Pierwszy Anioł, Początek, rozdział 1, Łowy

„Sukkub/inkub:

Oba imiona należą do jednego gatunku. Sukkub to samica, inkub samiec.

Ich ciało to mięso trzymane w całości tylko przez plugawe czary.

Są zdolne zmieniać je, co wraz z magią, co to przenika,

czyniąc nakładanie nieczystych iluzji dziecinną igraszką,

umożliwia gnidom udawanie niemalże każdego życia.

Nie mogą jeno przybrać innej płci ni znacznie zmieniać gabarytów.

To dusza onegdaj strącona do Piekieł, co wróciła na Argatal przez:

- Knowania diabłów, mające nas dręczyć naszymi bliźnimi.

- Wolę braci Vertesa, co opuścili jego blask, służąca ich celom.

- Arogancję heretyków, podążających sromotnymi ścieżkami powyższych.

To, czy plugastwo chciało zostać inkubem/sukkubem nic nie znaczy.

Abominacje te zwykle pamiętają poprzednie życie doczesne,

mimo to winny być tępione na podobieństwo zarazy”.

Podręcznik łowców demonów, początek stronnicy szóstej.

 

~~~Czasy dzisiejsze~~~

 

Mimo południa, z nieskalanego chmurami nieba nie lał się żar, a drzewa naokoło chroniły oczy przejezdnych przed nachalnymi promieniami słońca. Jedynym, na co można było narzekać, to niewybrukowanie drogi.

Wyprostowany konny wyglądał, jakby był w transie. Luźne szaty zakrywały jego ciało, nie dało się nawet dostrzec twarzy spod kaptura. Ku niezadowoleniu podróżnych, jechał środkiem traktu, nie mając baczenia na innych. Potężna postura sprawiała, że nikt nie chciał mu robić o to kłopotów.

Z daleka koń wydawał się normalny, jednak z bliska można było dostrzec wiele różnic. Zwierzę zdecydowanie przerastało zwykłego rumaka, podchodziło nawet pod wyrośniętego mustanga. Sierść miało pokrytą różnymi, wyglądającymi na magiczne znakami. Obciążono je również wieloma, niewielkimi jukami.

Tannes z Pogranicza Drwali spieszył się do Szarego Grodu, chcąc zakupić materiały do odprawiania rytuałów łowców demonów. Od wielu dekad zajęcie to było praktycznie na wymarciu, a nielicznych łowców traktowano w najlepszym razie jako jakąśtam wersję magików, dopomagających sobie bardziej bezpośrednimi środkami. W najgorszym razie za heretyckich okultystów, których należy spalić na stosie. Jednak ich zakupy nigdy nie były niezwykłe, wielu parających się nadnaturalnymi sztukami kupowało zioła, minerały czy pergaminowe zwoje. Dlatego zwykle te podróże były nudne i niewarte uwagi, Szary Gród cieszył się statusem dużego miasta, jednak nie miał ciekawych atrakcji czy historii. A jednak jakąś godzinę od celu podróży, coś przerwało monotonię drogi Tannesa. Grupa wojów, składająca się z pięciu patroli, zarekwirowała wóz kupiecki i ustawiła go w poprzek drogi. Rozjuszony właściciel wykłócał się namiętnie z jednym ze strażników, podczas gdy reszta oddziału szykowała się intensywnie. Stary rynsztunek, noszący ślady zniszczeń po niedawnej potyczce, wyrzucano na rosnącą z wolna kupę żelastwa. Ci, którzy mieli broń czy tarczę w zapasie, dzielili się z mniej przezornymi kompanami. Trwały również prace nad dalszym fortyfikowaniem pozycji, a dowództwo poszczególnych patroli ustalało między sobą plan działania. Ze strzępków rozmów, które docierały do uszu łowcy, można było dojść do wniosku, iż na drodze pojawił się jakiś zbłąkany i ranny demon. Takie były najniebezpieczniejsze, gdyż podobnie jak ranne zwierzę zapędzone w kozi róg, demon postawiony w takiej sytuacji z pewnością był rozwścieczony i wyjątkowo agresywny.

Gdy koń Tannesa zbliżył się wystarczająco do barykady, stanął. Mężczyzna uniósł nieznacznie głowę, jednak nie zamierzał odezwać się jako pierwszy.

— Odsuń się pan, niebezpiecznie tutaj jest — rzekł strażnik, rozmawiający do tej pory z kupcem. — Sukkub się napatoczył na dziedzińcu i atakuje każdego, kogo spostrzeże. Kurwa już trzech naszych zabiła.

Spod kaptura jeźdźca można było dostrzec wykrzywione w sarkastycznym uśmiechu usta.

— Rośli, dobrzy mężowie, a boją się demona kobiety? — zapytał sarkastycznie. Nastąpiła krótka chwila, nim ponownie się odezwał. — Nie mniej, skoro trzech już zabiła, to oznacza, że nie baliście się stawić mu czoła? — Nadal pozostawał bez ruchu. Wyglądało to trochę tak, jakby coś rozważał.

— Ano nie. Poharataliśmy ją nieco, ale babsko jest uparte i nie chce zdychać. Czekamy teraz, aż się wykrwawi albo jakieś wsparcie przyjdzie, bo nasza grupa to jednak mało. Zwłaszcza że wozu trzeba jeszcze pilnować przed tym motłochem. — Splunął, spoglądając pogardliwie na tłum dookoła. — Zajmie nam to pewno z kilka godzin.

Tannes cicho westchnął i ledwo dostrzegalnie skinął głową.

— Skoro nie chowaliście się przed demonem w domach i barykadach, tylko wyszliście mu naprzeciw, uznam was, dobrzy panowie, za mężów dzielnych.

Nagle zeskoczył z wierzchowca i podszedł do jednego z juków. Wyjął coś z niego, a następnie wsadził sobie do kieszeni. Odwrócił się wyprostowany w stronę strażników i delikatnie złapał kaptur. Zdjął go, a strażnicy ujrzeli coś, czego na pewno się nie spodziewali. Ciało miał wytatuowane mnogością drobnych symboli, układających się w wijące wzory, przywodzące na myśl stary, zakazany język.

— Zróbcie mi przejście. Zabiję owego demona — powiedział, podchodząc pomału do barykady, ciągnąc za sobą konia za uzdę.

— Samemu? — prychnął. — A co, życie ci się znudziło?

— Daj spokój… — strażnik zajmujący się osądzaniem, co należy wyrzucić, a co zostawić, wtrącił się do rozmowy. — …babka i tak ledwo stoi. Mogę pójść z nim, a ty zostaniesz przy wozie, jeśli się boisz.

— Jak tam chcecie… — Wskazał wymownie na podróżnika, z miną jakby miał tego wszystkiego dość. — Ale jak on zginie, nie puściłem go do tego demona.

— Dobry panie, będziesz mi tylko zawadzać. Proponuję, jednak byście zostali i zaopiekowali się tutejszymi ludźmi. Czort jeden wie, co czyha na nich w lesie, jeśli oddalicie się zbytnio.

— Jak uważasz. Idź sobie, skoro tak ci pilno — westchnął ten, który zaoferował pomoc. — Tylko przynieś nam jakiś dowód na to, żeś ją zabił — dodał, skutecznie tłumiąc drwinę w głosie.

Dla nich był to kolejny zadufany w sobie czarodziej, chcący zmierzyć się z siłami przerastającymi jego pojmowanie. Taki i tak by umarł, a mógł być niebezpieczny dla otoczenia, więc nawet ich radowała możliwość pozbycia się go. Gdy barykada się rozstąpiła, Tannes pomału przeszedł przez drogę, ukazując wszystkim naznaczone ciało.

— Dawno nie spotkaliśmy sukkuba, prawda Pogromco? — zwrócił się cicho do konia, a ten parsknął tylko. Przemierzał drogę w takim tempie, aż dotarł do miejsca. Przez cały czas patrzył wyłącznie przed siebie, zachowując mimo tego pełną czujność.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 21.10.2017
    Zupełnie nie maja bajka. Nie znam się na łowcach i demonach, ale czytało się gładko. Interesująca postać w kapturze. Pełna czujność i pokerowa twarz, do tego tatuaże. Imponujący wygląd. Dam 5 i zerknę do kolejnej części, co dalej zrobił :)
  • princess 24.10.2017
    Świetna praca. Czytało się z przyjemnością. Oczywiście oczekuję kolejnych części :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania