Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piekarnia 7

Wjechali do malowniczego miasteczka. Na ziemi leżała zerwana niemiecka tabliczka z napisem Tiegenhof, polskiej nazwy wciąż jeszcze nie było.

Kopyta raźno stukały w ulice wyłożone kamienną kostką. Zbyszek z rozdziawioną buzią przyglądał się budynkom, kiedy przejeżdżali przez centrum.

– Ojciec, to my teraz możemy sobie wziąć, jaką chcemy chatę?

– W sumie, to sierżant powiedział, że powinniśmy się zgłosić do PUR-a,* co by nam coś przydzielili, ale my se sami znajdziem pusty dom i dopiero to zgłosim. – Józef pokiwał w zadumie głową i na potwierdzenie własnych słów dodał: – Tak mnie się to lepiej widzi.

– A zobacz ten? Może ten, co? Podobny jak u ciotki, a jaki ładny. Wygląda na pusty. – Zbigniew wskazał, kryty strzechą, podcieniowy dom z trzema kolumnami podtrzymującymi zadaszenie ponad frontowym gankiem.

– Nie, Zbig. Ten jest cały drewniany, łatwo go spalić, gdyby wojna miała wrócić. Potrzebujemy takiego jak ten czereśniowy, co był ze sadem, co go po drodze mijaliśmy. – Zastanowił się przez chwilę. – Tylko, co by cały był i miał ziemi wokoło trochu. A tu ciasnota, bo center.

Po kilkugodzinnym poszukiwaniu właściwego domu w na wpół wymarłym miasteczku, wjechali w ulicę, gdzie po prawej stronie stał rząd drewnianych, wielkich budynków wielorodzinnych, po lewej zaś prezentowały się wspaniałe domy z czerwonej lśniącej cegły. Józef zatrzymał wóz przed trzema identycznymi budynkami.

– No, kochanieńki, chyba znaleźliśmy nasz dom. Myślę, że wybierzemy najlepszy z tych trzech.

– Głodny jestem – zamarudził chłopiec.

Józef popatrzył na pełne wiadro ogryzków, które kazał zbierać synowi dla konia.

– No, bierz jabłko, mamy ich dużo.

– Chleba chcę. I mięsa.

– Hm... no dobra, ja pójdę obaczyć ten pierwszy dom, a ty trzymaj. – Sięgnął po jeden z kawałków pieczeni, zawiniętych w strzęp prześcieradła i podał synowi. Następnie sięgnął do worka, cudownie odnalezionego po ponownym przeszukaniu dziupli, po tym, gdy rozprawił się z człowiekiem, który próbował odebrać im konia. Wyciągnął chleb, odkroił dwie grube pajdy, ugryzł potężny kęs, drugą podał chłopakowi. – Ty tu sobie jedz, jak coś, to się drzyj, a ja zara przylecę. I masz tu jeszcze, jak ktoś będzie chciał zaiwaniać nam konia z wozem, to go postrasz, że strzelisz, i drzyj się jeszcze głośniej. – Wyciągnął Weltera, wyjął magazynek i położył na koźle obok małego. – Zrozumiałeś?!

Chłopak, z pełnymi ustami, skinął tylko głową. Józef odwrócił się w stronę domów, które go zainteresowały. Wszystkie trzy z zewnątrz wyglądały identycznie. Pierwszy miał uchylone drzwi, więc ruszył w jego kierunku. Wchodząc, zwrócił uwagę na pięknie rzeźbioną poręcz przy schodach, prowadzących ku frontowym drzwiom. Ciężkie dębowe drzwi, były lekko uchylone, kiedy je otwarł, zaskrzypiały jak strażnik wznoszący okrzyk alarmowy na posterunku. Pomacał prawą stronę swetra, aby upewnić się, że nóż znajduje się na swoim miejscu. Był. Ostrożnie wszedł do środka. Po przejściu małego korytarza oczom ukazały się wejścia do trzech pomieszczeń, wszystkie pozbawione drzwi. Stanął w wejściu do środkowego pomieszczenia i ujrzał zrujnowany pokój z zerwaną podłogą. W rogu stał wielki piec kaflowy, obok niego leżały jeszcze resztki porąbanych desek i parkietu oraz puste puszki po konserwach wojskowych.

– Kurwie ruskie – mruknął.

Mimo braku podłogi, pozostały deski przybite do legarów od spodu – najprawdopodobniej sufit piwnicy. Ostrożnie po nich stąpał, gdyż z każdym krokiem wydawały ostrzegawcze jęki. Już miał wychodzić, gdy coś lekko trącił głową. Podniósł wzrok i ujrzał przepięknie wykonany żyrandol z kutego żelaza. Zrobił krok do tyłu, aby lepiej mu się przyjrzeć i wtedy usłyszał suchy trzask. Poczuł, że się zapada, potężna siła grawitacji ciągnęła go w dół. Machał rękami niczym topielec, próbując uchwycić się czegoś. Spadł z hukiem. Prawa noga wylądowała w jakiejś cieczy, gruchocząc po drodze kolejne deski, lewa bezwładnie zawisła. Znalazł się w zupełnych ciemnościach. Poczuł przeraźliwy ból miażdżonych jąder.

– Jezusie! – zawył.

Przez chwilę siedział okrakiem na jakimś rancie, a cały ciężar ciała spoczywał na kroczu. Odchylił się do tyłu, aby ulżyć obolałemu miejscu. Zwymiotował z bólu i kiedy prawie już tracił przytomność, poczuł, że lewa noga płonie, a przynajmniej miał takie wrażenie. Ból nie był tak potężny jak ten, który płynął z przyrodzenia, przypominał raczej uderzenia gorąca, które spowodowały, że otrzeźwiał, niczym po polaniu kubłem zimnej wody. Coś próbowało rozerwać mu kończynę na strzępy. Sięgnął ręką niżej, usiłując wybadać, co się dzieje. Wymacał małe, zwinne futrzane kształty, które natychmiast zaczęły kąsać jego rękę.

– O, żesz wy, kurwiesyny!

Wpadł w furię, złapał jedno ze zwierząt, mimo że go wściekle kąsało i ścisnął, aż usłyszał ciche chrupnięcie. Natychmiast odrzucił truchło.

Przez dziurę, którą zrobił wpadając, sączyło się blade światło. Oczy pomału przyzwyczajały się do ciemności, rozróżniał poszczególne kształty otoczenia. Szaleńczo szukając w półmroku jakiejś broni, natrafił na długi, mniej więcej metrowy kawałek deski. Zaczął nią okładać własną nogę, a dokładniej gryzonie, które wspinały się coraz wyżej po nogawce spodni. Usłyszał przeraźliwe piski. Teraz zaczął machać drewnianym orężem w tę i z powrotem, aby odpędzić małych napastników. Co chwila czuł, jak deska trafia coś miękkiego. Chwilę trwało nim atakująca horda zrozumiała, że ataki są bezcelowe.

Wściekły, obolały, zlany potem, sięgnął za pazuchę i wyciągał latarkę. Zaczął się rozglądać. Był w pomieszczeniu wypełnionym beczkami, w jednej z nich tkwił z nogą w winie, druga krwawiąca, luźno zwisała na zewnątrz. Poświecił na posadzkę. Połowa piwnicy była zalana, cześć wolna od wody wyglądała niczym ruchomy, żywy dywan. Gdy światło trafiało na tę żywą masę, ta, pełna świecących punkcików, rozpływała się niczym woda po uderzeniu wiosła. Szczury trzymały się w bezpiecznej odległości od zroszonej ich krwią deski.

– O, Maryjo! Ale was się tu, diabłów, namnożyło!

Mężczyzna, choć obolały, uniósł pokąsaną nogę, stając na rancie beczki. Piwnica nie była wysoka, więc, mimo osłabienia, bez większego problemu wdrapał się do górnego pomieszczenia. Jakiś czas leżał, ciężko dysząc.

Gdy w końcu wyszedł z domu cały roztrzęsiony, ujrzał, że wóz z koniem stoi samotnie na ulicy. Po jego dziecku, nie było śladu.

– Zbi… Zbigniew! – Chciał zawołać, ale głos wiązł mu w gardle.

Doczłapał do wozu najszybciej, jak mógł. Na zydlu znalazł resztki jedzenia oraz pistolet, które zostawił synowi. Włożył magazynek i schował broń.

– Zbigniew! – krzyknął trochę głośniej.

Zaczęło się ściemniać. Musiał szybko odnaleźć chłopca.

W pewnej chwili doszły go dźwięki dziecięcego śmiechu. Dochodziły sprzed domu obok. Ruszył w tamtym kierunku. Kiedy minął krzaki, zasłaniające sąsiednie podwórko, zobaczył, że roześmiany Zbyszek, buja się na huśtawce. Tuż przy nim, tyłem do Józefa, stała mała dziewczynka w stroju klowna. Jej blond warkoczyki wystawały spod białej peruki. Mężczyźnie kamień spadł z serca, jego syn był bezpieczny, po prostu bawił się z nowo napotkaną koleżanką.

Gdy zaczął przyglądać się dziewczynce, poczuł, że ogarnia go chłód. Po plecach przeszły mu lodowate ciarki. Zrozumiał, że ona wie, iż ją obserwuje. Odwróciła się. Automatycznie uniósł rękę w geście pozdrowienia. Mały klown w ubrudzonym sadzą stroju uśmiechnął się, również podnosząc rękę.

Józef spojrzał w oczy małego pajaca. Po chwili zrozumiał, że patrzy na męską twarz w dziewczęcym ciele. Ta twarz uśmiechała się do niego z lodowatym, martwym wyrazem. Uniesiona otwarta dłoń klowna zaczęła obracać się raz w prawo, raz w lewo. W tym samym rytmie co dłoń obracała się głowa, czy, natomiast, ciągle wpatrywały się hipnotycznie w Józefa, który ostatkiem woli wyrwał się z letargu.

– Zbigniew! Chodź szybko do mnie!

Mały tylko się obejrzał.

– A, co?

– Z kim się bawisz?! – nie rozumiejąc, co się dzieje, panicznym głosem próbował zapanować nad sytuacją.

Zbliżył się do chłopca, wzrokiem omiótł najbliższą okolicę. Po klownie nie było śladu.

– Z Heidi… Z nikim!

 

*PUR – Państwowy Urząd Repatriacyjny

Następne częściPiekarnia 8 Piekarnia 9 Piekarnia 10

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (48)

  • KarolaKorman 14.04.2018
    ,, wciąż nie było jeszcze polskiej nazwy.'' - tu zmieniłabym szyk w zdaniu na: polskiej nazwy wciąż jeszcze nie było
    ,,Kopyt raźno stukały'' - kopyta
    ,,z trzema kolumnami, podtrzymującymi'' - zbędny przecinek
    ,,Po kilkugodzinnym jeżdżeniu'' - ten początek zdania sugeruje jakiś wniosek, a wniosku nie ma :(
    ,,W końcu wjechali w ulicę, '' - to jest ten wniosek, ale on nie może być w kolejnym zdaniu
    ,,ustami, skinął'' - bez przecinka lub możesz wziąć w przecinki cały zwrot: z pełnymi ustami
    ,,Ciężkie, dębowe drzwi, były '' - bez przecinka
    ,,kiedy otwierał je, '' - kiedy je otwarł
    ,,jak strażnik, wznoszący'' - tu nie do końca jestem pewna, ale chyba też bez przecinka,bo analogicznie: jak mruczący kot
    ,,korytarza, oczom '' - bez przecinka
    ,, parkietu, oraz puste puszki'' - bez przecinka
    ,,– Jezusie! – Zawył.'' - zawył (małą) nie ważne, że po wykrzykniku, ale jest gębowe, czyli wypowiadane ustami, a takie zawsze małą
    ,,W jednej takiej tkwił z jedna nogą w winie. '' - w jednej takiej? - dziwnie to brzmi
    ,, krwawiąca,, luźno zwisała'' - tu masz dwa przecinki
    ,,wdrapał się, do górnego'' -bez przecinka
    ,, Jakiś czas leżał ciężko dysząc.'' - przed ciężko przecinek, bo masz dwa orzeczenia: leżał i dysząc
    ,,najszybciej, mjak mógł.'' - jak
    ,,Chłopiec odwrócił się'' - podobno tam, gzie można tego uniknąć, nie pisze się ,,się'' na końcu zdania. chłopiec się odwrócił

    Ależ intrygujesz tą opowieścią :) Końcówka znowu świetna :)
    Za pomysł 5 :)
    Pozdrawiam :)
  • Dzięki Karola za skrupulatność w wyszukiwaniu niedociągnięć, dziś jeszcze poprawie :)
    Fajnie, że jeszcze akcja Cię interesuje, to ostatni fragment ze starej serii, teraz zaczną się te jeszcze nie publikowane, mam nadzieję na Twoją opinię, jeśli oczywiście znajdziesz chwilę aby zerknąć :)
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • KarolaKorman 14.04.2018
    Maurycy ja wcześniej korzystałam z tego programu:

    https://www.languagetool.org/pl/

    Możesz tam wrzucić cały tekst. Klikasz przycisk ,,Sprawdź błędy'', a potem na kolorowe prostokąty i pokazuje ci się całe wyjaśnienie, gdzie jest błąd i dlaczego. Dużo zostaje w głowie po jakimś czasie, ale nie wszystko niestety i... I tu problem. To tylko maszyna i czasem się też myli, bo nie czyta ze zrozumieniem. Popróbuj :)
  • Blanka 14.04.2018
    Hej. No, to chyba ostatnia powtórka? Znajomo, raczej bez zmian. Zdanie moje na temat opowiadania znasz;) Oprócz tego, co wskazała Ci KK
    "w ulice wyłożone, kamienną kostką. "- bez , ogólnie te przecinki...ale może to ktoś, kto się lepiej zna:)
    "Po kilkugodzinnym jeżdżeniu .."- jeżdżeniu?
    ", te albo okazywały się już zajęte, lub po prostu były rozgrabione, "- a może wywal zupełnie ten fragment zdania?
    "trzech pomieszczeń, wszystkie pozbawione drzwi. Stanął w wejściu do środkowego pomieszczenia"- to poddałabym rozmyślaniu.
    "...ciała spoczywał na kroczu. Odchylił się do tyłu, aby ulżyć miejscu jego ciała,"- i to
    ". W jednej tkwił z jedna nogą w winie. "- i to
    "oczy, natomiast, ciągle wpatrywały się hipnotyzująco"- a może tutaj nowe zdanie? Nie wiem, pomyśl.
    Pozdro, ML. Owocnej pracy:)
  • Blanko tak, to ostatni stary fragment.
    Był już tyle razy przerabiany, poprawiany, że na razie mnie mdli mnie na myśl, żeby to znowu robić. Choć oczywiście przysiądę nad wskazanymi przez Ciebie fragmentami, jak tylko trochę mi przejdzie.
    Sugestie Twoje są bardzo cenne, mam nadzieję, że rownież podzielisz się nimi w kolejnej części, która już prawie, prawie, jest na ukończeniu.
    Pozdrawiam Blanko :)
  • Blanka 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski ML, pierwsze zdanie- przecinek.
    Drugie zdanie- jeżdżenie dziwnie brzmi. Ale dziwnie brzmi dla mnie, więc ewentualnie olej.
    Trzecie zdanie- chodzi o to, co napisała Ci KK wyżej, może jeśli wywalisz ten fragm, będzie lepiej - nie wiem.
    Dalej: Pomieszczeń/ pomieszczenia, ciała /ciała.
    "W jednej tkwił...- tu chyba wiadomo.
    Ostatnie, może to zdanie zacznij po kropce, ale to bardzo luźna sugestia. Tyle:) Następnym razem, Maurycku, zapytaj, objaśnię, nie ugryzę:)
  • Blanka dobra będę pytał :) Bo wiesz nie wyglądasz na taką co nie gryzie :)
    Dzięki za rozszerzenie, teraz chyba już coś pokleje :)
  • Blanka 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski, hahahhaha:):):):) Wyglądam?:D a to myśmy się widzieli?:):):) ML, nie ta szufladka zdaje się;) Ale spoko, poznaj me dobre serce - wybaczam;) <3 :)
  • Blanka nie trzeba człowieka widzieć aby go poznac :) Myśle, że tak jak ja poznałem Ciebie, tak Ty poznajesz mnie i każdego z kim wymienisz się myślami.
    Myśle, że jak trzeba to potrafisz „ugryźć”. To miałem na myśli, ale przecież Ty to wiesz :)
    Dobre serce wyczułem już wcześniej też :)
  • Blanka 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski wiem, wiem. Droczę się:) Wszystko traktuj z przymrużeniem oka, Maurycku:)
  • Blanka wywaliłem moje kochane „jeżdżeniu”, nie wiem jak to przeżyję teraz :)

    Faktycznie to zdanie było... powiedzmy, ekscentryczne troszeczkę :)
  • Blanka 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski, nie mazgaj się;);););););) jest ok ML, każdy kto próbował coś napisać wie, że poprawianie samego siebie to droga przez mękę.
  • Blanka ja nie wiedziałem :))
    To mój pierwszy poważniejszy tekst, może potemu :)
    No teraz zaczynam dostrzegać jaki to miód:))
    Jak będziesz jeszcze abym chciał wywalić jakieś moje „ulubione słówka”, nie czaj się, nie będę mazgaić, tylko pisz tylko które:))
    Dzięki bardzo za rady, jeszcze tylko wysmarkam nocha i zacznę dochodzić do siebie;)))
  • *telefon, praca... mam nadzieję, ze zrozumiesz przesłanie
  • Blanka 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski, :) chwytam :)
  • Szudracz 14.04.2018
    Wcześniej była dziewczynka w ubraniu klauna. Nie wiem dlaczego, ma teraz męską twarz? Zagadka dnia. :)
  • To dalej jest dziewczynka w przebraniu klowna... troche jest. Masz się przekonać o tym co to jest, dalej, ale jeśli zajrzysz do pierwszych trzech części, do trzeciej zwłaszcza to być moze wpadniesz na rozwiazanie zagadki.
    Albo poczekaj na kolejne części :)
  • Szudracz 14.04.2018
    Maurycy Poczekam snują domysły. Trupia buźka. :)
  • Szudracz :)
  • Szudracz 14.04.2018
    Snując*
  • Canulas 14.04.2018
    Mauryc, nie spojleruj, ino bier się za błedy. Zara po basenie siadam do Cię, choć z racji zjebanego dnia, koment może być ratalny
  • Can nie spojleruje, chyba nie za bardzo przynajmniej. Gdyby ktos czytał za jednym podejściem do tego momentu, mógłby spokojnie wyciągnąć wnioski. A, że to w częściach i czasowo oddalone, to rozumiem, że moze być z tym problem. Nic wiecej na temat fabuły, obiecuję!
    Błędy wskazane przez Karole zostały zdezintegrowane. Zdania, co one się Blance nie widzą to nie bardzo wiem co z nimi nie tak, więc póki co zostanie jak jest.
    Poczekam na uwagi profesora, Twoje znaczy, wtedy moze coś się pokombinuje jeszcze.
    Ps dziś biorę sie za poprawę poprzedniego fragmentu (6) bo wcześniej nie było kiedy. Tak zaznaczam, żebyś wiedział, iż nie olewam Twoich sugestii.
  • Canulas 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski, kurde, przypomniałeś mi, że i ja mam co poprawiać. Niebawem wrócę, to zajrzę. Pozdro.
  • Canulas no widzisz, musimy sobie pomagać:)
  • Justyska 14.04.2018
    No bardzo ciekawa część. Koniec woła o ciąg dalszy.

    "Odchylił się do tyłu, aby ulżyć obolałemu miejscu. Zwymiotował z bólu i kiedy prawie już tracił przytomność, poczuł, że lewa noga płonie, a przynajmniej miał takie wrażenie. Ból nie był tak potężny jak ten, który płynął z jego przyrodzenia, przypominał raczej uderzenia gorąca, które spowodowały, że otrzeźwiał, niczym po polaniu kubłem zimnej wody." - dobry opis w moim odczuciu, oparty na kontraście.
    Piąteczka za dreszcz emocji
    Pozdrawiam
  • Bardzo Ci Justysia dziękuje za dobre słowo. Jest ciąg dalszy, a nawet ciągi :))
    Wkrótce coś powinno wpaść.
    Pozdrawiam :)
  • Ozar 14.04.2018
    Bardzo ciekawie opisane. Tak to było, Polacy jechali wybierali sobie poniemieckie chaty a potem zgłaszali je w urzędzie, o ile taki już był. A do tego ciekawy wątek horrorowy. To razem fajnie się łączy. To były mroczne czasy z szabrownikami Wehwolfem itd. Czeka na dalszy ciąg.
    Bardzo ciekawie łączysz historię z nutką fantasy, albo horroru. proponuje dorzucić coś z Wehrolwem to uatrakcyjni tekst. 5+
  • Ozar ja mam takie „atrakcje” w planie, Werwolf to pikuś :)
    Nie wiem czy uda mi się to właściwie przekazać, w każdym razie będę próbował.
    Chociaż przemyśle jeszcze Twoją sugestię.
    Miło, że wpadłeś.
    Pozdrawiam :)
  • Ozar 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski Wiesz Werwolf był na tych terenach, ale głownie po to, żeby zaminowywać zakłady, albo coś wysadzać, albo zasypywać wejścia itd. Ale to zawsze coś ciekawego, bo oni działali na terenach całej Polski zachodniej, choć talk szczerze nie zdziałali zbyt wiele.
  • Ozar ta na Żuławach nie mieli specjalnie pola do popisu. bo jak tereny zostały zalane, wcześniej większość Niemców uciekła, niewielu ich zostało, ci co po "potopie' wrócili w większości byli, zwłaszcza zaraz po wojnie, na chama wysiedlani. To trochę zelżało w 46 roku. Ale jako, że to nie książka historyczna a fikcja, może jakiś tam wątek wplotę.
  • Ozar 14.04.2018
    Maurycy Lesniewski To prawda, ale byli wszędzie, a wiesz że podstawą do powstania wilkołaków był raport generała Gehlena dotyczący AK, przedstawiony Himmlerowi w 1944 roku. Oni sie wzorowali na AK.
  • Ozar 14.04.2018
    Maurycy kuknij na mój wierz , jestem bardzo ciekawy twojej opinii!, bo jesteś jakby ojcem chrzestnym mojej poezji.
  • Zaraz obczaję.
  • Canulas 14.04.2018
    Przeczytałem ok 15% i abstrhując od wciągającej treści, jestem urzeczony dialogową poprawą. No bomba po prostu.

    Szczerze. Dopracowałeś tak, że ciężko coś wyciągnąć. Ewentualnie to:

    " Ból nie był tak potężny jak ten, który płynął z jego przyrodzenia, przypominał raczej uderzenia gorąca, które spowodowały, że otrzeźwiał, niczym po polaniu kubłem zimnej wody." - z jego przeyrodzenia. Wiadomo, że "z jego"

    "Wpadł w furię, złapał jedno ze zwierząt, mimo że go wściekle kąsało i ścisnął, aż usłyszał ciche chrupnięcie. Natychmiast odrzucił martwe zwierzę." - tu Ci się dubluje "zwierzę". Nie jest to zgrzyt wysokich lotów, ale można:
    "Natychmiast odrzucił truchło".

    Horda, napastnicy, małe gryzonie - kurwa - o tym cały czas mówię. O synonimach. W końcu stosujesz. Czuję się jak ojciec patrzący jak syn odbiera dyplom. Chlip, chlip. - Zajebiście.

    "Połowa piwnicy była zalana, cześć wolna od wody wyglądała niczym ruchomy, żywy dywan." - tu Ci siepiwnica dubluje. W sensie, tam wyżej i tu. Można dać: Połowa pomieszczenia była zalana.

    Ładnie opisałeś hordę szczurów. Obrazowo i klimatycznie.


    " Gdy w końcu wyszedł z domu cały roztrzęsiony, ujrzał, że wóz z koniem stoi samotnie na ulicy. Po jego synu, (syn - numer jeden) nie było śladu.

    – Zbi… Zbigniew! – Chciał zawołać, ale głos wiązł mu w gardle.

    Doczłapał do wozu najszybciej, jak mógł. Na zydlu znalazł resztki jedzenia oraz pistolet, które zostawił synowi. (syn - numer dwa) Włożył magazynek i schował broń.

    – Zbigniew! – krzyknął trochę głośniej.

    Zaczęło się ściemniać. Musiał szybko odnaleźć syna. (syn - numer trzy)
    Synonimy syna mile widziane.


    "Kiedy minął krzaki, zasłaniające sąsiednie podwórko, zobaczył, że jego roześmiany syn, buja się na huśtawce. Tuż przy nim, tyłem do Józefa, stała mała dziewczynka w stroju klowna. Jej blond warkoczyki wystawały spod białej peruki. Mężczyźnie kamień spadł z serca, jego syn był bezpieczny, po prostu bawił się z nowo napotkaną koleżanką." - i tu jeszcze SYN występuje 2 razy.
    W sumie, aż 5 - trzeba coś zrobić z tym.

    "Józef spojrzał w oczy małego pajaca. Po chwili zrozumiał, że patrzy na męską twarz w dziewczęcym ciele." - dobre


    "W tym samym rytmie co dłoń obracała się głowa, czy, natomiast, ciągle wpatrywały się hipnotyzująco w Józefa, który ostatkiem woli wyrwał się z letargu i krzyknął:

    – Zbigniew! Chodź szybko do mnie! " - o jest i Twój słynny styl zapisu. No, ale jak jest jeden, dwa na tekst, to nie razi. Pod kątem zapisu dialogowego odrobiłęś pracę.


    "– Z kim się bawisz?! – mężczyzna, nie rozumiejąc, co się dzieje, panicznym głosem próbował zapanować nad sytuacją." - mężczyzna nie jest dialogową didaskalią. Z wielkiej.

    Ok. Koniec. Treść znam z dawnej piekarni. Pamiętam, że był chyba jeszcze jeden odcinek i urwałeś.
    Odrobiłeś bardzo dobrze dialogi. Nie ma też dookreśleń osobowych, typu moje, jego, swoje, swój, swoją. Znaczy są, ale już dużo mniej.
    Tera jeszcze zostają detale. Głównie użycie synonimów. Masz jakeigos wyrazu za dużo. Wpisujesz go w wyszukiwarkę z dopiskiem synonim. Ci znajduje alternatywy. To pomaga.

    Ogólnie, zajebiście poprowadzona część. Nareszcie.
    Sztywne 5
  • Canie dzięki, przyjrzę się wszystkiemu co napisałeś z wielką uwagą.
    Pozdro
  • Czekam na kolejną część. Koniec bardzo mnie zaintrygował. 5!
  • Miło mi bardzo gościć kolejną czytelniczkę :)
  • MarBe 14.04.2018
    Dołączam do kolejkowiczów.
  • Bardzo mnie to cieszy MarBe :)
    Pozdrawiam:)
  • Agnieszka Gu 15.04.2018
    Witam,
    drobiazg literówka:
    " Mały klown w ubrudzonym sądzą stroju uśmiechnął się, również podnosząc rękę." — sadzą

    Świetna część! :))
    Pozdrowionka
  • Dziękuję Aga za wizytę:)
    Literówka poprawiona.
    Pozdrawiam gorąco :)
  • Kim 08.05.2018
    No nieźle się dzieje. Ale żeś dowalił atmosferę z tym klownem na końcu. Metafizyka się chowa. Aż nie wiem, co powiedzieć, to idę czytać dalej (może będzie Eryk).
    Pozdrówka ;>>>>
  • No kim się zaparłaś :)
    Jakieś szczegóły poznajesz z otoczenia? :)
    Pozdrówka :))
  • Kim 08.05.2018
    Maurycy Lesniewski taaa to ten sam dom co u Eryka. Świetlik mnie naprowadził :>
  • Ritha 23.05.2018
    „– W sumie, to sierżant powiedział, że powinniśmy się zgłosić do PUR-a,* co by nam coś przydzielili, ale my se sami znajdziem pusty dom i dopiero to zgłosim. – Józef pokiwał w zadumie głową i na potwierdzenie własnych słów dodał: – Tak mnie się to lepiej widzi.” – popieram, tez bym kombinowała w ten deseń ;)

    „Zbigniew wskazał, kryty strzechą” – nie jestem przecinkowym specem, ale tu mi się zdaje przecinek niepotrzebny

    Gdy wpadł do piwnicy zaczytałam się, nie kopiując niczego, ale to muszę:
    ” Poświecił na posadzkę. Połowa piwnicy była zalana, cześć wolna od wody wyglądała niczym ruchomy, żywy dywan” – fajnie zobrazowane

    Błędów mało, w zasadzie wcale, widzę, ze przeczesane ;)

    Ok, końcówka majstersztyk. Naprawdę ciekawe historie tworzysz Mauryc. Bardzo ciekawe i bardzo klimatyczne.
    Gwiazdy, ofkors ;)
  • No Ritha cóż mogę powiedzieć, dziękuje pięknie ponownie :)
  • Pasja 02.08.2018
    Witam
    Czytałam kiedyś, ale wrażenia są bezcenne. Szczury też były głodne. Heidi jest niesamowita tak samo jak Zbyszek.
    Lecę dalej.
    Ukłony Autorze
    Pozdrawiam serdecznie
  • Hej Pasjo miło mi bardzo, że zdecydowałaś się kontynuować.
    Moje ukłony dla Ciebie:)
    Pozdrawiam bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania