Piętno minionych dni. Cz. 25
Gdy Emine zajęła już wyznaczone jej miejsce, wyjęła z małego woreczka zioła, które wysypała na stół. Niewolnice patrzyły na nią jak na przybysza z innej planety. W powietrzu unosiła się bowiem woń świeżo podpalonych ziół. A przez zasłonięte okna przebijały delikatne promienie słońce. Nagle wiedźma krzyknęła w stronę jednej z niewolnic.
- Ty w złotej sukni jak ci na imię?! - Krzyknęła Emine patrząc w dym unoszący się z podpalonych ziół.
Lecz dziewczyna milczała, spoglądała tylko niepewnie na resztę niewolnic.
- Tak mówię do ciebie. - Powiedziała poddenerwowana wiedźma.
- Ja nie znam swojego imienia. - Szepnęła cicho dziewczyna.
Nagle w haremie rozległy się krzyki.
- Ni znasz swojego imienia, a masz zamiar rywalizować z nami o względy sułtana! - Krzyknęła Nazan, jedna z wiernych służących Bigel.
- I co z tego? Przynajmniej nie jestem zamieszana w żadne wasze czarne sprawki. A tak poza tym to rodzina, która mnie przygarnęła nazwała mnie Gulseren-Odpowiedziała cicho czarnowłosa podchodząc do Emine.
- Widzę, że odzyskałaś głos. A więc Emine dokończ to, co zaczęłaś- Odezwała się Sułtanka.
- Widzę, że przebyłaś daleką drogę. Drogę, która zaczęła się w Persji, a zakończyła w Sułtańskim pałacu. Ale nie dla Ciebie są zaszczyty i klejnoty tego państwa. Ty będziesz kimś, lecz nie tutaj. - Mówiła czarownica, patrząc jej w oczy.
- Ale ja nawet nie znam mojej matki. Jestem sierotą. Jedyne co mam po mojej rodzinie to blizna na ramieniu. - Odpowiedziała jej Gulseren.
- Widzisz, nawet blizna może być przepustką do lepszego życia. - Rzekła Emine dorzucając ziół do ognia.
- A więc Gulseren zadbamy o twoje lepsze życie. Na pewno znajdzie się jakiś stary pasza, który Cie poślubi! - Krzyknęła Ayshe jedna z faworyt.
- Nie o tym mówiłam. Ale skoro się już odezwałaś to odejdź do mnie. Powróżę i Tobie. - Odparła Emine.
- Bigel wsłuchaj się w to, co powie ta czarownica. Bo patrzysz na matkę księcia. - Oznajmiła Ayshe podchodząc do Emine.
- Licz się ze słowami! Ty matką księcia?! - Krzyknęła Bigel wstając z sofy.
- Sułtanko spokojnie. - Rzekła jedna z kalf.
- Jak mam być spokojna?! - Zapytała głośno Bigel.
- Pani proszę bądź spokojna. - Szepnęła Gulseren.
- Ayshe masz rację spodziewasz się dziecka, ale... - Nie dokończyła Emine, ponieważ Bigel ponownie wstała z sofy i wywróciła stolik, na którym stał szerbet.
- Ayshe nie daruję Ci tego! Nikt nie odbierze mi Murata! -Darła się w wniebogłosy Sułtanka.
- Czyżby? A Kader przypadkiem nie podziwia teraz razem z Padyszachem nowej komnaty? Współczuję Ci Bigel, bo może i nie zyskam miłości Sułtana, ale choć przez chwilę będę dla niego ważna. A ty miałaś już swoje pięć minut. - Dumnie mówiła Ayshe.
- Ty żmijo! Traktowałam Cię jak siostrę, a ty wbiłaś mi nóż prosto w serce! - Nadal krzyczała Bigel wybiegając z sali głównej.
- Emine mów urodzę księcia? - Szybko zapytała Ayshe spoglądając w dym.
- Urodzisz śliczną Sułtnke. Ale strzeż się, licho nie śpi. - Rzekła czarownica, wyjmując z kieszeni barwną bransoletkę.
- Co to? - Zapytała zaciekawiona Ayshe.
- Widzisz, ta bransoletka wyczuwa nowe życie i śmierć. Widzisz teraz jest szaro czerwona. To znak, że jeszcze dziś ktoś przekroczy bramy raju. - Wyszeptał Emine wychodząc z sali głównej.
W tym samym czasie Kader i Sułtan oglądali nową komnatę blondynki. A było to pokaźnych rozmiarów pomieszczenie, z trzema wielkimi oknami. Które tworzyły kształt koła. I z dwoma małymi okienkami, które zdobione były barwnymi witrażami. Na suficie zawieszony był szklany żyrandol. Po lewej stronie od wielkich okien znajdowało się łóżko z baldachimem. Na przeciw łóżka znajdowało się bogato zdobiona toaletka. Naprzeciwko łóżka znajdował się kominek, na którym stał złoty zegar i lustro.
- Muradzie jak tu jest pięknie. - Wesoło mówiła Kader uważnie przyglądając się toaletce.
- A to nie wszystko. Chodź pokażę Ci widok z tarasu. - Odrzekł Sułtan, chwytając dłoń blondynki.
- A więc prowadź. - Odparła Kader.
I wyszli na przepiękny taras, z którego widać było przepiękny Bosfor i żaglujące po nim statki. Zaraz przy drzwiach ustawiony, były dwa pozłacane krzesła i stolik.
- I jak podoba Ci się? - Zapytał Murat patrzą jak Kader uważnie przygląda się każdej rzeczy znajdującej się na tarasie.
- Ta komnata jest jak z bajki. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zamieszkam w takich luksusach. A powiesz mi kto mieszkał tu prze de mną? - Zapytała, blondynka siadając na krześle.
- A czy to ma jakieś znaczenie? Ale skoro chcesz wiedzieć. Dwadzieścia sześć lat temu na tarasie tej komnaty siedziała Seturb. Wpatrywała się w błękitne morze i odliczała dni do ślubu z Omerem. - Odrzekł Sułtan, podchodząc do marmurowej poręczy.
- A więc ta komnata to moja nagroda czy kara? - Zapytała Kader podchodząc do Padyszacha.
- Ludzie mówią, że w tej komnacie mieszkało wczoraj i kiedyś zamieszka dziś. A mrok, który spowił, ściany tego pokoju rozświetli światło. - Odparł Murat przytulając blondynkę.
- Co jeszcze mówią o komacie zdrajczyni? - Drążyła temat Kader, czując smutek. Ponieważ słowem zdrajczyni opisuje swoją matkę.
- Lidzie mówią wiele rzeczy o tym miejscu. Podobno gdzieś tu ukryty jest lek na wszystkie choroby. - Mówił Padyszach, rozglądając się wokoło.
- Lek na wszelkie choroby? Nie słyszałam nigdy o czymś takim. Ale, obiecuję Ci, że jeśli zachorujesz będę szukać tej mikstury. - Odrzekła zdziwiona Kader.
Nagle do komnaty ktoś zapukał.
- Wejść! - Głośno rzekł Murat
Po chwili do komnaty weszła Huma.
- Panie. - Odrzekła kalfa kłaniając się.
- Co Cię tu sprowadza? - Zapytał zdziwiony Sułtan.
- Panie mam dobre wieści. Twoja faworyta Ayshe spodziewa się dziecka. - Oznajmiła kalfa patrząc z pogardą w stronę Kader.
- Na reszcie jakaś dobra wiadomość. Gdzie ona teraz jest? - Zapytał szczęśliwy Padyszach.
- U Twojej matki Panie. - Odparła Huma.
- Winszuję. - Szepnęła Kader.
- Kader to i tak nie zmienia tego, że to ty jesteś moim słońcem. A teraz wracaj na razie do swojej starej komnaty. - Rzekł Murat, gładząc blondynkę po twarzy.
- Panie ja nie mam prawa być na ciebie zła. Cieszę się Twoim szczęściem. A teraz, jeśli pozwolisz, odwiedzę Sułtankę Seniorkę. - Rzekła Kader wymuszając na swojej twarzy uśmiech.
- Jeśli chcesz, to idź i odwiedź Seniorkę. W razie czego powiadom Samira on wie gdzie mnie szukać. -Odparł Murat.
Gdy Sułtan wyszedł Kader została w komnacie razem z Humą. Obie patrzyły na siebie wzrokiem pełnym nienawiści i żalu.
- Idź i pogratuluj nowej Sułtance. A jak widzę będziesz mieszkać w tym przeklętym miejscu. A więc życzę Ci powodzenia. - Wycedziła przez zęby Huma otwierając drzwi.
- Huma! Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mnie osądzać. A teraz wybacz, idę zająć się swoimi sprawami. - Odpyskowała Kader.
W tym samym czasie w Persji Emre nie mógł się pogodzić z tym, że stracił Kader na zawsze. Całe dnie spędzał w komnacie i czytał książki. Lecz tak naprawdę jego ukochaną książką, w której chował list od Sułtanki swego serce było jedno z dzieł Schakespeara " Romeo i Julia „. Książka ta bowiem przypominała mu jego własne życie. Jednak dziś nie mógł rozpaczać, dziś musiał uczestniczyć w naradzie wojska, które miało przynieść zgubę całemu Imperium Ossmańskiemu. W tym celu Emre udał się do sali audiencyjnej gdzie czekali na niego dowódcy wojsk i jego ojciec. Sala ta miała trzy duże okna i marmurową posadzkę. Na jej środku stał stół, przy którym siedzieli wyżej wymienieni panowie.
- Emre na reszcie jesteś. Siadaj. - Powiedział Szach, wskazując miejsce obok siebie.
- Witaj ojcze. - Odparł książę siadając na wyznaczonym miejscu.
- Skoro jesteśmy już w komplecie przejdźmy do sedna sprawy. Jak wiecie mieliśmy we wrześniu wyruszyć na wojnę i po długich dwudziestu sześciu latach zemścić się Sułtanie. Jednak dochodzą mnie słuchy, że Sułtan również zbiera wojsko i wcześniej ustalona taktyka nie przyniesie zamierzonych efektów. - Oznajmił Omer wskazując palcem na mapie miejsca, gdzie gromadziła się Osmańska armia.
- Panie sugerujesz, że nasze wojsko nie poradzi sobie z tą ich zbieraniną ludzi? - Zapytał Sawasz, generał jednej z graniczących z Imperium prowincji.
- Nie to miałem na myśli. Chodziło mi raczej o to, by nie powtórzyć błędów z przeszłości. Nie zaatakujemy świadomej naszego ataku armii. Cierpliwie poczekamy w naszych prowincjach i gdy Sułtan będzie myślał, że przestraszyliśmy się jego potęgi a my jak najlepszy drapieżnik zaatakujemy z nienacka. A ty co o tym sądzisz synu? - Zapytał podekscytowany Omer.
- Według mnie należy nie tylko pokonać Turków, ale i zabrać z Seraju to, co nam się należy. Mam na myśli te legendarne klejnoty i napój który zwalcza wszystkie choroby. Przecież, chociaż tak możemy pomścić moją siostrę. - Rzekł od niechcenia Emre.
- No cóż.... Nikt nie wie, gdzie są klejnoty, które kiedyś podarowałem Seturb. Emre proszę nie rozdrapuj, starych ran. - Odparł zmieszany Szach.
- Nie rozdrapuje strych ran. Chcę, zemsty a co do tych błyskotek ja wiem gdzie one są. I jeśli tylko mi pozwolisz, odzyskam to, co się nam należy. I nie mam na myśli, tylko tych błyskotek. - Odrzekł Emre wstając z krzesła.
- A wy co o tym myślicie? - Zapytał Omer patrząc w stronę generałów.
- Panie widzę, że dokładnie przestudiowałeś nasze kroniki. I przyznam, że sam bym nie wpadł na taki plan. A jeśli chodzi o te legendarne klejnoty to my tak samo, jak książę chcemy je odzyskać. - Oznajmił jeden z dowódców.
- A więc decyzja została podjęta. Możecie odejść. - Rzekł Omer wstając z krzesła.
Po chwili wszyscy generałowie opuścili salę. Nagle Szach podszedł do okna i patrząc pustym wzrokiem w stronę zachodniego skrzydła zamku. Jednak nie Szach nie był całkiem sam w komacie. Emre ciągle siedział na krześle i wpatrywał się w bliznę na prawej dłoni. Nagle wstał z krzesła i zawołał.
- Ojcze ja wiem, że ona żyje! Ona jest tam gdzieś wśród naszych wrogów! Widzisz tę bliznę?! Dzięki niej znajdę moją młodszą siostrę! Ona przecież ma taką samą bliznę! - Krzyczał Emre podchodząc do ojca.
- Synu przestań! Gulseren nie żyje i pogódź się z tym! Myślisz, że mnie i twojej matce było lekko? Sam dobrze wiesz, że tamtej nocy przeszukaliśmy cały pałac i nic nie znaleźliśmy. Poza tym listem " To kara za to, że chciałeś zmienić jezioro krwi w morze „. Proszę, minęło dwadzieścia lat. A tak poza tym widziałem swoją malutką córeczke, gdy miała, rok teraz nie poznam jej. - Mówił poddenerwowany Szach.
- Ojcze ja wiem, że jest ci ciężko. Ale ja mam zamiar zabrać z Seraju wszystko, co bliskie memu sercu! - Krzyknął Emre i wyszedł z komnaty.
- Synu obyś nie zrobił jakieś głupoty. - Szepnął Omer sam do siebie.
Tego wieczoru w Seraju rozdano złoto i szerbet. Wszędzie rozlegała się muzyka. Tylko Kader nie siedziała wraz ze swoją babcią i rozmawiała o tym, co dziś stało się w haremie. Nagle do komnaty wpadł zadyszany Ali Aga.
- Seniorko, Sułtan! Ktoś... - Próbował wydusić z sienie Aga.
- No mów, że człowieku! - Krzyknęła Sułtanka.
- Ktoś go otruł. - Odparł Aga.
Kader odczuła ból, porównywalny do tego, gdy musiała wyrzec się uczucia do Emre. Wstała jednak i bez namysłu wybiegła z komnaty.
- Kader, a ty do kąt?! - Krzyknęła Seniorka, ale blondynka już jej nie słyszała.
Kader biegła korytarzami, po drodze mijając zapłakane niewolnice, faworyty i kalfy. Już miała wejść do swojej starej komnaty, lecz coś ją tknęło i poszła pod komnatę Bigel. A tam usłyszała, zmroziło jej krew w żyłach.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania