Poprzednie częściPierwsza litera

Pierwsza miłość

Chciałbym wam opowiedzieć historię mojej pierwszej i ostatniej miłości. Nosiła imię Weronika i dzisiaj żyje już tylko w moim martwym sercu. Poznałem ją przez internet gdy miałem siedemnaście lat. Była rok młodsza, niższa o jakieś pięć centymetrów, piękne czarne włosy, które rozpoznawałem z daleka i niebieskie oczy. Oczy, które były moim całym światem i potrafiłem w nie patrzeć godzinami. Do dzisiaj pamiętam jej wyjątkowe spojrzenie. Do tego pięknego kompletu trzeba dodać cudowny uśmiech. Często uginały mi się nogi, a serce waliło jak szalone gdy się do mnie uśmiechała. Może opowiem początki naszej znajomości? Spotkaliśmy się po jednym dniu rozmowy przez internet. Pisało nam się tak dobrze jakbyśmy znali siebie od wielu lat. Umówiliśmy się na peronie w połowie drogi. Byłem pierwszy więc musiałem na nią chwilę zaczekać. Jeszcze nigdy się tak nie stresowałem. Miałem w głowie wiele scenariuszy, nawet taki, że nie przyjedzie. Jednak po dziesięciu minutach na stację wjechał jej pociąg. Od razu mnie poznała i przytuliła, a ja stałem jak słup. Nie wiedziałem co zrobić, ale było to tak przyjemne uczucie, że chciałem aby trwało wiecznie. Naszym celem podróży był park. Nie był to typowy skrawek zieleni z paroma ławkami, ich było tam zaledwie pięć. On był wyjątkowy. Był usłany dziesiątkami ścieżek przy, których jak żołnierze na baczność, stały wysokie drzewa. Rozmawialiśmy godzinami i nie wiadomo kiedy nastał już wieczór. Rozstaliśmy się na dworcu, a na sam koniec spotkania przytuliliśmy się i staliśmy tak, wtuleni w siebie długimi minutami.

 

Od początku wiedziałem, że to miłość. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Nie ma słów, które by mogły to opisać. Rozmawiało nam się cudownie, a każde spotkanie było udane. Po miesiącu zostaliśmy parą. Nie widzieliśmy świata poza sobą, a każdy dzień bez spojrzenia tej drugiej osoby, był koszmarem. Spotykaliśmy się w każdej wolnej chwili, a najlepszym czasem były wakacje. Dwudziestego drugiego lipca mijał miesiąc naszego, pełnego uczuć, związku. Pojechaliśmy wtedy na klif nad plażą. Rozpościerał się z niego cudowny widok na morze i statki, które wpływały do pobliskiego portu. Prawdziwe piękno jednak ujawniał gdy zachodziło słońca. Do dzisiaj nie wiem co było piękniejsze. Tamten zachód czy jej niebieskie oczy. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i po prostu podziwialiśmy. Nie padło żadne słowo, ale wtedy czułem coś wyjątkowego. Chyba byłem szczęśliwy i znalazłem sens życia, który w tamtej chwili opierał głowę na moim ramieniu. Wspominam ciepłe letnie dni gdy leżeliśmy w trawie w cieniu wiśni. Oglądaliśmy niebo, dużo rozmawialiśmy, przytulaliśmy się i całowaliśmy. Nasze pocałunki były czymś więcej niż tylko gestem czy spotkaniem dwóch ust. Wtedy czułem, że nie ma świata poza nią. Nigdy się nie nudziliśmy, a spontany były już naszą tradycją. Często po prostu wychodziliśmy na miasto. Zawsze były nowe zakamarki do odkrycia. Weronika uwielbiała spędzać czas na górce nieopodal miasta. W nocy można był ujrzeć prawdziwe piękno metropolii. Tysiące świateł, a nad nimi miliardy gwiazd. Nie potrafię zliczyć ile nocy tam spędziliśmy.

 

Czas mijał, a nasza miłość nie słabła, a jedynie stawała się co raz silniejsza. Ciągle mieliśmy tematy do rozmów i chęci do spotkań. Byliśmy podręcznikowym przykładem miłości. Jednak nasze życie nie było baśnią. Weronika zaczęła czuć się co raz gorzej. Zrobiła serię badań i dwudziestego drugiego lipca dostała wyniki. To była nasza rocznica, która nie opiewała w szczęście. Diagnoza była jak wyrok śmierci. Białaczka. Jedynym sposobem na uratowanie jej życia był przeszczep szpiku. Jednak nie mogliśmy znaleźć dawcą. Nikt z jej rodziny nie mógł nim zostać, ja również. Czułem, że wali mi się cały świat, którym była ona. W każdą wolną chwilę po pracy spędzałem z nią. Starałem się być dla niej podporą. Nie pokazywała tego, ale wiedziałem, że to jest dla niej zbyt wiele. Nie potrafiła sobie z tym poradzić. Nikt nie potrafił. Całe dnie spędzała na wzgórzu lub klifie. Tylko tam czuła spokój. Chyba ten piękny krajobraz ją uspokajał. Mnie jednak nic nie potrafiło uspokoić. Wiedziałem, że mogę ja stracić. Mijały miesiące, a dawcy wciąż nie było. Jej oczy już nie były tak niebieskie jak dawniej, a uśmiech co raz rzadziej gościł na jej pięknej twarzy. W końcu stan zdrowia Weroniki pogorszył się na tyle, że musiała trafić do szpitala. Leżała tam miesiącami. Przychodziłem do niej codziennie, a w weekendy trzymając ją za dłoń, spałem na taborecie przy jej łóżku. Każdego piątkowego wieczoru przychodziły pielęgniarki i mówiły bym poszedł do domu i wrócił rano. Ja jednak nie potrafiłem opuścić dziewczyny, którą kocham. Lekarze postanowili zastosować chemioterapię. Weronika traciła włosy, a wraz z nimi chęci do życia. Uśmiechała się tylko wtedy kiedy przychodziłem.

 

Nasza drugą rocznicę spędziliśmy w szpitalu. Nie była już ta piękną dziewczyną co dwa lata wcześniej. Była łysa, a jej oczy straciły żywy kolor. Czułem, że umiera. Wziąłem urlop by spędzać z nią dnie i noce. Odchodziłem od niej tylko wtedy kiedy musiałem. Wciąż nie mogliśmy znaleźć dawcy, a lekarze nie dawali jej zbyt wiele szans. Pewnego wieczora chwyciła mnie za rękę, a ja spojrzałem w te, wciąż dla mnie cudowne oczy. Powiedziała, że mnie kocha i chce już wrócić do domu. Potem zasnęła, a ja zaraz po niej. Obudziłem się rano i czułem, że jest coś nie tak. Weronika nie oddychała. Lekarze próbowali ją reanimować, ale to nic nie dało. Ona odeszła. Tamtego ranka płakałem godzinami na szpitalnym korytarzu. Wraz z nią odszedł mój świat. Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Myślałem, że to tylko zły sen, a ona w końcu wyzdrowieje. Dopiero na pogrzebie dotarło do mnie, że to koniec. Siedziałem przy jej grobie cała noc. Nie potrafiłem stamtąd odejść. Dopiero jej ojciec zdołał mnie zabrać do domu. Wracałem i wracam tam każdego dnia. Wszędzie gdzie idę to widzę ją. Piękną i wiecznie uśmiechniętą. Jednak już nigdy nie obejrzę z nią zachodu słońca na klifie, nieba pod stara wiśnią i cudownej magi świateł miasta na górce. Bez niej już nic nie jest takie samo. Nie potrafię zliczyć godzin spędzonych nad jej grobem i rozmowach. Mówię do niej za każdym razem gdy tam jestem. Mój monolog jedynie przerywają łzy, które spływają po mej twarzy codziennie.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Desideria 25.07.2017
    Aż mi się łezka zakręciła w oku. 5
  • D4wid 25.07.2017
    Mi przy pisaniu z oka uciekło parę łez
  • NataliaO 31.07.2017
    tekst jest prosty to nawet plus, że nie jest za mocno kolorowy, ale jest tak "suchy", "sztywny" i bez emocji. Odrobine w historii o miłości dobra była by jednak ukazana ta miłość.
    Ja tam nie odczuwam, że to historia o pierwszej miłości, a jeszcze wątek choroby dziewczyny to przeszło bez echa, nie było to ani smutne, ani mi się łzy nie pojawiły.... 2
  • D4wid 14.08.2017
    Dopiero zaczynam i dzięki za ten komentarz :) Przynajmniej dzięki temu wiem nad czym muszę popracować. Postaram się o to aby moje kolejne teksty były lepsze, a jakiś wydusi z Ciebie chociażby jedną łzę :)
  • Evergreen1 08.10.2017
    Łezka sie w oku kręci, ale można było pokazać więcej emocji w tekście "mówię do niej zawsze gdy tam jestem" - ale co czuje?? Tego troszkę brakuje :)
  • D4wid 08.10.2017
    To były moje początki z prozą :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania