Poprzednie częściPiekło to za mało - Prolog

Piekło to za mało - Rozdział XVIII

Błękit, który powinien raczej działać uspokajająco, wzbudzał we mnie niepokój. Ten stawał się z każdym krokiem coraz większy. Znowu byłam sama, ja jedyna żywa istota w wyimaginowanym świecie, w którym z jakiegoś powodu się znalazłam. Bo przecież był jakiś powód, prawda? Może przez te sny mam dojść do jakiejś prawdy, odkryć tajemnicę, która bez nich mogłaby nigdy nie wyjść na światło dzienne. Bo wszystko dzieje się po coś, ma określony cel, który wskazuje nam drogę, którą powinniśmy podążać. Przynajmniej w to chciałam wierzyć. Pod pewnym względem byłam już w stanie oderwać się od przeszłości. Oczywiście ona nadal była częścią mnie, ale inaczej.

Świat wokół mnie starał się zamknąć drzwi do pójścia naprzód, a ja chociaż wciąż nie rozumiałam tylu rzeczy, nie chciałam się wycofać. Cofnąć o krok, którego zrobienie zabrało mi przecież tak dużo siły. Nie rozumiałam, ale próbowałam zrozumieć, ale nie cofając się wstecz, a idąc naprzód ciągle, nie wahając się.

 

Kroczyłam po niebieskiej drodze, starając się wychwycić choćby najmniejszy ruch. Nie udało mi się. Przecież ktoś musiał tu być, inaczej moja początkowa teoria ległaby w gruzach, nie mogła. Po prostu nie mogła.

 

Nie przyśpieszałam kroku, czułam, że w taki sposób będę w stanie złączyć się z tym miejscem, poznać jego sekret. Wiele razy biegniemy za określonym celem, nie zwracając uwagi na to, co znajduje się po drodze, a to może stać się naszym największym błędem. Nie chciałam ich popełniać, bo nawet najmniejszy mógł mnie wiele kosztować. Balansowałam na granicy, ale czułam siłę, która pomagała mi utrzymać równowagę, jednak ta siła kończyła się, jak piasek przesypujący się przez klepsydrę, odmierzając czas.

 

Mimo że powtarzałam sobie, że pośpiech nic nie da, idąc tak bez jakichkolwiek rezultatów, zaczynałam tracić cierpliwość. Dotknęłam ręką twarzy, przecierając czoło i głośno westchnęłam, miałam dość.

 

- Jest tu kto? - krzyknęłam w akcje desperacji.

 

Odpowiedziało mi echo, to było coś nowego. Doszłam do wniosku, że świat wokół mnie, ten we śnie, ciągle ewoluuje, zmienia się z każdym kolejnym moim przybyciem tutaj. Gdy ta myśl przyszła mi do głowy, odczułam ulgę, znaczyło to, że jednak moje obserwacje mają sens. Gorzej, jeśli jednak chodzi o szukanie zmian, nie miałam zielonego pojęcia, czego mogłabym się spodziewać. Równie dobrze mogłam przejść obok i nic nie zauważyć. Tak, to było bardzo prawdopodobne. Jednak nie mogłam się poddać.

 

Zdecydowałam się na dość ryzykowne posunięcie. Chwilę jeszcze stałam na niebieskiej ulicy, rozglądając się po niebieskim świecie, po czym ruszyłam w stronę domu, który znajdował się najbliżej mnie.

 

Zapukałam. Minęła dłuższa chwila, jednak nikt nie zareagował. Nie wiem, jak to wytłumacz, ale czułam, że nie mogę się poddać. Zapukałam kolejny i kolejny raz.

 

Odgłos moich palców uderzających o zewnętrzną stronę drzwi zdawał się być coraz głośniejszy, chociaż wcale nie pukałam mocniej. Przy którymś powtórzeniu w końcu usłyszałam kroki. W tamtym momencie nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy wiać. Chyba naoglądałam się za dużo horrorów, bo moja wyobraźnia w tamtym momencie poczęła pląsać i wymyślać coraz to straszniejsze możliwe zwroty akcji. Ale przecież po to zapukałam, żeby ktoś otworzył drzwi. Po co innego bym to robiła?

 

Skrzypiące drzwi uchyliły się, ukazując nikłą postać za nimi. Dziewczynka, którą zobaczyłam, podobnie jak reszta tamtego świata, była niebieska. Istniał jednak jeden szczegół, który odróżniał ją od otaczającej nas rzeczywistości, a mianowicie jej oczy. Żywy, zielony kolor z początku przyprawił mnie o ciarki. Spojrzenie dziewczynki nie należało do tych przyjemnych, przyjacielskich, dzięki którym od razu poczułabym się komfortowo. Patrząc na nią, coś ukłuło mnie w sercu, nie wiedziałam, co to oznaczało, jednak chciałam się dowiedzieć. Zaszłam już tak daleko, nie mogłam się wycofać.

 

Dziewczynka jakby czytając w moich myślach, odsunęła się, zostawiając mi wystarczająco miejsca, abym weszła do środka.

 

Ręce mi drżały, ale nie zważając na to, przekroczyłam próg i znalazłam się w ciemnym korytarzu.

 

Chwilę mi zajęło, zanim moje oczy przyzwyczaiły się do panującego tam półmroku, a gdy w końcu tak się stało, postanowiłam się uważnie rozejrzeć. Zapomniawszy o stojącej obok mnie dziewczynce, zaczęłam z uwagą przyglądać się ścianom i podłodze. Wnętrze choć ciemne, zdawało się mienić niebieską poświatą, jednak i ona była w jakiż sposób inna od reszty świata.

 

Zastanowiłam się chwilę nad tamtym domem. Z zewnątrz nie wydawał się jakiś wyjątkowy, a wręcz stanowił prawie że identyczną kopię reszty — mały parterowy domek, wybudowany na polu kwadratu z ciemnymi oknami. Skoro w tym domu coś było, czy to oznaczało, że reszta również coś w sobie kryje?

 

Spojrzałam na swoje stopy. Stałam boso na drewnianych deskach, tworzących podłogę w korytarzu. Musiała mieć sporo lat, lepiej będzie, jak nie będę wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, pomyślałam.

 

Podnosząc wzrok, znów natknęłam się na to przerażające spojrzenie. Ledwie powstrzymałam się od krzyku. Ta cała sytuacja skojarzyła mi się z horrorem, w którym ofiara podnosi wzrok, napotykając jakiegoś demona, który się na nią rzuca i wypruwa wnętrzności.

 

Dziewczynka jednak nie wykonywała żadnych podejrzanych ruchów. Wydawało mi się jednak, że dostrzegłam na jej twarzyczce coś na kształt zniecierpliwienia, czyżby czekała na mnie?

 

- Kim jesteś? - Zadałam najbardziej banalne pytanie, ale było ono jedynym, które w tamtym momencie przyszło mi do głowy. Oczywiście mogłam zapytać o tyle nurtujących mnie rzeczy, jednak w mojej głowie nie pojawiało się żadne wyrazy, układające się w logicznie brzmiące pytanie.

 

Dziewczynka skinęła głową i wskazała, abym szła za nią. Odwróciła się tyłem i ruszyła przed siebie.

 

Postanowiłam iść za nią na tyle blisko, aby jej nie zgubić, a zarazem daleko, zachowując bezpieczną odległość.

 

Mój przewodnik nie mógł mieć więcej niż jedenaście lat. Drobne warkocze zaplecione w zwięzłe sploty, przewiązano wstążką. Niebieską. Sukienka sięgająca delikatnie przed kolano, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Krojem przypominała te, które były bardzo modne kilka lat wcześniej. Sama w sumie miałam podobną z krótkimi rękawami zakończonymi lekkimi falbankami. Zarazem delikatna i urocza, idealna na małą dziewczynkę.

 

Moje rozmyślania przerwał dźwięk skrzypiących drzwi, czy w tym świecie wszystkie tak skrzypią? Irytował mnie ten dźwięk, jakby tak trudno było je po prostu naoliwić.

 

Weszłyśmy do średniej wielkości pomieszczenia. Gdy dobrze się przyjrzałam, dostrzegłam, że to jadalnia. Nie byłyśmy tam same. Na środku pomieszczenia stał stół, na którym znajdowały się potrawy, zapewne obiad. Na krzesłach przy stole siedziało sześć osób w różnym wieku. Dwoje z nich, najstarszych, było zapewne rodzicami. Siedzieli obok siebie, szepcząc coś do ucha i śmiejąc się. Przynajmniej tak wywnioskowałam, bo pomimo iż nie słyszałam żadnego dźwięku, z mimiki ich twarzy dało się łatwo czytać.

 

Zdawali się mnie nie zauważać, oczywiście oprócz jednej osoby, dziewczynki, która otworzyła mi drzwi. Odwróciłam się ponownie w jej stronę, sprawdzając, co robi. Popatrzyłyśmy się przez chwilę na siebie, po czym odeszła w stronę stołu. Zajęła puste miejsce, którego na pierwszy rzut oka nie zauważyłam.

 

Oprócz niej znajdowało się tam również czworo innych dzieci — dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Gdy dobrze się im przyjrzałam, dostrzegłam, że jeden z chłopców łudząco przypomina moją przewodniczkę, musieli być bliźniakami. Lecz on, jak i reszta zgromadzonych, pomijając tę z warkoczykami, należeli do tamtego świata, dosłownie. Nie widzieli mnie, nie wyróżniali się niczym szczególnym, trwali w swoim transie.

 

- Po co mnie tu przyprowadziłaś?

 

Moja towarzyszka wstała i pokazała, abym usiadła zamiast niej na miejscu przy stole. Zdziwiłam się, jednak postawiłam kolejny krok w jej kierunku. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, czy ta cała sytuacja nie stanowi jakiejś pułapki, ale no cóż, dopóki nie spróbowałam, nie mogłam się o tym przekonać.

 

- Raz kozie śmierć — szepnęłam sama do siebie i zajęłam miejsce przy stole.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • candy 08.08.2016
    Nie wiem, jak to wytłumacz - brakuje mi tu osobnika jakiegoś :D
    Gdzieś mi znikły gwiazdki do oceny, jak się raczą pojawić, to dam oczywiście 5. Świetnie opisujesz te koszmary. Może nie powinnam, ale nieco się uśmiechnęłam przy tych refleksjach o skrzypiących drzwiach :D te skojarzenia z horrorów identyczne jak moje. Niby nic szczególnie dynamicznego w tym rozdziale, ale bardzo mi się podoba <3 i jak szybko kolejny dodałaś, czyżby wena? :D
  • candy 08.08.2016
    umknęła mi ta literówka:
    - Raz kozi śmierć - kozie* :D
  • little girl 08.08.2016
    Ach te literówki, zawsze musi się jakaś trafić :I Brakuje w sensie w rozdziale? Można tak powiedzieć, że wena :D Dziękuję kochana :*
  • candy 09.08.2016
    little girl no brakuje w takim sensie, że czytam "nie wiem, jak to wytłumacz" i nie wiem kto to ma tłumaczyć :D
  • little girl 09.08.2016
    haha, ok ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania