8: Pierwsza oznaka przeznaczenia

Wokół były zabawki, którymi bawiłem się tylko, kiedy rodzice lub siostry miały na mnie oko. Siedziałem tego pięknego popołudnia na dywanie z narysowanymi na nim ulicami i domkami. Podobno marzenie każdego dziecka, ale ja nie byłem już bardzo dawno dzieckiem.

 

Spędzałem czas w tej przedobiadowej porze w moim ładnie pomalowanym na kosmos pokoju. Byłem wtedy z moim najlepszym przyjacielem, którego znałem od momentu narodzenia, a którego nikt inny nie znał w tych stronach, gdzie wybudowany był dom moich rodziców. To miłe, że wybrał jedynie mnie.

 

Rozmawialiśmy właśnie z moim wysokim kolegą o studni położonej głęboko w lesie w pobliżu miasta. Legendy mówiły, że wrzucono tam i zamknięto dziewczynę, którą nasi dalecy przodkowie uznali za wiedźmę. Przyjaciel uważał, iż ta kobieta nadal tam jest i żyje i że wkrótce będziemy musieli jej złożyć miłą wizytę. Miała w sobie bardzo, bardzo dużo Dranis.

 

Musieliśmy jednak bardzo szybko skończyć naszą rozmowę, bo mama wołała na obiad. Byłem głodny, niezwykle głodny, aż cały się trząsłem z cierpkiego uczucia głodu. Przyjaciel to prędko zauważył i radośnie się do mnie uśmiechnął swoimi morderczymi kłami. Oczy z długimi na wysokość źrenicami, płonęły zabawnym pomarańczowym ogniem. Powiedział, że już czas nadszedł i że jestem już gotowy na prawdziwy, wielki posiłek. Cieszyłem się na te słowa z całej mojej nieludzkiej duszy.

 

Wyszedłem z mojego pokoju i zszedłem powoli po drewnianych schodach z błyszczącymi barierkami. Na dole w salonie zobaczyłem, że wszyscy są przy stole i czekają już tylko na mnie. Ale ich koniec został przeze mnie ustalony.

 

Uśmiechałem się szeroko, gdy pomarańczowy, ciepły płomień otoczył moje małe ciało i kiedy przyjaciel patrzył z boku, śmiejąc się od ucha do ucha nad losami niewinnych. Zamknąłem jednym pstryknięciem palca drzwi i położyłem na okna bariery ochronne, aby nikt nie miał możliwości ucieczki. Wtedy zaczęło się piękne przedstawienie, na które czekałem przez lata.

 

Wyczułem słodki strach wśród moich siostrzyczek i rodziców. Wskazałem palcem na najstarszą siostrę, a macka energii posłusznie rzuciła ją o ścianę po prawej. Szybko podbiegłem do Luci i cisnąłem ją o świeżo nakryty stół. Wszyscy domownicy uciekli do kąta i się tam tchórzliwie skulili, przytulając siebie jak najmocniej się da. Wymieniłem się z nimi moim rozbawionym spojrzeniem.

 

Zbliżyłem się do ciężko oddychającej Luci, skupiając pomarańczową energię w moich dziecięcych rękach. Zacząłem okładać najstarszą siostrzyczkę pięściami z całej siły, aż ją doszczętnie zmiażdżyłem. Jej jęcząca dusza błagająca o ratunek, grzecznie powędrowała do mojej duszyczki, która pochłonęła jej ducha ze smakiem. Poczułem od razu obecność nowego, miłego ciepełka z otrzymanej energii.

 

Następnym moim celem była Megi, której długie do pępka warkoczyki, bujały się delikatnie z przerażenia. Wyrwałem ją macką z objęcia ukochanych rodziców i tworząc z palców ostre szpony energii, przywiązałem ją do białej jeszcze ściany za pomocą pomarańczowych cierni. Oblizałem wargi z kapiącej śliny, kiedy ona wrzeszczała niskich głosikiem. Rozszarpywanie jej miękkiego jak aksamit ciała było jak radosne babranie się w błotku, a wszędzie rozpryskiwała się czerwoniutka jak maliny krew. Wsiąknąłem na koniec jej obolałą duszyczkę do mojego oblanego juchą ciała, kiedy Megi była już tylko ładnie pachnącą papką mięsa. Ah, smaczny młody duch i smaczna energia życiowa.

 

Postanowiłem poczekać bez ruchu, odwrócony plecami do rodziców i Anabel, aby dać im powód do sztucznej nadziei, że mogą uciec. Stałem tak cierpliwie przez długi czas, aż w końcu pobiegli w kierunku wyjścia. Ja oczywiście wiedziałem o tym i natychmiast posłałem do akcji pomarańczowe macki energii. Tak właśnie rozdzieliłem ostatnią żywą i najmłodszą córkę od umierających ze strachu rodziców. Oni zawiśli w powietrzu nie mogąc się ruszyć, a Anabel zajęły się rozrywające jej kończyny macki. Krzyk rozpaczy i szaleństwa w nadnaturalnej masakrze dyrygowanej przeze mnie samego. Każdy chciałby poczuć się choć przez chwilę tak potężnym jak ja.

 

Dźwięk rozrywanego ciała i kości. Pozostał po najmłodszej siostrzyczce tylko krwawy kadłubek i dusza, którą po wskazaniu palcem pochłonąłem z apetytem potwora. Wszystkie kawałki Anabel uderzyły jednocześnie o ziemie z głuchym trzaskiem.

 

Zapach krwi i trupów w porze obiadowej to było coś, o czym od dawna marzyłem z przyjacielem. Właśnie, mówiąc o przyjacielu... On siedział na krześle z założoną jedną nogą na drugą i klaskał z wesołą, i szeroko otwartą paszczą pełną długich, ostrych kłów, gdy mama i tata jęczeli do mnie jakieś niezrozumiałe oraz bezwartościowe bzdury. W ich załzawionych oczach ujrzałem moje oczy. Długie na wysokość źrenice z pomarańczowymi płomieniem wokół, wyglądałem dobrze z takimi ślepiami.

 

Już blisko do zdobycia nowej postaci, o której mówił mi przyjaciel. Już nawet prawie widać krąg rysujący się na zewnętrznej stronie prawej dłoni. Coś nadchodzi, powiedział bez przekonania najlepszy kolega, o czarnym jak pustka ciele.

 

Uśmiech i podniecenie. Wyciągnąłem ręce ku kawałkowi podłogi, pod którym wisiał w powietrzu tata, a następnie posłałem tam dużo mocy. Z utworzonego portalu wyrosły kolce, które jedne po drugich przebijały mojego ojca wrzeszczącego w agonii. Przedostatnia dusza wchłonięta. Podniecenie ciągle wzrastało. Przyjaciel z lekkim niepokojem powiedział, że kogoś nieproszonego wyczuwa.

 

Zwolniłem mamę z uścisku macek, a ona kompletnie załamana opadła na kolana w bezruchu. Złapałem ją za gardło i kazałem mojej mocy mnie unieść. Ginęła przez minutę z utraty tlenu, ponieważ nie pozwoliłem jej tak szybko opuścić tej imprezy. Ostatnia dusza zabrana i poczułem prawdziwe moje przeznaczenie. Doświadczałem przemiany w nową potężniejszą istotę w pomarańczowym kręgu z podobizną Bestii w środku.

 

Przyjaciel schował się we mnie, szepcząc dziwnym głosem, którego u niego nigdy nie słyszałem. Ktoś tu jest i nie znam jego lub ich zamiarów. Wykryli cię, więc musisz się pośpieszyć!

 

Pierwszy raz w życiu, właśnie w najwspanialszym moim dniu, kiedy byłem już gotowy... poczułem tę emocję. Zawsze chciałem wywoływać ją, ale tym razem ona zrodziła się we mnie. Strach. Strach, kiedy do pokoju, w którym zabiłem własną rodzinę, weszły dwie osoby. Jeden był niebieski i wydawał się zabawny, ale drugi... wywoływał we mnie ciarki. Nie miał twarzy, ale z głowy wyłaziły mu trzy rogi z tej samej materii co jego czarne i żywe ciało. Przyjaciel był też czarnego koloru, ale nie posiadał stabilnego ciała, a postać przybysza posiadała. Przyjaciel miał krwiożercze kły i oczy Bestii, a przybysz nie miał twarzy. Wszystkie jego rogi skierowane do środka, a jeden wychodził z podbródka. To wszystko od tej żywej i niepokojącej istoty o wysokim humanoidalnym ciele, sprowadzało prawdziwy koszmar. Nie chciałem tego doświadczać, więc posłałem na tę marę wszystkie macki. Postać zbudowana ze strachu wypuściła małe czarne kulki ze swoich rąk. Trafiły celnie i każda wessała po jednej mojej broni do łapania, i duszenia. W miejscach zniknięcia opadł pył.

 

Byłem na prawdę wściekły i jednocześnie panicznie bałem się przybysza z koszmarów. Zamiast uciec rzuciłem na niego widmo Bestii, a następnie sformowałem wokół siebie obronny kokon energii, aby przetrwać do przemiany. Wszystko na nic.

 

Strach i Niebieski razem wyczarowali tarczę magii, która ochroniła ich od widma gniewu. Potem sam Koszmar ruszył na mnie, a ja wierzyłem z całych sił w ochronę kokonu. Spojrzałem wtedy na niego z bliska, moimi pomarańczowymi płomieniami z dużymi na wysokość źrenicami. Istny lęk, który pochodził z nic nieczującej i nic niepokazującej twarzy. Nieznajomy rozciągnął ręce na boki i przybrał przygotowaną postawę, a z jego pleców wyrosły nagle dziesiątki ostrych odnóży. Spadły jak deszcz na barierę, znacząc tysiące pęknięć, a czarny dym przysłonił wszystko oprócz Koszmaru.

 

Bestia zaczęła się we mnie budzić, ale moja ochrona rozsypała się i prędko ciemność ogarnęła mój wzrok. Wkrótce tak samo się stało z całą moją świadomością. Niebieska maska opadła na moją dziecięcą twarz, a w pokoju pozostała tylko ciemność. Senebris. Senebris mnie opanowała.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 05.07.2017
    Nawet to niezłe było :) Trafny dobór słów w momencie rozprawiania się z dziewczynkami. Te kozie, szatańskie oczy zawsze przyprawiają mnie o dreszcz, są jakieś nienaturalne. Dam 5, bo mało tu horrorów, a czasem dreszczyk emocji jest wskazany :)
  • Szigo 05.07.2017
    Dziękuję :)
  • Abbadon 05.07.2017
    Dobre. Rzekłbym, naprawdę dobre. Świetny język, brak błędów (poza drobnostkami, np. "na prawdę"), genialny sposób ukazania myślenia głównego bohatera. Jedyny poważny szkopuł to fakt, że mam tylko jedną scenę, i to do tego dość typową, (bo już ile było dotąd nadnaturalnych masakr w historii horroru?) a takie dzieło ma potencjał na coś więcej niż jedna scena.
  • Szigo 05.07.2017
    Dziękuję za opinię. To właśnie miała być taka mała opowiastka opisująca genezę jednej postaci z mojego uniwersum. Już niedługo skończę pisać takie porządne opowiadanie z rozdziałami :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania