Piłat. Poncjusz.

Było około północy. W zasadzie szykowałem się spać. Ząbki wyszorowane, piżamka. Dodatki umyte. Włączyłem radio na moją ulubioną stację, nie powiem, którą. Nie będę lokował produktu.

Za oknem słowiki. W końcu maj. Tylko nie wiem , który to cholernik śpiewa. Szary czy rdzawy. Ich śpiewy są tak podobne, że dla mnie, laika, nie do odróżnienia. W każdym bądź razie któryś tam za oknem kląskał.

Lubię to. Te majowe noce i kląskanie. Słowików.

Czasami tylko przerywane, od czasu do czasu kłótnią u sąsiadów. Kiedy Tadek wraca napity i bije swoją żonę. Wtedy słowików nie słychać. Z reguły słychać wtedy walenie talerzami o ścianę i dzikie wrzaski.

No ale tym razem u Tadka był spokój. Nawalił się bardziej niż zwykle i zasnął, zanim zdążył ją pobić .

 

Tadek nie jest zły, z założenia. Wychował się na podwórku. Później podstawówka, jakieś liceum. Zaczął studiować filologię angielską. Już w trakcie studiów nieźle tłumaczył poezję. Jak sam zawsze mówił " Skoro nie możesz pisać, zawsze możesz tłumaczyć". I tak leciało: jakiś tam Banting, Blake czy inny Hayden.

Miał z tego niezłą kasę jako student.

Dziś pije bez opamiętania i tłucze własną żonę. Studiów nie ukończył....

I niczego już nie tłumaczy.

Ale dziś u Tadków spokój.

Tak więc właściwie byłem już w łóżku. Słowiki i Chopin zaczęły rozmazywać mi rzeczywistość.

- Puk, puk.- w oknie.

- Piernicz się.- pomyślałem.

- Stuk, puk. - w oknie.

- Spierniczaj!. Idę spać!

Przecież wiedziałem, kto puka. O tej porze, po północy. W okno. Bo kto może stukać w okno, po północy. Zwłaszcza, gdy ktoś mieszka na czwartym piętrze blokowca, jak ja.

Znów przyniósł flachę, pewnie ma kaca, po balowaniu z jakimś Schopenhauerem czy innym dewiantem w stylu Nietzschego.

Ciągle przemieszcza się w czasie, odwiedza różnych wariatów. Podsuwa im głupie pomysły, a później ma z tego radochę.

I pije za dużo. Zwłaszcza ze mną.

Kiedyś opowiadałem Wam już o Neronie. Jak go straszył. Laską.

Albo te imprezy w imieniny Piotra i Pawła

Tak w zasadzie to On nie jest zły. Pisałem już o tym. Żeby nie wiem jak był zapijaczony, to w tych jego niebieskich oczach zawsze odnajdziesz tylko miłość.

Jak dla mnie jest tylko czasami zbyt rubaszny.

 

Nakryłem się kołdrą na głowę. Nie mam dziś ochoty na żadne rozmowy z Bogiem. Nie mam ochoty na pisanie. Na wiersze. Na epikę. Chcę iść spać. I nie pić gorzały. Zwłaszcza z Nim. Bo to się zawsze ciągnie przez kilka dni. On ma organizm nieskończony, a ja później choruję....

Walenie w okno stawało się coraz bardziej natarczywe.

- Wal się!- wrzasnąłem.- Chcę spać!

No i stało się. On rzadko stosuje cuda. Nie nadużywa tego, tak bym powiedział. Może zrobić , co zechce, ale nie rajcuje Go to już tak, jak kiedyś, gdy świat tworzył.

Rajcują Go już tylko Niedziele. Albo Soboty. Zależy od punktu siedzenia……

Jak piliśmy u Sokratesa, to powiedział mi, że cuda go nie podniecają, bo takie tam i siakie tam.

I nie ma z nich już żadnego pożytku.

Co innego było z krzewem gorejącym . I Mojżeszem. A dziś ludzie już po prostu w to nie wierzą. ...

I fun się skończył...

 

No ale tym razem skorzystał ze swojego daru. Po prostu wlazł prze zamknięte okno na czwartym piętrze bloku w blokowisku.

- Olewasz mnie. - sapnął.

Wchodzenie przez zamknięte okno nawet dla Niego jest wysiłkiem. Zwłaszcza, gdy ma się tyle lat, co On

- Boże, gdzież bym śmiał.-

- Olewasz. Pić przestałeś i wydaje Ci się, że do niczego już nie jestem Ci potrzebny. -

I spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Panie Boże, miłosierny, zlituj się nade mną.- wyszeptałem.- Wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ale dziś już chcę iść spać. I faktycznie nie chcę dziś pić. Ani małmazji, ani piwa, ani czystego spirytusu.-.

Powiedziałem i odwróciłem się do niego plecami.

Afront. Odwrócić się do Niego plecami, to nie za bardzo.

Jak by na to nie patrzeć. Tyle razem ze sobą wypiliśmy. Polataliśmy po świecie i historii.

Odwrócić się do Boga plecami to nie jest ok. Ale przecież jest apokatastaza. On nie potrafi się gniewać. Nie może. Nie może mnie olać. To wynika z sedna jego jestestwa.

Ale wiedziałem, że przesadziłem.

Powoli, z ociąganiem, zacząłem wyzuwać się z piernatów, rozgrzanych już delikatnym ciepełkiem. Wstałem z łóżka, sięgnąłem po szlafrok, który leżał w nogach łóżka .Ogarnąłem się.

On siedział , i patrzył, tymi swoimi błękitnymi oczami. Założyłem szlafrok. Założyłem papcie. Kurnać, północ.. Ogarnąłem się. A w głowie huczy, jak zwykle " Va, pensiero" z Nabucco. Nie wiem, co jest takiego cholernego w tym chórze niewolników... Nie wiem. Prześladuje mnie od lat. W sytuacji śmiesznej, w tragicznej. Kiedy jestem szczęśliwy, a także kiedy jest mi źle. " Va, pensiero"

"Nessum Dorma" jest oklepane, jak Słoneczniki Van Gogha.

Czajkowski...... sram tym. Moja córka jest w szkole baletowej i każdą choreografię, zwłaszcza Petipy, znam na pamięć.

Czajkowski, Petipa.

Dwa geje spełnione.

A ja jestem niespełniony. Bo chociaż znam Tego Mojego Boga od lat, nie mogę nijak z nim dojść do porozumienia.

Idę do kuchni. Wstawiam wodę na kawę. Północ. I kawa. Ale widzę, że szykuje się dłuższa pogawędka.

- Napijesz się? – zapytał.

Czarownym ruchem ręki wysupłał zza pazuchy butelkę Dalmore 64 Trinitas. Ja nie wiem, jak On to robi. Dalmore wyprodukował tylko trzy butelki tej gorzały. Trzy butelki w ciągu całego swojego istnienia.

To się bodajże nazywa " Single Malt". Jak zwał, tak zwał, ta butelka kosztuje około 170 tysięcy dolarów.

Ja nie wiem. Ale On wie, że uwielbiam whisky . I wcale nie musi być to ta najdroższa na świecie.

Czajnik w kuchni powoli syczał, napędzając bąbelki do wody. Wsypałem do każdego z dwóch kubków po dwie łyżeczki kawy. Po chwili kuchnia wypełniła się aromatem etiopskich ziarenek.

Zresztą czy oryginalne etiopskie, czy jakieś inne. On i tak zawsze, po zaparzeniu, zmieniał tę kawę w taką, jaką chciał. Mogłaby być zwykła Arabica, a i tak stawała się sumatrzańską kopi luwak.

Tak więc siedziałem w kuchni, czekając na pierwsze bąbelki - syczelki wody.

Wszedł. Bez otwierania drzwi.

-Pijesz? –zapytał.

I łokciem zaczął odbijać flaszkę wartą 170 tys. dolców

Nie. – Odpowiedziałem.

Spojrzał na mnie przenikliwie na wskroś. Pogładził się po siwych wąsach, rozczochranych jak włosy Meduzy.

Na pewno?.

Cholera, opowiedziałem Ci już w poprzedniej noweli, że nie piję -

Spojrzał tak jakoś na mnie dziwnie. Jego oczy zjaśniały.

Pamiętam.- szepnął. I dodał:

Mówiłeś, że przestałeś pić z powodu jakiejś tam ….kobiety?

Tak, Panie – odpowiedziałem.- z powodu Kobiety.-.

 

I w tym momencie puściły mi nerwy. I zacząłem tłumaczyć staremu pijakowi, jak to jest. Że pijesz, że ćpasz. Że niszczysz siebie i cały swój świat bez chwili opamiętania. I że nigdy, nigdy, nigdy nie przestaniesz tego robić….. dla siebie. Bo nie ma siebie, nie ma Ciebie. Nie ma mnie. Niczego. I nie ma nic na czym może ci zależeć.

 

Żaden pijak nie przestanie pić dla samego siebie. I to są brednie kretyńskich psychoterapeutów.

Bo jeżeli ktoś pije na zabój, to nie ma powodu, żeby temu zabojowi się przeciwstawić. I gówno prawda, że ktoś wyjdzie z nałogu bo Ty go natchniesz. Możesz wchodzić przez zamknięte drzwi, możesz krzaki płonące pokazywać Mojżeszowi, albo rozstępować wody morza Czerwonego przed ekipą. Ale nie sprawisz, żeby ktoś przestał pić dla Ciebie. Zbyt niewielki jesteś wobec miłości.

Piliśmy razem tyle lat, że to wiesz. Wiesz doskonale, bo to Ty ciągle przynosiłeś mi flaszki….

Rozkrzyczałem się.

Jahwe usiadł w fotelu.

Nie wiadomo jak zdematerializował flaszkę Dalmore 64 Trinitas.

Wierzysz w tę KOBIETĘ? – spytał.

Tak, Jahwe.

Zasępił się. Spochmurniał. Wsparł głowę na dłoni i zapatrzył się w nicość. Kawa ostygła, słowiki przestały kląskać. Świtało. W końcu po chwili trwającej wieczność spojrzał na mnie i powiedział:

Takie tam, jaja. Dobrze mi się z Tobą balowało. Teraz Cię opuszczę, ale przedstawię Ci kogoś.-

Jak to opuścisz? Boże. Całe życie byłeś ze mną- wyszeptałem.

W tym momencie z nicości zmaterializował się człowiek.

W długiej, białej szacie, Twarz ni to Żyda, ni to Araba. Krótko przycięte, poskręcane włosy. Krótka broda. Oliwkowa cera. I oczy jakieś, takie znajome. Błękitne. Nie palestyńskie. Ciepłe i dobre.

A w chwilę po nim zmaterializował się następny. W białej todze, wysoki, mężny. Na ramionach miał odznaki wysokiego dostojeństwa. Z całej jego postury bił fakt władzy nad światem doczesnym. I duma. I zadowolenie. Stanął przy Tym pierwszym, opuścił głowe i wbił wzrok w parkiet mojego pokoju.

W osłupieniu czekałem na finał. Bóg mnie opuścił. Przyszli …Czarci?

Jahwe powoli skierował wzrok w moją stronę.

Nie będę już pił z Tobą.-powiedział.

Od dziś oddaję Ciebie i Twoja Kobietę pod opiekę mojego Syna.

Spojrzałem na Araba. Z kimś mi się kojarzył…

Syna?- zapytałem.

Tak, Syna.- odpowiedział Bóg.

Pozwól, że Ci przedstawię. To mój Syn, Jeszua. Od dziś będzie się opiekował Tobą i Twoją Kobietą.

A mnie odstawienie gorzały też dobrze zrobi.- powiedział i znikł.

Oczy moje zwróciły się w stronę Jezusa. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Ale jedno pytanie cisnęło mi się na usta.

Kim jest ten Obywatel obok Ciebie, Domine?-

Jeszua uśmiechnął się i powiedział

To Pontius Pilatus, rzymski prefekt Judei.-

Chodzi za mną, pilnuje, aby nie stała mi się krzywda, jest jakby osobistym ochroniarzem. Ale także i przyjacielem i doradcą w trudnych sprawach…- dokończył.

Tak ukarał go Twój Ojciec? -Zapytałem

O, nie. – odpowiedział Jezus. – Mój ojciec nikogo nie może ukarać. To by było zaprzeczeniem jego istoty. On jest nieskończonym dobrem.

- Piłat sam sobie wymyślił taką pokutę.-

 

Piotr Wrześniowy

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • mjo 07.11.2014
    Szastasz mądrymi nazwiskami na lewo i prawo, ale robisz to tak chaotycznie, że szkoda gadać. Brakuje mi tu spójności. Sprawiasz wrażenie jakbyś coś tam kiedyś poczytał i przyszedł tutaj, żeby się pochwalić. Daję 5, bo treść wraz z przesłaniem na to zasługują, ale forma jest okropnie męcząca.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania