Pierwszy Anioł, Początek, rozdział 2, Koniec jest początkiem

„Proszę Cię Boże, osądź mnie,

gdyż chodziłem w nieskazitelności

i zaufałem Ci, żeby się nie zachwiać.

Nie zabieraj mej duszy z grzesznikami

ani życia mego z winnymi krwi,

którzy mają w rękach rozpasanie,

a prawica ich pełna jest przekupstwa”.

Fragmenty dwudziestej szóstej modlitwy śpiewanej.

 

~~~Dwa lata temu~~~

 

Zielone oczy elfki patrzyły leniwie na rozpalone ognisko, a rude pół loki, muskane nieznacznymi podmuchami wiatru, zdawały się odprawiać jakiś chaotyczny, leniwy taniec na plecach i ramionach, muskając młodą skórę i bandaże. Będąc odzianą jedynie w spodnie i top koloru khaki, otuliła się grubym kocem, aby nie zmarznąć. Skuliła się pod nim, usilnie starając się nie popaść w sen przed kolacją.

Ludzie, którzy ocalili ją kilka dni temu, kręcili się dookoła, starając się jej nie przeszkadzać. Czasem tylko ktoś podszedł do Ginewry, aby zapytać ją o samopoczucie. Tak, jak teraz, kiedy na oko trzydziestoletni blondyn o błękitnych oczach przysiadł się do niej. Pomijając kolczugę, chroniącą jego tors, jego ubiór nie sugerował, iż jest paladynem. Był to co prawda strój prosty, nieutrudniający wykonywania prac obozowych, jednak do jego wyrobu użyto towarów o jakości i cenie niedoścignionych dla większości konkurencji.

— Piękny mamy wieczór, nieprawdaż? — spytał człowiek, spoglądając na pierwsze gwiazdy.

— Zależy, co kto lubi… — Rozprostowała nogi, spoglądając bez wyrazu na rozmówcę. — Zimnica jest straszna.

— Da się przywyknąć. — Wzruszył ramionami. — Przynieść ci drugi koc?

— Nie. Wasze koce są szorstkie, jak cholera, ale dziękuję za troskę…

Zawiesiła głos, uświadamiając sobie, że nie wie, jak zwracać się do towarzysza. Rumieniec spowił jej lico. Nie umiała spamiętać imion ludzi, którzy ocalili jej życie i z którymi podróżowała od dwóch tygodni… Typowe. Młodzieniec, jakby czytając w jej myślach, uśmiechnął się jedynie ciepło i przemówił.

— Jestem ser Thomas…

Kobieta drgnęła, przybierając na chwilę histeryczny uśmiech. Ten jednak szybko ustąpił miejsca kpinie wymieszanej z gniewem.

— Och, ma pan tytuł szlachecki?

— Owszem. — Skinął głową. — Nadano mi go po jednej z bitw, ale w sumie niewiele to zmieniło w moim życiu…

— A już myślałam, że szlachcic postanowił opuścić wygody dworu i pomóc pokrzywdzonym owieczkom — przerwała mu, chichocząc złośliwie. — Czy taka prosta dziewka jak ja powinna paść na ziemię i bić pokłony?

— Nie, nie musi. — W głosie mężczyzny nie słychać było ani krztyny urazy. — Żaden tam ze mnie wielki pan. Co cię tak śmieszy w moim tytule? — Nachylił się nieco, uważając jednak, aby nie wprawić elfki w zakłopotanie.

Thomas zbił dziewczynę z tropu. Przyzwyczajona do wzajemnego wyzywania się z przyjaciółmi z areny, musiała przez chwilę pomyśleć nad sensem słów paladyna. Gdy uświadomiła sobie, że przez cały czas wpatruje się w wojownika jak cielę w malowane wrota, speszyła się i zaczęła coś bełkotać. Z ledwością dało się zrozumieć, co.

— Nic osobistego… Po prostu… Tak… No…

— Spokojnie. — Poklepał ją po plecach, śmiejąc się głęboko. — Nie jestem zły, po prostu ciekawy. Nie chcesz, to nie mów.

Westchnęła ciężko, ciągle nieco drżąc.

— Po tych wszystkich szlacheckich zakładach i dziwnych życzeniach, jakoś nie chce mi się wierzyć w arystokratę o złotym sercu. Chociaż z pewnością tacy są. Pan, chociażby. Przepraszam. — Spojrzała w niebo, usilnie myśląc o sposobie zakończenia konwersacji.

— Mów mi po prostu Thomas. I nie ma sprawy, nie musisz lubić każdego.

Zapadła niezręczna cisza. Zdawało się, że nawet natura podjęła jakąś zmowę milczenia. Kwadrans, który pozostawał do kolacji, zdawał się wiecznością. W końcu jednak Thomas sam dźwignął się na równe nogi, wracając do obowiązków.

— Bywaj i do miłego — rzucił na pożegnanie.

— Bywaj… — rzuciła, po czym poczuła, że coś wylądowało na jej kolanach. Spuściła wzrok. Jej oczom ukazała się niewielka, stara książka o miękkiej, czarnej oprawie. — Co to? Święty Kodeks? — spytała, ujmując przedmiot w dłoń.

— Owszem — odezwał się młodzieniec zza jej pleców. — Mnie pomogło na nerwy, poczytaj sobie kiedyś.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 21.10.2017
    ,,targane nieznacznymi podmuchami wiatru,'' - to się kłóci, bo skoro podmuchy były nieznaczne to bardziej pasowałoby: muskane
    ,, uświadamiając sobie, że wie, jak zwracać się do towarzysza. '' - że nie wie
    ,,jak jagnię w malowane wrota, '' - cielę lub wół, chyba że celowo zamieniłeś zwierzęta
    ,,— Mówi mi po prostu Thomas. '' - Mów

    I doczekałam się elfki :) Na razie każda część o czym innym, ale podejrzewam, że te historie się połączą w całość. Dziewczę wystraszone, ale kpiące. Uratowali jej życie, podróżuje z nimi od dwóch tygodni, a jest drwiąca, niemiła, nie pamięta imion swych wybawców - to zakrawa na ignorancję. Ciekawa część i ciekawi mnie jak połączysz losy bohaterów. Zostawiam 5 i pozdrawiam :)
  • Roze_i_bratki 21.10.2017
    Tak, na razie każda o czymś innym, ale to już ostatnia mająca na celu przedstawienie nowego bohatera. Chociaż będzie dodany nowy wątek... Ale może nie będę zdradzać co się stanie później. Dziękuję bardzo za przeczytanie wszystkich części. I za komentarze. Mam nadzieję, że reszta opowiadania również się Pani spodoba.
  • KarolaKorman 22.10.2017
    Byleś więcej mnie tak nie tytułował, mogę obiecać, że przeczytam kolejne części :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania