Piętno minionych dni. Cz. 29
Podczas gdy Bigel rozczulała się nas sobą, Kader i Samir realizowali swój plan. Udając, że się wycofują, zmylili Sarę, która myśląc, że jest sama weszła do komnaty Gece. Kader cały czas miała nadzieję, że Sara wypije wywar i nie będzie musiała jej zabijać. Po chwili ciszy odezwał się Samir.
- Już czas, tylko proszę Cię nie rób niczego co sprowokuję tę kobietę do samobójstwa. - Szepnął Szambelan, powoli idąc po schodach.
- Niech Ci będzie. Ale na wstępie Ci mówię, że nie pozwolę by Sułtance Gece stała się krzywda. - Odpowiedziała blondynka, idąc za nim w kierunku komnaty.
- Przecież Gece i tak nic nie znaczy. To tylko jedna z dawnego pokolenia. - Rzekł z drwiną Samir, nie kryjąc uśmiechu.
- I co z tego, że jest z dawnego pokolenia? Myślisz, że ona jest tylko staruszką, która siedzi w wieży i rozpacza? Ona też chce czasem z kimś porozmawiać. - Rzekła poddenerwowana Kader.
- Kader, przecież ona jest głucha. A ze światem porozumiewa się pisząc. - Ciągnął dalej Szambelan.
- Samir, nie spodziewałam się tego po Tobie. Na prawdę... - Próbowała dokończyć blondynka, lecz Szambelan kazał jej być cicho.
Nagle z komnaty Gece dało się słyszeć krzyk Sary.
- Oto Sułtanka Gece, która kiedyś miała wszystko! A teraz siedzi w najpiękniejszym z pałacy! Oj szkoda, że nie wiesz, co do Ciebie mówię. - Krzyczała jak oszalała Sara.
- Samir, ja tego ta nie zostawię. - Powiedziała Kader zaciskając zęby.
Kader w przypływie złości pobiegła na sam szczyt wieży. Jednak, gdy już miała, otworzyć drzwi uświadomiła sobie, że jeśli tam wejdzie i przestraszy Sarę, to Sułtan umrze. Odczekała więc chwilę i ostrożnie uchyliła drzwi. W tym momencie przybiegł zdenerwowany Szambelan.
- Co ty chciałaś zrobić?! Co? - Ostrym tonem mówił Samir, patrząc przez szparę do pomieszczenia.
- Nie ważne. Słuchaj, gdy Sara się odwróci, wbiję jej nuż w plecy. Ja wiem, że to nie przyniesie mi chwały, której i tak nie potrzebuję. Lecz tylko tak zmuszę ją do wypicia tego wywaru. - Tłumaczyła, się blondynka zaciskając dłoń na rączce noża.
- Ty podświadomie wiesz, że ona nie wypije wywaru. - Szepnął Samir chwytając jej dłoń.
Ale Kader nie słuchała jego słów, tylko w skupieniu obserwowała Sarę. Która jakby nigdy nic szukała czegoś w szafce. Nagle oczom blondynki ukazał się nóż, który dziewczyna wyciągnęła z szuflady. I powoli jakby celebrując chwilę, czyściła go szydząc z Gece.
- Haha i co teraz zrobisz? Twoja ostatnia nadzieja właśnie opuściła to miejsce. I jak się teraz czujesz? Nie martw się skrócę twoje cierpienia. - Rzekła Sara, wstając z krzesła i, idąc w stronę Gece.
W tym momencie w Kader coś pękło. Zebrała w sobie wszystkie siły i z całej siły ugodziła zdrajczynie w plecy. W tym momencie nad Stambułem rozpętała się burza. Sara upadła na podłogę, wijąc się z bólu.
- I co teraz?! Wypijesz wywar, czy mam skończyć co zaczęłam?! - Krzyczała, blondynka stojąc nad zdrajczynią.
- Ty idiotko. Przecież ty nie masz odwagi, by mnie zabić. - Cedziła przez zęby Sara.
- Zamknij się! Masz przed sobą przyszłą żonę Padyszacha! - Krzyknął Samir, dając znak Kader by podała mu flakonik.
- Proszę, proszę. Ty znowu bronisz swojej królewny, choć dobrze wiesz, że nigdy nie będziecie razem. - Mówiła ochrypłym głosem Sara.
- Pijesz albo umierasz. - Mówił Szambelan, wlewając jej do ust eliksir.
- Po moim trupie. Niech jest przeklęta ta, która wypełni słowa przepowiedni. - Szepnęła Sara i skonała.
W tym samym czasie w komnacie Sułtana, doktor Jowanni walczył o życie Padyszacha. Którego oddech z sekundy na sekundę słabł, a z jego oczu płynęły łzy. Cała przyroda płakała i walczyła z objęciami śmierci. Binnaz stojąc, na tarasie błagała Najwyższego, aby ukarał ją za jej zbrodnie. A nie jej syna. Bigel natomiast siedziała z dziećmi i płacząc, śpiewała im kołysanki. Fatma natomiast jakby czuła co przeżywa jej brat, szeptała, po cichu by się nie poddawał. Nagle w jeden ze statków stojących w porcie uderzył piorun. W tym samym czasie Sułtan głośno krzyknął i zwyczajnie jakby nigdy nic zasnął. Kader i Samir nie wiedzieli, co się dzieje, pożar zaczynał obejmować coraz więcej statków.
- Kader musimy uciekać! - Krzyknął Samir.
- Ja nie zostawię tutaj Gece! - Odparła Kader, patrząc w stronę staruszki, która dała jej znak by podeszła do niej.
- Samir idź, ja za moment przyjdę! - Krzyknęła ponownie blondyna w stronę Szambelana.
Gdy Kader i Gece zostały, już same staruszka odezwała się smutnym głosem.
- Dziękuję Ci, za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Nie musiałaś mnie ratować, a jednak przepowiednia znów się spełniła. - Szeptała staruszka, patrząc przez okno.
- Gece, chodź ze mną. Nie pozwolę Ci tu umrzeć. - Oznajmiła Kader.
- Dziecko moje dni i tak są policzone. Nie przejmuj się mną, lecz swoim losem. A przemówienia, której tak usilnie szukacie, ukryta jest pod waszym nosem. - Rzekła Gece.
- Czyli gdzie? - Zapytał Kader.
- Szukaj drzwi w korytarzu co lśni jak słońce, znajdziesz w nich dalsze wskazówki. Kader nie pozwól sercu przysłonić sobie oczu. Słyszałam wszystko, o czym mówiła Sara. - Coraz ciszej mówiła Gece.
- Sułtanko, kiedyś powierzyłaś mi swój sekret. A ja odnalazłam osobę, o której dawno słuch zaginął. - Szeptem rzekła blondynka, rozglądając się dokoła.
- Znalazłaś mojego Yahię? Kim on teraz jest, co robi? - Zaczęła dopytywać staruszka.
- Twój syn to Szambelan Sułtana, ma na imie Samir. Pomógł mi rozprawić się z tą zdrajczynią. - Odpowiedziała Kader klękając przy łóżku.
- Mój Yahia żyje. Teraz mogę odejść spokojnie. Ale nim umrę, muszę przekazać Ci jeszcze jedną, informacje. - Mówiła Gece płacząc.
- Nie umrzesz, nie pozwolę na to. - Mówiła drżącym głosem blondynka.
- Ci... W dniu mojego pogrzebu, według proroctwa do stolicy przybędzie jeździec, by odzyskać klejnoty. Te klejnoty podaruje Ci Sułtan z wdzięczności za uratowanie życia. Masz przyjąć te świecidełka, rozumiesz? - Zapytała Gece.
- Rozumiem. - Odpowiedziała Kader.
- Jest jeszcze coś, ten jeździec chce znaleźć siostrę. Którą zabrali mu Turcy, a ty musisz ją znaleźć. By oddać jeźdźcowi siostrę, zamiast klejnotów. Zacznij szukać w haremie, wśród nowych dziewczyn. - Mówiła charczącym głosem Gece.
- Pani, czy tym jeźdźcem jest Emre? - Zapytała Kader.
- Jesteś, sprytniejsza niż myślałam. Kader obiecaj mi, że Samir nigdy się nie dowie, kim jest. - Wyszeptała Gece.
- Przysięgam. - Rzekła Kader.
W tym samym czasie Gece zamknęła oczy, a jej dłonie stały się bezwładne. Blondynka widziała, że ogień jest coraz bliżej.
- Spoczywaj w spokoju. - Wyszeptała Kader, wychodząc z komnaty.
Gdy Kader zeszła na dół, zniecierpliwiony Samir powstrzymywał strażnika przed odpłynięciem. W łódce siedziała już też zdenerwowana Felicja.
- Kader, coś ty tam robiła? - Zapytał Szambelan.
Ale blondynka nic nie odpowiedziała, tylko wsiadła do łódki i zaczęła płakać.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania