betti gustibus non disputandum est Pani się rym podoba, Panu nie, Pani się nie w smak końcówka a Panu końcówka przeciwnie się widzi jedynym dobrym elementem - a ja takiego rymu i takiej końcówki użyłem w sobie znanym tajemnym celu - i każde z nas ma chyba prawo do postrzegania tego na swój jedyny, niepowtarzalny sposób, nieprawdaż?
betti jestem grafomanem dyplomowanym drogi betti... Nie chcę być brutalny i zarzucać Ci braku refleksji - ale naprawdę mam Ci wyjaśniać, dlaczego użyłem takich powtórzeń i dlaczego nagle to przerwałem pod koniec? Sam się domyśleć nie potrafisz? Doprawdy nic nie rezonuje? To przykro mi, ale dowcipów się nie tłumaczy. Stylistyki wierszy - też nie. Z tych samych powodów.
betti doceniłbyś przynajmniej, że specjalnie dla Ciebie to dziełko popełniłem :) Z ulubionym przez Ciebie typem rymów. Prawie - prawie że się poczułem dotknięty taką niewdzięcznością odbarowanego :)
betti a ja tam wiem jakiej Ty jesteś płci? W profil Ci nie zaglądam.
Poza Maradonną i Kubą zakładam, że co się kończy na A jest rodzaju żeńskiego, no może jeszcze stara zasada - kraje wyspy miasta mają rodzaj jak niewiasta...
betti nie kończy się na "A" - więc w języku polskim żeńskie nie jest... podobnie jak Messi czy Ronaldo
betti Moje poczucie humoru jest głęboko ukryte po jestem starym zgorzkniałym zgredem i już chyba nigdy nie zrozumiem tego Waszego pokolenia, ale cieszę się, że masz świeże spojrzenie na świat i nawet na moje wiersze - nie podobają Ci się to je olej, nikt Ci ich czytać nie każe, powiem Ci że Twoja buńczuczność i pewność siebie przypomniała mi moje młode lata i za to Ci bardzo dziękuję. Cóż za odwaga w ferowaniu wyroków. Dawno nie widziany uśmiech zagościł na mej starczej twarzy.
Hypokryta ie bądź zgredem... przypomniałeś sobie lata świetności to nie padaj na kolana tylko idź z duchem czasu. Stwórz wiersz, wierszyki większość pisze, nawet w pamięci nie zostają dłużej niż sekundę... Po co to komu?
betti Piszę bo lubię się bawić słowem, rytmem, rymem, zdaniem, językiem. Na różne sposoby. Po co to komu? Pewnie na diabła i ogólnie psu na budę. Już kilkadziesiąt lat temu doszedłem do wniosku, że jestem grafomanem i pisałem coś do szuflady, potem nawet do szuflady przestałem. Dwadzieścia lat wytrzymałem bez takich podrygów. A teraz przyszło mi do głowy, by nauczyć się na starość grać na gitarze, mimo braku słuchu i powrzucać jakieś niedopieczone szkaradzieństwa na taki żałosny portalik jak ten, bo tu najgorszą chałę umieścić nie wstyd - ot i wszystko :)
Te powtórzenia to jakby mój manifest "tfu-rczy" - bo ja nie wierzę w panta rei - wedle moich obserwacji wszystko się powtarza i powtarza i powtarza... aż w końcu głowica dojdzie do ostatniej ścieżki i płyta przestanie grać.
Hypokryta nie rozumiem, dlaczego wybrałeś drogę na skróty, kiedy można iść prostą.... Piszesz, tu można wstawić chałę, tu nie wstyd. Dlaczego? Ja bym się w żadnym miejscu nie podpisała pod byle czym. Przecież tak na dobrą sprawę potrzebujesz tylko trochę pracy nad sobą... Przemyśl.
betti Przepraszam, że się wtrące i po co ta praca? By pisać na konkursy? By coś wydać? Po co to też komu? Myślę, że Ci którzy piszą z dobrym warsztatem słownym i formą, rzadko dają coś na portale poetyckie, tylko właśnie wysyłają bo pragną uznania z wyższej półki. Tutaj też każdy pragnie nietyle uznania, ale możliwość kontaktu, wymiany myśli z czytelnikiem i jego emocjami, jak odbierają tekst przeciętni ludzie, czasami każdy w minimalnym stopniu chce się jakoś dowartościować. A można wrzucać "bzdety" i "perełki" nad którymi się dłużej częściej pracuje. I z drugiej strony po co wjeżdżać pod górkę, jak właśnie można prosto od tak lub tak i tak, widocznie akurat ktoś tego potrzebuje. Porównując ja wyjdę w ubraniu byle jakim z domu, i w eleganckim też i nie czuje wstydu tu i tu ja. Co innego jakbym wybierała się do opery...ale do tego nie można porównać żadnego portalu literackiego.
betti
nie wiem czy wiesz, ale powtórzenia też mogą być środkiem poetyckim. Tak zwana anafora. Ich użycie nie skreśla wiersza, bo nie ma zasady, że się anafory w dobrych wierszach nie używa.
kalaallisut na konkursy, to może pisać ktoś, kto ma obcykany temat, wydać może każdy, to też żadne osiągnięcie...
Piszesz ''wymiana myśli z czytelnikiem''. To dlaczego, kiedy czytelnik pisze Ci o pracy nad sobą, bo wystawiasz badziewie, oburzasz się, obrażasz? Nie każdy czytelnik, to ignorant,który nie wie, jak powinien wyglądać wiersz.
Po co wjeżdżać pod górę? Z prądem płyną tylko śmieci...
kalaallisut szkoda gadki na tego oszukańca hi, hi, to betton zajadły ha, ha mocno ograniczona pseudo poetka o przerośniętym ego hłe hłe do nic nie dotrze bo ma tylko póltorej szarej komórkiha, he jedna komórka to nienawiść do tych co piszą, a pół to umiejętność walenia w klawisze :) :) he, he
Na taką kryte trzeba mieć odwagę, bo wiadomo jak ludzie reagują i też trzeba mieć wiedzę, plus patrzeć przez styl danego "twórcy", bo niektórzy mają zamiłowanie np powtorzenia mają coś wzmocnić, podkreślić są właśnie jak dzwon.
kalaallisut ja nie lubię rozczulać się nad rozlanym mlekiem... zwróciłam uwagę, co jest do bani, reszta należy do autora. Albo weźmie do serca i zacznie pracować albo będzie pisał dla ograniczonych totalnie. Proste.
Ten wiersz mnie wzruszył, zarówno trzy pierwsze zwrotki jak i tragiczne zakończenie. Co do rymów i samej techniki nie będę się wypowiadać, ponieważ nie mam o tym pojęcia. Dla mnie liczy się wartość emocjonalna wiersza, a ta jest przeogromna. Serdecznie pozdrawiam!
Dziękuję bardzo za kolejną opinię jakże inną od pozostałych - i to jest najlepsze w wierszykach takich moich marnych, że każdy może je ogarnąć w inny sposób i co innego odnaleźć... niektórzy sens, niektórzy emocje, niektórzy krzywe rymy :)
Dobry wieczór
Smutek i poszukiwanie czegoś co minęło bezpowrotnie. Pień stanowi trzon wszystkiego, kontroluje oddychanie, czynność serca. Trafione obszary to koniec poszukiwań. Zostają wspomnienia.
Na technikaliach się nie znam. Poruszyła mnie wędrówka w poszukiwaniu jak u Prousta straconego czasu... życia.
Pozdrawiam
"- bo ja nie wierzę w panta rei - wedle moich obserwacji wszystko się powtarza i powtarza i powtarza" - ciekawe.
Czyli mozna to rozumiec tak, ze nie wierzysz w wyjscie poza jakis blad, a jedynie przeniesienie go w jakies inne okolicznosci? Jesli wszystko sie powiela, to jakakolwiek droga naprzod jest iluzoryczna? Czy jak? (Moze zle zinterpretowalam Twoje slowa).
Nie sądziłem, że oprócz wyjaśniania wierszy będzie konieczna również interpretacja moich komentarzy. Myślę, że właśnie tak można me słowa rozumieć - błędy które popełniałem w dzieciństwie, w nieco innej formie powróciły w wieku młodzieńczym, by uderzyć z całą siłą w nowych szatkach w dorosłości... no i teraz na starość powracają w jeszcze nowej odsłonie. Słowem - ciągle i wciąż wraca nowe, a tak naprawdę, niestety ludzie się nie zmieniają, co najwyżej z wiekiem uczą się coraz lepiej oszukiwać samych siebie. Niestety widzę tę samą cykliczność we wszystkim wokół - w modach, stylach, literackich poszukiwaniach, technologi czy muzyce (jako młody człek jak to się dziś mówi "jarałem się" utworami, o których się potem dowiedziałem, że były przeróbkami starszych utworów, które z kolei były przeróbkami jeszcze starszych... a dziś popularność zyskują przeróbki przeróbek tych moich przeróbek). Słowem, tworzymy własne kopie, bezustannie plagiatujemy samych siebie, nie mówiąc już, że powtarzamy też cudze błędy - jak w starym przysłowiu: "nie wyciągają wnuki z życia dziadów nauki". Nie wierzę w modną snowflake'owość tego pokolenia - ludzie w nudny sposób są tacy sami, jak od sztancy, z niewielkimi odmianami, jak lekko customizowane zabawki w stylu ludzików Lego - prawie niczym jeden od drugiego się nie różnią, jakakolwiek wyjątkowość jest iluzoryczna. Dzisiejszy Sokrates spod budki z piwem i pretensjonalna wymuskana panienka myślą równie płytko. Mamy wiek XXI a ludzie w porażającej większości wierzą w takie same banialuki jak galilejscy naćpani niepiśmienni pasterze kóz z wiecznym udarem słonecznym dwa tysiące lat temu.
''Nie sądziłem, że oprócz wyjaśniania wierszy będzie konieczna również interpretacja moich komentarzy.''
Po prostu ten fragment komentarza wydał mi się ciekawszy niż wiersz, jak i warty rozwinięcia.
''błędy które popełniałem w dzieciństwie, w nieco innej formie powróciły w wieku młodzieńczym, by uderzyć z całą siłą w nowych szatkach w dorosłości...'' - no właśnie, z jednej strony też czasem mam wrażenie takiego koła, tylko toczącego się po różnych przestrzeniach, ale istnieje też możliwość, że może powtarza się coś, co nie jest przepracowane/zrozumiane. To by było straszne, gdyby wciąż było w zasadzie to samo, a jakakolwiek droga naprzód byłoby kłamstwem. W sensie jednostki, bo Ty w wypowiedzi wyżej mieszasz trochę dwie rzeczy:
niemożność rozwoju jednostki
ze spojrzeniem na całą ludzkość, czyli na pozorność ewolucji - ale że w istocie człowiek jako rasa jest wciąż taki sam. A może być też tak, że człowiek jako całość jest wciąż taki sam, ale rozwój jednostkowy jest możliwy.
Ale nie wiem.
Masz rację, e make i ka pololi, że te rozważania ciekawsze są od tego wiersza. Na pytanie Twoje nie potrafię odpowiedzieć. To, że nasza kultura się cyklicznie repetuje to jest pewne. Możliwe, że Wszechświat milczy, nie dlatego, że obcych nie ma, a dlatego, że oni wszyscy się też tak zapętlili i żadna cywilizacja nie jest w stanie dorosnąć do tego, by skontaktować się z inną - popada w kolaps coraz gwałtowniejszych i coraz bardziej jałowych powtórzeń.
Co do jednostki - odpowiedź jest dużo trudniejsza. Z jednej strony mam wrażenie, że jednak byt konkretny jakoś mozolnie prze naprzód... ale nie wiem czy czasem nie jest to ślimak idący po okręgu. Może jednak to nie okrąg a spirala, lub helisa - może tych powtórzeń - oby - dokonujemy już na wyższym poziomie i w lepszy, pełniejszy sposób? Buddyści wskazują na ośmioraką ścieżkę do nirwany, która jeśli się jej przyjrzeć pod mikroskopem jest historią właśnie takich splotów spirali - zresztą ta wędrówka dusz, reinkarnacja - pozwala mieć nadzieję, że jeśli nie wpełzniemy dość wysoko tym razem, to może jeszcze uda się nam w następnym życiu. Jakże słodko to naiwne i krzepiące, choć gdyby było prawdą, raczej powinno budzić przerażenie - nasze błędy powtórzone po tysiąckroć w tysiącu żywotów? brrrrr... w takiej chwili, gdy sobie się uświadomi horror takiego rozwiązania, można się cieszyć z tego, że śmierć nieodwołalnie ucina wszystko i leczy nas z błędów i powtórzeń już na zawsze.
". W sensie jednostki, bo Ty w wypowiedzi wyżej mieszasz trochę dwie rzeczy:
niemożność rozwoju jednostki
ze spojrzeniem na całą ludzkość, czyli na pozorność ewolucji - ale że w istocie człowiek jako rasa jest wciąż taki sam." Trzy rzeczy, "Mamy wiek XXI a ludzie w porażającej większości wierzą w takie same banialuki jak galilejscy naćpani niepiśmienni pasterze kóz z wiecznym udarem słonecznym dwa tysiące lat temu", czyli jeszcze "kościół jest gupi i śmierdzi".
Hypokryta, mam takie dziwne pytanie - jesteś z okolic rocznika '50-'69?
Hypokryta gdybyś był siedemnastolatkiem, byłoby mało prawdopodobne, że byś tak napisał, ponieważ tzw. 'pokolenie Z' generalnie nie ma i nie będzie miało tego typu, hmm, widzenia świata i siebie. I nie, nie nie jestem; tylko lubię wiedzieć czy trafnie oceniam, kto, że tak powiem "jest po drugiej stronie".
Plus, żeby zrozumieć drugiego człowieka, trzeba również brać pod uwagę, z jakiego pokolenia pochodzi, w jakim wyrósł. Więc, pytam, by wiedzieć, zrozumieć.
Btw, mnie osobiście nie tyle interesują poglądy innych ludzi (a w sumie i moje), ile - skąd się wzięły. To też miało wpływ na moje pytanie.
pozdrawiam
rubio Dziękuję za wyjaśnienie - ale żebyś nie miał błędnych danych do tego kategoryzowania, to naprostuję, że to iż "kościół jest gupi i śmierdzi" jest dla mnie pochodną tego, co sądzę o religii... choć jak najdalej mi - bogowie wszelcy brońcie - od marksinizmu-leniwizmu i innych skrzywizmów to myślę, że niewiele minął się z prawdą pisząc we wstępie do "Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa (1843)":
Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej. Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu
Ja bym to ujął nieco inaczej - religia na pewnym etapie rozwoju społeczeństw była niezbędna, była spoiwem i zarazem inkorporowanym wewnętrznie sędzią i stróżem rozmaitych zachowań - wszelakich, choć głównie seksualnych, handlowych i wojennych - bo te dla wspólnoty były najważniejsze by przetrwała i wzrastała. Religie, które zbyt mocno pasożytowały na gospodarzu - czyli społeczeństwie - nie przetrwały - takie były na przykład w większości religie południowej Ameryki - one by upadły i bez konkwiskadorów - czy kulty typu kult bogini Kali, wzrastać mogły tylko te religie, które łączyły w sobie korzyść dla społeczeństwa jako całości wyższą niż zniewolenie jednostki nimi spowodowane i silny obowiązek ewangelizacji - więc na przykład chrześcijaństwo, islam, hinduizm, buddyzm itp. - religie pozbawione obowiązku głoszenia dobrej nowiny (ortodoksyjny judaizm, taoizm, dżinizm itp.) - co prawda przetrwały, ale w porównaniu z największymi olbrzymami - reprezentowane są w minimalnym stopniu.
Nie bez przyczyny piszę "na ciele gospodarza", bo w odróżnieniu od Marksa, uważam, że bardziej niż opium dla mas, religie, podobnie jak np. memy internetowe są typem wirusa / pasożyta / symbionta - we wczesnym etapie rozwoju społeczeństw - tłumacząc świat, porządkując prawo itp. - te religie były bardziej symbiontem niż pasożytem, mimo wywoływanych z tej przyczyny wojen religijnych - teraz jednak, gdy nasze normy moralne już dawno przegoniły to, co nam wtłaczały religie, gdy umysłowość ludzka się rozwinęła i człowiek przestał się bać piorunów - religie stały się hamulcem, pasożytem i morderczym wirusem - którego niestety nie chcemy wyplenić, bo mimo rozwoju naszej kultury nadal jesteśmy tylko zwierzętami, które strasznie się boją śmierci.
U trzymanych w niewoli szympansów bonobo zaobserwowano ceremonie pochówku, "rozmowy" na migi z innymi szympansami wskazują na to, że wierzą, że po śmierci ich krewni są zabierani "gdzieś". Dajmy im jeszcze kilkadziesiąt tysięcy lat i pewnie też sobie wymyślą jakąś religię. Byle głównym nakazem tej religii nie było wtedy zabijanie ludzi, bo czeka nas planeta małp ;-)
W sumie nie wiadomo dlaczego wybiliśmy neandertalczyków - ale kto wie, może dlatego, że nie wierzyli w jakichś naszych pra-bożków?
Tak czy siak - podsumowując - to, że kościół jest jaki jest jest dla mnie nie przyczyną, a jedynie skutkiem istnienia religii, które są szkodliwe, ale których niestety nie usuniemy z naszego życia, bo rozwój naszych mózgów odbywa się dużo wolniej niż rozwój naszej cywilizacji i kultury. Religie jako groźny atawizm jeszcze za tysiąc lat będą nas straszyć i nam zagrażać - i to coraz bardziej.
Hypokryta "choć jak najdalej mi - bogowie wszelcy brońcie - od marksinizmu-leniwizmu i innych skrzywizmów" bardzo miło wiedzieć. ;)
A co do drugiej części, zacząłem pisać długi komentarz, który byłby częścią szerokiej dyskusji tak długo, jak długo oboje mielibyśmy ochotę ją prowadzić, bardzo długiej, bo wychodzącej od samego ustalenia definicji "religii","szkodliwości", "tłumaczenia świata" (w tym, osobno, i "świata" i "tłumaczenia"), "moralności" i jeszcze parunastu innych pojęć, i tak pisałem, pisałem, i doszedłem do wniosku - że nie. Nie będę miał ochoty. Chociażby dlatego, że bardzo długo by trwało, nim w ogóle zaczęlibyśmy mówić na ten sam temat. Może kiedyś.
Póki co , pozdrawiam, chociaż już chyba wyżej pozdrawiałem, ale nigdy nie zaszkodzi komuś dobrze życzyć.
rubio I ja również życzę Ci jak najlepiej. A co do dyskusji - już parę takich w życiu toczyłem i choć rozmawiać warto, to masz rację, że samo stworzenie "alfabetu" zajęłoby niemiłosiernie długo. Lepiej o takich rzeczach rozmawiać, umysł nieco zamroczywszy - pozbywszy się odrobiny krytycyzmu i świadomie ograniczywszy swe umiejętności poznawcze - na przykład alkoholem, bo jeśli byśmy chcieli pieczołowicie alfabet strugać, tak by dla obu każda litera znaczyła literę, a każde słowo - rzecz odpowiednią - pół życia stracilibyśmy, bo nim doszlibyśmy do jednego z zasadniczych pytań filozofii: Dlaczego raczej istnieje coś niż nic? Ja bym zdążył wpierw zapytać, czy rzeczywiście jest tak, że coś - cokolwiek - istnieje. I choć sam to już dawno przerobiłem, to "cogito ergo sum" mnie nie przekonało do własnego istnienia - i zanim doszlibyśmy choćby do czegoś, minęłyby pewnie wieki :)
Komentarze (53)
stwierdzono nieobecność
odruchów pnia
i trwały bezdech
http://www.opowi.pl/wiza-do-czestochowy-a42879/
Poza Maradonną i Kubą zakładam, że co się kończy na A jest rodzaju żeńskiego, no może jeszcze stara zasada - kraje wyspy miasta mają rodzaj jak niewiasta...
betti nie kończy się na "A" - więc w języku polskim żeńskie nie jest... podobnie jak Messi czy Ronaldo
http://www.opowi.pl/mialas-byc-a42529/
są powtórzenia mimo braku rymów.
Te powtórzenia to jakby mój manifest "tfu-rczy" - bo ja nie wierzę w panta rei - wedle moich obserwacji wszystko się powtarza i powtarza i powtarza... aż w końcu głowica dojdzie do ostatniej ścieżki i płyta przestanie grać.
nie wiem czy wiesz, ale powtórzenia też mogą być środkiem poetyckim. Tak zwana anafora. Ich użycie nie skreśla wiersza, bo nie ma zasady, że się anafory w dobrych wierszach nie używa.
Piszesz ''wymiana myśli z czytelnikiem''. To dlaczego, kiedy czytelnik pisze Ci o pracy nad sobą, bo wystawiasz badziewie, oburzasz się, obrażasz? Nie każdy czytelnik, to ignorant,który nie wie, jak powinien wyglądać wiersz.
Po co wjeżdżać pod górę? Z prądem płyną tylko śmieci...
Smutek i poszukiwanie czegoś co minęło bezpowrotnie. Pień stanowi trzon wszystkiego, kontroluje oddychanie, czynność serca. Trafione obszary to koniec poszukiwań. Zostają wspomnienia.
Na technikaliach się nie znam. Poruszyła mnie wędrówka w poszukiwaniu jak u Prousta straconego czasu... życia.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Czyli mozna to rozumiec tak, ze nie wierzysz w wyjscie poza jakis blad, a jedynie przeniesienie go w jakies inne okolicznosci? Jesli wszystko sie powiela, to jakakolwiek droga naprzod jest iluzoryczna? Czy jak? (Moze zle zinterpretowalam Twoje slowa).
Po prostu ten fragment komentarza wydał mi się ciekawszy niż wiersz, jak i warty rozwinięcia.
''błędy które popełniałem w dzieciństwie, w nieco innej formie powróciły w wieku młodzieńczym, by uderzyć z całą siłą w nowych szatkach w dorosłości...'' - no właśnie, z jednej strony też czasem mam wrażenie takiego koła, tylko toczącego się po różnych przestrzeniach, ale istnieje też możliwość, że może powtarza się coś, co nie jest przepracowane/zrozumiane. To by było straszne, gdyby wciąż było w zasadzie to samo, a jakakolwiek droga naprzód byłoby kłamstwem. W sensie jednostki, bo Ty w wypowiedzi wyżej mieszasz trochę dwie rzeczy:
niemożność rozwoju jednostki
ze spojrzeniem na całą ludzkość, czyli na pozorność ewolucji - ale że w istocie człowiek jako rasa jest wciąż taki sam. A może być też tak, że człowiek jako całość jest wciąż taki sam, ale rozwój jednostkowy jest możliwy.
Ale nie wiem.
Bo lubię burzyć krzywe zamki z piasku.
Masz rację, e make i ka pololi, że te rozważania ciekawsze są od tego wiersza. Na pytanie Twoje nie potrafię odpowiedzieć. To, że nasza kultura się cyklicznie repetuje to jest pewne. Możliwe, że Wszechświat milczy, nie dlatego, że obcych nie ma, a dlatego, że oni wszyscy się też tak zapętlili i żadna cywilizacja nie jest w stanie dorosnąć do tego, by skontaktować się z inną - popada w kolaps coraz gwałtowniejszych i coraz bardziej jałowych powtórzeń.
Co do jednostki - odpowiedź jest dużo trudniejsza. Z jednej strony mam wrażenie, że jednak byt konkretny jakoś mozolnie prze naprzód... ale nie wiem czy czasem nie jest to ślimak idący po okręgu. Może jednak to nie okrąg a spirala, lub helisa - może tych powtórzeń - oby - dokonujemy już na wyższym poziomie i w lepszy, pełniejszy sposób? Buddyści wskazują na ośmioraką ścieżkę do nirwany, która jeśli się jej przyjrzeć pod mikroskopem jest historią właśnie takich splotów spirali - zresztą ta wędrówka dusz, reinkarnacja - pozwala mieć nadzieję, że jeśli nie wpełzniemy dość wysoko tym razem, to może jeszcze uda się nam w następnym życiu. Jakże słodko to naiwne i krzepiące, choć gdyby było prawdą, raczej powinno budzić przerażenie - nasze błędy powtórzone po tysiąckroć w tysiącu żywotów? brrrrr... w takiej chwili, gdy sobie się uświadomi horror takiego rozwiązania, można się cieszyć z tego, że śmierć nieodwołalnie ucina wszystko i leczy nas z błędów i powtórzeń już na zawsze.
niemożność rozwoju jednostki
ze spojrzeniem na całą ludzkość, czyli na pozorność ewolucji - ale że w istocie człowiek jako rasa jest wciąż taki sam." Trzy rzeczy, "Mamy wiek XXI a ludzie w porażającej większości wierzą w takie same banialuki jak galilejscy naćpani niepiśmienni pasterze kóz z wiecznym udarem słonecznym dwa tysiące lat temu", czyli jeszcze "kościół jest gupi i śmierdzi".
Hypokryta, mam takie dziwne pytanie - jesteś z okolic rocznika '50-'69?
Plus, żeby zrozumieć drugiego człowieka, trzeba również brać pod uwagę, z jakiego pokolenia pochodzi, w jakim wyrósł. Więc, pytam, by wiedzieć, zrozumieć.
Btw, mnie osobiście nie tyle interesują poglądy innych ludzi (a w sumie i moje), ile - skąd się wzięły. To też miało wpływ na moje pytanie.
pozdrawiam
Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej. Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu
Ja bym to ujął nieco inaczej - religia na pewnym etapie rozwoju społeczeństw była niezbędna, była spoiwem i zarazem inkorporowanym wewnętrznie sędzią i stróżem rozmaitych zachowań - wszelakich, choć głównie seksualnych, handlowych i wojennych - bo te dla wspólnoty były najważniejsze by przetrwała i wzrastała. Religie, które zbyt mocno pasożytowały na gospodarzu - czyli społeczeństwie - nie przetrwały - takie były na przykład w większości religie południowej Ameryki - one by upadły i bez konkwiskadorów - czy kulty typu kult bogini Kali, wzrastać mogły tylko te religie, które łączyły w sobie korzyść dla społeczeństwa jako całości wyższą niż zniewolenie jednostki nimi spowodowane i silny obowiązek ewangelizacji - więc na przykład chrześcijaństwo, islam, hinduizm, buddyzm itp. - religie pozbawione obowiązku głoszenia dobrej nowiny (ortodoksyjny judaizm, taoizm, dżinizm itp.) - co prawda przetrwały, ale w porównaniu z największymi olbrzymami - reprezentowane są w minimalnym stopniu.
Nie bez przyczyny piszę "na ciele gospodarza", bo w odróżnieniu od Marksa, uważam, że bardziej niż opium dla mas, religie, podobnie jak np. memy internetowe są typem wirusa / pasożyta / symbionta - we wczesnym etapie rozwoju społeczeństw - tłumacząc świat, porządkując prawo itp. - te religie były bardziej symbiontem niż pasożytem, mimo wywoływanych z tej przyczyny wojen religijnych - teraz jednak, gdy nasze normy moralne już dawno przegoniły to, co nam wtłaczały religie, gdy umysłowość ludzka się rozwinęła i człowiek przestał się bać piorunów - religie stały się hamulcem, pasożytem i morderczym wirusem - którego niestety nie chcemy wyplenić, bo mimo rozwoju naszej kultury nadal jesteśmy tylko zwierzętami, które strasznie się boją śmierci.
U trzymanych w niewoli szympansów bonobo zaobserwowano ceremonie pochówku, "rozmowy" na migi z innymi szympansami wskazują na to, że wierzą, że po śmierci ich krewni są zabierani "gdzieś". Dajmy im jeszcze kilkadziesiąt tysięcy lat i pewnie też sobie wymyślą jakąś religię. Byle głównym nakazem tej religii nie było wtedy zabijanie ludzi, bo czeka nas planeta małp ;-)
W sumie nie wiadomo dlaczego wybiliśmy neandertalczyków - ale kto wie, może dlatego, że nie wierzyli w jakichś naszych pra-bożków?
Tak czy siak - podsumowując - to, że kościół jest jaki jest jest dla mnie nie przyczyną, a jedynie skutkiem istnienia religii, które są szkodliwe, ale których niestety nie usuniemy z naszego życia, bo rozwój naszych mózgów odbywa się dużo wolniej niż rozwój naszej cywilizacji i kultury. Religie jako groźny atawizm jeszcze za tysiąc lat będą nas straszyć i nam zagrażać - i to coraz bardziej.
A co do drugiej części, zacząłem pisać długi komentarz, który byłby częścią szerokiej dyskusji tak długo, jak długo oboje mielibyśmy ochotę ją prowadzić, bardzo długiej, bo wychodzącej od samego ustalenia definicji "religii","szkodliwości", "tłumaczenia świata" (w tym, osobno, i "świata" i "tłumaczenia"), "moralności" i jeszcze parunastu innych pojęć, i tak pisałem, pisałem, i doszedłem do wniosku - że nie. Nie będę miał ochoty. Chociażby dlatego, że bardzo długo by trwało, nim w ogóle zaczęlibyśmy mówić na ten sam temat. Może kiedyś.
Póki co , pozdrawiam, chociaż już chyba wyżej pozdrawiałem, ale nigdy nie zaszkodzi komuś dobrze życzyć.
Byłoby to równie sensowne jak zlot solipsystów :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania