Pionki (cz.1)

( Na razie ugrzązłem w miejscu. Mam w głowie ogólny zarys ale jakoś pisanie nie idzie. Jestem ciekaw waszych opinii i rad względem fabuły, postaci i narracji)

 

 

– Jesteś pewien Pawn, że niepotrzebna ci już pomoc? – Zapytała Julita zamykając powoli drzwi do stodoły.

Pewnym ruchem rozłupałem ostatnią kłodę drewna.

– Tak możesz iść – odparłem. – Zaraz ci tylko zapłacę i….

– Nie robię tego dla pieniędzy – oznajmia stanowczo. – Po śmierci ojca zostałeś sam z całym gospodarstwem. Pojedyncza osoba nie da sobie rady dlatego…

– Wiem, o co ci chodzi – przerywam jej. Odłożyłem siekierę na miejsce i spojrzałem na nią. - Ojciec mi zawsze powtarzał, żebym zawsze odwdzięczał się za uzyskaną pomoc. Więcej niż pół korony ci nie mogę dać, ale chociaż tak się odwdzięczę.

Julita przez chwilę przygryza nerwowo dolną wargę a w dłoniach mieli swój szary czepek. Patrze i nie mogę wyjść z podziwu dla jej urody. Jasne długie blond włosy splecione w długi warkocz obwiązany wokół głowy by nie przeszkadzał w robocie. Jeszcze jej oczy. Zielone jak świeża wiosenna trawa. Czyste i pełne życia.

Przystojna dziewczyna dla przystojnego chłopaka.

Czyli nie dla mnie.

- Poczekaj tu a ja zaraz przyniosę sakiewkę – obracam się na pięcie i biegnę do chałupy.

Dom jest mały z trzema pokojami. Kuchnia, duży pokój z kominkiem i sypialnia z dwoma łóżkami, którą kiedyś dzieliłem z ojcem. Kiedy tata żył bywały takie momenty, kiedy marzyłem tylko o tym, by mieć własny pokój. Teraz będę miał dla siebie nie cały pokój, ale cały dom oraz gospodarstwo. Aż chce się powiedzieć uważaj czego sobie życzysz, bo może się spełnić.

Ojciec miał racje, kiedy mówił, że lepiej, jeżeli niektóre nasze życzenia pozostaną niespełnione.

Sakiewkę wypełnioną dwudziestoma pięcioma srebrnymi orłami zgarnąłem z zamykanej na klucz szkatułki w dużym pokoju. Zgarnąłem ją i szybko wrócił na dwór gdzie dalej czekała Julita. Podszedłem do niej i wcisnąłem jej pieniądze niemal na siłę.

- Bierz proszę i się nie kłuć. Dobrze wiem, że u was ciężko.

- Ale tak brać pieniądze od przyjaciela?

Mimowolnie się uśmiechnąłem. Z powodu rozległych oparzeń na moich ciele nie mam zbyt wielu przyjaciół.

- Nie dostajesz ich za nic – oznajmiam. - Teraz wracaj do domu, bo niedługo zapadnie noc i uważaj na siebie.

- Ty też na siebie uważaj Pawn – woła na pożegnanie,

 

Stary zegar z kukułką wybił północ a ja dalej nie mogłem spać. Z braku lepszego pomysłu zapaliłem w dużym pokoju lampę oliwną i usiadłem na starym krześle pokrytym skórami dzikich zwierząt. Ojciec bardzo lubił to krzesło. Kiedy byłem mały często siadał na tym krześle, brał mnie na kolana i opowiadał różne historie.

Piękne czasy, które już nie wrócą.

Zamykam oczy i wsłuchuję się w ciszę.

Jest ona taka smutna, taka dołująca. Mam ochotę krzyczeć. Tylko co mi to da? Jestem sam i muszę się z tym pogodzić.

Moje pogrążanie się w smutku przerwało energiczne pukanie do drzwi.

Kogo niesie o tej porze?

- Kto tam!? - wstaje z fotela i sięgam po pogrzebacz stojący koło kominka.

- Zmęczony i głodny wędrowiec mający długą podróż za sobą! Szukam noclegu i strawy, a i dobrem napitkiem nie pogardzę!

Powoli podchodzę do drzwi.

- Gospoda jest niedaleko. To tam powinieneś szukać noclegu.

- Byłem, ale karczmarz wyrzucił mnie za podrywanie jego córki.

Zatrzymałem się.

- Hildy?

- Nie wiem jak miała na imię, ale cycki miała genialne. Może otworzysz, bo tak przez drzwi źle się rozmawia nie sądzisz?

Odciągnąłem żelazną zasuwę i otworzyłem drzwi.

- Mam jedno wolne łóżko i mogę poczęstować zupą. Co do napitku tylko mięta.

Wędrowiec na chwilę skrzywił się na dźwięk słowa „mięta”, ale zaraz potem znów się uśmiechnął.

- Jakoś przeżyję młodzieńce.

 

Mężczyznę zaprowadziłem do dużego pokoju, a potem udałem do kuchni. Nalałem do małego kociołka trochę zupy jarzynowej, rozpaliłem w kamiennym piecyku i zostawiłem na ogniu. Szybko wróciłem do dużego pokoju. Czułem się nieswojo goszcząc obcego w domu. Zevra to mała wioska i wszyscy się tu znają. W gospodzie czasem można spotkać podróżnych, ale to i tak rzadko.

Byłem podekscytowany, a zarazem przerażony. Facet, mimo że na pewno był już sporo po czterdziestce to wydawał się pełen życia. Wysoki, dobrze zbudowany o dłoniach wielkich jak bochenki chleba. Włosy ścięte na jeża, jak i broda były całkowicie siwe. Jedyną rzeczą jaka przeczyła jego wiekowi to jego oczy. Były one pełne życia.

Mężczyzna siedział na drewnianym krześle mojego ojca. Po lewej stronie tuż obok spoczywał pokaźnych rozmiarów plecak z masą kieszonek i przegródek.

- Zupa zaraz będzie gotowa panie?

- Belvachir Zavrases – przedstawił się uprzejmie gość wstając na chwile i kłaniając się w pasie.

- Dziwne i trudne do wymówienia imię – zauważam z lekkim uśmieszkiem.

- Takie mi matula nadała i cóż z tym zrobić – wzrusza ramionami. - Możesz mi mówić Bleva.

- Tak mówią do pana przyjaciele?

Na twarzy Bleva wykwitł tajemniczy uśmiech.

- Ludzi, których mogłem nazwać przyjaciółmi niestety dawno zabrał czas. Zostali tylko moi wrogowie i dłużnicy.

Czas to złodziej, który kradnie nam tych, których kochamy. W tej chwili zapałałem sympatią do tego mężczyzny.

Wróciłem do kuchni. Zgasiłem piecyk, chwyciłem za chochlę i nalałem trochę zupy do ceramicznej miseczki. Jeszcze tylko sięgnąłem po drewnianą łyżkę i wróciłem do głównego pokoju. Zupę postawiłem na stoliku przednim a sam usiadłem na wprost niego na drugim krześle.

- Na Złotą Lisicę! Tak jestem głodny – zawołał biorąc się za pałaszowanie. Nagle jednak przerwał wyczuwając mój wzrok. - No co?

- Nic tylko pierwszy raz słyszę jak ktoś wypowiada głośno imię bogini złodziei. Czy jest pan złodziejem?

Głupi – warknąłem na siebie w duchu. Nawet jeżeli jest złodziejem to nie powie prawdy więc na co ty liczysz.

- W życiu zajmowałem się wieloma rzeczami w tym i kradzieżą. Nie jakąś podrzędną, ale tą z najwyższej ligi.

- W sensie, że? - zapytałem zbity z tropu. Nie spodziewałem się szczerości a tym bardziej że przyzna się do tego tak beztrosko.

- Okradałem szlachtę i to z całkiem zacnych sum – Bleva niemal się chwalił. - Jeżeli chcesz to mogę i opowiedzieć jak kiedyś z przyjacielem okradliśmy Konklawe!

- Ma mnie pan chyba za idiotę, jeżeli sądzi pan, że uwierzę w taką głupot – prychnąłem nie ukrywając rozbawienia. - Nikt nie jest tak głupi, żeby nawet spróbować okraść Konklawe.

- Wiara to rzecz względna i osobista – mężczyzna wydał się urażony moim rozbawieniem. - Ale mylisz się co do jednego. Konklawe to wredna suka, która ma pamięć absolutną i nigdy nie wybacza, ale można ją okraść. Wymaga to masy odwagi i szaleństwa, ale nie ma jednego bez drugiego a nam w tamtych czasach żadnych z tych rzeczy nie brakowało. Co cię tak bawi?

- Ojciec zawsze powtarzał, że nie ma odwagi bez szaleństwa.

Bleva przytakną z aprobatą.

- Mądry człowiek. Można wiedzieć gdzie jest?

- Umarł trzy dni temu.

Oboje zamilkliśmy i trwaliśmy w tej niezręcznej ciszy przez pewien czas.

- Przyjmij moje kondolencje chłopcze – w końcu odezwał się mężczyzna.

- Dziękuję, ale może pan zdradzi cel swojej podroży? - usilnie chciałem zmienić temat. Ta cała ponura atmosfera tylko mnie jeszcze bardziej dobijała. - Ma pan jakąś sprawę w Zevra czy tylko przejazdem.

Bleva skrzywił się jakby nie był pewien czy chce odpowiadać na moje pytanie, ale zaraz grymas zniknął a zastąpił je wyraz zmęczenia. W słabym świetle lampy w tej chwili wydał mi się naprawdę stary. Nawet jego pełne życia oczy przygasły.

- Wbrew zdrowemu rozsądkowi postanowiłem odwiedzić przyjaciela – zaczął. - Niestety z tego, co się dowiedziałem zmarło mu się tak z…. - nagle urwał a jego oczy ożyły. - Powiedziałeś, że twój ojciec umarł trzy dni temu? Jak się nazywał?

- Gary Rainers.

Bleva podniósł się nagle z krzesła. Jego oczy świdrowały mnie na wylot jakby czegoś we mnie szukał. Chwilę tak trwaliśmy aż nie zaczął się nagle śmiać.

- Nie dość, że stary i głupi to jeszcze ślepy. Jak mogłem się nie domyśleć! Przecież jak się lepiej przyjrzeć to jesteście tacy sami.

Wstałem z krzesła.

- O czym pan mówi. Czyżby znał pan mojego ojca?

Bleva nie odpowiedział tylko chichotał pod nosem sam do siebie. Przez chwilę nawet pomyślałem, że mam do czynienia z szaleńcem, ale nagle spoważniał. Kiedy nasze oczy się spotkały wiedziałem, że człowiek przede mną na pewno nie jest szaleńcem.

- Wolę uniknąć opowiadania długich historii, ale jeżeli będzie trzeba to o wszystkim ci opowiem — wydawał się spięty. – Widzę, że nosisz sisles. To dobrze. – usiadł z powrotem na krześle.

Bezwolnie sięgnąłem do małego okrągłego kawałka metalu zawieszonego na skórzanym rzemieniu. Ojciec dał mi go dokładnie tydzień temu dzień przed osiemnastymi urodzinami. Niby zwykły kawałek metalu, ale od chwili kiedy go założyłem ciągle bez przerwy mienił się tak jak opal. Na początku dziwnie się z nim czułem, ale ojciec kazał mi przysiąść, że nigdy go nie zdejmę.

Może jestem szalony, ale czuje się jakby ten kawałek metalu wysysał zemnie energie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 28.02.2016
    Cześć, dawno Cię nie widziałam :)

    ,,Mam w głowie ogólny zaraz'' - ?
    ,, dolną wargę a w dłoniach'' - przed ,,a'' przecinek
    ,,Przystojna dziewczyna'' - raczej o dziewczynach nie mówi się, że są przystojne :(
    ,,Teraz będę miał dla siebie nie cały pokój,'' - tu dodałabym słowo tylko: Teraz będę miał dla siebie nie tylko cały pokój,
    ,,stoliku przednim a sam usiadłem'' - tu przed nim i przecinek przed ,,a''
    ,,opowiedzieć jak kiedyś z przyjacielem okradliśmy'' - przed ,,jak'' przecinek
    ,,że uwierzę w taką głupot'' - głupotę
    ,, skrzywił się jakby nie był pewien'' - przed ,,jakby'' przecinek i w tym samym zdaniu przecinek przed ,,a''
    ,,Chwilę tak trwaliśmy aż nie zaczął się nagle śmiać.'' - tu przecinek przed ,,aż''
    ,,nie odpowiedział tylko chichotał '' - tutaj przed ,,tylko''
    ,, będzie trzeba to o wszystkim ci opowiem '' - przecinek przed ,,to''
    ,, ale czuje się jakby ten'' - tu przecinek przed ,,jakby''

    Opowiadanie ciekawe :) Zaintrygowała mnie postać starca, o którym nie wiem, co myśleć. Może to, co mówi jest prawdą, a może idealnie wykorzystał sytuację. Nie zdradziłeś też, dlaczego chłopak ma poparzoną twarz, ale o czymś przecież musisz pisać w kolejnych częściach :)
    Co do narracji,nie lubię czasu teraźniejszego. Może dlatego, że sama nie czuję się w nim dobrze. Całość interesująca i chętnie przeczytam ciąg dalszy :)
  • O kobiecie można powiedzieć ze jest przystojna. Teraz się tak nie robi ale jest to poprawne. Dzięki że dałaś znać o błędach. Jak będę miał czas to poprawię.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania