" Piękne istoty " 68

Zwiastun do tej oto "książki" - https://www.youtube.com/watch?v=EMGypr4S4uU

 

* * *

 

Kiedy opuścili dom Łakotki, było dosyć późno. Skierowali się do czarnego pojazdu. Liam w międzyczasie zaczął rozmowę:

- Coś się zmieniło, czy mi się tylko wydaje?

- Wydaje ci się – odparł beznamiętnie Harry, opadając na tylne siedzenie Nissana.

- Chodzi mi o Łakotkę. Ostatnimi czasy wydaje mi się taka inna. I jeszcze ten wybuch przed szkołą, potem ta ucieczka, a potem wraca, jak gdyby nigdy nic do domu i mówi nam, że wpadała na nowy pomysł na piosenkę. Nie uważacie, że coś tu jest nie halo?

- Liam histeryzujesz. To w końcu dziewczyna. One mają swoje humory. A jeśli chodzi o ten wybuch przy szkole, to przesadziłem, ale nie miałem zamiaru puszczać ją z tym idiotą – wyjaśniał Louis skupiony na prowadzaniu auta.

- Liam ty się powinieneś martwić, tym, że pan niebezpieczny Tomlinson przyznaję się do popełnionego błędu – wtrącił Niall.

- Ja tutaj jestem – warknął szatyn.

- On nie jest taki niebezpieczny. Zwłaszcza jeśli chodzi o Łakotkę.

- Nadal tutaj jestem i każe wam się zamknąć – rzucił szorstko sam zainteresowany.

- Spokojnie – Zayn przeciągnął się na przednim siedzeniu.

Reszta drogi upłynęła im w ciszy.

Louis:

Dlaczego to jest tak wszystko poplątane? Dlaczego ja i Łakotka nie możemy być jak miliony innych, zwyczajnych par, które na każdym kroku się przytulają, całują...

Dlaczego nic się nie układa?

Z takimi myślami otworzyłem oczy i mozolnie podniosłem się do pozycji siedzącej.

- Kolejny dzień… Świetnie – mruknąłem sam do siebie.

Powoli wstałem z łóżka i poczłapałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem czarne rurki, białą koszulkę i bordową bluzę z zamkiem. Zbiegłem na dół i jak zwykle ujrzałem przy stole swoją rodzinę. Mruknąłem niewyraźne: „Dzień dobry” i zająłem swoje stałe miejsce.

- Lou, mógłbyś dzisiaj zawieść siostry na zajęcia taneczne, bo my z ojcem pracujemy do późna? – zapytała mnie mama.

- Ok. Ale o której to, bo ja mam trening.

- Szesnasta.

- No to nie dam rady. Trening zaczynam o piętnastej trzydzieści, a kończę o siedemnastej.

- My chcemy na zajęcia – krzyknęły bliźniaczki.

- No ja nie mogę was zawieść – powiedziałem, grzebiąc w talerzu.

- Louis możesz dzisiaj odpuścić sobie trening – rzekła moja rodzicielka.

- Nie. Nie mogę. Jestem kapitanem, a za tydzień gramy ważny mecz.

- No to, co ja teraz mam zrobić? Przecież nie poproszę Scarlet, aby zawiozła mi dzieci na zajęcia.

- A może Łakotka? – zagadnęła Phoebe.

- Ta Dr…

- Collins – przerwałem natychmiast mojej matce – Nie. Ona nie.

- Co się z tobą dzieje chłopcze? – w końcu przeniosłem spojrzenie na wuja, którego unikałem jak ognia.

- Nic – warknąłem.

- Ale dlaczego nie? – oburzyły się moje siostry.

- Przestańcie piszczeć. Możecie dzisiaj sobie odpuścić te zajęcia.

- Ty możesz sobie odpuścić.

- Dosyć! – krzyk mojego ojca, który pewnie najzwyczajniej w świecie nie miał ochoty słyszeć pisków swoich dzieci, rozniósł się po jadalni – Louis nie wiem jakim cudem, ale masz zawieść siostry na zajęcia.

Wypuściłem powietrze ze świstem, wstałem od stołu i skierowałem się do wyjścia. Szybko założyłem czarne vansy i wyszedłem. Omiotło mnie poranne, rześkie powietrze, dzięki któremu trochę się uspokoiłem.

Kiedy zaparkowałem samochód na szkolnym parkingu, dostrzegłem Kasandrę przy wejściu do szkoły. Rozejrzałem się w poszukiwaniu przyjaciół, ale nie było nikogo, z kim mógłbym porozmawiać.

- Cześć Louis – zmysłowy kobiecy głos dobiegł do moich uszu, więc spojrzałem w tamtą stronę.

- Cześć… Kendall? – za nic nie mogłem przypomnieć sobie imienia dziewczyny, z którą kilka miesięcy temu spałem.

- Caroline – poprawiła mnie.

- A tak. Sorry.

- Masz może ochotę się gdzieś wybrać?

- Wybacz, ale jestem już zajęty.

- No to może ty wybierz termin, a ja się dostosuję – uśmiechnęła się słodko.

- Sorry, ale w tym i w przyszłym życiu jestem zajęty – wygiąłem w wargi w coś, co miało przypominać uśmiech i szybko ją wyminąłem.

- Wiem, że kariera jest czasochłonna, ale skoro Łakotka, ta pilna uczennica, ma czas uganiać się za Olivierem, pomyślałam, że ty tym bardziej będziesz wolny – mówiła kokieteryjnie.

- To się pomyliłaś.

- Cześć Louis – nagły głos Kasandry przykuł moją uwagę.

- Cześć, jestem Caroline – wtrąciła się anielica.

- Kasandra. On się nazywa Tomlinson, prawda? – zapytała brunetka, a mnie zatkało. Chciałem jak najszybciej odejść od tych wariatek.

- Tak, ale on jest mój – warknęła cicho Car.

- Chyba w snach, kotku — zacięta twarz brunetki przerodziła się w słodką twarzyczkę, kiedy jej wzrok znowu znalazł się na mnie – Dlaczego od razu się nie przedstawiłeś? – na jej przesłodzony ton zachciało mi się wymiotować.

- Liczyłem na cud – mruknąłem do siebie.

- Zabawny jesteś. – jej śmiech wydał mi się tak bardzo sztuczny, jak modelki, która potknęła się na wybiegu, a rywalka powiedziała jej, że chodzi jak mamut – No więc chyba musimy się lepiej poznać.

- Wybacz, ale teraz nie mam czasu – chciałem ją wyminąć, jednak ta mi na to nie pozwoliła.

- Oj daj spokój – jej ręka powędrowała na mój tors, przez co jeszcze bardziej mnie zdenerwowała. Szybko strzepnąłem jej dłoń i cicho westchnąłem, zamykając przy tym oczy.

- Słuchaj Kasi — nie wiem dlaczego, ale pozwoliłem sobie zdrobnić jej imię — jesteś fajną dziewczyną i w ogóle bardzo ładną, ale ja nie chce bawić się w tę całą gierkę. Nienawidzę swojego ojca i wuja, dlatego nie myśl, że się ich posłucham i się z tobą ożenię. – przerwałem na chwilę, bo wypowiadając to głośno, wydało mi się to jeszcze bardziej absurdalne – W zasadzie to czy ty naprawdę chcesz chodzić ze mną, a potem ślub i… - znowu się zatrzymałem. Nie wiedziałem co powiedzieć i miałem wielką nadzieję, że usłyszę zaprzeczenie.

- No wiesz, podobasz mi się, a poza tym kocham mojego tatusia – a podobno to blondynki są głupie.

- Jezu dziewczyno! – jej wyznanie odebrało mi mowę. Przetarłem rękami twarz i spojrzałem w niebo – Za jakie grzechy? – mruknąłem.

- No co? Sam powiedziałeś, że jestem ładna.

- No tak, ale to nie o to chodzi. Posłuchaj – położyłem ręce na jej ramionach i spojrzałem głęboko w oczy – ja mam kogoś. A raczej miałem, bo przez moją rodzinę nie mogę być z tą osobą.

- Dlaczego? Pochodzi z niższych sfer? Jeśli tak, to mają racje. Arystokracja nie powinna się mieszać z biednymi.

- Co? – nie wierzyłem, że ona może mówić coś takiego – Nie!

- No to nie wiem. – przerwała na moment i spuściła głowę. Kiedy ją podniosła, wydawała się bardzo zamyślona – Jesteś gejem?

- Jesteś głupsza niż myślałem – westchnąłem zrezygnowany, robiąc dwa kroki do tyłu.

- A ty jesteś niegrzeczny. – zauważyła oczywistość – Lubię takich niegrzecznych chłopców – przysięgam, że przez jej sztuczny uśmiech kiedyś zwymiotuję.

- Tak, tak. Wiesz co? Myślałem, że się jakoś dogadamy, ale bardzo się myliłem.

- Oj, daj spokój Misiu – zbliżyła się do mnie i zarzuciła mi ręce na szyje.

- Nie nazywaj mnie tak. – warknąłem i zdjąłem jej ramiona – Sorry, muszę iść – ruszyłem w stronę wejścia. Na szczęście Stalker już nie próbowała mnie zatrzymywać i bez większych problemów dotarłem do szatni, a następnie pod moją szafkę. Otworzyłem metalowe drzwiczki, aby wyjąć potrzebne mi książki, kiedy nagle usłyszałem obok tak bardzo znajomy i utęskniony głos:

- No nieźle Tomlinson. Dziewczyna jest tu drugi dzień, a już jej ci z ręki – kpiący ton rozbrzmiewał w moich uszach, kiedy zamykałem szafkę, a następnie popatrzyłem na Łakotkę. Jej oczy zdradzały, że nie spała za dużo, a na pewno nie tak jak należy.

- A ty znowu zasiedziałaś się nad piosenką – rzuciłem swobodnie, opierając się ramieniem o metal.

- Haha. – jej udawany śmiech, był niczym przeciągnięcie paznokciem po tablicy, dla moich uszu – Nie mów, że cię to obchodzi.

- Nie powinno – stwierdziłem smutno.

- Tak… Nie powinno – powtórzyła cicho, jakby sama siebie chciała przekonać do tej racji. Spuściła głowę.

Odchrząknąłem. W moim umyśle był taki natłok myśli, że owe mieszały się ze sobą jak drinki. Nie miałem ochoty patrzeć na jej zmęczoną, posępną twarz, więc otworzyłem usta, siląc się na obojętny i oschły ton.

- Chcesz coś jeszcze, bo nie ukrywam, że trochę mi się śpieszy – spojrzałem na zegarek wiszący w oddali na jednej z żółtych ścian i stwierdziłem, że do dzwonka zostało jeszcze kilka minut.

- Nie, właściwie nie – cichy głos dziewczyny wyrwał mnie z małego otępienia.

- Świetnie.

- Świetnie.

Nie wiedziałem co robić. Z jednej strony nie miałem najmniejszej ochoty prowadzić tej dziwnej rozmowy, ale z drugiej za nic nie chciałem stracić Dragonesty z oczu. Stała zaledwie metr ode mnie. Doskonale widziałem jej zmęczenie i senność. Doskonale czułem jej perfumy, które z całą pewnością mogłem nazwać najpiękniejszymi na świecie. Była na wyciągnięcie ręki. Chociaż przez chwilę mogłem czuć jej obecność, której tak bardzo mi brakuje. Nie mogłem znieść myśli, że jeśli teraz odejdę, znów stracę jej bliskość, jeśli w ogóle mogę to tak nazwać. Anielica najwyraźniej też nie chciała odchodzić. Stała i wpatrywała się we mnie. Czułem, że chce wyczytać coś z mojej twarzy, dlatego przybrałem obojętną minę i nieco znudzony spojrzałem ponad nią, gdzie dostrzegłem Oliviera. Zmierzał w naszą stronę. Westchnąłem poirytowany i odezwałem się cicho.

- Chyba ktoś do ciebie idzie.

Blondynka wzdrygnęła się na moje słowa, co mogło oznaczać, że wyciągnąłem ją ze swoich myśli. Jak w transie odwróciła się plecami do mnie.

- Hej Łakotka! – radosny głos dosięgnął moich uszu, na co zupełnie niedyskretnie przewróciłem oczami.

- Cześć! – głos miała inny. Lżejszy i milszy niż podczas rozmowy ze mną.

- Nie wyglądasz najlepiej. Wszystko w porządku? – jego zmartwiony ton zaczął mnie denerwować, przez co zacisnąłem ręce w pięści.

- Tak, jak w najlepszym – mimo że stałą do mnie plecami wiedziałem, że posłała mu uśmiech. Mam tylko nadzieję, że fałszywy.

- Tutaj jesteś! – myślałem, że wybuchnę, słysząc kolejny raz ten piskliwy głos. Kasandra zbliżała się do naszej trójki wolnym krokiem.

- Jak widać – mruknąłem.

- Cześć – brunetka przywitała się z Łakotką i tym bucem, po czym wzrok utkwiła we mnie. Już otwierała swoje duże, pełne usta, ale moim wybawieniem okazał się dzwonek. Wszyscy ruszyliśmy do wyjścia z szatni. Olivier szedł obok Sweety przede mną i Kasandrą, która trzymała się niebezpiecznie blisko mnie. Czułem się tak cholernie źle i wiedziałem, że niebieskooka ma tak samo.

 

* * *

Od autora: Witajcie! :D Ten rozdział pisałam bardzo długo :(, za co przepraszam. W dodatku wyszedł taki... eh ... :(

Obecnie minął mi już tydzień ferii i jestem zła sama na siebie, bo obiecałam sobie, że nadrobię to opowiadanie, ale znowu sama siebie zawiodłam :(. No cóż, czekam na wasze komentarze i oceny haha :D. Dziękuję moim wiernym czytelnikom, których też bardzo przepraszam. Pozdrawiam ciepło ;*

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • lea07 22.01.2017
    Dziękuję za anonimowe piątki :)
  • Marzycielka_123 22.01.2017
    Jesteś wielka ze piszesz dla nas i trwasz
    I super wyszedł co ten rodzial jak każdy <3 czekam na następny!
  • lea07 22.01.2017
    Dziękuję Ci ślicznie <3
  • Tina12 22.01.2017
    Wiem jak boli fakt że został tylko tydzień feri. A co do opowiadania jak zawsze rewelacja.
    5
  • lea07 22.01.2017
    Łączymy się w bólu haha. Dziękuję ;*
  • Zozole 22.01.2017
    Wy to macie dobrze. Mi ferie zaczynają się (przełknięcie śliny xd ) 14 LUTEGO! Niedoczekam bo umrę w szkole ; (
    Rozdział rewelacyjny jak zawsze. Pozdrowionka, zostawiam 5 i idę uczyć do na jutrzejszy sprawdzian ;)
  • lea07 22.01.2017
    Dziękuję Ci pięknie <3. Co do ferii to lecą niemiłosiernie szybko :(. Życzę powodznia <3 ;*
  • Zozole 22.01.2017
    Przyda się o.o
  • Kobra 22.01.2017
    Oczywiscie, rano zostawiłam 5
  • Kobra 22.01.2017
    Miłego drugiego tygodnia ferii :-* Rozdział jak zwykle rewelacyjny <3
  • lea07 22.01.2017
    Dziękuję kochana. Za wszytko ;*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania