Pijany felieton – alegoria procesu twórczego.

Niniejszy tekst jest eksperymentem. Nie powstał on pod wpływem kompletnego pijaństwa, jednak zdecydowanie odurzenia alkoholowego. Jeśli spotka się on z pozytywnym odzewem autor pomyśli o pisaniu kolejnych, jeśli z negatywnym, napisze ich on na pewno więcej.

Trucizna: Czerwone wino, jedna butelka.

Miłego czytania.

 

Mając w swoim bliskim otoczeniu artystów, myślicieli, ludzi sztuki – teoretyków i praktyków, nie można uciec od rozmów o tworzeniu. Nie kończących się dywagacji na temat procesu, warsztatu, talentu. Przysłuchuje im się z niezmiennym zainteresowaniem, tym nie raz, nawet burzliwym dialogom i monologom. Niektórzy ryczą o talencie, darze od bogów, kosmosu, genetycznym uwarunkowaniu. Trochę się z nimi zgadzam, a trochę nie. Inni z kolei głoszą peany na cześć warsztatu i ciężkiej pracy w dziedzinie samodoskonalenia. Moja osobista żona, gdy ktoś pochwali jej talent lub „dobre oko”, w kontekście jej zdjęć jest gotowa odgryźć głowę przy samych kolanach. „Piętnaście lat ciężkiej pracy! Piętnaście lat! Dyplom z akademii sztuk pięknych, a ten jełop, ten cymbał, myśli, że ja się taka już urodziłam i jadę całe życie na talencie” – sarka. Trochę się z nią zgadzam, a trochę nie. Jest to moje standardowe stanowisko, kartezjańskiego sceptycyzmu metodologicznego. Obserwuję, analizuję, myślę – odzywam się dopiero gdy mam coś do powiedzenia. Często jednak milczę nawet mając jasno skrystalizowane poglądy, bo wiem, że nikomu nie spodoba się to co mam do powiedzenia, jest to moją paskudną manierą, że w sporach nie opowiadam się po stronie za lub przeciw (które uznawane są za jedyne możliwości). Od lat niezmiennie stojąc jedynie po stronie gnoseologii. Jednak często ludzie widząc, że ich nie popieram w stu procentach od razu dochodzą do wniosku, że pewnie jestem jestem im przeciwny. Nie winię ich, jest jak najbardziej logiczna konkluzja jeśli postrzegamy świat jedynie w barwach czerni i bieli, a nie każdy ma mentalną kompetencję, potrzebną, by pojęć abstrakcyjny koncept dyskursu jako narzędzia używanego do odkrycia prawdy, zamiast możliwości przeforsowania swojego zdania – odniesienia zwycięstwa nad oponentem.

Odchodzę jednak zbytnio od tematu. Jak to jest z tym procesem twórczym? Tym nieszczęsnym artystą? Sam nie uważam siebie za jednego z nich, nawet nie za pisarza. Mówiąc pisarz myślę o Voltairze, Szekspirze, Wańkowiczu. Nie używam więc tego określenia w odniesieniu do własnej osoby i jest mi nieswojo gdy robi to ktoś inny. Lubię słowo gawędziarz – kojarzy się z prostotą i przaśnością moich tekstów, więc je akceptuję, skoro już muszę mieć jakąś „łatkę”. Jestem jednak w jakimś sensie twórcą, bo coś tworzę. Jestem domorosłym filozofem-amatorem. Byłem drwalem. Suma tych wszystkich bytów ontologicznych, będących częścią składową mnie, pozwoliła mi przeprowadzić redukcję fenomenologiczną, i dzięki niej spojrzałem na proces tworzenia, z innej perspektywy i na potrzeby rozmów w tym temacie, od których zwykle staram się wykręcić, ukułem epistemologiczną alegorię, pozwalającą mi wypowiedzieć swoje zdanie, nie wdając się w długie bezowocne dyskusję.

Otóż według mnie proces twórczy jest jak budowanie ogniska. Podpałka symbolizuje zapał do pracy artysty, motywację. Małe gałązki i patyczki, które pierwsze łapią płomień to „umiejętności miękkie” – zdolność zdobywania informacji, organizacja, planowanie, dbałość o szczegóły. Duże kawałki drewna to pomysły i zgromadzona wiedza, ociosana i przygotowana piłami i siekierami warsztatu artysty. Ogień zaś to efekt finalny – sztuka. A gdzie talent? Talentem jest iskra, która spada pod przygotowany stos, jest tym co rozpoczyna proces, punktem wyjścia. U jednych to mała iskierka, ledwo żarzący się pyłek, u innych czerwony kawał węgla, lub pochodnia, jednak nie zależnie od rozmiaru tego talentu jeśli w porę nie podłożymy go pod dobrze przygotowany stos ogniska zgaśnie bez śladu. Bez niego natomiast, ogień nie ma szansy na to, by w ogóle się pojawić. Jeśli rozpałki będzie zbyt mało lub będzie mokra, nie zajmą się od niej małe patyczki naszych predyspozycji. Analogicznie jeśli ich zabraknie, jeśli nasze ognisko będziemy budować jedynie z rozpałki zapału, zabłyśnie ono jasno ale krótko, nie dając żadnego ciepła. Gorące płomienie bowiem pojawią się dopiero gdy ogień zacznie trawić, bele naszych pomysłów, ale tu znowu łatwo o pomyłkę. Jeżeli nie są one właściwie pocięte i ustawione (obrobione za pomocą narzędzi znajdujących się w warsztacie), ogniste jęzory jedynie obliżą je i osmolą, ale nie dadzą rady ich strawić. Jak widać łatwo jest o to, by nasze ognisko nigdy się nie zapaliło, by zgasło we wczesnej fazie, by zmarnować jego potencjał – wystarczy jeden fałszywy ruch, jeden błąd, na którymkolwiek etapie.

Lubię tę alegorię. Jest obrazowa i jak pisałem niezwykle pomocna. Szkoda tylko, że tak skrótowa i niekompletna. Najbardziej jednak żal mi, że nikt z dziesiątek ludzi, którym ją opowiedziałem, nigdy nie dopytał o szczegóły, nie zainteresował się na przykład dlaczego, w ogóle rozpalam ogień. Bo przecież cel, jest tu nie bez znaczenia! Inaczej będę się zabierał za rozpalenie ogniska na biwaku, inaczej by odpalić piec, inaczej by wypalać ceramikę i inaczej by kuć stal. W domowym kominku używanym do zbudowania nastroju buzują inne płomienie niż te, w których topi się żelazo. Tak jak ludzie obdarzeni iskrą talentu wykorzystują swoje ogniska w konkretnych celach. Malują, by ilustrować książki innych ludzi, lub projektować ubrania. Piszą reklamy, artykuły mające informować, a nie zachwycać. Nie każdy rozpala ogień, by ogrzać swe ciało, tak jak nie każdy tworzy, by ogrzać swą duszę – jak czynią to artyści.

Człowiek, który już jasno określił cel w jakim krzesa ogień – decyduje się ogrzać sam siebie, zamiast robić to przy cudzym ognisku. Musi on stać się samodzielny, zbudować wszystko od podstaw. Musi zostać drwalem. Jest zmęczony kupowaniem drewna od innych, wykorzystywaniem ich pomysłów, liczeniem na to, że uda mu się odnaleźć to czego potrzebuje, czym chciałby palić w swoim domu. Kupuje więc piłę i idzie do lasu. To dla niego nowe środowisko, nowe narzędzie, jest bardzo ostrożny. Wyszukuje drzewa, które już leżą na ziemi, złamane gałęzie, tnie je powoli i przywozi do domu. Tam rąbie je nową siekierą, na mniejsze szczapki i zrzuca na hałdę, po czym oczekuje zimy – sprawdzianu swoich umiejętności, testu pracy, którą wykonał. Wraz z pierwszym mrozem okazuje się, że połowa jego drewna jest mokra i nie chce się palić, druga połowa to próchno, które płomienie spopielają szybciej niż gazety, używane jako podpałki, których ciągle brakuje bo wiecznie trzeba rozpalać ognisko od nowa. Młody drwal jest załamany, jeszcze przed nowym rokiem musi przełknąć dumę i znów kupić drewno, lub brykiet od kogoś innego i kartonową rozpałkę nasączoną chemikaliami. Jest mu ciepło, to prawda, ale nie o to przecież chodziło. Już nie.

Drwal nie marnuje zimy na jątrzenie ran, po porażce. Siada do komputera, czyta artykuły, fora, ogląda amatorskie filmiki instruktażowe. W następnym sezonie będzie gotów. Do lasu wyrusza wcześnie, jeszcze z końcem zimy, zanim rośliny zaczną ciągnąć wodę z ziemi. Z sercem w przełyku ścina swoje pierwsze drzewo, i jest z siebie dumny, wyszedł ze strefy komfortu i sprostał wyzwaniu. Wreszcie zaczął coś wielkiego sam. Dopiero lata później, zadrży na wspomnienie wszystkich pomyłek jakie popełnił tamtego dnia i będzie dziękował Bogu, że uszedł z życiem. Idzie za ciosem i zwala kolejne drzewo a potem następne, ale daje się ponieść, jego piła grzęźnie w pniu ostatniego i ulega zniszczeniu. Będzie musiał kupić nową, ale to nie szkodzi, i tak była za mała i zbyt słaba na to czego będzie potrzebował w przyszłości.

Drwal czeka cierpliwie do wiosny, by wrócić do swoich drzew przy lepszej pogodzie. Okrzesa je wtedy z gałęzi i po porcjuje. W środku roboty tnie mu się coraz trudniej, uzmysławia sobie, że łańcuch piły trzeba ostrzyć. Jedzie do sklepu gdzie kupił narzędzie, nabywa pilniki, ostrzałki. Rozmawia ze sprzedawcą, który instruuje go jak ma się zabrać za tą robotę. Zniszczy kilka łańcuchów nim opanuje technikę, ale w końcu się nauczy. Przychodzi mu do głowy, że siekierę też trzeba naostrzyć, poza tym przydała, by mu się druga, cięższa. Kupuje więc ją i zestaw innych pilników, poza nimi kamienie szlifierskie, olej, zapasowe stylisko. Na koniec jeszcze skrzynkę, by pomieścić w niej wszystkie nowe narzędzia – jego warsztat się rozrasta.

Na wiosnę wraca do rąbania. Wie, że to za późno ale pochłonął go wir obowiązków. Drewno za bardzo wyschło przez ten czas, jest twarde i nie chce pękać – tak jak pomysły, którym pozwolisz leżeć za długo. Drwal obiecuje sobie nie popełnić więcej tego błędu, popełni go jednak nie raz. W ostatnie dni pracy ściga się z zimą. Nie rozumie jak to możliwe, że zaczął tak wcześnie a nie może zdążyć na czas. Zwala drewno pod daszkiem szopy i jest gotowy, ale tym razem nie czeka na zimę. Wie ile rzeczy zaniedbał, jak wiele więcej mógł jeszcze zrobić, jest świadomy swoich błędów, chociaż nie wszystkich. Jest to jednak kolejny krok do doskonałości.

Drwal nie poddaje się, przez lata nabiera wiedzy, doświadczenia. Kupuje książki, znajduje wiarygodne strony internetowe, rozmawia z innymi drwalami. Nauczył się prosić ich o rady, zadawać pytania. Wie już, że nie będą się z niego naśmiewać, jak bał się z początku, przynajmniej nie ci, których warto słuchać. Wie, że jest czas, by ścinać, czas by ciąć i czas by rąbać. Nauczył się, które drzewa dają więcej ciepła, a które mniej. Przekonał się, że kloce muszą być pocięte równo, gdy jednej zimy nie mógł zmieścić połowy z nich do pieca, i ciął je wszystkie jeszcze raz na pół, stojąc po kolana w śniegu. Nauczył się składować drewno w stosach, zorientowanych ze wschodu na zachód, w miejscu gdzie wiatr ma do niego łatwy dostęp, po tym jak grzyb opanował kiedyś wszystkie jego zapasy i dom całą zimę śmierdział pleśnią. Jego warsztat jest pełen narzędzi pił, toporów, siekier, dłut, pilników, klinów, olei, ostrzałek i innych rzeczy, o których istnieniu i zastosowaniu zwykli ludzie nie mają pojęcia. Są też narzędzia antyki, wypolerowane i wiszące w domu jako ozdoby. Drwal nie wie czy kiedyś zdecyduje się ich użyć, ale wie, że potrafi się nimi posługiwać gdyby zaszła taka potrzeba. Nauczył się grabić sosnowe igły i trzymać w wielkiej beczce, by używać ich zamiast gazet jako podpałki, wie ile ich będzie potrzebował, ile musi ich zebrać. Tak jak pojął, że nie może polegać na małych gałązkach, które próchnieją i znikają zostawiając po sobie jedynie zwitki kory. Wykorzystał posiadane narzędzia i porąbał miękkie, suche kawałki drewna (nie dające wiele ciepła) na malutkie szczapki, które można zgrabniej poskładać i które łatwiej chwytają ogień. Nauczył się wykorzystywać węgiel z poprzednich ognisk do rozpalania nowych. Został mistrzem w swoim fachu, dalej jednak jet głodny wiedzy, nowych informacji i rozwiązań, które pozwoliłyby mu robić lepiej to co kocha.

Drwal czuje dumę gdy znajomi odwiedzają go w zimie i od wejścia do jego domu mówią „ ależ tu ciepło”. Opowiada im wtedy o drewnie, o swojej pracy. Podnosi kawałek drewna leżący koło kominka i pokazuje go im. „Ściąłem ten wiąz niedaleko strumienia, bardzo kaloryczny. Twardy jak stal, pali się długo i gorąco, ale prawie nie da się go porąbać. Dwa razy musiałem ostrzyć przy nim swój najcięższy topór, nawet gdy wbijałem kliny! Nie wiem czy wart był całego tego zachodu”. W pewnym momencie zauważa jednak znudzoną minę gościa, zaczyna rozumieć że nie interesują go jego historie, tylko efekt końcowy, ciepło które daje jego ogień. Milknie więc. Uśmiecha się półgębkiem gdy gdy gość oznajmia, że też chciałby mieć w domu żywy ogień i zapada się głęboko w siebie, w swoje myśli patrząc na trzaskające płomienie. Nie jest jednak głuchy, słyszy gdy goście i jego rodzina, szepczą za nim „ciekawe o czym myśli gdy tak siedzi patrzy na to ognisko”. Drwal wtedy uśmiecha się ponownie, bo zdążył zapomnieć o cieple, w którym się znajduje. Myślami odpłynął daleko, do swojej piły i siekier, które niedługo naostrzy, mimo że zrobił to nim odłożył je na zimę. Zdążył już zapomnieć o ogniu trzaskającym przed jego nosem i próbował właśnie zdecydować, które drzewo zetnie pierwsze nim nastanie wiosna.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (58)

  • Okropny 08.04.2017
    Zostawiam piątala, a komentarz Ci powiem, jak znowu pogadamy
  • Okropny 08.04.2017
    Tylko mi przypomnij
  • Nazareth 08.04.2017
    Wiadomka.
  • Marian 08.04.2017
    No, coś w tym jest. Masz dużo racji. Ja uważam, że jednak najważniejsza jest ta iskra zapłonowa, czyli talent. Co do formy: za dużo rozpisałeś się o pilach, ostrzałkach itp.
  • Nazareth 08.04.2017
    Dla każdego coś innego jest ważne. Powyższy tekst jest jedynie moją subiektywną opinią. Być może faktycznie przesadziłem z technicznymi szczegółami próbując zobrazować różnorodność warsztatu, pewnie wynika to z mojego zamiłowania do pracy w lesie. Dziękuję za komentarz Panie Marianie! :)
  • Szudracz 08.04.2017
    Beztaleńciem jestem w piłowaniu drzew i nie tylko.
    Żeby coś stworzyć, trzeba włożyć w to cześć siebie.
    Bez talentu tylko kicz i nic poza tym.
  • Nuncjusz 08.04.2017
    Kicz to pełnoprawna forma sztuki :)
  • Nazareth 08.04.2017
    To już jest kwestia zaangażowania, które gdzieś mi umknęło :D Albo raczej jest w podtekście tekstu, determinacji drwala.
  • Nuncjusz 08.04.2017
    Ja bym to trochę porównał do pracy Syzyfa. Talent to mięśnie, a reszta to mozolne pchanie głazu na szczyt. W zależności ile pracy włożysz, tak wysoko kamień wepchniesz. Niestety, ze szczytu, o ile tam ktoś dojdzie, wszystkie drogi prowadzą tylko w dół
  • Nazareth 08.04.2017
    Ładne, zdecydowanie krótsze niż moje wypociny, ale bardziej depresyjne.
  • Nuncjusz 08.04.2017
    Nazareth no niestety :c mówię to po sobie
    zresztą nie tylko, kogo znam, ten jest depresyjny w tej dziedzinie
  • Nazareth 08.04.2017
    Nuncjusz ja się również nie będę kłócił ;)
  • Nuncjusz 08.04.2017
    Nazareth znaczy, nie mówię o pisarzach, z nimi może jest inaczej...
    raczej mi chodzi o malarzy :)
  • Nazareth 08.04.2017
    Nuncjusz ja myślę, że sztuka to zmora, która prześladuje nas wszystkich. Ponad podziałami.
  • Szudracz 08.04.2017
    Nuncjusz Tak melancholia po stworzeniu. Później mogło wyjść lepiej i depresja twórcza.
  • Nuncjusz 08.04.2017
    Czyli jednak to wszystkich dotyka ;_; Wszystkich twórców, którzy się do procesu tworczego przykładają i im zależy. Ja pisanie traktuje jako odskocznie, więc tu stresu nie mam
  • betinka 08.04.2017
    A drwal który nie mieszka koło lasu, to co wyrąbie. Muszą być warunki i odpowiednie narzędzia. Nie. Liczy się talent. Co powiesz o Nikiforze Krynickim , ani narzędzi, ani postury drwala, a rąbał drzewo.
  • Nazareth 08.04.2017
    Drwal jak ma łeb na karku to sobie poradzi, poza tym nie zapominaj, że jest to tylko alegoria. Nikifor był ewenementem na skalę światową, ale przyjrzyj się jego dziełom, on je ciosał z wyrzuconych stolików do kawy i kuchennych szafek znalezionych na śmietnikach. Był w tym genialny, ale nie bez kozery nosi miano prymitywisty.
  • Anonim 08.04.2017
    pięknie to opisałeś Nazareth, aż się smutno robi, i przychodzi refleksja, że nie warto, bo i tak dupa blada, piękny tekst,5.
    rzadko czytam Twoje teksty, bo są przeintelektualizowane na mój mały rozumek, ale z tego jestem wielce zadowolona kontenta, i chyba rzucę to wszystko w dupu, bo i tak drwalem nie będę, chlip, chlip.
  • Nazareth 08.04.2017
    Przeintelektualizowane?! Borze zielony, toż ja cały czas żyję w przeświadczeniu że piszę teksty proste i przaśne jak malinowy chruśniak! Nie poddawaj się chrum, pal świeczki jeśli nie masz siły na ogniska. Każdy powinien mieć taki płomyk jaki chce.
  • Anonim 08.04.2017
    co innego zostało napisane mój Panie, stało się, skazałeś na męki piekielne miliony niewinnych drwali, obdarłeś ich z marzeń i z czegoś tam jeszcze, kiedys napiszę, albowiem teraz nie znajduję odpowiednich słów, dobrze, to wiedz, że to była Twoja wina. chlip, chlip.
  • Nazareth 08.04.2017
    chrum całe życie słyszę, że wszystko jest moją winą, zdążyłem przywyknąć, zgadzam się w ciemno i biorę to na klatę – co by to nie było. Dziękuję, przepraszam, mam nadzieję, że pomogłem.
  • Anonim 08.04.2017
    Nazareth'ku, ale drwale mają złudzenia, trochę chójkowe te złudzenia, no, ale dobre jakieś Gie niż żadne Gie, wszystkiego najlepszego Dobry Człowieku, chlip, chlip xD
  • Nazareth 08.04.2017
    chrum drwale mają złudzenia? Koniecznie musisz mi napisać jakie, bo pierwsze słyszę.
  • Pasja 08.04.2017
    Odnosząc się do Twojego tekstu mam wrażenie, żeby rozpalić ogień potrzeba mocnych narzędzi. Ale nie tylko siekiera daje drzewo do rozpałki. Weź Pilcha, Bukowskiego, Hłasko, ich talent był napędzany alkoholem. A prymitywizm o którym napisałeś pod komentarzem wyżej był efektem choroby psychicznej.
  • Nazareth 08.04.2017
    Podpałka w płynie, jest ogólnodostępnym produktem. To trochę oszustwo moim zdaniem, ale jakby nie patrzeć sam w tym tekście, oszukiwałem w identyczny sposób.
  • Nazareth 08.04.2017
    A jakieś mocne warsztaty, ci artyści mieć musieli, skąd je wzięli, jak nad nimi pracowali i się doskonalili, nie mam pojęcia, ale wiem jedno: znam multum alkoholików. żaden z nich jednak nie pisze jak Bukowski.
  • Pasja 08.04.2017
    Nazareth Charles Bukowski świetnie opisał problem alkoholowy w " Kobiety". Mistrz mimo Tak burzliwego życia pisał perełki. Zmarł mając 74 lata, może gdyby żył inaczej, ale czy by pisał tak dobrze
  • Nazareth 08.04.2017
    pasja tego się raczej nigdy nie dowiemy. Chyba, że masz Kindla jak w opowiadaniu Kinga.
  • Pasja 09.04.2017
    No nie mam. Wolę wersję papierową. A jazda na kuli była protestem. Wypiął się na wydawnictwa papierowej książki i wziął sprawy w swoje ręce. Trochę stał się komercyjnym pisarzem. Ale czy o to chodzi. Według twojego tekstu został też drwalem. Pisarz powinien pisać, zwłaszcza dobry. Pozdrawiam i miłej niedzieli
  • Pasja 09.04.2017
    Jeszcze jedno w przeciwieństwie do Bukowskiego King ma rodzinę która go wspierała w chorobie alkoholowej. A Bukowski był raczej samotnikiem.
  • KarolaKorman 09.04.2017
    Pięknie to porównałeś :) Czuć tu zamiłowanie, kawałek serca. Szczerze mówiąc bardziej do ścinania drzew, ale serce jest :)
    To fakt, żona musi być wkurzona, że większość twierdzi, że to tylko talent, a ona podpiera się zdobytą wiedzą.
    Ja znajduję odniesienia w swoim pisaniu do większości o czym wspomniałeś. Mój mąż podpierał się literaturą (on w przeciwieństwie do mnie czyta). Wspominał ,,Porąb i spal" Larsa Mytlinga. Mowa tu oczywiście o paleniu, a nie pisaniu. Przynosi też często szyszki. Ładnie wyglądają i świetnie się palą. Ja właśnie takich szyszek szukam i nimi staram się podsycać mój ogień :) Pozdrawiam :)
  • Nazareth 09.04.2017
    Dziękuję Karolko. Faktycznie, mam chyba więcej serca do drzew niż pisania :) "Porąb i spal" - jest genialną książką, nie tylko ze względu na informację ale też styl w jakim jest napisana, czytałem ją dwa razy. Każdy ma swoje metody podsycania ognia, powody dla których go pali, tego nie należy osądzać, jedynie to czy ognisko spełnia powierzone mu zadanie, jakiekolwiek by ono nie było ;)
  • KarolaKorman 09.04.2017
    Tak, książka jest podobno napisana bardzo przystępnym językiem, a co do ogniska, masz rację :)
  • Ritha 09.04.2017
    Ja mam umysł logiczny, ścisły ponoć, choć bycie kobietą lekko ujmuje logice, ale pomimo to, przeliczam na konkrety. Dla mnie twórczość to jakieś 70 % talentu (serio) i 30 % pracy, jeśli ktoś ma fest talent. Im mniejszy talent, tym proporcjonalnie więcej pracy trzeba włożyć, żeby efekty były zadowalające. Jeśli natomist talent jest spory i pracy włożymy sporo, to osiągamy efekt łooo. Proste, bo talent pomaga, ułatwia, talent to pasja, pasja to energia, zapał, radość tworzenia. I wtedy czy możemy mówić o pracy? Toż to sama przyjemność. :) Bez rozwoju jednak można łatwo zmarnować talent. Ja np. w pisaniu moich głupot zauważam, że wykorzystanie momentu robi całą robotę, skorzystanie z chwilowej weny, jednej myśli, za którą muszę pociągnąć w odpowiednim momencie, żeby rozwinąć kłębek. Jak to określić? Praca? Bo rzucam wszystko i piszę i odrywa mi się czacha od rzeczywistości? Czy predyspozycje? Po prostu to lubię, wyrzucam myśli, nie trzymam nic w szufladzie. Zauważam, że każdy ma inaczej (jeśli chodzi stricte o pisanie jako proces twórczy) choć jakieś wspólne mianowniki się powtarzają. I kiedy nie mam odpowiedniej chwili to napiszę coś tak na siłę, że będzie się nadawało jedynie do wydrukowania na papierze toaletowym i podtarcie tym dupska. Poruszyłeś temat rzekę, jak dla mnie - pięknie i bardzo obrazowo porównałeś do drwala. To taki tekst, który przeczytasz i jeszcze przez kilka godz. o nim myślisz, brawo. Pińć.
  • Ritha 09.04.2017
    Ps. A przeczytałam wczoraj, ale musiałam odczekać, żeby sie ustosunkowac:)
  • Neurotyk 09.04.2017
    Ritha, piszesz opowiadania z wykreowanym światem przedstawionym czy tylko teksty autorefleksyjne, twoje popularne refleksje? Bo jeżeli chodzi o kreację świata przedstawionego, to raczej metoda na żywioł. bo mam wenę, przy 200 str. opowieści z całym złożonym światem nie jest raczej preferowaną metodą. Niech wypowie się Naz.

    Zrozumiałem jednak, że mówisz tylko o tekstach autointoekstra refleksyjnych.
  • Ritha 09.04.2017
    Neurotyk piszę Leę, to świat wykreowany. Też muszę mieć wenę.
  • Ritha 09.04.2017
    Z tym, że nie mam daedline, więc nie muszę pisać "na siłę".
  • Neurotyk 09.04.2017
    Ritha i więcej wkładasz w Leę wysiłku niż w spontany, refleksje na szybko?
  • Nazareth 09.04.2017
    Neurotyk Jasne, że można machnąć tekst na spontanie, tak powstał chociażby ten powyżej. Tak powstało sporo moich wieśniaków. To moim zdaniem jest takie ognisko biwakowe, ze znaleźnych gałęzi na którym można ewentualnie jakąś kiełbaskę upiec. Ale tekst gruby, duży, książka(!), to już tekst, który jest tym ogniem jaki ma grzać, jaki musi trwać i być przygotowany. Będę się odnosił do siebie - mój "Książę i kowal powstawali ponad rok", "Aurora" rodziła się w bólach niekończących poprawek i przebudowy, "Domowe ognisko" prześladowało mnie przez ponad miesiąc, pod koniec nim rzygałem. Ale to są te teksty, które uznaję za swoje najlepsze, podczas kiedy felietoniki i wieśniaki są jedynie wprawkami, dzięki który staram się nie wybić z rytmu – to moje pilniki i ostrzałki, którymi dbam o narzędzia w moim warsztacie, których będę używał, by przygotować się do poważnej, ciężkiej pracy.
  • Ritha 09.04.2017
    Neuro nie umiem określić, pewnie więcej pracy jednak, bo robię reaserch.
    Naz ja chcąc napisać książkę miałabym niemały problem, a sęk w tym, że moje myśli sprzed kilku miesięcy wydają mi się płytkie w porównaniu z obecnymi. Być może zabrakło by też konsekwencji, ciągle nowe spojrzenia, a kontynuować jeden nurt, jeden pomysł. Do tego trzeba chyba dojrzeć:)
  • Adam T 09.04.2017
    Muszę się zgodzić z Rithą, talent to podstawa. Bez talentu mamy klasycznego grafomana (ostatnio popularne słowo na opowi;), który może pisać bez przerwy, nie jeść i nie pić, ale co z tego. Można nauczyć się poprawnie budować zdania, unikać powtorzeń, stawiać przecinki we właściwym miejscu, ale to nie będzie talent, to copywriting. Talent to własny świat słów, idąc dalej - własny język, świadomie unikam słowa "styl", bo nawet stylu można się nauczyć. Tak myślę.
  • Adam T 09.04.2017
    Ale z drugiej strony trzeba się naprawdę ostro naharować żeby ten telet wypromować, wydać, itd. Żeby zaistnieć.
  • Nazareth 09.04.2017
    Zauważyłem, że większość komentarzy pod tym tekstem tyczy się tego, jak ważny jest talent. Prawie jakbym tutaj ujął jego wartości i roli w procesie twórczym. Proszę, zadajcie sobie pytanie: czym jest ognisko gdy nie ma go czym podpalić? Tylko stosem bezużytecznym stosem patyków. "Bez niego (talentu) natomiast, ogień nie ma szansy na to, by w ogóle się pojawić". – Ta iskierka o której piszę, może się wydawać mała, ale zaufajcie mi, że jej rola jest kluczowa ;)
  • Szudracz 09.04.2017
    Zaiskrzy raz i już jest do końca.
  • ausek 09.04.2017
    W moim przypadku, kiedy pojawiała się jakaś iskierka, zawsze znalazł się ktoś z gaśnicą i skutecznie mnie uziemiał. Na skutek wielu zdarzeń i sytuacji w moim życiu zaczęłam wierzyć w to, że ta iskierka da radę przemienić się choć w malutki płomyk. Jest to trudne zważywszy, że często sama wylewam na ognisko wiadro wody i znowu zaczynam od nowa. Tekst przyjemny w odbiorze. Aż boję się pomyśleć, co byś napisał Naz po trzech butelkach... ;)
  • Nazareth 09.04.2017
    Czy to wyzwanie? Ja słyszę wyzwanie! XD
  • Nazareth 09.04.2017
    A tak serio, przy alkoholu puszczają mi blokady, nie mam tak wielu przemyśleń, czy powinienem, należy warto – pletę co mi ślina na język przyniesie, czy też piszę. Dlatego pomyślałem, że taki eksperyment może dać ciekawe rezultaty. I w istocie dał, bo ludzie tutaj, czy też się ze mną zgadzają czy nie, to mają coś do powiedzenia. A zmusić kogoś, by nad czyś pomyślał... oj, blin! To jest dla mnie nagroda sama w sobie!
  • Karawan 09.04.2017
    "Kilka z nich napisałem wyłącznie dla siebie, po to, by pozbyć się pomysłu bądź obrazu, który utkwił w mej głowie, i przelać go bezpiecznie na papier – prawdę mówiąc, to świetny powód do pisania: uwalnianie demonów, wypuszczanie ich na swobodę – inne to zwykłe kaprysy, ciekawostki, które wymknęły się spod kontroli." Tak napisał Gaiman o pisaniu. Zachwycił mnie swoja lapidarnością. Trafiony-zatopiony! Czy to grafomania? W odniesieniu do Niego - na pewno nie! W odniesieniu do mnie - prawie na pewno tak. Czy to znaczy , że mam przestać? Ani mi to w głowie. Pochwała mordercy drzew (mam nadzieję Panie Naz, że nie obrazi się Pan! - boleję nad każdym ściętym drzewem) wynikająca z przeniesienia i połączenia doświadczeń z jednej czynności do drugiej. Z moich obserwacji (również na Opowi) wynika, że część pisze, aby zyskać akceptację, część, bo uznaje się za utalentowanych, część zaś bo po prostu chce coś z siebie wyrzucić. Oczywiście w zależności od poziomu samokrytycyzmu i rzetelnej wiedzy niezbędnej do tego by być pisarzem poziom ocen jest krańcowo różny. Jeśli moja robaczywa pamięć mnie nie zawodzi to ktoś już dawno stwierdził, że największy talent bez rzetelnej pracy funta kłaków nie jest wart. W pełni się z tą tezą zgadzam. Pozostaje jeszcze kwestia celu lub jak wolą inni grafomanii jako, że pisanie dla własnej przyjemności bez całej reszty ( talentu, warsztatu i pomysłu) wg mnie jest grafo - może nie manią ale aberacją. O pomyśle nie doczytałem ( obniżam ocenę ;) ! ), a uważam, że od tego zaczyna się pisanie; skojarzenia inicjującego proces przyszłego pisania. Ale wyczuwam tu wyraźny niedobór alkoholu we krwi piszącego ;)
    Sorry za mordercę!
  • Nazareth 09.04.2017
    Nie przepraszaj! Technicznie rzecz ujmując masz rację. W "Te przeklęte świszcze" sam siebie nazywam mordercą, ponieważ oddaje to faktyczny stan rzeczy. Ścinanie drzew jednak, podobnie jak zabijanie świszczy jest potrzebne, trzeba to jednak robić z głową i nie tylko ścinać ale i sadzić, ja zawsze tak robiłem.
    Gaimana uwielbiam i nie znałem tego cytatu, ale jest strasznie podobny do czegoś co sam kiedyś napisałem/powiedziałem o początkach mojego pisania. Musiałem to zrobić żeby wyrzucić z głowy historie, które lęgły się tam jak karaluchy.
    Masz rację: każdy pisze z innego powodu (czy tworzy generalnie), każdy jest ważny i istotny, ale tylko nieliczni (jak Gaiman) wspinają się na wyżyny.
    Piszący obiecuje nadrobić niedobór, przy następnym pijanym felietonie ;)
  • Karawan 09.04.2017
    Nazareth Gaiman "Dym i lustra"
  • Nożyczki 09.04.2017
    Dla mnie "Wyspy" to pierwsze podejście do dłuższej formy, i zupełnie nie umiem się do siebie ustosunkować. Nie wiem, czy mam talent, ani czy to, co piszę, nadaje się do czytania przez szerszą publikę (nie mówię tu o moich nielicznych komentatorach i zapraszaczach, którym serdecznie tutaj dziękuję :), ja tak nie umiem do siebie zapraszać :( ) - utrzymanie spójności historii, niezliczone godziny spędzone na poszukiwaniach... To bardzo ciężka praca. Ale bardzo satysfakcjonująca, podobnie jak drwalstwo (?), jak mniemam :)
    (wyszło mi trochę niespójnie, przepraszam)
  • Nazareth 09.04.2017
    Czy Nożyczki ma talent? Proszę Cię dziewczyno! A czy niedźwiedź sra w lesie? (Wybacz kolokwializm i nawet mi się nie waż wyjeżdżać z misiami w zoo ;D) Według mnie Twoje "Wyspy" są rewelacyjne, ale to wiesz, bo powtarzam do znudzenia. Jest to książka którą chcę kiedyś kupić, mieć dedykację autorki na pierwszej stronie i czytać w kółko póki nie zaczną wypadać z niej kartki ;) Mogę się jednak tylko domyślać ile wysiłku i pracy kosztuje Cię prowadzenie tak długiej historii, która nie tylko jest wielowątkowa i zaskakująca, ale również niezwykle spójna fabularnie. Nie będę kłamał, zdarzają Ci się potknięcia: powtórzenia, literówki – jednym słowem duperele od których jest korektor. Masz prawo czuć wielką satysfakcję, bo moim zdanie jesteś jedną z niewielu opowijczyków mających realną szansę zaistnieć na rynku wydawniczym.
    Dzięki za komentarz Nożyczki ;)
  • Amy 09.04.2017
    Przecinki trochę kwilą, a że jestem z telefonu, nie dam rady poprawić. No ale ogólnie mi się podobało. Nie porwało, tylko tak zwyczajnie przyjemnie mi się czytało.
  • Nazareth 09.04.2017
    To już coś ;) Przecinki to niestety moja pięta achillesowa, a pod wpływem to już w ogóle. Niemniej przyjemnie mi, że nie było tragedii.
  • Enchanteuse 14.04.2017
    Interesujące. Faktycznie - talent to jedno, ale równie ważna jest ciężka praca. Zaczynam to rozumieć i powoli się z tym godzić - naprawdę nie ma innej drogi , jeśli pisanie traktuje się poważnie i chce się być naprawdę dobrym w tym co się robi.
  • Karo 18.04.2017
    karo mówi - "piękne" :P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania