oficerem kierującym tą akcją," myślę, że "tą" możesz wywalić
    "Kowalik w czasie działań wojennych zawsze na ochotnika zgłaszał się mokrej roboty oraz do zadań specjalnych," tu uciekło "do" "do mokrej roboty"
    " Musi porucznik go zjebał za wysadzenie składu tamtej nocy, co wiesz"Musi czy może? tu coś nie zrozumiałam.

    No i tak piąteczka oczywiście i będę zerkać za numerkiem 28.
    Pozdrówka ślę o poranku!
  • Hej Justysio :)
    Cieszy mnie niezmiernie Twoja obecność:)
    Dwa pierwsze wskazania obadam na spokojnie po pracy, ale trzecie to od razu powiem, że tak ma być. „Musi porucznik go zjebal...” Musi tutaj równa się „na pewno” , taki folklor języka :)
    Trochę trwało mi pisanie tej części ale w bólach powstała, dziś wieczorem planuje dodać kolejny, nieco dłuższy kawałek, na który serdecznie już teraz zapraszam.
    Bardzo dziękuje za komentarz:)
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • Justyska 07.01.2019
    Maurycy Lesniewski no będę bo co mam zrobić:)
  • Justyska no tak, no, nie masz wyjścia :)
  • Agnieszka Gu 07.01.2019
    Witam,
    Kurcze, ale się porobiło. Szkoda mi ich. Ehhh Takie życie. Świetnie to opisujesz. Bardzo realistycznie. Tak mnie wciąga twoje pisanie, ze kompletnie nie widzę nic poza fabułą. Jeśli były jakieś błędy literówki etc to nie ma mowy o wyłapaniu ich ;)) sprytne z twojej strony ;)))
    Pozdrowionka :))
  • Witam Ago serdecznie:)
    Jeśli ta cześć się podoba to się bardzo cieszę, bo mi ona tego... No wiesz jak to jest z autorami:) Ale kilka kolejnych powinnio być myśle ciekawszych, chociaż moje tempo pisarskie nie jest zabójcze, jak sama pewnie zauważyłaś, ale w głowie kluja się obrazy i tylko brak umiejętności nie pozwala mi ich spisać tak jakbym chciał.
    Dziś wieczór, wcześniej napisałem Justysi, kolejna odsłona, jeśli znajdziesz chwilę to serdecznie zapraszam:)
    Dziękuje za wizytę i bardzo miły komentarz.
    Pozdrawiam gorąco :)
  • Pasja 07.01.2019
    Witam
    Zaznaczam swoją obecność :)
  • Bardzo mnie cieszy Pasjo twoja obecność :)
  • 00.00 07.01.2019
    Dobrze jest, oboje w całości. :) Teraz tylko, żeby ich wypuścili. Sądzę, że będzie ostra przejażdżka.
  • Niestety Twoje obawy są bardzo zasadne...
    Fajnie, że zajrzałaś, i ślad zostawiłaś, który bardzo mnie ucieszył :)
    Bardzo nisko się kłaniam :)
  • MarBe 10.01.2019
    Bardzo łatwo w tamtym czasie pod byle pretekstem rozstrzeliwano ludzi, a zwłaszcza bezbronnych.
  • Dzięki bardzo za wizytę :)
  • Pasja 13.01.2019
    Witam
    Chaos i krzyk ludu czasem bywa złym doradcą. Logistyka też niedopracowana. Jeden " General" okazał się opanowanym i myślącym. Tylko Stefan i Kaziu zostali uratowani... czy kłamstwo wyjdzie na jaw.
    Ukazałeś też tutaj ilość matki i żony.
    Ciepło pozdrawiam
  • Miło Pasjo, że śledzisz :)
    Pozdrawiam uprzejmie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania