Piętno minionych dni. Cz. 7
Kader stanęła jak wryta i rzuciła pytające spojrzenie Humie, która wyglądała inaczej niż wtedy na statku. Ubrana była, w brązową sukienkę a we włosy wpiętą miała małą złotą ozdobę.
- Kader! Idziesz ze mną! - Krzyknęła, kobieta podchodząc do blondynki. I szarpiąc ją za rękę.
- Nigdzie nie idę! Sam sułtan kazał mi odpocząć. - Dodała podniesionym tonem Kader.
- Nie dyskutuj ze mną! Wytłumaczysz się Valide Sułtan. - Krzyczała, kobieta ciągnąc ją za rękę.
- Niby z czego? Co ja zrobiłam? - Pytała cicho zdezorientowana dziewczyna.
- Jeszcze się pyta co zrobiła?! Bezczelna! - Krzyczała dalej Huma.
I tak szły kłócąc się przez korytarze. Tym razem jednak Huma prowadziła ją w nieznaną jej część pałacu.
- Co chcecie ze mną zrobić?! - Krzyknęła Kader wyrywając się Humie.
- Sama się dowiesz. - Szepnęła Kalfa.
- To się jeszcze okaże! - Krzyknęła Kader i zaczęła uciekać.
- Straże złapać ją! - Darła się Huma.
A Kader uciekała przez labirynty bogato zdobionych korytarzy.
- Tam jest! - Krzyczał jeden z haremowych strażników.
Kader wbiegła w ślepą uliczkę.
- Teraz nam już nie uciekniesz. - Mówili strażnicy. Łapiąc ją za ręce.
Ale Kader zdążyła oswobodzić jedną rękę i chwyciła nóż, wystający z kieszeni jednego ze strażników.
- Ani kroku dalej, bo pokaże wam co oznacza ze mną zadzierać! - Krzyczała blondynka.
Lecz nagle usłyszała czyjś głos.
- Co się tu dzieje? Selim Aga co wy robicie w tej części pałacu? - Mówiła spokojnie postać wyłaniająca się z ciemności.
- Wybacz szambelanie, ale Valide Sułtan chce ją zobaczyć. - Odrzekł Aga kłaniając się.
-Nie słuchaj ich! Ona chce się na mnie za coś zemścić! - Krzyczała Kader trzymając w ręce nóż.
- Spokojnie. Zostawcie nas samych. Sułtan sam zadecyduje co z nią zrobić. - Dodał szambelan spoglądając na Kader.
- Jak karzesz. - Odrzekli strażnicy odchodząc.
Przez chwile Kader i Samir patrzyli na siebie. I nie mogli wydusić z siebie ani słowa. W końcu blondynka przerwała milczenie.
- I co teraz będziemy tu stać i patrzeć na siebie? - Mówiła Kader opuszczając nóż na marmurową posadzkę.
- Muszę przyznać, że tak zadziornej kobiety jeszcze tu nie widziałem. - Odparł Samir podchodząc do dziewczyny.
- Ciesz się jej widokiem, bo długo tu nie zabawi. - Szybko odrzekła Kader.
- Ach tak. To, czemu Valide się tak na ciebie wściekła. - Zapytał szambelan posyłając blondynce uśmiech.
- Gdybym wiedziała, co złego zrobiłam to raczej bym nie uciekała. Nie sądzisz, chyba że jestem tchórzem i uciekam przed konsekwencjami własnych czynów? - Zapytała Samira Kader podchodząc do małego okna.
- Ja chyba się domyślam, co jej zrobiłaś. - Rzekł szambelan podchodząc do niej.
- To oświeć mnie wszechwiedzący! - Krzyknęła drżącym głosem Kader.
- Pomyśl, co dzisiaj zrobiłaś stojąc na tarasie. - Szepnął do ucha Kader Samir.
- Masz na myśli zamach na Sułtankę Salen? - Zapytała dziewczyna patrząc szambelanowi w oczy.
- A ty jej w tym przeszkodziłaś. - Cicho powiedziała Samir. Podając Kader nóż.
- Ja... Muszę już iść. Bo skoro jedna próba się nie powiodła, to z pewnością spróbuje zabić ją ponownie. - Mówiła Kader szybko idąc korytarzem.
- Kader! Co ty chcesz zrobić?! - Krzyczał Samir.
- Nie wiem?! Coś wymyśle! - Krzyknęła biegnąc w stronę haremu.
Tym czasem w komnacie Sułtanki Binaz panowała nerwowa atmosfera.
- Huma czy ty nie możesz poradzić sobie z głupią krymską dziewką! - Krzyczała Valide chodząc w te i z powrotem.
- Pani ja... Nie mam nic na swoją obronę. Ale to o co prosiłaś, jest już gotowe. - Dodała cicho Kalfa patrząc nieśmiało na sułtankę.
- Mam nadzieję, że tym razem wszystko się uda. I jeszcze dziś w nocy rozdamy chałwę. - Mówiła Valide wyginie siadając w fotelu.
- Nie ma innej opcji Pani. Defne Hatun zadbała już o to by Salen wypiła truciznę. - Mówiła Huma już pewniejszym tonem.
Kader bez przypadek słyszała rozmowę Valide i Hume przez dziurę w ścianie. Bez namysłu popędziła więc do komnaty Sułtanki Selen. A gdy otworzyła drzwi. Zobaczyła, jak sułtanka pije wino.
- Pani nie pij tego! - Krzyknęła Kader biegnąc w stronę Sułtanki.
- Defne Hatun! Fidan Hatun! Proszę zabierzcie ją. Mam dość przygód na dziś. - Odrzekła spokojnie Salen.
- Pani Defne cię otruła! - Krzyknęła padając na kolana Kader.
- Co? Defne powiedz, że ona kłamie. - Mówiła, Sułtanka podchodząc do kominka.
- Pani ona mówi prawdę. Co sobie myślałaś, że pozwolę na to, aby zwykła pasterka została sułtanką?! - Krzyknęła Defne uśmiechając się szyderczo.
W tym momencie do komnaty wpadł Sułtan wraz ze strażnikami.
- Zabrać ją i wtrącić do lochu! -Krzyknął Padyszach wskazując palcem na Defne.
- Haha! Widzisz Heleno, ja zdechnę jak szczur! Ale ty podzielisz mój los! - Darła się w wniebogłosy Defne.
- Mauradzie co się ze mną dzieje? - Szeptała cicho Selan upadając na podłogę.
- Selen, wszystko będzie dobrze. Medyczka już tu idzie. - Mówił Padyszach przez łzy.
- Muradzie mój ukochany wybacz mi. Wybacz mi, że nie dotrzymam danych ci obietnic. Lecz zwalniam Cię z tej obietnicy, którą dałeś mi dwa lata temu. - Mówiła wtulona w Murada Sułtanka.
- Nie mów tak. Proszę. - Szeptał Padyszach.
- Muradzie proszę Cię o to by ta, która przedłużyła mi życie o parę godzin. Zajęła się naszym synem. - Mówiła Selen patrząc na Kader.
- Selen to ona Cię uratowała? - Zapytał zdziwiony sułtan.
- Tak kochany. Ona wie, więcej niż Ci się wydaje. Lepiej miej w niej przyjaciółkę, bo ona jest kimś, kto zmieni ten kraj. Muradzie zimno mi. - Mówiła coraz ciszej Salen.
- Salen nie zasypiaj! Proszę! - Krzyczał, Padyszach szarpiąc delikatnie swoją ukochaną.
- Muradzie będę tu z tobą. Każdego razu, gdy spojrzysz na niebo, wspomnij mnie. - Resztkiem sił szepnęła Sułtanka. Po czym zamknęła oczy i zasnęła snem wiecznym.
- Nie! Najpierw mój syn, teraz ty. Wszechmogący czemu mi to robisz! - Krzyczał Sułtan tuląc swoją ukochaną.
Następnego dnia odprawiono pogrzeb sułtanki Salen i księcia Selima. Tego dnia Kader nie mogła się pozbierać. Nie jadła i nie piła. Aż w końcu około południa poszła do ogrodu. A tam zastała Sułtana siedzącego na ławce.
- Wybacz Panie. Ja...- Nie dokończyła Kader.
- Podejdź Kader. Podejdź moje przeznaczenie. - Cicho powiedział Padyszach.
Kader posłusznie podeszła do Sułtana i pokłoniła się.
- Dziękuję Ci za to, że jako jedyna masz odwagę, by stawić czoła temu pałacowi. Lecz to widać, że nie chcesz tu być. - Dodał Sułtan.
- Panie moje dawne ja umarło. Nic nie zostało z Luizy córki kowala. - Szepnęła Kader.
- Szykuj, się od dziś nie jesteś już zwykłą niewolnicą. A opiekunom syna mojego i Salen. Przeprowadzisz się do jej komnaty. Dobierzesz sobie służbę, a ktokolwiek ośmieli się powiedzieć na ciebie złe słowo. Będzie miał ze mną do czynienia. - Mówił Padyszach patrząc Kader prosto w oczy.
- Jak sobie życzysz Panie. - Odrzekła, blondynka kłaniając się i odchodząc.
Gdy wychodziła z ogrodu spotkała Samira.
- Widze, że Sułtan czuje w tobie bratnią duszę. - Szepną szambelan.
- Szkoda, że czuję ją w kimś innym. - Szepnęła sama do siebie Kader.
- Oj Kader ty też jesteś mi bliska. - Mówił w myślach Samir.
Jeszcze tego samego dnia Kader przeprowadziła się do komnaty nieboszczki. Lecz to był dopiero początek jej drogi. Drogi bez powrotu.
Komentarze (9)
Gdzieniegdzie pozmieniałabym trochę zdania np. Kader stanęła jak wryta i rzuciła pytające spojrzenie Humie. Która wyglądała inaczej niż wtedy na statku.
Lepiej byłoby:
Kader stanęła jak wryta i rzuciła pytające spojrzenie Humie, która wyglądała inaczej niż wtedy na statku.
okarze - okaże
starze - myślę, że powinno być straże
karzesz - każesz
Cicho powiedziała Samir. Podając Kader nóż. - przecinek po Samirze.
No to by było na tyle z tego co widziałam, ale zapewne nie jest to wszystko, tylko to co najbardziej rzuciło mi się w oczy. Błędy zdarzają się każdemu, a ja czułam potrzebę, aby je wypisać, bo tekst jest naprawdę dobry i fajnie się czyta.
Pozdrawiam i daję 5.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania