Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piekarnia 8

Zostali na noc przed środkowym domem. Józef poprzedniego wieczoru postanowił, że będą szukać dalej, ponieważ walka ze szczurami i postać klowna, skutecznie zniechęciły go do tego miejsca.

O świcie, opatrując sobie rany, przyglądał się budynkowi. Na ścianie, trochę ponad metr od gruntu, biegł równy, ciemny ślad, świadczący o poziomie wody z czasu, kiedy powódź zalała okolicę. Dom, jedyny z tych, które do tej pory już oglądali, nie nosił śladów spenetrowania. Z jakiegoś względu intrygował Józefa, postanowił przyjrzeć mu się jeszcze raz, zanim odjadą.

Popatrzył na śpiącego pod wozem syna. Chłopiec tulił się do porcelanowej lalki z długimi blond włosami, otrzymanej od małej dziewczynki. Do podarunku przyznał się dopiero gdy przyparł go do muru.

Upewniwszy się, że z synkiem wszystko w porządku, przywiązał konia tak aby miał dostęp do świeżej trawy, któremu zwyczajowo spętał poprzedniego wieczoru przednie nogi, następnie poszedł się rozejrzeć.

Stojąc przed frontowymi drzwiami, przez jakiś czas im się przyglądał. Na wysokości zamka drewno porozrywane było pociskami z broni palnej. Przez dziury, dostrzegł zardzewiałą stal. Nie bardzo rozumiejąc, co to ma znaczyć, dotknął palcem metalu.

– Co za cholerstwo? – mruknął.

– Mogę tam wejść przez to okienko.

Józef odskoczył niczym porażony prądem. Po chwili dotarło do niego, że usłyszał głos syna. Odwrócił się gwałtownie.

– A, to ty nie śpisz?! – Popatrzył na niewielki świetlik u góry drzwi, wskazywany przez chłopca, zbyt mały, aby przecisnął się przezeń dorosły. Jakieś niejasne myśli kłębiły mu się w głowie. Czuł, że coś nie chce, by przekroczył tę barierę. – Co powiedziałeś? Co możesz?

– Mogę tam wejść.

Ojciec usunął resztki szkła z rozbitego okna, po czym zwrócił się do Zbyszka:

– Dom wygląda mi na opuszczony. Wsadzę cię tam przez tę dziurę, ty otworzysz okno z boku domu, tam gdzie wóz stoi. Ja wlezę z wozu, to se jeszcze obaczym tę chatę, zanim pojedziemy dalej. Rozumiesz?

– Yhy – mruknął dzieciak.

Takie potwierdzenie mu wystarczyło. Złapał chłopca pod pachami i, niczym szmacianą kukiełkę, uniósł nad głowę, trafiając małymi nóżkami w otwór.

– Zawiśnij na rękach – polecił – potem do podłogi już nie będziesz miał daleko i normalnie się puść. – Zerknął uważnie na chłopca i dodał: – Co byś tylko girów nie połamał.

Mały skinął głową.

Przez chwilę obserwował, jak dziecko wciska się w otwór. Kiedy zupełnie w nim zniknęło, licząc, że mały od razu ruszy w wyznaczonym mu kierunku, zaczął nasłuchiwać. Zapadła martwa cisza.

– Żywyś?! – zawołał, ale nie otrzymał odpowiedzi. Zaczynał się denerwować. – Cholera! No, gadajże mi tu do mnie zaraz! Okno miałeś iść otwierać! Słyszysz?!

Znowu nic. Spróbował podciągnąć się do okienka, aby zajrzeć do środka, gdy nagle usłyszał zgrzyt otwieranego zamka. Szybko zeskoczył na ganek, a zaraz potem ciężkie drzwi uchyliły się. Zaskoczony, ujrzał syna, stojącego na polerowanym marmurze podłogi. Po prawej stronie było jakiejś wejście, około dwóch metrów dalej dostrzegł schody na piętro. Na wprost znajdowały się kolejne drzwi. Jakiś czas rozglądał się, aż w końcu jego wzrok utkwił w marmurowej posadzce.

– Boże, toż w kościele nie ma nawet takiej! – Podniósł wzrok na syna. – A ty, co się nie odzywasz, jak ojciec woła, co?!

Chłopiec zupełnie zignorował pytanie.

– Zoba tata, jaka podłoga. Jakbym po wodzie chodził. I na wierzejkach rzeźby jakie... – Na twarzy dziecka malowała się fascynacja.

Józef wzruszył ramionami, jakby chciał ukryć wrażenie, jakie zrobiło na nim wejście do domu.

– Aj, tam. Obaczym dalej. Stawaj za mną!

Ostrożnie pchnął drzwi po prawej stronie – prowadziły do piwnicy. Z wnętrza uderzył go zapach wilgoci i zgnilizny. W ciemności dostrzegł tylko pierwsze stopnie. Wyciągnął latarkę i zaświecił do środka. Niżej światło odbiło się od równej tafli wody. Pomieszczenie do złudzenia przypominało to, do którego spadł poprzedniego wieczora, gdy zarwała się pod nim podłoga, z tą różnicą, że tu poziom wody sięgał wyżej. Na samo wspomnienie przygody przeszył go nieprzyjemne dreszcz. Bezwiednie pomasował pokąsaną nogę. Szybko zamknął drzwi.

– Idziemy tam. – Skierowal wzrok ku wejściu na wprost.

– A tam? – Zbyszek głową wskazał schody.

– Tam później. – Ojciec przecząco pokręcił głową.

Weszli do mieszkania. Podłogę, zamiast polerowanego marmuru, wyłożono tu parkietem. Józef zatrzymał się w niewielkim przedpokoju. Omiatając światłem latarki pomieszczenie, znalazł kolejne cztery pary drzwi. Już miał skierować się do środkowego wejścia, gdy bardziej wyczuł, niż zauważył, iż Zbyszek gdzieś zniknął. Przez chwilę rozglądał się nerwowo. Odwrócił się do wyjścia, ale zrozumiał, że chłopak nie mógł tak szybko tam dotrzeć. Zmierzając do salonu, kątem oka obserwował kuchnię.

– Zbig! Gdzie jesteś?!

Odpowiedziało mu tylko echo pustego domu. Przeszedł przez przedpokój i nieomal wpadł na syna, który stał w milczeniu tuż za progiem wielkiej łazienki.

Zdenerwowany nie wytrzymał:

– Jasna dupa! Wołam cię przecież!

– Zobacz, jaka balia. – Ojciec poświecił latarką. Zbyszek wpatrywał się w piękny, polerowny przedmiot w kolorze ciemnego złota.

Rozglądając się dalej, ujrzał pomarańczowo-czerwoną z domieszką fioletu marmurową posadzkę. Na wprost znajdowała się muszla klozetowa ze zwisającym z góry srebrnym łańcuszkiem i mosiężną rączką mechanizmu spustowego. Po prawej stronie, na środku ściany, umocowano wykutą z kamienia umywalkę, nad którą znajdowało się lustro wklejone w ścianę, „odcięte” od blado-niebieskich płytek mozaikowatym obramowaniem z drobniutkich kamyczków w kolorze podłogi.

– Dzieciaku to nie balia, to wanna. – Po chwili, myśląc na głos, dodał: – Boże! Kto tu mieszkał?

Podszedł do okna, a gdy je otworzył, ujrzał cały przepych pomieszczenia. Zrozumiał jak wszystko razem wspaniale komponowało się w jedną całość.

Pojął dwie sprawy. Po pierwsze: ten, kto tu mieszkał, nie był zwykłym, mieszkańcem miasteczka, po drugie - drzwi zamknięte były od środka, a klucz tkwił w zamku, właściciel wciąż mógł przebywać w domu!

– Zbigniew, cholera! Masz się trzymać blisko mnie, musimy najpierw sprawdzić ten dom! Czy ty to rozumiesz?! Masz łazić za mną!

– No dobra… – odpowiedział z ociąganiem chłopiec.

Józef pewniej poczułby się z Walterem w dłoni, niestety broń zostawił ukrytą pomiędzy szpargałami w wozie. Przez moment przemknęła mu myśl, aby po nią pójść, lecz odrzucił ten pomysł i wyciągnął nóż, z którym praktycznie się nie rozstawał. Przytykając palec do ust, nakazał milczenie. Skinął głową na syna i podążyli w głąb domu.

Weszli do salonu, gdzie wszystkie meble okryto prześcieradłami. Aby wpuścić nieco światła słonecznego, otworzyli okiennice. Znajdował się tu potężny kominek, w którym leżał równo ułożony stos drewna z podpałką gotową, by w każdej chwili podłożyć ogień.

Po środku ściany, zaraz za kominkiem, umiejscowiono ogromne, przesuwane, dwuskrzydłowe, szklane drzwi. Za nimi znajdowała się luksusowo urządzona sypialnia z wielkim małżeńskim łożem. Gdy Polecki lekko popchnął jedno ze skrzydeł, te z cichym szumem zniknęły we wnętrzu ściany. Po przeciwnej stronie salonu, znajdowało się wejście do spiżarni z pustymi słoikami i regałami z metalowymi hakami.

Ostatnim pomieszczeniem, które zaparło dech w piersi Józefa, była kuchnia. Wyposażona w kuchnię węglową z czterema palnikami i dużym piekarnikiem oraz stół z czterema krzesłami, sprawiała imponujące wrażenie. Tu, w odróżnieniu od reszty mieszkania, meble nie zostały okryte. Polecki otworzył jeden z dwóch stojących tam kredensów i dostrzegł kosztowną zastawę stołową. Otwierając kolejny, znalazł garnki najróżniejszych rozmiarów. Właściciele pozostawiając takie bogactwo, musieli uciekać w wielkim pośpiechu. Nie odnalazłszy ich śladów, ani nikogo, kto by ostatnio obcował w domu, uspokoił się na tyle, że schował na powrót nóż do pochwy, po czym zwrócił się do syna:

– Cholera, Zbig, dobry ten dom jest.

Chłopiec potakująco pokiwał głową.

– No… I ma bujawkę. – Dziecko miało inne wyobrażenia na temat dobrostanu miejsca do ewentualnego zamieszkania.

– No, tak… bujawka najważniejsza. – Józef uśmiechnął się pod nosem, rozbawiony poważną miną syna. Był nie mniej zachwycony niż syn cudami tego niezwykłego miejsca. – Chodźmy teraz na górę, obaczym jeszcze tam. Tylko lepiej ciągle trzymaj się za mną, bo wiesz, licho nie śpi.

Idąc na wyższy poziom, Zbyszek chciał wyprzedzić ojca na krętych schodach, ale ten złapał go za ramię.

– No?! Co ja mówiłem? Jak grochem o ścianę.

Mały przystanął, spojrzał ojcu w oczy i zwrócił się nieśmiało:

– Tata… ale mówiłeś, że dobry ten dom jest. A to on… On może mógłby być nasz?

Ojciec również się zatrzymał i zastanowił przez chwilę.

– Wcześniej miałem jakieś dziwne odczucia, ale teraz… No obaczym, obaczym. Takiego drugiego, to my na pewno nie znajdziem! Idziem na górę.

Weszli do mieszkania na wyższym poziomie. Józef szybko zaczął sprawdzać pomieszczenia, stosując ten sam system, co na dole, z otwieraniem okien włącznie. Kiedy był w jednym z pokoi przybiegł Zbyszek.

– Ojciec! Ojciec! Jest jeszcze jedna łazienka i ma też taką wannę jak ta na dole… U ciotki nie było ani jednej, a tu są aż dwie! – mówił szybko przejęty odkryciem. – Ta druga jest tylko mniejsza! Chodź zobaczyć, szybko!

Józef pokręcił z dezaprobatą głową, syn znów odłączył się od niego. Przeciągnął palcem po parapecie, na zakurzonej powierzchni pozostał wyraźny ślad. To i inne obserwacje upewniły go, że są tu sami.

– Dobra, dzieciaku, wygląda na to, że nikogo tu nie ma. Ja tu się jeszcze pokręcę, a ty możesz się sam porozglądać. Tylko nie rób nic głupiego.

– Ale łazienka… Ja chciałem… – Chłopiec miał jakiś swój plan, lecz ojciec przerwał mu:

– Później zobaczę. Nigdzie dalej nie jedziem, zostaniem już tutaj.

– Naprawdę?! Naprawdę?! – Dziecko zaczęło podskakiwać z zaciśniętymi piąstkami, słysząc radosną dla siebie wiadomość.

– Tja, lepszego domu nie znajdziem – mruknął, klepiąc syna po ramieniu i dodał głośniej: – Bierzem ten.

– Co?! To jest teraz nasz dom?! Hurra!

Na widok euforii syna uśmiechnął się i z troską pokiwał głową.

– Najlepiej, to ty siedź przy mnie. A jeśli już musisz łazić sam, to żebyś przyszedł, jak cię będę wołał! Rozumiesz mnie?! – Machnął ręką z wyraźnym odprężeniem. – Będziem musieli rozładować wóz, później mi pomożesz.

***

Od dłuższego czasu szukał syna, próbował nie wpadać w panikę. Wyszedł na dwór, mimo że wcześniej nawoływał chłopca z każdego okna. Liczył, że znajdzie go gdzieś w pobliżu, zaaferowanego nowym otoczeniem.

– Zbigniew! – Brak odzewu doprowadzał go do szaleństwa.

Następne częściPiekarnia 9 Piekarnia 10 Piekarnia 11

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Szudracz 15.04.2018
    Zanosi się na jakąś grubą akcję. Ojciec naturalnie reaguje na brak odpowiedzi chłopca. Opisy pomieszczeń pozwalają na pełną wizualizację.
  • Dzięki Szu za przeczytanie i komentarz :)
  • Agnieszka Gu 15.04.2018
    Podleciałam i tutaj... Świetna część :)
    Aleś zakończył niesamowicie.
    Pozdrowionka :)
  • Miło mi Aga bardzo. Dzięki wielkie za komentarz.
    Pozdrawiam :)
  • Blanka 15.04.2018
    Ciekawa część, fajnie napisana z intrygującą końcówką - czego chcieć więcej? Super. Pzdr;)
  • I nowa :)
    Dzięki i Pzdr :)
  • KarolaKorman 16.04.2018
    ,,Zł adła martwa cisza.'' - coś tu pogubiłeś :)
    ,, Zbyszek wpatrywał się piękny,'' - w piękny
    ,,fioletu, marmurową posadzkę.'' -tu bez przecinka
    ,, w którym leżał, równo'' - bez przecinka
    ,,krzesłami sprawiała imponujące '' - przecinek przed sprawiała
    ,, dostrzegł, kosztowną zastawę stołową.'' - bez przecinka
    ,, szybko, przejęty odkryciem chłopczyk.'' - bez przecinka i wywal tego chłopczyka, bo każdy wie, że to on :)
    ,,przyszedł jak cię będę wołał! '' - przecinek przed jak

    Domyślam się, już w poprzedniej miałam o tym pisać, że trafili do domu, gdzie wcześniej mieszkali Niemcy z córeczką. Podejrzewam też, że mała w ubranku klauna odegra większą rolę w tym teatrzyku :) Dom imponujący. Można sobie tylko wyobrazić, jak człowiek, po takich wojennych przeżyciach i ostatniej tułaczce odebrał ten przepych.
    Kapitalna część :) I powiem ci, że widać duuuże postępy. Zdania są wyraźniejsze, lepiej skonstruowane, a interpunkcja dobra (tych drobiazgów nie liczę).
    Końcówka bardzo na tak, choć przeraziłeś :)
    Moją 5 dorzuciłam :)
    Pozdrawiam :)
  • Widzę Karola, że czytasz w moich intencjach jak z książki:) w Twoich założeniach nie ma żadnych błędów.
    Błędy poprawione, a jeśli chodzi o postępy w pianiu, to chciałbym powiedzieć, że zrobiłem duży krok na przód, lecz jak to mówią, cudów nie ma. Z tymi ostatnimi częściami „molestuje” kogoś, kto mi sporo poprawia, więc to głownie dzięki temu jest na tym poziomie. Tu załączam moje podziękowania dla wyżej wymienionej osoby :)
    Choć z drugiej strony, chciałbym wierzyć, ze chociaż ciutenke lepiej sam też zaczynam poznawać warsztat, mimo że droga jeszcze długa i wyboista przede mną :)
    Karola Twoje komentarze, rownież zaliczam do tych, z których czerpać mogę, i robię to, garściami.
    Dziękuje bardzo za komentarz.
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • Justyska 16.04.2018
    Kurde no kręci ta Twoja historia. Intrygujące zakończenie. A tak poza tym to nie wiem, może mi się wydaję ale mam wrażenie że z każdą częścią piszesz lepiej. Jakoś bardziej płynie, czuć że wkładasz w to dużo pracy. Tzn od początku dobrze się czyta, ale wiesz o co mi chodzi prawda? :)
    Pozdrawiam i niedługo do kwaitkow lecę 5
  • Dzięki bardzo Justyska:)
    Wiem o co ci chodzi z tą poprawą (ktoś mnie wspiera, ale nie mów nikomu:) )
    Pozdrawiam i zapraszam „do kwiatków” :)
  • Canulas 18.04.2018
    "O świcie, opatrując sobie rany, przyglądał się budynkowi." - wiadomo, że sobie.

    Kurde, tak czytam i przez chwiklę myślałem, że to może ten dom, co sie niemeic przed ruskimi ukrywał, ale tamten był gdzie indziej. Tamto, to było sztosiwo.

    "Upewniwszy się, że z synkiem wszystko w porządku, przywiązał konia tak aby miał dostęp do swierzej trawy," - świeżej

    "– A, to ty nie śpisz?! – Popatrzył na niewielki świetlik u góry drzwi, wskazywany przez chłopca, zbyt mały, aby przecisnął się przezeń dorosły. Jakieś niejasne myśli kłębiły mu się w głowie. Czuł, że coś nie chce, by przekroczył tę barierę. – Co powiedziałeś? Co możesz?

    – Mogę tam wejść. " - nareszczie masz fajny zapis rozmowy. Podoba mi się.

    "Rozglądając się dalej, ujrzał pomarańczowo-czerwoną z domieszką fioletu marmurową posadzkę. Na wprost znajdowała się muszla klozetowa ze zwisającym z góry srebrnym łańcuszkiem i mosiężną rączką mechanizmu spustowego." - i to ładne. Ja siępocę przy opisach. Ciężko mi idą.

    "– Ale łazienka… Ja chciałem… – Chłopiec miał jakiś swój plan, lecz ojciec przerwał mu:" - może: mu przerwał? - i bez dwukropka.

    "– Naprawdę?! Naprawdę?! – Dziecko zaczęło podskakiwać z zaciśniętymi piąstkami, słysząc radosną dla siebie wiadomość." - po co "dla siebie?"

    "– Tja, lepszego domu nie znajdziem – mruknął, klepiąc syna po ramieniu i dodał głośniej: – Bierzem ten." - to juz trzeci znów taki zapis. Jedne ok, ale znów wracasz do tych anonsów przed wypowiedziami.

    Ładnie ucięte.
    Klimat jest.
  • Hej Canie :)

    Dzięki za wizytę, i to co znalazłeś, co by można ulepszyć.

    „Kurde, tak czytam i przez chwiklę myślałem, że to może ten dom, co sie niemeic przed ruskimi ukrywał, ale tamten był gdzie indziej. „

    A po czym wnosisz, że gdzie indziej?
  • Canulas 18.04.2018
    Tamta okolica mi się przez pryzmat tej rzeki wydała inna, ale może się mylę, bo mylę... prawda? - Czyli teraz na strych idziemy
  • Błądzisz bracie, błądzisz :))))
  • A pytał się sierżanta czemu tu woda, a tam nie. W poprzedniej części. A w tej:
    „Na ścianie, trochę ponad metr od gruntu, biegł równy, ciemny ślad, świadczący o poziomie wody z czasu, kiedy powódź zalała okolicę. „
  • Canulas 18.04.2018
    Maurycy Lesniewski - o kurwa, ale ciemny, jak spód od patelni. Super. Tamten dom był super creepy.
    Kiedyś, bardzo, bardzo kiedyś, się jakoś dogadamy i se go od Ciebie wypożyczę do jakiegoś shorta ;)
  • Canulas spoko :)
  • MarBe 19.04.2018
    Przyjemnie się czyta w odstępie czasu.
  • Dziękuje bardzo :)
  • Mam trochę zaległości, ale zaczynam nadrabiać.
    Już nie mogę doczekać się, co dalej. Ostatni akapit trzyma w napięciu.
    Z takich szczegółów: "Był niemniej zachwycony niż syn cudami tego niezwykłego miejsca." - w tym wypadku będzie "nie mniej".
    Pozdrawiam!
  • No miło mi bardzo, że to czytasz:) zaraz ”niemnieja” poprawię:)
    Dzięki, że czytasz i za pozostawienie śladu tegoż właśnie.
    Dzięki bardzo za komentarz:)
  • Kim 08.05.2018
    No ładnie, mały się zgubił. Dlatego bycie rodzicem jest przerąbane. I weź tu zapanuj nad rozbujanym, dziecięcym mózgiem. A zamknąć w klatce nie można, bo niehumanitarne. Ech. Mam nadzieję, że dzieciak nie leży martwy w jakiejś dziurze, pożerany przez szczury. Mam jedną teorię na to, co się może zaraz stać.
    Lece dalej, bo chcę ją zweryfikować :>>>>
  • Kim jestem ciekaw Twojej teorii :)
  • Kim 08.05.2018
    Maurycy Lesniewski juz napisałam pod następną częścią jaka była :P
  • Ritha 23.05.2018
    „Piekarnia 8” – o powtórzenie tytułu można wywalić ;)

    „dostęp do swierzej trawy” – świeżej*, na Boga

    „Upewniwszy się, że z synkiem wszystko w porządku, przywiązał konia tak aby miał dostęp do swierzej trawy, któremu zwyczajowo spętał poprzedniego wieczoru przednie nogi, następnie poszedł się rozejrzeć” – ogólnie to zdanie jest pokraczne, może zmienić szyk:
    ”Konia, któremu zwyczajowo spętał poprzedniego wieczoru przednie nogi, przywiązał tak, by miał dostęp do świeżej trawy i upewniwszy się, że z synkiem wszystko w porządku, poszedł się rozejrzeć”, czy jakoś w ten deseń (dalej dziwne, pokombinuj ;)).

    Pięknie, starannie opisany dom.

    „po drugie - drzwi zamknięte” – dłuższa kreseczka

    Dżizas to jest ten dom tego małżeństwa z pierwszych części? I ta dziewczynka, klown, to je duch, co nie ?!
    Zgłupiałam.

    „bo wiesz, licho nie śpi” – heh, jedno z moich powiedzonek, masz plusika gratis ;)

    „– Naprawdę?! Naprawdę?! – Dziecko zaczęło podskakiwać z zaciśniętymi piąstkami, słysząc radosną dla siebie wiadomość” – ten chłopiec łapie mnie za serducho

    Dobra końcówka (jak zwykle), stlasnie lubię, jak końcówki są spoczi. Ta jest spoczi.
    Oks, póki co tyle, miło mi było poczytać znów.
    Pozdrawiam Mauryc ;)
  • Tu jak widzę też dotarłaś :)
    Zaraz te największe babole poprawię. Dzięki bardzo, naprawdę fajnie, że zajrzałaś :)))
  • Ritha 23.05.2018
    Lux, Maurycy, czyta się przyjemnie :)
  • Pasja 02.08.2018
    Jestem i tu.
    Dom z opisu niczym pałac. Ciekawe miejsce na piekarnię. Widać też, że nie było tak bardzo splądrowane. Dziecko ja to dziecko, wszystkiego jest ciekawe. Jeszcze bujawka?
    Zobaczymy, gdzie Zbyszek się zapodział.
    Pozdrawiam
  • Tak jak mówisz Pasjo, dzieci zawsze patrzą i czują sercem :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania