Pierwsza Gwiazdka z nową rodziną

20 grudnia 2013 r.

Znowu to samo. Kolejny raz mój pamiętnik w strzępach. Trudno mieć czasem 11 lat. Dobrze, że ciocia Gosia i wujek Konrad, którzy ostatnio często mnie odwiedzają, kupili mi już nowy. Tym razem ten wredny Gruby z pokoju przy schodach zabrał mi go. Miał niezły ubaw, gdy czytał moje notatki na głos w stołówce. Wszyscy się ze mnie śmiali, nawet Marek, którego uważałem do tej pory za równego gościa. Mówili, że rodzice mnie nie chcą, że porzucili mnie, bo mieli mnie dość. Nie lubię, kiedy ktoś o nich wspomina. Zastanawiam się wtedy, dlaczego mnie tu zostawili? Dlaczego mnie nie chcieli? Czy żałują tej decyzji? Gdzie teraz są? Na początku sprawiało mi to przykrość, że mi tak dokuczają, ale potem uświadomiłem sobie, że przecież Grubego i reszty rodzice też nie chcieli, więc zrobiło mi się trochę lżej na sercu. Nie byłem jedynym niechcianym...

Nie cierpię naszego bidula. Jest stary, obskurny, boisko nie ma bramek, nawet klamka do naszego pokoju jest zepsuta. Najgorsi są jednak ludzie. W ogóle dochodzę do wniosku, że na sto procent ludzi na świecie, jedynie dziesięć zaliczyć można do dobrych. Ostatnio pani na matematyce mówiła o procentach. Pani z matmy zalicza się akurat do tych dziesięciu procent. Bardzo lubię ją i jej przedmiot. Czasami głaszcze mnie po głowie i mówi, że jestem mądry i że wyrosnę na wspaniałego człowieka. Patrząc na starszą grupę w bidulu, trudno mi w to uwierzyć, bo nie ma w niej ani jednej wspaniałej osoby. Chyba że moje rozumienie słowa „wspaniały” odbiega od tego, o czym myśli nasza pani.

W bidulu najlepsza jest biblioteka. Lubię czytać książki. Co prawda wszystkie z bidula przeczytałem, niektóre nawet dwa razy, ale i tak spędzam tam czas. Cisza, spokój, pan Adam, który tam pracuje, nie pozwala urwisom wchodzić do biblioteki. On też jest fajny. Czasami opowiada śmieszne historie, pożycza mi też swoje prywatne książki. No właśnie, muszę iść oddać „Podróże Guliwera”!

 

21 grudnia 2013

Dzisiejsza noc była straszna. Nie mogłem zasnąć i długo kręciłem się w łóżku. Maciek, który śpi na dole, poskarżył się ślepej Grazi, że przeze mnie nie jest w stanie spać. Graźka przyszła i nakrzyczała na mnie, i jeszcze powiedziała, że mnie wytarga za uszy, jeśli nie będę grzeczny. Wierzyłem jej, bo już nie raz mnie wytargała. Bałem się ruszyć chociaż o milimetr i nad ranem obudziłem się zdrętwiały. Teraz wszystko mnie boli.

Na szczęście później przyjechała ciocia Gosia z wujkiem Konradem. Tylko ja mogę mówić do nich ciocia i wujek! Maciek mówi, że pewnie chcą mnie adoptować. Jeszcze nikt mnie nigdy nie adoptował.

Wracając do cioci Gosi. Wydaje się bardzo miła. Zawsze podchodzi do mnie, całuje w czoło i mocno przytula. To mnie rozwesela. Dzisiaj też tak było. Siedzieliśmy na stołówce i rozmawialiśmy.

Po kilku chwilach pani dyrektor zaprosiła ciocię do swojego gabinetu, a ja zostałem z wujkiem. "Miss", jak mówimy na panią dyrektor, jest dość młoda, ale mimo, że pracuje tutaj od kilku lat, nie zdążyła jeszcze zapewnić sobie reputacji "wrednego babska". Wujek nie jest taki wylewny jak ciocia, ale też go bardzo lubię, bo dużo ze mną rozmawia. Traktuje mnie nie jak dzieciaka, ale jak dorosłego człowieka. To w nim właśnie lubię najbardziej. Niejednokrotnie opowiadał mi o swoich wyjazdach na ryby i mówił, że brakuje mu kogoś takiego jak ja do towarzystwa.

Konrad (bo tak pozwala mi się do siebie zwracać) potrafi opowiadać świetne kawały. Za każdym razem, kiedy mówi nowy dowcip, pękam ze śmiechu. Dzisiaj był jakiś nieswój. Z rzadka się do mnie odzywał, mimo, że próbowałem go zagadywać na różne sposoby. Tutaj o piłce, o wiadomościach ze świata, o książkach (a wujek tak jak ja kocha książki), ale to nie dawało rezultatu. Siedział smutny. Chyba nad czymś rozmyślał. Wolałem nie pytać, o co chodzi.

- Wujku?

- Tak Piotrusiu? - zwrócił się do mnie.

- A ile ty masz w ogóle lat?

- Tyle ile na stodole łat - zażartował, a ja po raz kolejny wybuchnąłem śmiechem.

Klamka drzwi od gabinetu pani dyrektor poruszyła się. Konrad wstał, jakby go prąd kopnął. Wyszła ciocia.

- Udało się? - spytał z nadzieją w głosie.

- Tak - powiedział ciocia i wujek pocałował ją w policzek.

- Ale co się miało udać? – zapytałem.

- Piotrek - powiedział wujek - jedziesz do nas na święta.

Po tych słowach rzuciłem im się na szyję.

 

24 grudnia 2013 r.

Nigdy nie obchodziłem Wigilii. Nie dostawałem prezentów. Uciekałem z Wieczerzy, bo bałem się, że starsi będą mi dokuczać. Prezenty co roku i tak są takie same – duże czekolady. Nie lubię czekolady. Mam na nią uczulenie. Chciałbym jej kiedyś spróbować, ale boję się, że będą się ze mnie śmiać, że mam na ciele czerwone plamy. Już raz tak było, ale wtedy nie wiedziałem, że jestem na nią uczulony. Spróbowałem tylko kawałek, a potem zwymiotowałem i po kilku minutach wyglądałem jak dalmatyńczyk, tylko że on jest biały w czarne kropki, a ja miałem czerwone. Nie dość, że były bardzo duże, to jeszcze tak dziwnie odstawały. Pani pielęgniarka powiedziała, że gdybym zjadł troszkę więcej, wylądowałbym w szpitalu.

Byłem kiedyś w szpitalu. Na w-fie zawsze gramy w piłkę nożną, a ja zawsze jako "popychadło" muszę stać na bramce albo na obronie, a kiedy zrobię coś źle, starsze chłopaki mnie biją. Kiedy mam piłkę przy nodze, wbiegają we mnie, jakby chcieli mnie stratować. Pani wuefistka w tym czasie maluje lub piłuje sobie paznokcie. Podczas jednej z lekcji, zostałem kopnięty tak mocno w nogę (nie napiszę przez kogo, bo boję się, że znajdą mój pamiętnik i go podrą, i powiedzą, że jestem "kapuś"), że pękła mi kość. Spędziłem dwa tygodnie w szpitalu, a kiedy wróciłem, śmiali się ze mnie, że jestem kaleką.

Dzisiaj z wigilią miało być inaczej. Jechałem do cioci Gosi i wujka Konrada. Zastanawiałem się, jak wygląda ich dom. Czy będą dla mnie tak samo mili, jak wtedy, gdy przyjeżdżają do domu dziecka? Trochę się bałem, ale z drugiej strony nie mogłem się już doczekać, aż będziemy na miejscu.

Większość trasy przespałem. Kierowca obudził mnie około godziny trzynastej i powiedział, że zaraz będziemy na miejscu.

Kiedy przyjechaliśmy, nie zajmowałem się za bardzo domem i jego wyglądem. Co prawda był duży i robił wrażenie, ale ja zastanawiałem się raczej, jak zachowają się wujek i ciocia. Kierowca wyszedł ze mną i wziął mój bagaż. Nie zdążył jeszcze zapukać do drzwi, a już stały one szeroko otwarte. Zobaczyłem uśmiechniętą twarz Konrada.

- Kochanie, Piotruś przyjechał – powiedział, a radosny grymas nie schodził mu z twarzy.

Natychmiast z głębi domu wybiegła ciocia. Miała na sobie fartuszek w żółte gwiazdki i ręce ubrudzone od mąki. Chyba robiła ciasto, bo kiedy tylko pojawiła się w drzwiach, przyniosła ze sobą cudowny zapach. Jak zawsze przytuliła mnie i pocałowała w czoło. Zaprosiła mnie do środka. Kierowca powiedział, że przyjedzie jutro około dziesiątej z panią dyrektor. Pożegnał się i udał powrotem do busa.

Ciocia pozwoliła mi pooglądać dom. Zrobiłem to szybko, bo bardziej zależało mi na tym, aby z nią zostać i pomagać w przygotowaniu posiłków. Nie znałem się na tym za bardzo. Co prawda mieliśmy dyżury na stołówce, ale polegały one bardziej na obieraniu warzyw i sprzątaniu sali po obiedzie. Kuchnia cioci wygląda zupełnie inaczej niż ta w bidulu. Jest o jakieś sześćdziesiąt procent mniejsza (pani z matmy byłaby ze mnie dumna). Gdybym miał jednak wybierać, wolałbym sto razy gotować tutaj.

Zabraliśmy się z ciocią do roboty, bo wujek Konrad mówił, że pierwsza gwiazdka zastanie nas w kuchni.

Przyrządzanie posiłków z ciocią to była świetna frajda! Dużo się też nauczyłem, bo postanowiłem, że zapamiętam jak najwięcej.

Po kilku godzinach Konrad poprosił mnie, żebym nakrył do stołu. Wskazał mi miejsce, gdzie leży zastawa i sztućce. Obrus był już zaścielony. Pamiętałem, aby położyć jedno nakrycie więcej, na wypadek gdyby miał się pojawić jakiś niespodziewany gość. Uważałem, że limit na obce osoby jest już wyczerpany, ale skoro to tradycja, postanowiłem jej przestrzegać.

Gdy stół był przygotowany, zasiedliśmy do niego we trójkę. Wujek przeczytał urywek z Biblii, nie pamiętam już jaki, nawet się nie dopytywałem. Następnie było dzielenie się opłatkiem. Nigdy tego nie robiłem i nie wiedziałem, jak mam składać życzenia. Ciocia powiedziała, abym się nie przejmował, bo najważniejsze i tak jest zdrowie.

Posiłki, które przygotowała ciocia, były przepyszne. Zawsze myślałem, że nie lubię ryby, ale dzisiaj smakował mi nawet karp smażony przez wujka. Pytałem nawet, jak to jest możliwe, że ryba w domu dziecka jest taka ohydna, a tutaj smakuje całkiem inaczej. Ciocia uśmiechnęła się i powiedziała, że dodała specjalny składnik, ale nie może zdradzić nazwy. Wujek chyba wiedział, o co chodzi, bo złapał ciocię za rękę, a mnie poklepał po ramieniu.

Wkrótce przyszedł czas na prezenty. Było mi trochę głupio, bo nic ze sobą nie przywiozłem, ale wujek powiedział, że moja obecność jest dla nich najlepszym prezentem. Choinka cioci i wujka była przepiękna, granatowo-srebrna. Pod nią leżały tylko dwa małe pakunki. Na jednym było napisane "GOSIA", a na drugim "KONRAD". Nie widziałem nic dla mnie. Zrobiło mi się smutno. Pomyślałem, że już mnie nie lubią, ale po chwili wujek przyniósł jakieś długie pudełko. Wiedziałem, że to dla mnie i modliłem się, żeby to nie była czekolada.

- To dla ciebie – powiedzieli moi dzisiejsi opiekunowie.

Otworzyłem pudełko i moim oczom ukazał się rulon papieru. Rozwinąłem go. Był to rysunek drzewa z mnóstwem gałęzi, przy których to wklejone były fotografie. Widziałem już coś podobnego w podręczniku do historii. Było to drzewo genealogiczne. Poszukałem wzrokiem cioci i wujka i zobaczyłem, że pod ich zdjęciami jest pusta gałąź.

- Nie bardzo rozumiem…

- Jeżeli chcesz – zaczął tłumaczyć mi wujek - możesz zostać z nami i zastąpić nam to puste miejsce.

Spojrzałem na Gosię i Konrada. Trzymali się za ręce, mieli załzawione oczy. Nie mogłem uwierzyć, w to co przed chwilą usłyszałem. Miałem być częścią rodziny? Czy to w ogóle dzieje się naprawdę?!

Cisza z mojej strony trwała chyba za długo, bo ciocia zaczęła pytać, czy wszystko ze mną w porządku i czy zrozumiałem, o co zapytał mnie wujek. Pokiwałem głową, ale dalej nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Znowu popatrzyłem na drzewo genealogiczne i gałąź, która już wkrótce miała być moja.

- Ale… ale ja nie mam żadnego zdjęcia… - wydukałem.

Ciocia z wujkiem wybuchli głośnym śmiechem i natychmiast zaczęli mnie przytulać. Muszę przyznać, że przytulanie to bardzo miłe uczucie i można się do tego przyzwyczaić.

25 grudnia 2013 r.

Kiedy się obudziłem usłyszałem głos pani dyrektor. Podkradłem się cicho, żeby podsłuchać rozmowę.

- On musi z nami zostać… Przecież są święta!!!

- Proszę pana, to tak nie działa! Dostali Państwo zgodę na jeden wieczór. Piotruś musi wrócić, a państwo muszą dopełnić formalności. Dopiero wtedy Piotrek może z wami zostać.

- Ale my już mu powiedzieliśmy, że z nami zostaje. Nie możemy mu tego zrobić.

Czyli jednak będę musiał wrócić do bidula… Wiedziałem, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe. Nawet, gdy ktoś mnie chce, wszechświat na to nie pozwala. Znowu będę musiał oglądać wredną gębę Grubego, czy tę okropną ślepą Graźkę.

- Jak tylko załatwimy wszystkie papiery, Piotrek będzie mógł przyjechać do was – głos Miss odbijał się od moich uszu.

- Boże, przecież to może potrwać tygodniami… - westchnęła ciocia.

- Nie martw się kochanie – zwrócił się do niej wujek. – Czekaliśmy tyle, poczekamy jeszcze trochę. Pójdę obudzić Piotrka. Musimy mu o tym powiedzieć.

- Może wolicie państwo, żebym ja to zrobiła? – zapytała dyrektorka.

- Nie – odezwał się stanowczo wujek. – Musi to usłyszeć od nas.

Wróciłem pędem do łóżka. Gdy przyszedł wujek, udawałem, że dopiero się obudziłem. Konrad usiadł na łóżku i smutnym głosem odrzekł:

- Piotruś, musimy pogadać jak mężczyzna z mężczyzną…

Bardzo dobrze wiedziałem, co zaraz usłyszę…

 

* * *

Pierwszy dzień świąt był dniem pochmurnym i deszczowym. Nie takim, jak to często wygląda w filmach, gdzie śnieg sypie się z nieba powoli wielkimi płatami. Boże Narodzenie 2013 przypominało bardziej brzydkie listopadowe popołudnie z niską temperaturą i mroźną mżawką. Po kilkunastu kilometrach jazdy po oblodzonej drodze wydarzyło się coś, czego nikt nie spodziewał się w najgorszych snach. Jadący naprzeciw bidulowego busa samochód, próbował wyprzedzać, ale wpadł w poślizg, przewrócił się i z impetem zbliżał się do auta wiozącego dzieci z powrotem do domu dziecka. Kierowca w ostatnim momencie przekręcił kierownicę. Niestety bus uderzył bokiem w drzewo.

* * *

Piotruś nigdy nie zamieszkał u cioci Gosi i wujka Konrada. Siedział tuż przy drzwiach, czyli właśnie od tej strony, od której auto wpadło w drzewo. Mimo natychmiastowej pomocy, nie udało się go uratować. Boże Narodzenie 2013 było ostatnim, jakie Piotrek miał przeżyć.

Gdy Małgorzata i Konrad Wagner dowiedzieli się o tragicznym wypadku, w ich pięknym domu rozległ się głośny krzyk i szloch.

Kiedy pani dyrektor wyszła ze szpitala, postanowiła odwiedzić Wagnerów i przekazać im coś bardzo ważnego.

- Proszę to wziąć. Piotruś chciałby, abym to Państwu przekazała – powiedziała łamiącym się głosem. – Pisał to, wracając od Państwa…

Konrad wyciągnął dłoń po pamiętnik Piotrka. Otworzył zniszczony podczas wypadku zeszyt na ostatniej stronie, która ubrudzona była czymś, co przypominało błoto. Wziął głęboki oddech i ze łzami w oczach, zaczął czytać:

 

„Wracam jednak od cioci i wujka, ale nie jestem smutny. Wręcz przeciwnie. Pierwszy raz czuję się naprawdę szczęśliwy. Dlaczego? Bo wiem, że tam wrócę! I mogę to napisać śmiało, nawet jeśli Gruby zabierze mi zeszyt i będzie się ze mnie śmiał. Mogę to napisać bardzo wyraźnie: TO BYŁ NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ W MOIM ŻYCIU! I już zawsze wigilia będzie mi się kojarzyła dobrze. Chyba jednak nie jestem takim pechowcem, jak myślałem. Chyba jest ktoś, kto mnie kocha…”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • motomrówka 22.04.2017
    Dobrze to napisałeś. Chociaż, przyznać ci się muszę, że spodziewałam się takiego zakończenia, kiedy już musiał wracać do bidula, byłam święcie przekonana, że coś się stanie. Niesamowite jest ostatnie zdanie "Chyba jest ktoś, kto mnie kocha…”, tutaj rodzi się pytanie, kogo miałeś na myśli. Co do stylu, dobrze oddałeś pisanie jedenastolatka, ale muszę zerknąć w twoje inne teksty, żeby się upewnić, że była to tylko stylizacja. Nie wiem, jak ocenić, bo z jednej strony podobało mi się, a z drugiej widzę tu same kalki i stereotypy plus przewidywalne zakończenie. Ciocia jest odpowiednio ciepła, wujek odpowiednio ojcowski, ciocia oczywiście otwiwra drzwi umazana mąką, a w domu oczywiście pachnie ciastem, koledzy w bidulcu oczywiście wredni i tylko nieliczni nauczyciele są ok. Wszystko to już nie raz czytałam, także oceny bez. Mrówka Rozczarówna (jednak).
  • Poison 22.04.2017
    Dzięki za opinię ;)
  • Poison 22.04.2017
    Mam nadzieję, że zerkniesz też do reszty ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania