Poprzednie częściPiekło skazańców - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piekło skazańców - Rozdział 10: Przygotowania

[Wpadłem na świetny pomysł jak zakończyć serię, co cieszy mnie niesamowicie...Zdradzę, że nie da się tego przewidzieć! ^^]

 

- Ile mamy czasu zanim dotrze tu oddział zbrojny? - spytałem, ale David był zbyt skoncentrowany by odpowiedzieć, jego spojrzenie lustrowało okoliczne ciała i powyrywane z zawiasów drzwi cel więziennych. Pewnie teraz nie jest najlepszy moment, aby powiadomić go o śmierci ojca, nawet jeśli miałby się tym nie przejąć ani trochę - Jak my--

- Nie mam bladego pojęcia - przerwał mi nie tyle gniewnym, co strudzonym głosem - Teraz to chyba kwestia czasu zanim tu dotrą - przerwał ponownie, zatrzymując się by przypomnieć sobie drogę, po czym ruszył - Siedziba CAO jest po drugiej stronie tego miasta, więc daję góra pół dnia zanim tu dotrą...Byłem na posterunku strażniczym i w telewizorze trąbią tylko o tym, co tu zaszło!

Przed nami rozciągał się korytarz - szary i długi - nie różniący się niczym innym od pozostałych. Podłoga była wprawdzie pokryta setkami żetonów rozpusty, niemniej jednak nie miały one na chwilę obecną żadnej wartości, gdyż czym jest forsa, gdy staje się w szranki z nieuniknioną śmiercią. Korytarz ten samozwańczo był wylęgarnią ciał; miejscem, gdzie ofiar było najwięcej, przeważająca ich ilość zmarła w wyniku obrażeń kłutych; pewnie noże czy inne licho ich dopadło. Złapałem z trudem oddech, starając się powstrzymać podchodzący pod same usta odruch wymiotnych, co ostatecznie tylko połowicznie skończyło się sukcesem, następstwem tego pozostał druzgocący niesmak...

Przez większość drogi myślałem o Oliverze i o tym, w jaki sposób go zamordowano; chciał jedynie dostać z powrotem wiadomość, którą napisał na wypadek swojej śmierci, jednak umarł, umarł i dalej jestem w posiadaniu tego pogiętego kawałku papieru z adresem, na który powinienem go dostarczyć. Jednak czy mam na to jakiekolwiek realne szanse? Wybuch powstania, śmierć więźniów, śmierć Olivera i zarządcy...Czy to wszystko było tego warte? Co osiągniemy walcząc? Przyczynimy się jedynie do kolejnych zniszczeń, a w końcu...do porażki. Gdy tak się stanie nie dopadnę Hug-- Nie dostarczę listu zmarłego przyjaciela ani nie wydostanę się stąd już nigdy.

- Co z pozostałymi? - spytał Lawrence, który najwyraźniej trzymał się całą drogę z tyłu odkąd przedstawiłem go Davidowi.

- Zabraliśmy klucze klucznikom i mamy się zebrać na terenie spacernika - złapał powietrze - Potem...pewnie zaczniemy przygotowywać to miejsce...

- Przygotować? - zawołałem cicho - Na co? - na me pytanie tylko pokiwał przecząco głową.

- Na oblężenie...CAO przybędzie pewnie jutro o brzasku, co nie daje nam wiele czasu, swoją drogą, gdzie jest Oliver? - zatrzymał się i rozejrzał dookoła - nie widziałem go nigdzie...

- O-on nie żyje...

- Co?! Ja- Jak to? - zawołał zaskoczony i opuścił głowę do dołu.

- Jakiś strażnik odstrzelił mu kawał głowy, do kurwy nędzy!

- Kurwa mać! Było siedzieć na dupie to nikt by nie zginął! - ryknął, co zrozumiałem. Czułem się równie zły, wybuch nieprzemyślanego powstania wyrządził nam więcej zawodu niż dał zysku. Może gdyby nie dopadł nas Warden i nie bylibyśmy wrzuceni na arenę by walczyć, to może do tego wszystkiego by nie doszło? Nie, to nie jest nasza wina, ktoś inny mógłby tam trafić i wszystko potoczyłoby się dokładnie tak samo. Człowiek kakao zajebałby pewnie innego strażnika i powstanie wybuchłoby i tak.

W końcu dotarliśmy na miejsce, czyli do spacernika. Spodziewałem się wprawdzie, że będzie on po brzegi zapełniony skazańcami, ale tak nie było, znajdowało się tu tylko kilkoro ocalałych z rzezi, która miała miejsce wiele godzin wcześniej. Zebrani niemal cali pokryci byli w krwi poległych więziennych braci, część miała w dłoniach broń, wprost z ringu, pozostali gumowe pałki z zabitych strażników. Z nierównego szeregu wystąpił człowiek kakao - Clive, ale nie chciało mi się wierzyć jak ucierpiał. Prawe oko miał owinięte czarnym kawałkiem starej szmaty, jakby je stracił w wyniku jakiegoś starcia. Nie miał za to siekiery, użytej do walki ze mną.

- Długo was nie było - zawołał po czym spostrzegł się, że wpatruję się w jego prowizoryczną opaskę - To? Jeden skurwiel mnie dźgnął.

- Tylko tylu was zostało? - spytał David, na co ten machnął przecząco dłonią.

- Część jeszcze pałęta się po więzieniu, a pozostali pewnie zeszli do podziemi...

- Po co mieliby tam iść? - spytałem.

- Jak to "po co", by uciec ma się rozumieć, tchórze - splunął na trawę - Róbta co chceta, ja tam mam zamiar walczyć z tym pojebanym systemem, zaszliśmy tak daleko, że nie ma sensu się poddawać, a ty? - spojrzał na stojącego obok Lawrenca - Co powinniśmy zrobić? - Szczerze to mi to obojętne, i tak nie mam żadnej rodziny, czy przyjaciół, nie po tym, co zrobiłem...Jeśli przyjdzie mi walczyć to będę walczył, jeśli nie, to ucieknę...

Clive odszedł i zaczął najprawdopodobniej obgadywać plan działania z innymi więźniami przy wejściu do budynku, pozostali nie próżnowali i zaczęli rozstawiać proste konstrukcje z zamysłem opóźnienia ruchu nadciągającego wroga.

- David! - zawołałem go, dając znać by się nachylił, wtedy powiedziałem mu wiadomość od Wardena, którą mi przekazał na krótko przed własną śmiercią...

- J-jesteś p-pewien, że-- Zaczął, ale przerwała nam głośna syrena oraz ciężkie kroki maszerującej armii - Co do kurwy? Mieli przyjść jutro! - zawył.

- Co zrobimy?

- Nie jesteśmy gotowi!

- Zginiemy!

Głos dochodzący z megafonu uciszył wszystkich niemalże natychmiast:

- W imieniu systemu stworzonego przez Billa Williamsa oraz Johna Thompsona nakazuję wam opuścić broń i się poddać, w przeciwnym wypadku zaatakujemy...powtarzam...Opuście broń, poddajcie się, a nic się nie stanie. Mówi do was Hugh Trickster, główny urzędnik państwowy...

- ...!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Shogun 31.03.2020
    Będzie się działo. Czekam na kolejny rozdział, no i na zakończenie, którego nie do się przewidzieć ;D
    Pozdrawiam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania