Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Piekarnia 35

Księżyc odbijał blade światło od zasp zmrożonego puchu i oświetlał drogę grupie pięciu mężczyzn od czasu, gdy śnieżyca ustała i potężna ręka nieznanego im sprzymierzeńca przegnała z niebios gęste chmury.

– Kurwa, mówiłem, żeby spierdalać pociągiem! – Przy cichych refrenach przekleństw Winklera, jedynego optującego za dalszą ucieczką koleją, wrócili na przedmieścia Prenzlau.

– Cisza! – warknął Adrian, gdy przechodzili obok jednego z nielicznych ocalałych domów w tej części miasta. – Gdzie teraz? – dopytywał arystokrata.

Mimo poprzednio okazanej dla pomysłu Jurisa przychylności, sam odnosił wrażenie, że wchodzi w paszczę lwa.

– Tam... – Ukrainiec nawet nie wysilił się, aby podnieść rękę, tylko ruszył w sobie znanym kierunku przez gruzowisko i śnieg.

Idąc gęsiego wąską ścieżką, minęli zwalony ogromny żuraw wykorzystywany najprawdopodobniej do odbudowy miasta po pierwszych bombardowaniach i zniszczony po kolejnych falach nalotów.

– Tu łażą ludzie?! – Adrian spytał z niedowierzaniem, napotykając o tak późnej porze świeże ślady na śniegu.

– Jesteśmy już blisko – mruknął Juris, przyglądając się zwalonemu dźwigowi i zupełnie ignorując Niemca.

Kiedy znaleźli się przed dobrze rokującym i solidnie prezentującym według oceny Adriana domem, przewodnik zrobił jeszcze kilka kroków. Następnie sprawił Kugelgenowi oraz reszcie grupy zawód, kiedy odbił ostro w lewo. Kluczył jakiś czas między białymi wzgórkami, spod których gdzieniegdzie wystawały szczątki okien lub drzwi, świadczące o tym, że nie chodzą po górach, a po zrujnowanym mieście.

– Jesteśmy – stwierdził Ukrainiec, zatrzymując się przed budynkiem, a w zasadzie jego trzecią, ledwo stojącą częścią.

– O, kurwa! – Winkler powiedział na głos to, co pomyślała reszta uciekinierów. Wydawałoby się, że rozkołysane na wietrze ruiny czterokondygnacyjnej kamienicy nie obiecywały niczego innego prócz zagłady. – Za chuja tam nie wlezę!

Adrian nie przepadał za sportem, ale kiedyś został zaproszony na zawodową walkę bokserską, gdzie stawką był mistrzowski pas. W dwunastej rundzie porozbijany pretendent do tej zaszczytnej nagrody, nim upadł po ostatnim uderzeniu, przypominał bardziej rozjechanego przez tramwaj arbuza niż człowieka. Skojarzenie takie bezwiednie zaświtało w głowie Kugelgena, gdy przyglądał się zmasakrowanej budowli, a właściwie jej resztkom stojącym tylko dzięki nadwyrężonej, stalowej konstrukcji podtrzymującej spękane mury. Prawa część domu nie istniała zupełnie. Zostało trochę ponad połowę schodów pozbawionych klatki schodowej, najprawdopodobniej za sprawą wybuchu bomby lotniczej. Natomiast lewa część ruiny, do której przywiódł ich Juris, nie miała parteru, a jedynie dwie wyższe kondygnacje. Piętra wydawałoby się lewitujące w powietrzu, całą swą masę oparły na powyginanych, cienkich, metalowych filarach, sprawiających wrażenie, że za chwilę przegrają walkę o utrzymanie ciężaru ponad siły.

– Tam nikt nas nie będzie szukać – stwierdził lakonicznie Ukrainiec i ruszył w kierunku spękanych stopni.

– No! Kurwa, pewnie, że nie będzie! – Winkler zaciskał nerwowo pięści, jakby chciał wyładować nadmiar energii. – Nie będą musieli nas szukać, bo jak tam wejdziemy, to sami się pogrzebiemy! Ja tam nie wlezę! – powtórzył wściekły Niemiec, wskazując na gruzowisko wybrane na kryjówkę przez człowieka, któremu nie ufał.

Ponownie do akcji wkroczył Adrian, pomimo wątpliwości uciął narzekania i rozkazał podążać za mężczyzną w rosyjskim mundurze. Wchodząc do zgliszczy, stwierdził, że śniegu jest tam znacznie mniej niż dookoła, jakby został całkiem niedawno odgarnięty.

– Juris, zaczekaj! – zawołał Kugelgen, lecz ponownie został zignorowany.

Poirytowany arystokrata nieprzyzwyczajony do takiego traktowania, dysząc i potykając się w półmroku, dogonił w końcu Ukraińca na wysokości trzeciego piętra. Tam stopnie nagle się urywały, przywodząc na myśl mityczną wieżę Babel z ziejącym tuż za krawędzią oddechem śmierci i hipnotyzującą swoje ofiary otchłanią.

– O, ku… kur…wa! Boże, pierdolony…! – wyjąkał Adrian i cofnął się o dwa kroki.

– Trzeba uważać – wystękał Juris, kucając i grzebiąc w śniegu u podnóża resztek ściany nieistniejącej klatki schodowej.

– Po co nas tu przywiodłeś?! – syczał bliski wybuchu Niemiec. – Przecież to jest zupełna ruina i za chwilę zawali się pod własnym ciężarem!

– Tam, widzisz? – Kopiący w białym puchu mężczyzna nie zwracał uwagi na niezadowolenie Adriana i tylko wskazał drzwi po drugiej stronie przepaści z napisem „Dr A. Ehrenstein – Dentysta”. – Tam będziemy mogli spokojnie przeczekać i nawet napalić w piecu.

Dowódca hitlerowców popatrzył na odległe o trzy, może dwa i pół metra wejście do dawnego gabinetu stomatologicznego, ze zwisającym jedynie między ścianami na wysokości pasa mężczyzny jakimś prętem lub przewodem. W nikłym świetle nie mógł bliżej określić, co widział, ale miał pewność, że nie znajdowało się tam nic, czego mogliby użyć jako mostu. Wzrok Kugelgena powędrował na wściekłych, ale również przerażonych tym miejscem własnych ludzi, po czym na ciągle szukającego czegoś w śniegu przewodniku i wtedy zrozumiał, że ma do czynienia z szaleńcem.

– Jak chcesz się tam dostać?! Przed nami przepaść?! – Jeszcze raz nerwowo spojrzał w otchłań. – Jesteś pewien, że nie pomyliłeś budynków?!

Adrian zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili mógł kazać zabić Ukraińca, jednak jak dotąd mężczyzna okazywał się bardzo przydatny i jeśli tylko nie mylił się co do miejsca, w tak niedostępnym schronieniu nie niepokojeni przez nikogo mogliby przeczekać dowolny okres czasu, uzależnieni jedynie od zgromadzonych wewnątrz zapasów opału i jedzenia.

– Mam! – Kugelgen zauważył, że zwyczajem Jurisa było nie odpowiadać na pytania, jeśli oczywiście nie uznał tego za stosowne.

– Ja go zaraz…! – Najpotężniejszy z Niemców nie wytrzymał i wspiął się o kolejne dwa stopnie.

– Stój! – Arystokrata kolejny raz, powstrzymał Winklera krótkim rozkazem, by następnie skierować pytanie do kopiącego w śniegu mężczyzny: – Co masz?!

– Pomóżcie! Są zmarznięte i nie mogę ich oderwać! –wysapał nerwowo Ukrainiec.

Taka odpowiedź już nie dziwiła Adriana. Pocieszał się , że jak tylko wejdą do gabinetu „Dr A. Ehrensteina”, skończy z tym gburem raz na zawsze!

Przerzucone przez wyrwę w podłodze dwie wykopane spod zmrożonego śniegu sfatygowane deski, nie wzbudzały zaufania. Mohl owinął kawałek koszuli na znalezionym patyku i sporządził prymitywną pochodnię, aby lepiej przyjrzeć się kładce i ocenić jej wytrzymałość. Jednak uwagę mężczyzny przykuło coś innego.

– To jest stalowa lina. – Wskazał zdziwiony na przedmiot i poświecił, szukając dalej wszystkiego co pozwoliłoby wszcząć alarm. – Widać, że biegnie dookoła piętra, tylko wygląda, jakby ktoś chciał ją ukryć i zamazał gliną. – Kapral badawczo roztarł w palcach drobinę kruchej substancji, posmakował i splunął, mamrocząc podejrzliwie: – Wiesz coś o tym?

– Jak tu przyszedłem, tak już było – stwierdził Juris, wzruszając od niechcenia ramionami.

– To bardzo dziwne! Lepiej tego nie ruszać, może ktoś założył ładunki? – Ożywił się Adrian stojący nieco z tyłu.

– I mówisz, że po tym przechodziłeś? – kontynuował przesłuchanie ich dotychczasowego przewodnika Mohl, zgadzając się w myślach z Kugelgenem.

– Pójdę pierwszy – Juris zrobił krok, aby przejść przez kładkę – sami zobaczycie.

– Nie! – wtrącił się w rozmowę Adrian. Uczynił to bardzo zdecydowanie. Zdał sobie sprawę, że za drzwiami gabinetu mogła znajdować się niemiła niespodzianka i wolał, aby pierwszy na drugą stronę przeszedł jeden z jego ludzi. – Winkler! Nie pozwól, aby naszemu przyjacielowi przypadkiem przytrafił się jakiś wypadek! Ta kładka wygląda niebezpiecznie. – Potężny Niemiec stanął natychmiast na drodze Ukraińca i w nikłym świetle księżyca, mierzył go groźnie wzrokiem, czekając tylko na możliwość odwetu za wcześniejsze poniżenie.

– Mohl, Benedikt, panowie, pozwolicie, że zamienimy kilka słów.

Sytuacja kipiała jak w szybkowarze.

Wanke wiedział, że czas Ukraińca dobiegał końca i nie miało znaczenia, czy zostaną w tym miejscu, czy poszukają innego schronienia. To zostało ustalone jeszcze przed ucieczką w stalagu, teraz wahał się, jak ma postąpić. Kugelgen przywołał ich najprawdopodobniej, aby zakomunikować o szczegółach egzekucji.

– Nie wierzę temu człowiekowi za grosz – wysyczał Adrian, gdy wywołana dwójka odeszła z nim kilka kroków w bok.

– Coś tu wyraźnie śmierdzi! – potwierdził Mohl.

– Chcecie go skończyć, teraz?! – Wanke zdawał sobie sprawę, że zaraz po Ukraińcu, najprawdopodobniej on również zostanie usunięty.

– Nie wiemy, co jest za tymi drzwiami – chłodno cedził słowa Kugelgen – ale wydaje mi się, że może nam się nie spodobać…

– Ty… świnio! – Niespodziewanie rozległ się jęk cierpienia i wściekłości.

Trzej mężczyźni omawiający los Jurisa, ujrzeli trzymającego się za krocze i kulącego z bólu Winklera.

Ukrainiec tymczasem przeskoczył przez na wpół sparaliżowanego oraz ciskającego przekleństwa Niemca, i wpadł na chybotliwy pomost z taką siłą, że jedna z dwóch desek pękła z hukiem i spadła w przepaść. Biegnący nawet nie zwolnił. W następnej sekundzie znajdował się już po drugiej stronie i dopadł drzwi gabinetu niczym duch, ledwo widoczny w bladym świetle.

Cokolwiek zamierzał zrobić ich przewodnik wydobytym właśnie nożem, nie mogło być niczym dobrym dla nazistów.

– Brać go!

Adrian z Mohlem i Benediktem ruszyli za uciekającym, widząc, jak Juris otwiera drzwi i pochyla się, aby przecisnąć pod stalową liną zawieszoną w połowie wysokości wejścia.

„ On wszystko tutaj przygotował!”– Olśniło Wankego, gdy ujrzał, jak uzbrojona w ostrze ręka Ukraińca tnie coś zaraz za drzwiami.

– Padnij! – Niemiec nie zdawał sobie sprawy, czy zdołał wykrzyczeć ostrzeżenie, czy tylko pomyślał, gdyż w tej samej chwili cienki wąż ze ściany nagle ożył i rzucił się na zaskoczonych mężczyzn, miażdżąc w stalowym uścisku.

Do otępiałego umysłu Benedikta, przez ciągnący się wieczność ułamek sekundy, docierały wrzaski bólu. A może on sam krzyczał? Poczuł potężne szarpnięcie i usłyszał gruchot łamanych kości. Nieznana moc wyrwała nazistę w górę i zanim stracił przytomność, dostrzegł jeszcze, jak z dołu wpatruje się w niego zszokowanymi oczami Winkler…

 

Słowniczek:

 

*Adrian Kugelgen – Karl Herman Frank (Karl Hermann Frank (ur. 24 stycznia 1898, Karlowe Wary, zm. 22 maja 1946, Praga) – zbrodniarz hitlerowski, jedna z najważniejszych postaci wśród Niemców sudeckich oraz Wyższy Dowódca SS i Policji w Protektoracie Czech i Moraw. W SS miał stopień SS-Obergruppenführera.

Życiorys[edytuj | edytuj kod]

Urodzony w Karlowych Warach, Frank od dzieciństwa uczony był przez ojca nienawiści do Czechów, Słowaków i Żydów. Po nieudanej przygodzie ze studiami prawniczymi na niemieckim Uniwersytecie w Pradze, wstąpił do austro-węgierskiej armii i walczył w niej pod koniec I wojny światowej. Po wojnie należał do różnych prawicowych ugrupowań i organizacji.

W 1919 r. Frank wstąpił do Niemieckiej Narodowosocjalistycznej Partii Robotników (niem. Deutsche Nationalsozialistiche Arbeiterpartei – DNSAP) i zajmował się dystrybucją książek propagujących nazizm. Gdy partia ta została zlikwidowana przez władze czechosłowackie, pomagał on w tworzeniu w 1933 r. Sudeckoniemieckiego Frontu Ojczyźnianego (niem. Sudetendeutsche Heimatsfront – SHF; jako pierwszy doprowadził do powstania struktur SHF w terenie), który w 1935 r. zaczął oficjalnie występować jako Partia Sudeckoniemiecka (niem. Sudetendeutsche Partei, skrót SdP) i miał charakter odpowiednika NSDAP. W 1935 Frank został zastępcą lidera partii i wybrano go do czechosłowackiego parlamentu. Reprezentował on najbardziej skrajne skrzydło SdP, dzięki czemu po aneksji Kraju Sudetów (niem. Sudetenland) przez III Rzeszę (październik 1938) otrzymał stanowisko zastępcy gauleitera

Okręgu Rzeszy Kraju Sudetów (niem. Reichsgau Sudetenland) – Konrada Henleina. Heinrich Himmler doceniał radykalizm Franka, mianując go w listopadzie 1938 SS-Brigadeführerem.

W marcu 1939 r., po zajęciu przez III Rzeszę reszty Czech, Frank został powołany na stanowisko wyższego dowódcy SS i Policji oraz sekretarza stanu w nowo powstałym Protektoracie Czech i Moraw (jednocześnie awansował na SS-Gruppenführera). Nominalnie podlegał protektorowi Konstantinowi von Neurathowi, lecz umiejętnie rozszerzał swoją władzę dzięki znakomitej znajomości realiów czeskich i poparciu Himmlera (wykorzystywał to do osłabienia pozycji von Neuratha). Frank stosował terror wobec czeskich opozycjonistów występujących przeciw władzy niemieckiej, aresztując m.in. premiera Czech i Moraw Aloisa Eliáša. Gdy von Neurath został odwołany ze stanowiska we wrześniu 1941, na stanowisko protektora Hitler mianował Reinharda Heydricha. Heydrich i Frank stworzyli prawdziwy system terroru, stając się postrachem ludności czeskiej.

Po śmierci Heydricha w zamachu przeprowadzonym przez czeskich komandosów w czerwcu 1942, Frank sam oczekiwał stanowiska protektora. Stało się inaczej i na stanowisko to powołany został Kurt Daluege. Daluege i Frank kierowali represjami wobec ludności cywilnej Czech w odwecie za zamach na Heydricha. Miało wówczas miejsce zniszczenie wsi Lidice i innych miejscowości, co stało się symbolem hitlerowskiego terroru. Oprócz tego tysiące Czechów zamknięto w obozach koncentracyjnych. Władza Franka stale się rozszerzała i mimo powołania na stanowisko protektora Czech i Moraw Wilhelma Fricka (1943) faktycznym władcą Czech był Frank. Jeszcze w sierpniu 1942 został Ministrem Stanu jako Minister Rzeszy do spraw Czech i Moraw, a w lipcu 1943 awansował na SS-Obergruppenführera i generała Waffen-SS. Od 1943 terror kierowany przez Franka jeszcze się nasilił, uderzając zwłaszcza w czeskich Żydów.

Po śmierci Hitlera Frank próbował uniknąć odpowiedzialności, wyciągając ze swoich więzień polityków nie splamionych współpracą z Niemcami, aby utworzyć z nich rząd projektowanej Republiki Czeskomorawskiej, któremu planował (za zgodą prezydenta Rzeszy Dönitza) przekazanie władzy. Jednocześnie jednak rozkazał rozstrzelanie 51 więźniów obozu w Terezinie, których powrót na wolność był jego zdaniem niewskazany[1].

9 maja 1945 r. Frank poddał się żołnierzom amerykańskim, a następnie został ekstradowany do Czech. W marcu i kwietniu 1946 toczył się jego proces przed Trybunałem Ludowym w Pradze. Za zbrodnie wojenne i przeciw ludzkości został on skazany na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano publicznie na terenie praskiego więzienia Pankrac w obecności 5 tysięcy ludzi 22 maja 1946.[2]

 

*Paul Joseph Goebbels (ur. 29 października 1897 w Rheydt, zm. 1 maja 1945 w Berlinie) – niemiecki polityk, minister propagandy i oświecenia publicznego w rządzie Adolfa Hitlera (jeden z jego najbliższych współpracowników i doradców), członek ścisłego kierownictwa partii narodowosocjalistycznej (gauleiter Berlina), w ostatnich dniach życia kanclerz Rzeszy, zbrodniarz wojenny.

 

*Babi Jar – nazwa wąwozu leżącego między dawnymi osadami Łukianowka i Syriec, dziś w obrębie Kijowa, na Ukrainie. W czasie II wojny światowej miejsce kaźni i lokalizacja niemieckiego obozu koncentracyjnego. Szacuje się, że hitlerowcy zamordowali tam zależnie od źródeł 80-150 tyś ludzi różnej narodowości, głównie jednak Żydów. 

 

*Einsatzgruppen(Grupy Operacyjne) – grupy operacyjne hitlerowskiej policji bezpieczeństwa (Sipo)i służby bezpieczeństwa (SD)działające w czasie II wojny światowej, a organizowane przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy RSHA.

Do zadań tych grup, które miały działać na zapleczu wojsk niemieckich, należało więc mordowanie lub izolacja politycznych i ideologicznych przeciwników III Rzeszyna operacyjnym zapleczu frontu. Zadanie to realizowano poprzez stosowanie bezwzględnego terroru i masowej eksterminacji aktywnych działaczy antyniemieckich i antyfaszystowskich. W Polsce działania te były nad wyraz radykalne, na zewnątrz działania Policji i SS wyglądać mogły na brutalną samowolę. Działaniami tymi objęto np. uczestników powstania wielkopolskiegoi śląskichoraz czołowych przedstawicieli inteligencji, Żydów i komunistów. Jednym z głównych zadań Einsatzgruppen była eksterminacja Żydów. 

Skompletowanie przez Heydricha (twórca tych jednostek) oddziałów operacyjnych było trudne, dlatego formował je za pomocą zachęty finansowej i za pomocą nacisków. Skuteczną zachętą był wypłacany wysoki żołd dzienny. Można było zgłaszać się na ochotnika, jednak zgłosiło się zbyt mało osób, dlatego każda jednostka Gestapo, SD i Kripo musiała wystawiać własny kontyngent[9].

Następne częściPiekarnia 36 Piekarnia 37

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • betti 21.12.2019
    To był nasz Polecki, prawda?
  • Nom:)
    Jeśli zwróciłabyś uwagę na numer obozowy Józefa wymieniony przez Kutrzebę w poprzedniej części, i ten który pokazał Juris Niemcom...
    Ale dobrze kombinujesz.
    Teraz pytanie jeszcze, co on tam robił? :)

    Dzięki za uważne śledzenie. Bardzo mi miło.
  • 00.00 23.12.2019
    Dotarłam do tej części. Tutaj na ten moment nie jestem w stąd nie oszacować tej akcji. Będę czekać na kolejny ruch.
  • 00.00 23.12.2019
    W stanie*
  • Za niedługo chcę wstawić dalszy ciąg, i wszystko powinno być jasne... no może jaśniejsze :)
    Dzięki po raz kolejny Szu :)
  • Pasja 28.12.2019
    Od początku w mojej świadomości istniała myśl, że nazwiska oznaczają dowódców z Einsatzgruppen. Tajemniczą postacią jest również major lekarz i jego zainteresowanie Czechami... Adrian, bokser przed wojną i jego terror w Czechach nasuwa pewne myśli... Juris pod przykryciem lekarza?

    Nieznana moc wyrwała nazistę w górę i zanim stracił przytomność, dostrzegł jeszcze, jak z dołu wpatruje się w niego zszokowanymi oczami Winkler… czy zakończenie ujawnia Winklera?

    Miłego dnia
  • MarBe 01.01.2020
    Naziści pod koniec wojny dalej byli bardzo niebezpieczni, ponieważ nie mieli nic do stracenia, a wielką wprawę w mordowaniu. Zrabowane z całej Europy kosztowności zapewniały im dostatnie życie o ile przeżyją.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania