Poprzednie częściPiętno minionych dni. Cz. 1

Piętno minionych dni. Cz. 26

Kader podeszła więc bliżej drzwi, których dziwnym trafem nie pilnowali haremowi strażnicy. Z wnętrza dało się słyszeć Bigel kłócącą się z Fatmą.

 

- Bigel coś ty najlepszego zrobiła?! Jak mogłaś go otruć?! To mój brat i podobno Twój ukochany! - Krzyczała Sułtanka Fatma, ciskając o ziemie kieliszkiem.

 

- Pani, ja nie miałam wyboru! Murad chce ożenić się z tą dziewuchą z Krymu... A ja nie mogę pozwolić na to by Kader w przyszłości przy pomocy księcia Mustafy czy odpukać w niemalowane własnych synów została Valide Sułtan. - Szybko odpowiedziała Bigel.

 

Kader uchyliła więc drzwi i przez maleńką szparkę zajrzała do środka. Fatma była cała czerwona, a jej twarz zdobiła mina pełna gniewu i pogardy. Bigel natomiast klęczała przed sułtańską siostrą i błagała, ją by nikomu nie mówiła prawdy.

 

- Sułtanko błagam Cię, nie mów nikomu o tym, co zrobiłam. Ja tylko broniłam siebie i moje dzieci. A Sułtan na domiar złego zabawia się jeszcze z tą Ayshe. I co ja miałam zrobić?! - Krzyczała Bigel przez łzy.

 

- Za to, co zrobiłaś, karą jest śmierć! Co miałaś zrobić?! Użyć rozumu i zachować się tak jak ma Sułtankę i przede wszystkim matkę przystało! A teraz rusz głową i powiedz co to za trucizna?! Może uda się nam go wyleczyć?! - Krzyczała Fatma chodząc po komnacie.

 

- Jak to uratować? Przecież to on kazał Ci tkwić w nieudanym małżeństwie, on kazał Ci wyjechać na jakiś czas do Edirne. A ty chcesz go ratować? - Zapytała Bigel wstając z kolan?

 

- Udam, że tego nie słyszałam! A teraz mów co mu podałaś? - Zapytała Fatma patrząc jej w oczy.

 

- Ja... To znaczy... To nie trucizna, a po prostu Sułtan zachorował na Ospę. A na to nie ma leku, trzeba liczyć na cud. - Wycedzała przez zęby Bigel.

 

- Ospę?! Czyś ty zwariowała?! I jakim cudem udało ci się go zarazić? - Zapytała zdezorientowana Fatma.

 

-Jak sama wiesz ta zdrajczyni Gece jest chora właśnie na Ospę. Wykorzystałam Sarę jedną z, służących z Wierzy Panny, która zaraziła się od tej głuchoty. Dziewczynę tą wysłałam, dwa dni temu do alkowy i reszty chyba się domyślasz! - Krzyknęła Bigel.

 

W tym momencie Kader szybko zamknęła drzwi i biegiem ruszyła w stronę swojej starej komnaty.

 

- Felicja! Szykuj płaszcz i powiadom, straże jedziemy do Wierzy Panny. - Mówiła Kader, wyjmując pustą fiolkę i nóż z szuflady.

 

- Kade co ty chcesz zrobić? - Zapytała Felicja, dając znak kalfie by zabrała księcia płaczącego księcia Mustafę do jego komnaty.

 

- Kader gdzie się wybierasz? - Nagle zapytał przez łzy chłopczyk.

 

- Znaleźć lek na chorobę twojego ojca. Nie uratowałam Twojej matki, ale ojca uratuje. Przysięgam Ci. I nie bój się któregoś dnia zrozumiesz to, co stanie się dzisiejszej nocy. A Ci, którzy chcą nas zniszczyć pokłonią się nam. - Szepnęła, blondynka przytulając księcia.

 

- Obiecujesz? - Zapytał chłopiec.

 

- Obiecuje, a teraz idź i bądź silny jak na księcia przystało. - Odpowiedziała Kader.

 

Gdy kalfa i książę już wyszli Kader opowiedziała wszystko Felicji. I bez chwili zastanowienia pobiegła do komnaty swojej zmarłej matki. Lecz gdy weszła została tam zapłakaną Valide.

 

- Kader, ratuj go. To mój jedyny syn, musisz mi pomóc. - Rzekła Binnaz podchodząc do Kader.

 

- Pani nie mam teraz czasu na rozmowy i jeśli chcesz bym uratowała Murada zostaw mnie samą. - Odrzekła Kader rozglądając się oo komnacie.

 

- Kader! Masz, tylko jedną szansę nie zawiedź mnie! - Krzyknęła Valide i wyszła.

 

Kader stanęła na środku komaty i przyglądała się każdemu meblowi i freskowi. Nagle jej wzrok przykuło szklane zdobienie nad łóżkiem. Podeszła więc i uderzyła w szkło z całej siły nożem. Gdy tylko szkło pękło, jej oczom ukazała się średnich rozmiarów fiolka i kartka.

Blondynka wzięła najpierw flakonik i przelała połowę jego zawartości do fiolki, którą przyniosła ze sobą. Jednak w tym całym pośpiechu nie straciła trzeźwego myślenia i przeczytała kartkę.

 

„Dwa życia połączone ze sobą, będące dla siebie ogniem i wodą. Uratuje kropla tego wywaru, niosącego w sobie życie z innych wymiarów”

 

- Komuś się na rymy zebrało. - Rzekła Kader sama do siebie.

 

List i jedną fiolkę schowała za pasek, i ruszyła w stronę komnaty Padyszacha. A tam przed drzwiami zastała Samira, Valide, Fatmę, Binnaz i Ayshe.

 

- Samir, daj to medykom! - Krzyknęła blondynka.

 

- Straże przekażcie to doktorowi Jowanniemu. On wie co z tym zrobić! - Krzyknął Szambelan wyrywając Kader z rąk fiolkę.

 

- Kader masz poranione dłonie, niech medyczka je opatrzy. - Rzekła Fatma spoglądając na bladą jak ściana ukochaną brata.

 

- To nic takiego, ważne by Murat był zdrowy. - Mówiła blondynka opierając się o mur i łapiąc oddech.

 

- Samir i co? Ten lek pomoże? - Zapytała Bigel Szmbelan wychodzącego z komnaty władcy.

 

- Miejmy nadzieję, że tak. Ale medyk oddał mi połowę wywaru, bo podobno musi wypić go osoba, od której się zaraził Padyszach. - Oznajmił Samir oddając Kader fiolkę.

 

- A jest jakiś inny sposób niż szukanie igły w stogu siana? - Zapytała Kader.

 

- Tak. Osoba, która zaraziła Sułtana albo to wypije i uratuje siebie i jego. Albo zginie z rąk tego, kto znalazł ten wywar. - Rzekł Samir smutno patrząc na blondynkę.

 

- Co? - Cicho szepnęła Kader.

 

- Kader a ty do kąd? - Krzyknęła Valide.

 

- Naprawić winy tej, która twierdzi, że kocha nad życie! - Krzyknęła, blondynka znikając za rogiem.

 

- Fatma, o czym ona mówi? - Zapytała zdziwiona Binnaz.

 

- Nie wiem matko, może wie, kto zaraził Padyszacha. - Odparła Sułtanka. Lecz w głębi duszy wiedziała, że Kader o wszystkim wie, i właśnie zmierza do Wierzy Panny.

 

- Samir idź za nią! Niech nie zrobi żadnej głupoty. - Rozkazała Valide.

 

W tym samym czasie Kader wsiadała do powozu, w którym czekała na nią Felicja.

 

- Kader czy wreszcie wytłumaczysz mi, o co chodzi? - Zapytała zdziwiona Felicja.

 

- Muszę załatwić pewną sprawę w Wieży Panny. To ma związek z chorobą Sułtana. Obiecuje Ci, że gdy będzie, już po wszystkim opowiem Ci o wszystkim. Na razie nie mogę Cię w to mieszać. - Odpowiedziała jej blondynka.

 

- Czy to ma związek z tymi krzykami w komnacie Bigel? - Zapytała służąca.

 

- Tak, ale przysięgnij mi, że nikomu o tym nie powiesz. Bo nie chce być dzieci Bigel wychowywały się bez matki. - Rzekła Kader oglądając fiolkę.

 

- Nie wierzę! Dziewczyno ja, na twoim miejscu powiedziałabym o wszystkim Muratowi. Ale skoro chcesz, rozegrać to inaczej to przysięgam Ci, że nikt się o tym nie dowie. - Odpowiedziała Felicja.

 

Gdy powóz dojechał do portu Kader i Felicja wsiadły na małą łódkę.

 

- Pani, nie powinnaś tutaj przyjeżdżać. Sułtanka jest chora. - Odrzekł strażnik, który czekał na nie w łódce.

 

- Wiem, że Gece jest chora na Ospę. Ale proszę, nie zatrzymuj mnie. Tu chodzi o życie Padyszacha. - Szybko odparła blondynka.

 

- Ależ Pani tam nikt nie wchodzi oprócz jej służącej. - Próbował wyperswadować strażnik Kader wizytę w wierzy.

 

- Naprawdę?! To co robiła Sara ta rzekoma służąca w alkowie Sułtana? - Podniosła głos blondynka.

 

- Pani... - Próbował wytłumaczyć się strażnik.

 

- Nie ma żadnego, ale! Ta kobieta nie miała, prawa wyjść poza mury tej wierzy! - Krzyczał zdenerwowana Kader.

 

- Kader, proszę spokojnie. - Rzekła Felicja.

 

- Fela jak mam być spokojna? No jak? - Pytała Kader.

 

- Pani jesteśmy na miejscu. - Odparł strażnik.

 

- Nareszcie. - Wyszeptała, blondynka wychodząc z łódki.

 

Kiedy Kader wraz z Felicją szły, do drzwi wierzy, nagle usłyszała czyjś głos. Jednak blondynka nie miała ochoty na zabawy w kotka i myszkę, więc odwróciła się gwałtownie. I jej oczom ukazał się Samir.

 

- A ty co tu robisz!? Szpiegujesz mnie?!- Krzyknęła Kader.

 

- Kader! Co ty chcesz zrobić?! - Zapytał Szambelan.

 

- Nie twoja sprawa! Ja muszę dokończyć to, co zaczęłam. - Mówiła, blondynka idąc w stronę drzwi wejściowych.

 

- Dobrze wiesz, że ona nie wypije tej mikstury. - Szepnął Samir chwytając dłoń Kader.

 

- Puść mnie! A ty z kąt wiesz o celu mojej wizyty? - Syknęła zdenerwowana blondynka.

 

- Sułtanka Fatma, a raczej jej zaufana służąca przekazała mi liścik z opisem sytuacji. - Oznajmił spokojnie Szambelan.

 

Kader chwilę milczała i wpatrywała się w Samira. Którego oczy dzisiaj były niczym studnia bez dna. Nagle spostrzegła, że Szambelan w drugiej ręce trzyma nóż.

 

- Samir, pożyczam to! Fela gdybym, nie wróciła, zadbaj o Księcia. - Krzyknęła, blondynka wyrywając mu z ręki nóż.

 

- Kader! - Krzyknął Szambelan, lecz dziewczyna nie miała ochoty go słuchać.

 

Jednak tego, co czuła Kader nie da się opisać słowami. Jej serce krwawiło, a jej dusza była jak zakuta w kajdany i prowadzona na ścięcie. Lecz wiedziała, że dziś to w jej rękach leży los dynastii.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • No i wracam do mojego ulubionego klimatycznie opowiadania :) Gdy przeczytam napiszę trochę lepszy komentarz.
  • Tina12 28.06.2017
    Dzięki, że o mnie pamiętasz
  • Margerita 28.06.2017
    Pięć hura na reszcie dodałaś 26 część
  • Tina12 28.06.2017
    Dzięki
  • Świetny rozdział. Widać, że Kader to dobra, jak narazie przybrana matka. Podoba mi się to, jak walczy o sułtana i jego zdrowie. Mam nadzieję, że jej się uda. 5
  • Tina12 29.06.2017
    Ale będzie ją to kosztowało sporo wysiłku
  • Pasja 30.06.2017
    Twarda sztuka z tej Kader, czy przekona Gece, pisz dalej, i nie trzymaj nas w niepewności. Pozdrawiam
  • Tina12 30.06.2017
    Gece w brew pozorom nie jest zła
  • Desideria 29.07.2017
    "- Naprawić winy tej, która twierdzi, że kocha nad życie!" - ten fragment podbił moje serce :)
    Kader robi cię coraz bardziej waleczna 5.
  • Tina12 29.07.2017
    Nie ma wyboru.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania