P.n.e - Po Naszej Erze #3 - The Day Will Come When You Won't Be
- Opuścić broń - rozkazała postać, gdy tylko dym po serii strzałów opadł.
Zdejmując kask, oczom właścicieli Zandahiańskiej Dziwki ukazała się kobieta. Piękna, młoda, z lśniącymi brązowymi włosami i przenikającym wzrokiem osoba była człowiekiem. Luke nie potrafił przetrawić tej myśli. Oślepiony prawdą, opuścił ręce, nadal klęcząc na metalowej podłodze.
- Przecież... wy... ja myślałem... jak...? co...? - Zdziwiony bohater patrzył na nią, próbując skleić jakiekolwiek zdanie.
- Wstańcie - powiedziała kobieta, lekko uśmiechając się i wyciągając dłoń do kapitana statku. - Już nic wam nie grozi. Nazywam się Elizabeth Peit. Jesteśmy z ruchu oporu.
- Ja jestem Luke. Luke... - Łapiąc za dłoń kobiety, by się podnieść, nie zdążył dokończyć.
- Gadel. Tak. Wiem. - Twarz kobiety spoważniała. - Widzisz, nie jesteśmy tu przypadkiem. Więcej informacji jednak gdzie indziej. Tu nie jest bezpiecznie. Powinniśmy ruszać, póki nie pojawili się żadni świadkowie. Chciałabym zaprosić cię na pokład oraz prosić twojego kompana, by leciał za nami w stronę bazy. - Oboje kiwnęli jednocześnie w milczeniu, jak zaczarowani. - Doskonale. Ruszajmy!
23. 20. 3460 r. Sektor Mgławic Włogoji
- Czas ekspedycyjny czterdzieści dwie godziny ziemskie. Cel znaleziony. Podróż powrotna zainicjowana pomyślnie, bez przeszkód. Koniec nagrania. - Elizabeth wcisnęła przycisk zapisu przy konsoli sterującej i odwróciła się do Luke'a. - Dobrze, zacznijmy więc. - Usiadła przy tym samym okrągłym, szarym stole z wieloma mapami, planami i notatkami, przy którym siedział bohater i czekała, aż coś z siebie wykrztusi.
- Jaa... mam tak wiele pytań - powiedział nieśmiało.
- Tak, to zrozumiałe. Pytaj więc bez krępacji, a ja postaram się wszystko na spokojnie wytłumaczyć. - Kapitan złożyła dłonie.
- Jakim cudem ty i reszta żyjecie? - mówiąc przeleciał wzrokiem część członków załogi, która także była pochodzenia ziemskiego. - Przez tyle lat myślałem, że zostałem sam. Że nie zobaczę więcej, kogoś takiego jak ty.
- Od czego tu zacząć... Podczas Ostatecznej Wojny, Ziemia, jak zapewne wiesz, nie podporządkowała się. Odmówiła posłuszeństwa, co zaskutkowało skazaniem na śmierć całej planety. Ludzie najczęściej chcą przemilczeć opowieści o tym, jak to wyglądało. To smutna historia, pełna rozlewu krwi i śmierci niewinnych istot. Najistotniejsze jest jednak, jak dość sporej grupie nas udało się przeżyć, bo to co widzisz to jedynie zalążek ludzkiej wytrwałości. Gdy ziemianie i Sprzątacze walczyli ze sobą, powstał z tłumu człowiek z ideą. Myślący chłodno i świadomy tego, że na starcie przegraliśmy bitwę o planetę, ale z nadzieją, że wojna o ludzkie życie nadal jest do wygrania. Zamiast bez sensu ginąć pod ostrzałem wroga, pracował nad planem ocalenia resztki. Po tygodniach nieprzespanych nocy, w pocie czoła stworzył ratunek. Ratunek w postaci zagłady. Nie dało się już ocalić planety. Wrogowie nie zaprzestaliby walk, póki Ziemia nie zostałaby zniszczona. Zbudował więc dwie bomby, o ogromnej sile rażenia, która miała rozszczepić na fragmenty planetę. Skumulował wszystkich ocalałych ludzi w jednym miejscu. Strefie, która według obliczeń miała być największym kawałkiem Ziemi. Uruchomił pole ochronne, które miało zablokować powierzchniową falę wybuchu oraz utrzymać atmosferę i tlen, a następnie umieścił bomby na obu biegunach, nastawiając czas. W modlitwach o pomyślność, ludzkość stała, obserwując ostatni raz zachód słońca na swojej planecie. Licznik wybił zero. Szansa na powodzenie nie była ogromna, lecz udało się. Przegraliśmy, by móc wygrać.
- Co było dalej? - zapytał mężczyzna z bladą twarzą po usłyszeniu historii.
- Wrogowie tłumaczyli sobie na wiele sposobów to wydarzenie. Ale najważniejsze, że odpuścili z przekonaniem, że wygrali. Minęły lata nad pracami, aby życie na asteroidzie z resztek Ziemi utrzymało się. Dopracowaliśmy osłony i inne systemy odpowiedzialne za to. Budowaliśmy dodatki pomagające ochronić nas przed wzrokiem nieprzyjaciela. Maskowanie oraz wiele sporych rozmiarów silników mogących sterować tęże asteroidą sprawiło, iż byliśmy nie do wykrycia, a dla pewności, ciągle w ruchu. To my stworzyliśmy ruch oporu. I to my nadal go utrzymujemy we współpracy z innymi, pragnącymi zmian istotami. - Elizabeth wzięła głęboki oddech. - Tak wiem, to wiele informacji i wydarzeń jak na jeden dzień. Niedługo się z nimi oswoisz.
- Mam ostatnie pytanie. Do czego wam ja? - Podrapał się po głowie.
- To już w bazie głównej przekaże ci kto inny. Tymczasem możesz odpocząć, gdyż czeka nas jeszcze kilka godzin podróży. Mike cię zaprowadzi do twojej kabiny. - powiedziała spokojnie, po czym wstała. - Muszę cię teraz przeprosić, ale mam jeszcze kilka raportów do zrobienia.
Luke w końcu również wstał i zaprowadzony do kajuty, położył się z rękoma za głową, patrząc w sufit i myśląc o tym wszystkim.
Komentarze (6)
Wiedziony tylko i wyłącznie własną chęcią, posiadając czasu w nadmiarze i totalnie nieprzymuszony przez nieprzejednane siły przyrody, postanowiłem se obadać, coś tu nawywijał.
Hebrajski tytuł – Error.
Idziem dalej.
"Zdejmując kask, oczom właścicieli Zandahiańskiej Dziwki ukazała się kobieta. Piękna, młoda, z lśniącymi brązowymi włosami i przenikającym wzrokiem postać, zdawała się być człowiekiem. " - taaa, więc ukazała się kobieta i zdziwienie, że "zdawała się być człowiekiem". Przed kanapkami jestem głupszy o 60%, więc przyjmijmy, że nie rozumiem.
"- Przecież... wy... ja myślałem... jak...? co...? - zdziwiony bohater patrzył na nią, próbując skleić jakiekolwiek zdanie. " - zdziwiony z wielkiej, bo nie jest to słowo odnoszące się bezpośrednio do wypowiedzi. Nie dookreśla jej.
"Ludzie najczęściej chcą przemilczeć opowieści jak to wyglądało. " - zabrakło "o tym"
Środkowa część tesktu bardzo fajna. Techniczna, nieprzeciągnięta.
"Maskowanie oraz wiele sporych rozmiarów silników mogących sterować tą że asteroidą sprawiło, iż byliśmy nie do wykrycia " - tąże/tęże – jakkolwiek, ale chyba razem.
No i już.
Bałem się, że idzie w patetyzm, ale się powstrzymałeś od zbyt wielkich słów. Uważam, że tekst na pewno ma swoją docelową grupę odbiorczą, że jej składowe gdzieś tu się wałęsają po portalu, jednak w tej grupie nie jestem niestety ja.
Wciąż uważam, że Twój tekst o podłożu religijnym, był najlepszym kawałkiem Twojego pisma. Tam był ognień, tutaj są dwie iskry.
Silna, pełnokrwista czwórka.
Ciaox.
"Zdejmując kask, oczom właścicieli Zandahiańskiej Dziwki ukazała się kobieta".
Widziałam już ten skrót przy poprzedniej części. Bardzo obrazowy, i fajnie pokazuje myślenie ludzi, dążące do uproszczeń. "Kochanka" brzmi wręcz pretensjonalnie w ustach prostego ludu.
A tak to... No wiesz :)
"Że nie zobaczę więcej, kogoś takiego jak ty."
Bez przecinka tu. Ponieważ jest to jedno zdanie, jedno orzeczenie w formie osobowej. Czyli bez.
Nie wiem, Lanc. Generalnie, od razu szczerze zaznaczam, że to nie jest mój gatunek. Całe sci-fi, od tego odbijam się treściowo.
I tak było tym razem.
Widzę ciekawy zamysł, ale mam wrażenie, że nie w pełni wykorzystany. Opowieść to jest jakiś sposób na pokazanie wydarzeń, ale czytelnik w tym nie uczestniczy, więc nie postrzega go jako do końca atrakcyjny.
To oczywiście ma szansę się rozwinąć dalej z fabułą, szczególnie, że to dopiero trzecia część.
Więc... Nie wiem.
Bez oceny. Przepraszam.
I pamiętaj, że to tylko moja subiektywna opinia. W dodatku poparta innym gustem literackim.
;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania