Ritha to tylko przeróbka Burnsa, z najbardziej znanego tomu jego wierszy "The Merry Muses of Caledonia ", ale też najmniej chyba czytanego...
Where will we get a coat to Johnie Scott,
Amang us maidens a'?
Whare will we get a coat to Johnie Scott,
To mak' the laddie braw;
There's your c—t hair, and there's my c—t hair,
An' we'll twine it wondrous sma';
An' if waft be scarce, we'll cow our a—e,
To mak' him kilt an' a'.
Ritha Nie jest ani głupie, bo to bardzo znany tom wierszy i lubiany, ohydne to kwestia gustu, a kradzione nie jest, bo każdy może sobie zrobić swoją wersję, wiersze są w domenie publicznej... Ja rozmawiam merytorycznie, a ty się kierujesz uczuciami :)
Ritha Oj tam, przesadzasz, nie mogę za każdym razem pisać o kurach, bo to już było w 2012, tu zrobiłem lewy przekład w 2016 albo 17. Musiałbym nad tym siedzieć długo, żeby był dobry, przykro mi, tak wyszło o naszych poetkach :(
Z poezją jest tak, że i ta chujowa znajdzie zwolenników, i ta najlepsza - przeciwników. Tu jest ciekawie, przewrotnie - można byłoby trochę przycenzurować te cipki na c–pki, ale nie ma co też popadać w paranoję. Jak się komuś nie podoba, to nie ma o co robić zadymy.
Imho powinieneś napisać, że to przeróbka gdzieś w obszarze tekstu. Na dole na przykład, w post scriptum.
Wiesz, Buczyborze, wiersz dzisiaj wywołał jakieś emocje, a jakie musiał wywoływać, kiedy powstał, fiu, fiu... Ja tam akurat lubię podobne wiersze Fredry np., takie też są potrzebne.
... jednak te cipki tak wprowadzone, w kontraście albo i bez kontrastu jakiegokolwiek z płaszczem, że te włosy z cipki stają żartem tak miękkim, jak najlepsza przędza. Bardzo przewrotne. Wiadomo - tylko dla koneserów tego typu żartu.
Jak zauważył Stefan, Fredro to ten sam sznyt – wydźwięk wulgaryzmów zastosowanych w bajce/abstrakcji łagodnieje, infantylizuje się.
Puenta z dupami rozwala system :P
Ode mnie coś mojego, miłej lektury.
Baśń o Smoczycy Piździcy
Z nieba pada zimny deszczyk,
Wnet Cię, czytelniku, dreszczyk
Przy bajeczce tej ogarnie
I w majteczkach zrobi stajnie:
Chłopcu fiutek się rozwiąże,
– Mój ty niewyżyty książę,
A dziewczynie wnet jej piczka
Się zaślini – Boś księżniczka.
Jeszcze nad to przydać muszę,
Bo w tej baśni z lekka kuszę
– Czytelniku, na zaś pytam,
Czy już swędzi twoja pyta?
Pewny chcę być, czytelniczko,
Czy już bawisz się swą piczką?
Jeśli rzeknie czytelniczka:
– „Ach, jak swędzi moja piczka”,
A i kiedy już czytelnik
Wkłada chuja w ciepły piernik,
I gdy wszyscy się pierniczą,
Baśń już mogę zacząć byczą.
Tak więc bajka rozpoczęta,
Ruchać, jebać się, bydlęta!
Siedział dziadek na bujanym
Swym fotelu rozruchanym,
Trzymał w zębach starą fajkę
I pierdolił wnukom bajkę:
Za górami, za lasami,
Za siedmioma Bałtykami,
Tam, gdzie chuje, geografy,
Nie zbadały jeszcze rafy,
Tam, gdzie fiuty, historycy,
Nie zbadali starej piczy,
A zaś archeologowie
Nie grzebali się w jej rowie,
Tej krainy oczywistej –
Landu Smoczycy Piździstej.
Stara wyga mieszka w norze,
Jak podejdziesz to, mój boże!
Na sposobów sto wygrzmoci,
Później dziecko twe wykoci.
I wychowuj chuja potem,
Który tylko jest kłopotem,
Bo jak matka, ci wpierdoli
W dupę kutas, a to boli.
No, więc ludzie omijali
Smoczą jamę, spierdalali,
Kiedy Smoczyca Piździsta
Ryczy, że jej pizda czysta,
Iż umyła ją nad morzem
– woda cała wyszła, boże,
Na waginę o wielkości
Poły landu, mój waszmości.
Item, kiedy szła na miasto,
Ugnieść sobie w cipie ciasto,
Z kilometra czuli ludzie,
Że już cieknie jej po udzie
– budowali chyżo łódki,
Widząc, że Smoczycy sutki
Zaraz buchną mlekiem, Grecję,
Zrobię z landu lub Wenecję.
Tratwy były do pływania,
Stroje nurka – nurkowania.
Kąpać się nie było mowy,
W smoka płynach ustrojowych.
Wiosna, lato, jesień zima,
Nikt pomysłu na to ni ma,
Jak tu zrobić, by Smoczyca
I jej olbrzymiasta chcica,
Opuściła ten szalony
Land krainy pierdolony.
Dnia pewnego to królewicz,
Co przydomek ma Chujewicz,
Wpadł na pomysł całkiem z dupy:
Zrobić ze Smoczycy zupy.
– „Dania można jadać wiosną,
Może chuje nam urosną,
Można jadać je, gdy lato,
Cipka ci urośnie za to.
Bom Chujewicz i nie wierzę,
Że gdy wpierdolimy zwierzę,
Nie zrobimy się jak dzicy,
Jedząc mięso tej Piździcy”.
Król zaś rzeknie: – „Pojebany
Pomysł to, synu zjebany.
W głowie mają tylko picze
Moje syny, Chujewicze”.
– „Ale chuj” – pomyślał sobie.
– „Może z rady syna zrobię
Dla królestwa ocalenie,
Utnę raz to pierdolenie”.
I po landzie tej krainy
Ogłoszono zaręczyny:
Kto zabije tę Piździce,
Ugotuje w zupie picze,
Ten dostanie rękę damy,
Córki króla, Pizdojamy.
Ta zaś szybko przekonana,
Karze, dawno nie ruchana,
Namalować swoją cipkę,
Żeby przykładową pipkę
Zobaczyli wojownicy,
Dzielni smoka przeciwnicy.
Już malarze, dworskie chamy,
Układają Pizdojamy
Ciało, tak, by widzieć dobrze
Ciasną pizdę, nad nią bobrze,
To żeremie pełne włosów,
Rudych, czarnych, albinosów.
Wzięli nogi Pizdojamy
W dwa imadła i do jamy
Co nóż to wsadzają pędzle,
Robią spermą (tfu!) farbą frędzle.
Powieszano wnet obrazy,
W lesie całym, bez obrazy
– każde drzewo tutaj stało
Zaspermione twardą pałą.
Nie dziwota, chłopy zwykle
Do pizd w drzewach nie nawykłe.
W końcu chyży rycerz jedzie
Na swym gniadym pół-ogierze.
Patrzy, a na drzewie pizda
Wrosła jakby żywa glizda.
Wnet ptaszysko mu nasrało
Na łeb i tak powiedziało:
– „To jest szpara Pizdojamy,
Takie dziś nagrody mamy
Za ubicie tej Piździcy
I zrobienie zupy z piczy.
Tylko mój szlachetny woju,
Nie zabieraj się do boju,
Kiedy nie masz uzbrojenia,
Gdy twój kutas bez odzienia.
Oto taka ma przysługa,
Słuchaj, tu jest ścieżka długa
I zobaczysz tam pająka,
Który plecie sieci z bąka.
Ze śmierdzących bąków czyni
Najmocniejsze pajęczyny,
A że cuchną, odstraszają,
Smoki wszystkie spierdalają”.
Fruu, odleciał ptaszek mały.
Na odchodne nasrał w gały
Rycerzowi, co przeciera
Oczy z gówna i zdumienia.
Dzielny to był woj i srogi,
Więc zapuścił swoje nogi
We wskazane miejsce ptaszka
– bo ze smokiem nie igraszka.
Idzie długą ścieżką on do
Miejsca, w którym robi kondon
Pająk z pajęczyny, z bąków
– broń na smoki to pająków.
– „Masz tu, woju, dwa kondony,
Smok ten będzie wystraszony,
Kiedy swą gorącą pizdą
Kutas twój by sobie liznął”.
– „Ale czemu dwa kondony?”
– pyta rycerz poruszony.
Na co pająk mądrze rzecze,
że radzili tak w aptece.
Jedzie rycerz uzbrojony –
W jednej ręce miecz, kondony
W drugiej i przygotowany
Chce dziś ręki Pizdojamy.
Już się zbliża do pieczary,
Tam gdzie fiut nie witał stary,
Tylko młode dwa fleciki,
Tam zgubiły swe buciki,
Kiedy uciekały w dziczy,
Na ryk straszny tej Piździcy.
Ta akurat smacznie spała,
Bo Smoczyca już ruchała.
Także woj mógł miecza swego
Łatwo wsadzić pierdolonego.
Jak „nie” zamach wziął soczysty!
By nie mówić, że piździsty.
Jak „nie” chlusnął swą maczugą!
W smoczą cipę wielką, długą.
Jak mu żyły nabrzmiewały!
Mięśnie grube się stawały!
Ile on to dupy włożył,
Żeby smok już się ukorzył.
Ale co tu? Co za dziwy?
Smok nie zdycha, lecz jest chciwy
– ta Smoczyca już wypina
Swoją dupę, by zapinać.
Wtedy to się okazało,
Że woj dźgał ją gołą pałą!
Bo w tym całym podnieceniu
Woj zapomniał o zbrojeniu.
Dwa kondony nie nałożył
– będzie on na dzieci łożył...
I nie będzie wydymana
Ta księżniczka Pizdojama.
Zupy też nie zjedzą bycze
Królewicze Chujewicze.
A na landzie tej krainy
Szukaj tylko wazeliny.
Totalne bezguście, oryginał zresztą też.
Tyle na plus, że rymowaniec ma rytm.
Ekshibicjonizm w Sieci, a nie nagle zza krzaka.
Kiedyś mój pies pogonił takiego, z niezapiętym płaszczem znalazł się na zatłoczonej ulicy. Mało nie wpadł pod tramwaj.
Ale cóż, pobitemu przez choróbsko, trza wybaczać:)
Komentarze (45)
Oczu pan dobrześ nie otwarł a wypisujesz pan takie bezeceństwa xD
Padłyby z wrażenia xDDD
(nie oceniam)
nabił poetki na dzidę
Where will we get a coat to Johnie Scott,
Amang us maidens a'?
Whare will we get a coat to Johnie Scott,
To mak' the laddie braw;
There's your c—t hair, and there's my c—t hair,
An' we'll twine it wondrous sma';
An' if waft be scarce, we'll cow our a—e,
To mak' him kilt an' a'.
Także no offense, co złego to nie Stefan!
to z nich uprzędziemy płaszcz dla Stefana,
a jeśli nam włosów na cipkach braknie, zgolimy dupy,"
Zajebiście ciekawe. Srać takim na głównej byłoby mi serio wstyd.
O kurach było lepsze.
Imho powinieneś napisać, że to przeróbka gdzieś w obszarze tekstu. Na dole na przykład, w post scriptum.
Jak zauważył Stefan, Fredro to ten sam sznyt – wydźwięk wulgaryzmów zastosowanych w bajce/abstrakcji łagodnieje, infantylizuje się.
Puenta z dupami rozwala system :P
Ode mnie coś mojego, miłej lektury.
Baśń o Smoczycy Piździcy
Z nieba pada zimny deszczyk,
Wnet Cię, czytelniku, dreszczyk
Przy bajeczce tej ogarnie
I w majteczkach zrobi stajnie:
Chłopcu fiutek się rozwiąże,
– Mój ty niewyżyty książę,
A dziewczynie wnet jej piczka
Się zaślini – Boś księżniczka.
Jeszcze nad to przydać muszę,
Bo w tej baśni z lekka kuszę
– Czytelniku, na zaś pytam,
Czy już swędzi twoja pyta?
Pewny chcę być, czytelniczko,
Czy już bawisz się swą piczką?
Jeśli rzeknie czytelniczka:
– „Ach, jak swędzi moja piczka”,
A i kiedy już czytelnik
Wkłada chuja w ciepły piernik,
I gdy wszyscy się pierniczą,
Baśń już mogę zacząć byczą.
Tak więc bajka rozpoczęta,
Ruchać, jebać się, bydlęta!
Siedział dziadek na bujanym
Swym fotelu rozruchanym,
Trzymał w zębach starą fajkę
I pierdolił wnukom bajkę:
Za górami, za lasami,
Za siedmioma Bałtykami,
Tam, gdzie chuje, geografy,
Nie zbadały jeszcze rafy,
Tam, gdzie fiuty, historycy,
Nie zbadali starej piczy,
A zaś archeologowie
Nie grzebali się w jej rowie,
Tej krainy oczywistej –
Landu Smoczycy Piździstej.
Stara wyga mieszka w norze,
Jak podejdziesz to, mój boże!
Na sposobów sto wygrzmoci,
Później dziecko twe wykoci.
I wychowuj chuja potem,
Który tylko jest kłopotem,
Bo jak matka, ci wpierdoli
W dupę kutas, a to boli.
No, więc ludzie omijali
Smoczą jamę, spierdalali,
Kiedy Smoczyca Piździsta
Ryczy, że jej pizda czysta,
Iż umyła ją nad morzem
– woda cała wyszła, boże,
Na waginę o wielkości
Poły landu, mój waszmości.
Item, kiedy szła na miasto,
Ugnieść sobie w cipie ciasto,
Z kilometra czuli ludzie,
Że już cieknie jej po udzie
– budowali chyżo łódki,
Widząc, że Smoczycy sutki
Zaraz buchną mlekiem, Grecję,
Zrobię z landu lub Wenecję.
Tratwy były do pływania,
Stroje nurka – nurkowania.
Kąpać się nie było mowy,
W smoka płynach ustrojowych.
Wiosna, lato, jesień zima,
Nikt pomysłu na to ni ma,
Jak tu zrobić, by Smoczyca
I jej olbrzymiasta chcica,
Opuściła ten szalony
Land krainy pierdolony.
Dnia pewnego to królewicz,
Co przydomek ma Chujewicz,
Wpadł na pomysł całkiem z dupy:
Zrobić ze Smoczycy zupy.
– „Dania można jadać wiosną,
Może chuje nam urosną,
Można jadać je, gdy lato,
Cipka ci urośnie za to.
Bom Chujewicz i nie wierzę,
Że gdy wpierdolimy zwierzę,
Nie zrobimy się jak dzicy,
Jedząc mięso tej Piździcy”.
Król zaś rzeknie: – „Pojebany
Pomysł to, synu zjebany.
W głowie mają tylko picze
Moje syny, Chujewicze”.
– „Ale chuj” – pomyślał sobie.
– „Może z rady syna zrobię
Dla królestwa ocalenie,
Utnę raz to pierdolenie”.
I po landzie tej krainy
Ogłoszono zaręczyny:
Kto zabije tę Piździce,
Ugotuje w zupie picze,
Ten dostanie rękę damy,
Córki króla, Pizdojamy.
Ta zaś szybko przekonana,
Karze, dawno nie ruchana,
Namalować swoją cipkę,
Żeby przykładową pipkę
Zobaczyli wojownicy,
Dzielni smoka przeciwnicy.
Już malarze, dworskie chamy,
Układają Pizdojamy
Ciało, tak, by widzieć dobrze
Ciasną pizdę, nad nią bobrze,
To żeremie pełne włosów,
Rudych, czarnych, albinosów.
Wzięli nogi Pizdojamy
W dwa imadła i do jamy
Co nóż to wsadzają pędzle,
Robią spermą (tfu!) farbą frędzle.
Powieszano wnet obrazy,
W lesie całym, bez obrazy
– każde drzewo tutaj stało
Zaspermione twardą pałą.
Nie dziwota, chłopy zwykle
Do pizd w drzewach nie nawykłe.
W końcu chyży rycerz jedzie
Na swym gniadym pół-ogierze.
Patrzy, a na drzewie pizda
Wrosła jakby żywa glizda.
Wnet ptaszysko mu nasrało
Na łeb i tak powiedziało:
– „To jest szpara Pizdojamy,
Takie dziś nagrody mamy
Za ubicie tej Piździcy
I zrobienie zupy z piczy.
Tylko mój szlachetny woju,
Nie zabieraj się do boju,
Kiedy nie masz uzbrojenia,
Gdy twój kutas bez odzienia.
Oto taka ma przysługa,
Słuchaj, tu jest ścieżka długa
I zobaczysz tam pająka,
Który plecie sieci z bąka.
Ze śmierdzących bąków czyni
Najmocniejsze pajęczyny,
A że cuchną, odstraszają,
Smoki wszystkie spierdalają”.
Fruu, odleciał ptaszek mały.
Na odchodne nasrał w gały
Rycerzowi, co przeciera
Oczy z gówna i zdumienia.
Dzielny to był woj i srogi,
Więc zapuścił swoje nogi
We wskazane miejsce ptaszka
– bo ze smokiem nie igraszka.
Idzie długą ścieżką on do
Miejsca, w którym robi kondon
Pająk z pajęczyny, z bąków
– broń na smoki to pająków.
– „Masz tu, woju, dwa kondony,
Smok ten będzie wystraszony,
Kiedy swą gorącą pizdą
Kutas twój by sobie liznął”.
– „Ale czemu dwa kondony?”
– pyta rycerz poruszony.
Na co pająk mądrze rzecze,
że radzili tak w aptece.
Jedzie rycerz uzbrojony –
W jednej ręce miecz, kondony
W drugiej i przygotowany
Chce dziś ręki Pizdojamy.
Już się zbliża do pieczary,
Tam gdzie fiut nie witał stary,
Tylko młode dwa fleciki,
Tam zgubiły swe buciki,
Kiedy uciekały w dziczy,
Na ryk straszny tej Piździcy.
Ta akurat smacznie spała,
Bo Smoczyca już ruchała.
Także woj mógł miecza swego
Łatwo wsadzić pierdolonego.
Jak „nie” zamach wziął soczysty!
By nie mówić, że piździsty.
Jak „nie” chlusnął swą maczugą!
W smoczą cipę wielką, długą.
Jak mu żyły nabrzmiewały!
Mięśnie grube się stawały!
Ile on to dupy włożył,
Żeby smok już się ukorzył.
Ale co tu? Co za dziwy?
Smok nie zdycha, lecz jest chciwy
– ta Smoczyca już wypina
Swoją dupę, by zapinać.
Wtedy to się okazało,
Że woj dźgał ją gołą pałą!
Bo w tym całym podnieceniu
Woj zapomniał o zbrojeniu.
Dwa kondony nie nałożył
– będzie on na dzieci łożył...
I nie będzie wydymana
Ta księżniczka Pizdojama.
Zupy też nie zjedzą bycze
Królewicze Chujewicze.
A na landzie tej krainy
Szukaj tylko wazeliny.
A i drodzy, moi mili:
Czy Smoczycę Wy piździli.
Tyle na plus, że rymowaniec ma rytm.
Ekshibicjonizm w Sieci, a nie nagle zza krzaka.
Kiedyś mój pies pogonił takiego, z niezapiętym płaszczem znalazł się na zatłoczonej ulicy. Mało nie wpadł pod tramwaj.
Ale cóż, pobitemu przez choróbsko, trza wybaczać:)
Taka moja opinia. Bez oceny.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania