Poprzednie częściPiekło to za mało - Prolog

Piekło to za mało - Rozdział XVII

Patrząc z daleka wszystko wydaje się być idealne, za bardzo. Tak, że gdy podchodzimy kilka kroków do przodu, nie jesteśmy w stanie ukryć naszego rozczarowania. Boli nas to, że uwierzyliśmy w bajkę, to, że nasz umysł nie był w stanie w sposób wiarygodny odwzorować rzeczywistości, a tylko pominął to, czego nie dostrzegł, zostawiając białe plamy. Z pozoru niewidoczne pozwalają nam uwierzyć, że wad nie ma, a świat w jakimś maleńkim stopniu jednak jest idealny. Spotkało nas coś dobrego, jesteśmy w stanie przebywać w obecności ideału, co prawda odległość, która nas od niego dzieli jest dość spora, ale co z tego. Dziwne by było, gdyby takie niedoskonałe istoty jak my mogłyby się do niego zbliżyć.

Mimo wszystko jednak odczuwamy tę chęć. Chcemy podejść jeden krok, drugi. Może czasem nawet zatrzymujemy się, cofamy o krok z myślą, że to jednak nie ma sensu — nie ma sensu próba zbliżenia się do ideału. Chwila zwątpienia jednak szybko mija, gdy tak patrzymy na niego z oddali. Cała ta odległość staje się niemożliwie denerwująca, że aż nie do wytrzymania. W końcu żyjemy na tym samym świecie, mamy równe prawa, czyż nie?

 

I z przekonaniem, że jeśli podejdziemy na tyle, by być w zasięgu pozornie idealnego tworu, jego esencja się nam udzieli, podchodzimy. Zamykamy w oczy, jakby w obawie, że to, że jesteśmy w stanie iść, a przed nami nie ma żadnej materialnej bariery, jest jedynie iluzją, a my z bolesnym skutkiem zaraz się o tym przekonamy. Ale bariery nie ma... no dobrze, to nie całkiem tak, że nie istnieje — ona jest w naszych umysłach, łącząc się z każdym aspektem naszego życia, czyhająca w ukryciu na moment, w którym w końcu da radę się ujawnić. Nie zawsze się ujawnia, czasem tylko podświadomie podpowiada nam rozwiązania, podaje najłatwiejszą drogę ucieczki.

 

Gdy w końcu bez żadnych większych kłopotów stajemy naprzeciwko tego od dawna ubóstwianego ideału, boimy się otworzyć oczy, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. No i czasem ich nie otwieramy, tak jest w sumie lepiej — ideał pozostaje ideałem.

 

Kiedy jednak decydujemy się na otworzenie oczu, czeka nas rozczarowanie. Tak gorzkie, że nie przypuszczaliśmy, zarówno zaczynając wędrówkę, jak i zamykając oczy, że to, co zobaczymy na miejscu, może być tak rozczarowujące. Widzimy wszystkie niedoskonałości, które wcześniej znajdowały się pod zasłoną grubej mgły, widzimy je wszystkie. Najgorsze jest jednak, że w oczach naszego ideały dostrzegamy samych siebie. Jesteśmy mu bliżsi, bo on przecież też ma swoje wady, ale znowu nie do końca. Skoro kogoś niedoskonałego wynosiliśmy na piedestał, to w takim razie, gdzie my się znajdujemy?

 

 

Patrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc. Jakiego brata, o co w ogóle chodziło? Naprawdę nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego ten chłopak obwinia mnie o jego śmierć. Ja pewnie nawet go nie znałam, więc czego zarzucał mi czyjeś morderstwo?

 

W jego spojrzeniu dostrzegłam wyzwanie, chciał, abym stawiła czoła jego słowom, a ja nie potrafiłam.

 

- Ja... nie przypominam sobie twojego brata.

 

- Nie idź w zaparte. Innych możesz oszukać, ale ja wiem, jaka jesteś. Zwykła dziwka, wykorzystujesz facetów, a potem masz gdzieś, nawet jeśli zdychają.

 

Jego słowa podziałały na mnie jak siarczysty policzek, nie dość, że obwiniał mnie o czyjąś śmierć, on był przekonany, że zrobiłam to celowo i z pełną premedytacją.

 

Do mojej głowy jednak nie przyszło żadne wspomnienie, które choćby w najmniejszym stopniu mogłoby się przyczynić do śmierci obiektu naszej rozmowy. Może, kiedy dowiem się, o kogo tak właściwie chodzi, coś sobie przypomnę.

 

Przed zadaniem pytania postanowiłam najpierw przeanalizować wszystko w oparciu o informacje, które w tamtym momencie posiadałam. Chłopak, który stał przede mną nazywał się Olgierd Malinowki, czy znałam kogoś wcześniej o takim nazwisku? Nie przypominałam sobie, postanowiłam więc dokładnie mu się przyjrzeć, bo skoro są braćmi, mogłam dopatrywać się jakiegoś podobieństwa. Pewnie idiotycznie wyglądałam, wertując całą jego postać wzrokiem.

 

- Co się tak na mnie patrzysz, głupia. Nic nie zmieni, że będziesz we mnie wlepiać te gały.

 

Nie odpowiedziałam, a właściwie starałam się nie zwracać uwagi na jego słowa. Potrzebowałam się skoncentrować, a taki wybieg z obelgami, nie stanowił w żadnym stopniu ułatwienia.

 

Nagle w mojej głowie pojawił się widok czyjejś twarzy. Chłopak nie odzywał się, a tylko smutno patrzył jakby w moją stronę. Z czoła ciekła mu krew, powolnie spadając na ziemię.

 

Zamknęłam oczy i ponownie je otworzyłam, a obraz znikł. Znów byłam przed pizzerią, a Olgierd chyba wystraszony moim nagłym zasłabnięciem, klęczał nade mną. Nie wiedziałam, co się stało, leżałam na ulicy i zastanawiałam się, w jaki sposób się tak znalazłam. Pewnie zasłabłam. To jednak nie było aż tak istotne, do mojej głowy powrócił obraz krwi spływającej po policzku chłopaka. Wydałam się trochę znajomy i... podobny do Olgierda. Może jednak miałam coś wspólnego z jego śmiercią.

 

Przyjęłam dłoń wyciągniętą przez mojego towarzysza. Dziwne, że mi pomógł, przecież mnie nienawidził.

 

Jakby odczytując moje myśli, na twarzy chłopaka pojawił się nieznaczny grymas.

 

- Opowiesz mi coś o nim? - zapytałam stojąc już o własnych siłach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • candy 06.08.2016
    Hmm... a jednak coś wspólnego ma. Zaciekawił mnie ten wstęp o ideałach, czy tak chciała się zbliżyć właśnie do tego brata? Króciutko, ale fajnie. Czekam na dalszy ciąg ;)
  • little girl 06.08.2016
    Wstęp niekoniecznie odnosi się do osoby, ale to później się wyjaśni ;) Dziękuję :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania