Piekarnia 32
Józef ze zdziwieniem obserwował wchodzącą do pokoju Marylę z tacą, z której rozchodził się zapach jedzenia. Nie był pewny, czy to jawa czy kolejny ze snów mający za chwilę zmienić się w koszmar. Walczakowa coś mówiła, ale przytępiony głodem umysł nie pozwalał słowom przebić się do świadomości.
– Spadłem z drabiny? – spytał ochrypłym głosem, kiedy sąsiadka łyżka po łyżce wlewała w niego życiodajny bulion.
– T... tak – niepewnie wydukała kobieta. – Nie przejmuj się, wkrótce wydobrzejesz. Nie myśl teraz o tym – Maryla starała się mówić spokojnie i z ciepłym uśmiechem, jednak brakowało jej naturalności i otwartości, jaką zapamiętał Józef. Ucieczka ze spojrzeniem upewniła Poleckiego w podejrzeniu.
– Co z moim Zbyszkiem? – zapytał skołowany i walczący z osłabieniem.
– Bawi się z Iwonką i Jankiem... – Maryla spostrzegła ulgę na twarzy Poleckiego – nad rzeką.
– Co?! – Nagle mieszanina gniewu, obawy o syna i niepohamowanej złości zadziałały jak przełącznik, jak zastrzyk czystej adrenaliny i sygnał alarmu wzywający do akcji. – Tam...?! – Mimo wcześniejszych trudności usiadł gwałtownie i zaczął szarpać się z czymś, co unieruchomiło jego nadgarstki. – Tam jest bomba! Będzie wybuch! – Zdumiony przyglądał się przez chwilę własnym rękom, skupiając na prawej, pokrytej gipsem. – Nie możemy ich tam zostawić! – dokończył bezwiednie i zamilkł na kilka sekund, niedowierzając własnym oczom. – Co...? – zaskoczenie przeradzało się we wzbierającą falę furii. – Dlaczego mnie związałaś?! – zawarczał niczym zwierz szykujący się do ataku.
– Uspokój się! – Maryla przestraszona jego zachowaniem odskoczyła i mimowolnie zrzuciła talerz z resztkami jedzenia na podłogę. – Przywiązaliśmy cię, bo porucznik... – urwała w pół zdania, dostrzegłszy, że powiedziała za dużo. – Bo rzucałeś się strasznie we śnie i lekarz tak zalecił.
Ostatnie zdanie nie zabrzmiało przekonująco, ale na chwilę powstrzymało wybuch gniewu i pozwoliło, aby przez ten krótki czas wyczerpały się resztki energii w osłabionym ciele.
– Te wszystkie obrazy... Ja już nic nie wiem – westchnął zrezygnowany i opadł ciężko na pościel, z trudem łapiąc oddech. – Pomóż mi, proszę! Pomóż uratować mojego chłopca! Tam... – Wściekłość gdzieś wyparowała i na Marylę patrzyły zaszklone bezsilnością oczy. – I wy też… Janek, ty i twój mąż… Ja nie zdołam was obronić!
– Ale nie martw się, tamto już było. Ta mina wybuchła kilka dni temu, już wszystko jest dobrze. Mój Albert jest teraz…
– O, jasna dupa! – rozległ się okrzyk za plecami Walczakowej. – Piekarz się obudził! – W drzwiach stanął młody chłopak z karabinem w ręku i w mundurze Wojska Polskiego z przykuwającym wzrok błyszczącym odznaczeniem, zawieszonym na piersi.
– Lecę po porucznika! – zawołał zaglądający przez ramię drugi młokos w żołnierskim uniformie. – Pilnuj go!
– Ale...! – Chłopak z orderem nie zdążył zaoponować, bo gdy się odwrócił, ujrzał w korytarzu już tylko plecy biegnącego na złamanie karku druha.
Komentarze (6)
Zdążyłam zapomnieć...
Jak dobrze, że już pieczesz chleb. Musiałam sobie przypomnieć obrazy znad rzeki. Józef powoli powraca do żywych, ale jeszcze ciągle błądzi nad rzeką. Zrozumieć go jest trudno tym którzy są poza jego świadomością. Chłopiec z orderem i ktoś jeszcze? Znowu zaciekawiasz.
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego
W kolejnej części się wyjaśni. Dobrze, że ten "blok" kilku części będziesz mogła czytać w niezbyt dużych odstępach czasowych, bo te kolejne odcinki bardzo się ze sobą zazębiają.
Pozdrawiam Pasjo :)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania